środa, 31 sierpnia 2016

Od Anguy

(c.d Ferishii)

Feri zniknęła, nie widziałam jej, lecz coś innego było gorsze. Moje skrzydła były coraz cięższe, nie umiałam unieść się wyżej w powietrze, coś ściągało mnie w dół niczym tysiące rąk. Z całych sił próbowałam wzlecieć, przepaść pochłaniała mnie. I wtedy poczułam to. Jakby ktoś rozciął mój umysł nożem na pół. Wszystkie myśli uleciały, została pustka. Zrobiło mi się słabo, nie umiałam wciągnąć do płuc powietrza. Skrzydła zamarły. Spadałam w dół. Starałam się, jakże bardzo chciałam na nowo wzbić się wyżej. Jednak nie umiałam się ruszyć. Z każdą próbą ruchu moją głowę zalewały wspomnienia. Matka w kałuży krwi, spalona wioska, ludzie chcący mnie zabić i następująca później krwawa masakra. Coś w mojej głowie krzyczało „To znowu ten wilk! Zabójca!!!”. Tysiące krzyków i jęków mieszało się ze sobą.
- Nie… Ra… Ratunku... -Wyszeptałam ostatkiem sił. Nadal spadałam, wokoło słyszałam furczenie wiatru. Nie był to przyjemny, letni wietrzyk, raczej mordercza wichura. Śpiewała w moich uszach pieśń o śmierci. Zacisnęłam powieki. A więc to jest mój koniec? Nagle … Poczułam coś dziwnego, tajemnicze uczucie owładnęło mną całkowicie, wymiotło natychmiast wszystkie złe wspomnienia. Nie byłam do końca pewna, co czuję, czy to była radość, smutek, rozpacz, złość...? Wszystkie możliwe uczucia złączyły się w jedno obezwładniające doznanie. Czułam to, czułam uczucia wszystkich otaczających mnie dusz. Słyszałam śmiech tysięcy wilków, widziałam wojnę i pokój. Byłam wszystkim i niczym. Czułam, że jestem przeszłością, teraźniejszością i przyszłością. Nie wiedziałam skąd to wiedziałam. Po prostu, wiedziałam! To dziwne uczucie trwało jedynie kilka sekund, lecz ja byłam pewna, że minęły setki lat! Moje oczy wręcz jarzyły się błękitnym blaskiem. Końcówka każdego włosa zabłysła oślepiającym blaskiem. Całe światło skumulowało się w okolicy serca i… Ogromna fala energii przetoczyła się po okolicy zrywając liście z drzew. Tajemnicza bariera zniknęła. Znów mogłam latać. Czym prędzej wylądowałam na skarpie. Moje serce biło jak oszalałe. Przed oczami migały błękitne iskierki. Głowa bolał niemiłosiernie. Nagle dziwne światło zasłoniło wszystko, widziałam jedynie kontury otaczającego mnie światła. Poczułam, że upadam.

Od Adary

(c.d Murtagha)

Otworzyłam swe powieki i mimowolnie ziewnęłam. Ta drzemka naprawdę dobrze mi zrobiła, już nie czułam się tak zmęczona. Nagle zauważyłam, że świat zaczyna mi się przekręcać przed oczami, nawet nie spostrzegłam jak spadłam z gałęzi. "Fajnie, lepszego miejsca na sen nie mogłam znaleźć" pomyślałam i lekko obolała wstałam. 
Miałam zamiar wziąć sobie krótką kąpiel więc skierowałam się do najbliższych zbiorników wody. 
Wychodząc z najgorszych krzaków dostrzegłam że przy brzegu siedzi jakiś wilk. Podeszłam do niego pomału i się mu przyjrzałam. Był to basior o lśniąco czarnej sierści. Serce nagle zaczęło szybciej bić. "Co się ze mną dzieje?" wzięłam kilka głębokich wdechów by się uspokoić . Chłopak mnie nie zauważył ponieważ był zajęty praniem peleryny. 
Usiadłam niedaleko niego i i wpatrywałam się uważnie co robi.
- Myślałam że pranie to praca dla kobiet.- wkońcu powiedziałam
Chłopak nagle wzdrygnął i rzucił na mnie wrogie spojrzenie. Wtedy dostrzegłam że ma oczy koloru czerwonego, bardzo mu pasowały a jeszcze ten błysk w nich...
Zachichotałam i czekałam na to aż coś powie.
- Kim jesteś i co tu robisz ? - spytał oschle 
Miałam zamiar trochę rozluźnić ten klimat ponieważ tak się napiął jak gumka w majtkach. 
- Em, jestem wilkiem i... nie jestem pewna, ale chyba siedzę - odpowiedź na poziomie geniusza, zachichotałam cicho i czekałam na reakcję basiora.

Maxwell

Wilk ten został uznany za zaginionego. Oznacza to, że nie napisał opowiadania w długim czasie. (Plus usunął mnie ze znajomych na Howrse. Nieładnie, nieładnie :/ )
Jeżeli jesteś właścicielem tego wilka i chcesz znów nim grać, poinformuj nas o tym.

http://rinermai.deviantart.com/

Od Murtagha

(c.d Adary)

Popatrzyłem znudzony na waderę. No naprawdę, jak można być takim wesołym?
- Czemu się uśmiechasz? - zapytałem po prostu, patrząc na nią z zimną wyższością. Tylko pospulstwo może mieć takie głupie uczucia, jak radość.
Zaraz zaczęła mi opowiadać historię swojego życia, więc kulturalnie jej wysłuchałem.
- Nie pozabijały "nas", bo ty żyjesz. - burknąłem, od niechcenia przykrywając ją malutką częścią swojego płaszcza. Niech zna łaskę pana.
- Powiedziałbym, że mi przykro, ale skłamałbym. Znieczulica i te sprawy.

(Adara?)

Adara



UWAGA!
Ten wilk jest uznany za zaginionego.
Oznacza to, że nie napisał opowiadania przez bardzo długi czas, oraz że straciliśmy kontakt z jego właścicielem.


Jeśli to Ty jesteś właścicielem tego wilka i chcesz, żebyśmy przywrócili go do bloga - napisz!


animewolfheart.deviantart.com

wtorek, 30 sierpnia 2016

Od Ferishii

(c.d. Anguy)

Każdy krok, który przybliżał mnie do rośliny, spowijał mnie gęstą mgłą przyjemności. Czułam się jak owinięta miękką, ciepłą kołdrą, która odgradzała mnie od wszystkich moich zmartwień. Jakby nic się nie liczyło - tylko ja, drzewo i przestrzeń między nami. 
Pod łapami miałam pustkę. Dół tak głęboki, że dostrzeżenie jego dna było niemożliwe. Czy się bałam? Nie, wręcz przeciwnie. Czułam się wolna. Nie było nic, co mogłoby mi stanąć na przeszkodzie - tylko ja, drzewo i przestrzeń między nami.
Byłam już tak blisko. Już prawie nie było przestrzeni między nami. Tylko ja i drzewo. 
Ale zaraz. Powinien być ktoś jeszcze.
Angua.
Przypomnienie sobie o jej istnieniu wyrwało mnie z transu. Zorientowałam się, w jakiej sytuacji się znajduję. Zauroczona nawoływaniem drzewa wpadłam pomiędzy wymiary. Jest to uczucie, którego nie da się opisać - to tak, jakby spróbować nadać określonemu dźwiękowi kolor albo smak. Widziałam Anguę - nie wzrokiem - lecz ona nie mogła dostrzec mnie.
Widziałam, jak jej skrzydła pokrywają się ciężką, niewidoczną dla niej substancją. Widziałam, jak wpada w rój czarnych macek, które były jak jeden organizm. Wiedziałam, że nie mogę jej pomóc, że dzieli nas granica wymiarów. Musiała sobie poradzić sama. Czułam, że się jej uda. Te demony nie były groźne, jednak przywoływały najgorsze wspomnienia, potrafiły sparaliżować kogoś jego własnym strachem. Nie mam pojęcia, skąd to wiedziałam. Po prostu wiedziałam.
Spojrzałam ostatni raz w jej stronę i kontynuowałam wędrówkę w stronę drzewa. Miałam w głowie pewien plan.

(An?)

poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Od Anguy

(c.d. Amaimona)

Światło! Czułam jak pełza po moich powiekach. Wyrwało mnie ze snu. Wstałam natychmiast, lecz ku mojemu zdziwieniu… Noc. Księżyc prześwitywał przez chmury plamiąc sinym blaskiem ścieżkę prowadzącą do lasu. Czy to był sen? Położyłam się znowu i ułożyłam głowę na łapach. Jeszcze raz spojrzałam na las majaczący w oddali, po czym zamknęłam oczy i odpłynęłam ponownie do królestwa Morfeusza.
***
Nad razem obudziło mnie krakanie, zacisnęłam mocniej powieki i przykryłam oczy łapami. Pierwsze promienie słońca bezlitośnie wdzierały się do jaskini. Poczułam jak w kark wbijają mi się szpony i znów usłyszałam krakanie.
- Nie ma spania. – Zabrzmiał w mojej głowie widmowy głos. Co mogłam zrobić, wstałam i rozciągnęłam zwiotczałe mięśnie. Na wpół jeszcze śpiąc wyszłam z jaskini, owiała mnie poranna bryza. Powietrze pachniało wilgocią, ziemia nadal mokra po wczorajszym deszczu usiana była żółtymi i czerwonymi liśćmi. Pierwsze oznaki nadchodzącej jesieni. Lato jednak nie dało jeszcze za wygraną, mimo wczesnej pory było nieznośnie ciepło. Rozprostowałam skrzydła. Lśniły niczym czarny jedwab w słonecznym blasku. Po chwili namysłu wzbiłam się w powietrze. Tuż za mną leciał kruk. Od mojego pierwszego lotu poczyniłam pewne postępy. W powietrzu czułam się już prawie tak pewnie jak przy stąpaniu po ziemi. Uwielbiałam ten stan, te poczucie wolności. Ogarniało mnie całe, jak nieosiągalna w żaden inny sposób radość! Szybując tak spostrzegłam pod sobą jeziorko. Było w nim coś niezwykłego. Prawie ze wszystkich stron otaczały je skały, cały czas zakrywał je cień jedynie w centralnej części kilka promieni rozjaśniało taflę wody. Jeziorko wyglądało niczym ogromne oko osadzone w kamiennym oczodole. Bez namysłu zapikowałam w jego stronę. Zanurzyłam się w wodzie. Dopiero po minucie wynurzyłam się, spostrzegłam, że ktoś idzie w moją stronę. Szybko wyszłam na brzeg i otrzepałam się z wody. Gdy nieznajomy wilk podszedł bliżej, przyjrzałam się mu. Basior. Był mniej więcej w moim wzroście, sierść miał długą, ni to czarną ni to czerwoną. Oczy i nos miały barwę cyjanu, wydawało mi się, że nie pasują do reszty. Ogólnie rzecz biorąc wilk wydał mi się dziwny. Ostatnio prawie wszystko wydawało mi się pozbawione sensu. Chyba mnie nie zauważył. Napił się wody a następnie wszedł do wody. Nagle na kamieniu usiadł kruk. Basior słysząc trzepot jego skrzydeł rozejrzał się i szybko wyszedł na brzeg. „O nie, zobaczy mnie…” Przemknęło mi przez myśl, już gotowałam się do odlotu gdy usłyszałam:
- Hej! Ty tam! Wiszę cię, wyjdź.
- O nie. – Szepnęłam do siebie i wskoczyłam z za zakrywającego mnie głazu.
- Czemu mnie obserwujesz? – Spytał lustrując mnie wzrokiem.
- Mam lepsze rzeczy do roboty niż cię śledzić.- Prychnęłam, czarny ptak usiadł na moim ramieniu i wydał z siebie chrapliwy dźwięk.
-T o po co tu stałaś? – Nieznajomy przepytywał mnie dalej.
- Chyba nie muszę ci się tłumaczyć! – Wycedziłam przez zęby. – Mam prawo robić co mi się podoba i gdzie mi się podoba! - Dodałam po chwili i odchyliłam głowę do tyłu niczym obrażona księżniczka.

Od Murtagha

Ziewnąłem przeciągle, podnosząc się z mokrej ziemi. No pięknie. Znowu trzeba będzie się wykąpać w jakimś zbiorniku wodny... A tych jest tutaj od cholery, meh. Mruknąłem niepocieszony i ruszyłem przed siebie, poprawiając swój płaszcz. Też wypadałoby go wyprać. Cuchnie ziemią. Przeskoczyłem przez zwalone drzewo, przeklinając pod nosem głupi kamyczek, który napatoczył mi się pod łapę. Takie szczęście. Przyspieszyłem kroku i już po chwili znalazłem się nad Stawikami. Usiadłem na ziemi i poniuchałem powietrze, rozglądając się przy tym.
- To do którego wskakujemy? - powiedziałem sam do siebie, a następnie zrobiłem małą wyliczankę. Padło na ten bardziej po prawej. Ściągnąłem więc płaszcz i wskoczyłem do wody. Chwilę w niej popływałem, by błoto odczepiło się od mojego futra, a potem wyszedłem znowu na brzeg. Otrzepałem się i popatrzyłem do góry. Żywej duszy nie ma. Czyżby zbierało się na burzę? A może to po prostu ta zwykła chmura nad moją głową? Westchnąłem cicho, łapiąc w pysk płaszcz. Trzeba wyprać i to...

niedziela, 28 sierpnia 2016

Od Amaimona

Przechadzałem się leśną ścieżką, był słoneczny dzień i postanowiłem schronić się pod gęstym listowiem drzew. Chciało mi się pić, jednak nigdzie nie widziałem żadnej rzeczki, potoku, czy chociażby źródła.
Rozglądałem się za owocami zawierającymi dużo wody, przynajmniej tyle chciałem dostać w ten upalny dzień.
Wypatrzyłem parę krzaków z jagodami rosnących parę metrów ode mnie. Podszedłem do nich i zacząłem zajadać owoce. Zrobiło mi się lepiej, jednak nadal męczyło mnie pragnienie.
Kiedy myślałem, że już nic nie znajdę ujrzałem jezioro w oddali. Uznałem, że bieg będzie bezsensowny i padnę zanim dostanę się do wody. Zamiast tego truchtałem w stronę jeziora. Gdy już byłem na jego brzegu zacząłem pić, a potem wskoczyłem do wody. Zrobiło mi się przyjemnie, zanurzałem łeb i wyciągałem go z wody, a opadające krople świeciły w słońcu.
Nagle zdałem sobie sprawę z tego, że ktoś mnie obserwuje. Stanąłem przy brzegu i zacząłem się rozglądać.

Od Anguy

(c.d Ferishii)

Nadal nieco zdyszana po forsownym biegu, podeszłam do wadery i spojrzałam w dół. Przepaść wydawała się być pozbawioną dna. Widziałam ostre skały i spływające po krawędziach półek skalnych strugi wody, jednak koniec urwiska niknął w mgle. Spojrzałam na waderę i pokręciłam głową.
- Nie jestem pewna czy to bezpieczne. - Feri wyglądała na zawiedzioną.
- Ale most... - Szepnęła. Nie zauważyłam żadnego mostu. Rozejrzałam się jeszcze raz, nie, na pewno tu nic takiego nie ma.
- No to patrz. - Wadera nie czekając na moją reakcję, ruszyła w stronę przepaści. Chciałam ją powstrzymać lecz spostrzegłam... Feri zawisła w powietrzu! Przetarłam oczy łapą. Tak, nie przewidziało mi się. 
- Chodź - Rzekła Ferishia z uśmiechem. Gdy tylko postawiłam łapę na niewidzialnym moście poczułam przez parę sekund twardy grunt pod łapami. Nagle jednak oparcie zniknęło. Poczułam, że spadam w dół.
- An! -Usłyszałam z góry krzyk wadery. W porę przypomniałam sobie o skrzydłach. Rozłożyłam je i już po chwili podleciałam do przerażonej Feri. 
- Nic ci nie jest? - Spytała.
- Nie, to dziwne... Przez kilka chwil naprawdę czułam, że jest tu most, ale on zniknął ...
- To może lepiej wracajmy.
- Nie, widocznie most utrzymuje tylko ciebie, idź. - Uśmiechnęłam się zachęcająco.
- A ty? - Wilczyca posmutniała.
- Mam skrzydła, mogę lecieć za tobą.
- Dobrze. - Wadera zaczęła iść w stronę dziwnego drzewa a ja leciałam tuż za nią. Czym bliżej byłyśmy rośliny, tym większy czułam opór, jakby moje ciało było zrobione z żelaza. W połowie drogi musiałam dać za wygraną. Już chciałam zawrócić, gdy zauważyłam, że nie widzę Ferishi.

czwartek, 25 sierpnia 2016

Od Ferishii - Nad Przepaścią

Obudziłam się, kiedy ciepłe promienie słońca zaczęły agresywnie wdzierać się pod moje powieki. Przekręciłam głowę w inną stronę i leżałam jeszcze kilka minut. Kiedy poczułam się już wystarczająco wyspana, leniwie podniosłam ciało z ziemi, po czym wygięłam kręgosłup w łuk, rozciągając sztywne po wypoczynku mięśnie. Ziewnęłam, ukazując rząd białych, ostrych zębów.
Tego dnia zapowiadała się bardzo ładna pogoda. Niebo było niemal wolne od chmur, a delikatny wietrzyk sprawiał, że temperatura wydawała się być wręcz idealna. 
Nie jadłam nic od dobrych paru godzin, a mój żołądek zaczynał już protestować. Obawiałam się, że jeżeli teraz nic nie upoluję, nie będę miała sił na złapanie zdobyczy późniejszą porą. 
Nie byłam jeszcze zbyt dobrze obeznana w geografii tej krainy. Zamknęłam oczy i obróciłam się parę razy. W końcu zatrzymałam się zwrócona twarzą na wschód i stwierdziłam, że udam się w tym właśnie kierunku.
Niedługo później, po jakichś trzech minutach marszu, znalazłam się na brzegu jeziorka. Korzystając z okazji, napiłam się trochę chłodnej, orzeźwiającej wody. Nieopodal mnie zobaczyłam wygrzewającą się w słońcu Anguę.
Podeszłam do niej i przywitałam się. Chyba moja nagła wizyta nieco ją zaskoczyła, bo w pierwszej chwili napięła mięśnie i stanęła na równe łapy. Dopiero kiedy mnie rozpoznała, rozluźniła się i odwzajemniła powitanie. Spędziłyśmy chwilę miło rozmawiając.
- Właściwie, to wybieram się na polowanie – rzuciłam w pewnym momencie rozmowy. – Pójdziesz ze mną? We dwie będziemy mieć większe szanse – uniosłam kąciki ust w lekkim uśmiechu.
Wadera zastanawiała się chwilę nad odpowiedzią, po czym zgodziła się, by dołączyć do wyprawy.
Po dłuższej chwili bezowocnego plątania się po lesie, udało nam się znaleźć trop stada jeleni. Podążałyśmy nim, aż w końcu zgubiłyśmy go w rzece. Chciałam przejść na drugą stronę, w nadziei, że uda mi się ponownie wywęszyć zdobycz.
Niespodziewanie całe moje ciało przeszyło coś na kształt fali… bólu? Przyjemności? Sama nie wiedziałam. 
Angua spojrzała na mnie nieco zmartwionym wzrokiem.
Poczułam, że jakaś siła usiłuje mnie gdzieś zaciągnąć. Było to uczucie podobne do bycia chwytanym przez dziesiątki niedźwiedzich łap. Z całych sił starałam się ustać w miejscu, jednak nie udało mi się to. Zostałam uniesiona parę centymetrów nad ziemię i zaciągnięta w jakieś dziwne miejsce. Nagle uścisk się zwolnił, a ja spadłam na kamieniste podłoże jak worek kartofli.
Podniosłam się i dyszałam przez chwilę. Kiedy mój oddech odrobinę się uspokoił, otrzepałam futro z piasku. Dostrzegłam Anguę, która najwidoczniej biegła za mną całą tę drogę.
- Co się stało?! Nic ci nie jest?! – pytała. 
Zadała jeszcze kilka innych pytań, których niestety nie dosłyszałam. Kręciło mi się w głowie i nie rozumiałam nic z całego zajścia.
- Nie wiem, co się stało. Chyba jestem cała – odpowiedziałam, próbując się uśmiechnąć. Sądząc po reakcji wilczycy, mój uśmiech nie wyglądał zbyt przekonująco.
Rozejrzałam się po okolicy. W pierwszej chwili nie pojęłam nawet, co widzę. Las urywał się nagle, przechodząc w ogromną przepaść, która zdawała się nie mieć dna. W tle dało się zobaczyć pokryte mgłą góry. Najbardziej fascynujące było jednak to, co znalazło się na środku przepaści.
Samotne drzewo unosiło się w przestrzeni, zawieszone nad przepaścią. Pień wystarczająco gruby, by ukryć w nim kilka dorosłych smoków, plątanina długich, ciemnych korzeni oraz korona wielkości sporej góry, poprzetykana wstęgami bieżącej wody, zdawały się w jakiś niewyjaśniony sposób zaprzeczać sile grawitacji.
Nie potrafię tego do końca wyjaśnić, ale czułam, jak drzewo w pewien sposób mnie przyciąga, jak ogromny magnes. Nie było to uporczywe uczucie, raczej przyjemne i kojące. 
Podeszłam do krawędzi przepaści i instynktownie zrobiłam w nią pierwszy krok. Ku mojemu zdziwieniu nie napotkałam łapą pustki. Za sprawą mojego dotyku zmaterializował się niewielki fragment większej całości, jaką był most. Nie widziałam go, ale czułam wszystkimi innymi zmysłami.
Zawahałam się. Nie wiedziałam, czy bezpiecznie jest pójść dalej. Posłałam pytające spojrzenie w stronę Anguy.

(An?)

wtorek, 23 sierpnia 2016

Amaimon

.

Niestety będąc na wyjeździe nie miałam dostępu do internetu, jednak jestem już znów w Polsce i mogę wstawiać posty. Przepraszam najmocniej za nieobecność.
Pozdrawiam,
Ferishia

piątek, 5 sierpnia 2016

Chwilowe utrudnienia

W dniach 6-21 sierpnia będę na wakacjach. Do 13 sierpnia na pewno będę miała internet, więc w tym czasie blog będzie funkcjonował normalnie. 

Od 14 sierpnia będę za granicą, więc nie będę mogła za darmo korzystać z internetu wykupionego w Polsce. Hotel, w którym się zatrzymuję, podobno ma darmowe Wi-Fi, jednak nie mogę być tego w stu procentach pewna.
Nawet jeśli nie będę mieć w tym czasie dostępu do internetu, wciąż można wysyłać zgłoszenia i opowiadania. Wstawię je na stronę kiedy tylko wrócę do Polski.

Pozdrawiam, 
Ferishia.


P.S. Jak Wam mijają wakacje? Zwiedziliście jakieś ciekawe miejsca? Piszcie w komentarzach!

Od Anguy - Życie w nowym świecie

Obudziły mnie pierwsze promienie słońca przedzierające się przez gąszcz liści. Wstałam i przeciągnęłam się. Światło padało wprost na mnie. Czułam jego ciepło. Wtedy tuż obok mnie wylądował kruk.
- Witaj mały. – Uśmiechnęłam się do niego, on w odpowiedzi przechylił łepek. Spostrzegłam, że zaszła w nim jakaś zmiana. Z pośród czarnych piórek zaczęło wyzierać śnieżnobiałe pierze. Ciekawe… Jeszcze przez kilka minut oddawałam się czystej przyjemności odpoczynku. Dzień nie zapowiadał się na bardzo ciepły, lecz słoneczny. Na niebie nie dostrzegłam ani jednej chmurki. W sam raz na zwiedzanie. Wyprostowałam grzbiet i rozłożyłam skrzydła. W sumie jeszcze nigdy nie miałam okazji… polatać. Ale to chyba dobra okazja. Tylko jak zacząć? Zatrzepotałam skrzydłami raz, dwa, trzy. Nic się nie stało, może trzeba mocniej? Zaczęłam trzepotać coraz szybciej, z całej siły próbując się wznieść. Poczułam, że moje łapy odrywają się od podłoża. Dziesięć centymetrów, dwadzieścia. Jednak z minuty na minutę coraz bardziej opadałam z sił, chwilę później uderzyłam o ziemię. Otarłam się o jakiś kujący krzak. W łapę wbiło mi się kilka igieł. Ciekawy początek… Otrzepałam się.
- Chyba mi nie idzie. - Szepnęłam sama do siebie, wyciągając igiełki. Nagle usłyszałam czyjś śmiech. Rozejrzałam się. Nikogo nie było. Poczułam się trochę nieswojo, ale i tak przygotowałam się do kolejnej próby pokonania grawitacji, gdy znowu coś usłyszałam.
- Nie. To nie tak.
- Kto to powiedział? – Obrzuciłam wzrokiem otaczający mnie las.
- Ja. – Aż odskoczyłam, przede mną wylądował… kruk.
- Tyyyy móóówisz…? – Zaczęłam się jąkać. Ptak zakrakał i podleciał do mnie i usiadł mi na ramieniu. Wychylił łebek i spojrzał mi w oczy. Nie umiałam oderwać wzroku od tych dwóch czarnych koralików. Przez chwilę zwątpiłam w to, że on naprawdę się odezwał. To pewnie przemęczenie, albo za dużo wrażeń w ostatnim czasie. „To może ci pokazać?” Usłyszałam znowu. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę! Ja tego nie słyszałam, ja czułam ten głos w środku. To było jeszcze bardziej przerażające, lecz to była szansa.
- Dobrze? A więc co mam robić?
„Rozłóż skrzydła. Zacznij machać skrzydłami tak jakbyś chciała stworzyć pod nimi poduszkę z powietrza.”
- Co dalej?
„A teraz wybij się! Skocz! Pamiętaj by cały czas machać skrzydłami!”
Skoczyłam. Czułam się jakbym rzucała się w przepaść, zamknęłam oczy. Czułam, że powietrze robi się coraz zimniejsze, słyszałam szmer powietrza przepływającego między piórami. Gdy wreszcie otworzyłam oczy… Widok zapierał dech w piersiach. Zauważyłam, że coraz częściej zdarza mi się zaniemówić z wrażenia. Pode mną znajdowała się całą kraina poprzecinana siatką rzek. Kolorowa i pełna życia, tak inna od mej rodzimej ziemi. Jednak najbardziej podobało mi się to cudowne uczucie wolności. Zapikowałam w dół wznosząc się do góry tuż przed uderzeniem w drzewa. Każdym włoskiem, każdym piórkiem. Poczułam prawdziwe szczęście. To było cudowne. Wylądowałam lekko tuż przy niewielkim stawie. Wokoło rosło wiele kolorowych roślin, było pięknie jednak czułam, że naprawdę jestem stworzona do latania. Na lądzie mimo całego piękna całe poczucie wolności zniknęło. Podeszłam do wody by się napić i nagle zdałam sobie sprawę, że czuję głód. Od kilku dni nie jadłam nic prócz jagód, które zebrałam, z Feri. Zaczęłam węszyć, wokoło jednak nie wyczułam, żadnej zwierzyny. Podeszłam, więc do wody w nadziei, że znajdę ryby. Tam również nic nie zauważyłam. To był dla mnie zły dzień, jeśli chodzi o jedzenie. Postanowiłam wrócić do lasu i tam poszukać. Nie było to łatwe, krążyłam po wąskich ścieżkach, w końcu postanowiłam polecieć. Z lotu ptaka dużo łatwiej było znaleźć cokolwiek. Nie dość, że dostrzegłam las to również znalazłam niewielkie stadko saren. Szybko poleciałam w ich stronę. Wylądowałam kilkanaście metrów przed nimi i skryłam się za drzewami. Wiatr wiał w moją stronę. Wszystko działało na moją korzyść. Jednak sarny nie zbliżały się. Z oddali usłyszałam tętent ich kopyt, oddalał się, zawróciły. Biegły szybko. Ktoś je atakował. Rzuciłam się w stronę z kąt dochodził dźwięk, spostrzegłam, że ogromny niedźwiedź atakuje młodą samice. Reszta stada znikała już w oddali. Sarnę zapędzono w kozi róg. Nie miała już szans. Ja również straciłam szansę na upolowanie zwierzyny. Nie chciałam również czekać aż „misiu” skończy swój posiłek. Ryzyko, że mnie zaatakuje było zbyt wielkie. Wyczułam, że to samica. W pniu niedaleko dostrzegłam puchatą, brązową kulkę. Widocznie miała młode. A więc dzisiaj również będę musiała zaspokoić głód jagodami.

Murtagh

eredhys.deviantart.com

czwartek, 4 sierpnia 2016

Od Ferishii

(c.d Anguy)
Chciałam odpowiedzieć na pytanie Anguy, moją uwagę przykuł jednak niewielki krzaczek, na którym zebrało się sporo małych ptaków, najpewniej wróbli. Stworzonka zajadały się soczystymi jagodami, od których uginały się gałęzie. 
Zbliżyłam się do rośliny, przerywając ptakom posiłek. W powietrze wzniosła się chmara trzepoczących skrzydeł, która za chwilę znikła w koronach drzew. Przestrzeń wokół nas wypełniła się ćwierkaniem oburzonych wróbli.
- Może masz ochotę na owoce? - Zapytałam. - Nie jestem w nastroju na polowanie. Ptaki je jadły, nie powinny być trujące.
Nabrałam do ust całą kiść słodkich jagód. Przełknęłam je i spojrzałam na towarzyszkę, uśmiechając się przy tym zachęcająco. Dołączyła do uczty. Z dozą niepewności delikatnie chwyciła w zęby pierwszy owoc i powoli go rozgryzła. Po kolejną porcję sięgnęła już znacznie pewniej. Jadłyśmy, aż nasze brzuchy się napełniły.
- Robi się już późno - rzuciłam, oblizując się po skończonym posiłku. - Myślę, że czas się już rozdzielić. Będę gdzieś tam - ruchem głowy wskazałam zespół drzew o szerokich, wydrążonych pniach, w których można zrobić sobie tymczasową norę.
- Ach, to... Do zobaczenia! Było mi miło ciebie poznać - powiedziała Angua.
- Mi ciebie również. Do zobaczenia.
Uśmiechnęłam się na pożegnanie, po czym zniknęłam w gąszczu roślin.

Rizkynn

Blóóóóuuuu, jak mogłaś?!!! Napisz opko, to wracasz do bloga cx




blue-wolf2000.deviantart.com

Od Anguy

(c.d Ferishii)

- Zostałyśmy wciągnięte do jakiegoś dziwnego świata. Nie wiemy gdzie jesteśmy, a co najgorsze, dlaczego… - Westchnęłam cicho. – W dodatku stało się kilka dość niezwykłych rzeczy. - Spojrzałam na skrzydła i zatrzepotałam parę razy.
– I nie mamy chyba opcji powrotu… - Szepnęła cicho wadera. Wstała i spojrzała w niebo. Zaczęłam grzebać łapą w ziemi. ”A może to dobrze”.
- Musimy dowiedzieć się czegoś więcej, nie wiem… pozwiedzać, poszukać roślin, zwierząt. Najwyraźniej nie ma tu ludzi. – Stwierdziłam rozglądając się. Nigdzie nie było ich dziwacznych przedmiotów, budowli, ani nie wyczuwałam ich wstrętnego zapachu. Poczułam jak rośnie we mnie ciekawość. To miejsce jest jak otwarta, drogocenna księga. Nowe i nieodkryte. Daje przecież wiele możliwości! – Co ty na to? Idziemy? - Uśmiechnęłam się. Ferishia odwzajemniła uśmiech.
- No dobrze. To chodźmy w tę stronę. – Wskazała łapą wejście do lasu. Ja jedynie skinęłam głową, ruszyłyśmy. To było niesamowite. Ze wszystkich stron otaczały nas wysokie drzewa o pniach pokrytych mchem. Z rozłożystych konarów zwisały ogromne kielichy kwiatów. Ziemię porastał kolorowy kobierzec. Jeszcze nigdy nie widziałam takich roślin. Niektóre kwiaty wyglądały niczym gąbki z dna morskiego, inne jak odzwierciedlenia znanych mi zwierząt. Wszystko to było … magiczne. Światło wlewało się do owej dżungli jedynie przez parę szparek. W powietrzu unosiło się mnóstwo owadów i pyłków kwiatowych, wyglądało to niemalże jak unoszący się wokoło nas brokat. 
- Ale tu pięknie .- Usłyszałam gdzieś z oddali głos wadery. Tuż nad nami przeleciało kilka kolorowych ptaków. Błękitne pióro spadło prosto pod moje łapy. 
- Ciekawe czy żyją tu inne drapieżniki. – Pamiętałam aż za dobrze ostatnie spotkanie z niedźwiedziem a w dodatku zwierzęta tu żyjące są najprawdopodobniej magiczne.
- Nie wiem, na pewno coś jest.
- Mam nadzieje, że jest tu dużo zwierzyny, bo jestem głodna.-Stwierdziłam czując, że ssie mnie w żołądku. – Poszukajmy czegoś?

Od Ferishii

(c.d Anguy)

Zawahałam się chwilę nad odpowiedzią. W sumie nie chciałam dzielić się wspomnieniami ostatnich dni z kimś obcym. Angua opowiedziała mi jednak swoją historię, więc powinnam odwdzięczyć się tym samym.
 - Byłam w więzieniu - stwierdziłam krótko. - Ludzkim. Robili na mnie jakieś...  eksperymenty. Nie wiem czemu. Chciałam stamtąd uciec, i pewnego dnia mi się to udało. To znaczy... właściwie nie wiem, czy to mi się udało. To było trochę tak, jakbym została opętana - zwiesiłam głowę. - Cięłam, szarpałam, miażdżyłam, zabijałam, a co najgorsze, sprawiało mi to przyjemność. No i uciekłam. A teraz jestem tutaj. I słyszę głosy, które nakazują mi założyć watahę. W sumie sama nie wiem, co mam o tym myśleć, i czy ich słuchać.
Westchnęłam i opadłam gładko na trawę. Kropelki rosy zwilżały mi futro. Wsłuchiwałam się w śpiew ptaków, czekając na jakąś reakcję ze strony rozmówczyni.

(An?)

środa, 3 sierpnia 2016

Od Anguy

(c.d. Ferishii)

- W sumie… – Zawahałam się, nie lubiłam mówić o sobie. Był to dla mnie dość osobliwe. Zazwyczaj nikt nie zwracał na mnie uwagi. Jak już odganiał lub atakował. Było to nawet miłe, że ktoś się mną interesuje. Tylko czy mogę jej ufać? – Sama nie wiem. – Nagle zdałam sobie sprawę, jak wiele dziwnych rzeczy zdarzyło się w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin. Przypomniałam sobie te dziwne słowa, to chyba nie normalne, że je słyszałam, ten ogień, światło, znamię, skrzydła … Jest zbyt wiele pytań. A przecież obie poszukujemy odpowiedzi. - No, więc nawet nie wiem. Poprzedniego dnia stało się coś dziwnego. Byli tam ludzie. Prowadzili wyrąb lasu. Na początku ich nie zauważyłam. Usłyszałam jedynie dziwne dźwięki. Potem jeden z pni poleciał na mnie. Myślałam, że to mój koniec. Gdy nagle poczułam coś dziwnego. Zobaczyłam światło. Drzewo spaliło się tuż nade mną. Moje futro płonęło! Poczułam gniew dla tych wszystkich ludzi… Nie za bardzo, pamiętam, co było dalej. Obudziłam się następnego dnia. Wtedy spostrzegłam, że mam skrzydła. Tylko zniknął mój przyjaciel. - Skinęłam na kruka. - Zaczęłam go szukać, wokoło mnie było coraz więcej drzew, coraz mniej światła dochodziło do mnie i … usłyszałam trzask wody. Ruszyłam w stronę z kąt dochodził. Doszłam do wodospadu a tam spotkałam ciebie. A co było z tobą?- Spytałam. Byłam bardzo ciekawa, ale nie chciałam tego zdradzać.

Od Ferishii

(c.d Anguy)

W zasadzie wcześniej nie zwróciłam uwagi na opierzonego towarzysza Anguy. Wyglądał dość nietypowo jak na kruka. Cóż, w ciągu ostatnich paru dni wydarzyło się tyle nietypowych rzeczy, że chyba nie powinno mnie to dziwić.
Ptak doprowadził nas do cudownie wyglądającego miejsca. Otaczały nas płytkie, przejrzyste jeziorka, wokół których rosła bujna roślinność. Powietrze było tu cudowne. Czułam się, jakbym na nowo dowiedziała się, co to znaczy oddychać.
Podeszłam do stawiku, zostawiając towarzyszkę jakiś metr w tyle. Wciąż obserwowałam ją kontem oka. Nie miałam powodów, żeby jej nie ufać, jednak ja zawsze wolałam być ostrożna. Poza tym, sama również czułam na sobie czujne spojrzenie kruka. Musnęłam łapą taflę wody, a po jej powierzchni rozeszły się niewielkie fale. Gdzieś obok mnie przestraszona żaba wskoczyła do jeziorka z głośnym pluskiem. 
Odwróciłam głowę w stronę Anguy.
- Właściwie - zaczęłam - to jak się tu znalazłaś?
Nie wiem, czy liczyłam na to, że usłyszę historię równie szaloną jak moja. Wiedziałam, że znajdujemy się w jakimś osobliwym miejscu i chciałam dowiedzieć się, o co tu właściwie chodzi. Ta ziemia była wyraźnie inna od miejsca, w którym się wychowałam. Tak jakby... magiczna? Nie, to wydawało mi się niedorzeczne. Chciałam tylko poznać odpowiedzi na chociaż część z niezliczonych pytań, które krążyły mi po głowie.

Od Anguy

(c.d. Ferishii)

- Noo… dobrze. – Powiedziałam z ociąganiem. – Jesteś za? – Spojrzałam za siebie na pierzastego przyjaciela. Nawet się nie poruszył, lecz… wyczułam jego odpowiedź. W głowie. To było dziwne i jednocześnie wspaniałe. Nagle usłyszałam w głowie setki głosów. Aż dudniło mi w uszach od śmiechów, krzyków i narzekań. Zamknęłam oczy by jeszcze lepiej wsłuchać się w ten niezwykły śpiew.
- Wszystko dobrze? – Wyrwało mnie nagle z zamyślenia. Wszystkie odgłosy zniknęły. Jak gdyby wszystkie wymieciono z mojej głowy. Potrząsnęłam głową.
- Nie, nie wszystko jest dobrze. – Starałam się uśmiechnąć się do wadery, dawno tego nie robiłam, raczej wykrzywiłam się w dziwnym grymasie. Spuściłam głowę nieco zawstydzona.
- A znasz chociaż tą krainę? – Spytałam nienaturalnie cicho. Wadera widać też była trochę zmieszana. 
- Nie do końca…
- To może pozwiedzamy? – Zaproponowałam. Po czym zwróciłam się do kruka. – Leć przodem, prowadź nas!
- To twój ptak? – Spytała Ferishia.
- Prędzej ja jestem jego wilkiem. – Zaśmiałam się cicho.
- Czemu? – Wilczyca była widocznie zdziwiona tym stwierdzeniem.
- To długa historia. –Popatrzyłam na kołującego nad nami ptak. –Chce byśmy za nim szły. 

Od Ferishii

- Chcesz dołączyć do mojej watahy? – Zapytałam nieznajomej, wysilając się na uśmiech.
Wilczyca spojrzała na mnie z nieodgadnionym wyrazem pyska, przekrzywiając nieco głowę.
- Ach, gdzie moje maniery? Zapomniałam się przedstawić. Jestem Ferishia – wyciągnęłam do niej przyjacielsko łapę.
- Angua – odparła krótko, odwzajemniając przyjazny gest. Miała przyjemny, ciepły głos
Mój wzrok na chwilę spoczął na waderze. Zgrabne ciało pokryte było biało-czerwonym futrem, a przez jej grzbiet przebiegała czarna pręga. Najbardziej uwagę przykuwały… skrzydła? Wilczyca wyglądała nietypowo, sądząc według moich ówczesnych standardów. Rzuciłam okiem na dziwne znaki na własnej łapie. 
- A więc nie tylko ja jestem odmieńcem – powiedziałam bardzo cicho. Angua spojrzała na mnie pytająco. Nie byłam pewna, czy dosłyszała, co powiedziałam. Jeśli tak, nie dała tego po sobie poznać.
- No, to jak, chcesz dołączyć do mojej watahy? – Powtórzyłam pytanie, tym razem z niewymuszonym uśmiechem.
- Sama nie wiem, chciałabym mieć swoje miejsce na ziemi – odparła. W jej oczach dało się widzieć iskrę podekscytowania. – Ale… nie wiem, czy będę tu pasować. Przedstawisz mnie najpierw innym?
Pomyślałam chwilę nad odpowiedzią, po czym odezwałam się przyjaznym tonem.
- Wiesz… W zasadzie, to nie ma żadnych „innych”. Jestem tylko ja. Dosłownie parę minut temu dowiedziałam się, że mam założyć watahę. Dość… pokręcona sprawa. Ale to nieistotne. Więc jak, przystajesz na moją propozycję?

Angua

wtorek, 2 sierpnia 2016

Wataha oficjalnie otwarta

Od dzisiaj można wysyłać zgłoszenia do naszej watahy. Parę zakładek (hierarchia, tereny, kalendarz, bestiariusz) wymaga jeszcze uzupełnienia, ale nie stoi to nam na przeszkodzie, aby otworzyć zapisy. Pierwszych 10 wilków, które do nas dołączą, dostanie bonusowe 20 PD na start. Formularz znajduje się w zakładce wilki.

Serdecznie zapraszamy!

Od Ferishii - Nowy Świat

Oślepiające światło zaatakowało źrenice białej wadery z niebywałą agresją. Nie było to przyjazne, życiodajne światło, którym zwykło obdarzać nas słońce. W tym świetle było coś obcego, sztucznego. Wilczyca próbowała zamknąć oczy, ale metalowe szczypce przytrzymujące jej powieki uniemożliwiały jej ucieczkę od światła. Każda próba poruszenia kończynami kończyła się niepowodzeniem, były one związane.
Ciemny cień stojący na dwóch nogach pochylił się nad nią. Poczuła bolesne ukłucie w łopatce. Ból w szybkim tempie rozprzestrzenił się na całe jej ciało, z siłą, jakiej nigdy dotąd nie zaznała. Chciała ugryźć cień, ale wiedziała, że jest to niemożliwe, kaganiec ją od tego powstrzymywał. Ból zaczynał powoli sprawiać, że traciła przytomność. Za wszelką cenę chciała walczyć, by utrzymać świadomość.
Usłyszała kilka głosów. Nieznajomych i znajomych jednocześnie. Cienie porozumiewały się w tym dziwnym, ludzkim języku, zupełnie dla niej niezrozumiałym. Już od dłuższego czasu codziennie słyszała te głosy. Kiedy głosy się oddaliły, poczuła, jak unieruchamiające ją mechanizmy zwalniają się.
Codziennie ten sam rytuał. Nieświeże mięso na śniadanie, parę godzin samotności w klatce, ukłucie, sen, badania, powrót do klatki. Dni zlewały się ze sobą i wadera nie miała pojęcia, czy ten koszmar trwa już parę miesięcy, czy może nawet parę lat. I tak, codziennie rzucała się na kraty w swoim więzieniu, choć nie miała nadziei na ucieczkę. Jedyną siłą, jaka utrzymywała ją przy życiu, była nienawiść do ludzi. Nie do wszystkich ludzi rzecz jasna. To jej oprawcy, którzy zamienili jej życie w koszmar, którzy zabili jej matkę... Wadera przysięgła sobie, że się na nich zemści. Napędzana nienawiścią znajdowała w sobie siłę, by dzień w dzień rzucać się na kraty, nie bacząc na ból.

Dziś jednak było inaczej.
Dziś wszystko miało się zmienić.

Nowe, nieznane odczucie zawładnęło jej ciałem. Czuła się, jakby jednocześnie płonęła żywcem i zamarzała w niewyobrażalnym chłodzie. Każdy jej mięsień jednocześnie odczuwał niesamowity ból i błogą rozkosz. Jej futro zmieniło kolor, jakby wadera pokryła się popiołem, a wokół jej ciała dało się zauważyć fioletową poświatę. Na jej przedniej łapie pojawiły się dziwne znamiona, świecące światłem jaśniejszym od światła gwiazdy. Z tą dziwną przemianą, ciało Ferishii zalała ogromna ilość siły. Wadera nie miała kontroli nad własnym ciałem, wydawało jej się, że ogląda widowisko z perspektywy trzeciej osoby. 
Jednym uderzeniem zniszczyła znienawidzone kraty, a zaraz potem skoczyła do gardeł swoim oprawcom. Nie zdążyła nawet spojrzeć na ich twarze, na których malowało się najprawdziwsze przerażenie i szok. Czerpała prawdziwą radość ze smaku ciepłej, szkarłatnej krwi wypełniającej jej pysk. Jej kły cięły i szarpały do czasu, aż jej wrogowie zaczęli przypominać makabryczną czerwoną sałatkę. 
Wilczyca wyskoczyła przez najbliższe okno, rozbijając przy tym szybę. Odłamki szkła pokryły jej ciało zadrapaniami, ale nic sobie z tego nie rozbiła. Biegła. Po prostu biegła. Przed siebie. Jak najdalej od tego okropnego miejsca. Nie minęło sporo czasu nim fioletowa poświata dookoła jej ciała zaczęła się rozpraszać. Wadera całkowicie opadła z sił, bezradnie jak worek kartofli.

Obudziła się. Obolała, wyczerpana jak po przebiegnięciu trzech maratonów pod rząd. Wzdrygnęła się na myśl o dziwacznej transformacji, którą przeszło jej ciało. Teraz  wydawało się już być normalne, poza jednym "szczegółem". Na jej łapie pojawiły się trzy dziwaczne symbole, wyglądało na to, że już na stałe. Nie podobało się jej to. Nie wiedziała, co spowodowało to... to coś. Chciała o tym jak najszybciej zapomnieć. Wolała skupić się na bardziej przyziemnych sprawach.
Cuchnęła. Długi czas mieszkania w rzadko czyszczonej klatce pozostawił na jej futrze zapach jej własnego moczu i odchodów. Teraz jej śnieżnobiała szata pozlepiana była krwią przeciwników i błotem. 
Podniosła się i poszła w stronę, z której nadlatywał przyjemny, wilgotny wiatr pachnący świeżymi kwiatami. Doszła do niewielkiego, krystalicznie czystego jeziorka i zanurzyła się w chłodnej wodzie. Spojrzała na ogromne ilości brudu, które rozpuszczały się w przejrzystej cieczy, mącąc ją. Wyszła z jeziorka i otrzepała się. Nie ma chyba lepszego uczucia niż świadomość, że twoje futro jest czyste.
Nadal zmęczona, położyła się na skąpanej w słońcu polanie, pełnej wonnych kwiatów i zasnęła.

Obudziła się w pełni wypoczęta. Ziewnęła się i wygięła grzbiet, by rozluźnić napięte mięśnie. Nagle do jej uszu dobiegł cudowny głos, piękny i hipnotyzujący.
 - Obudziłaś się, Ferishio.
Zdezorientowana wadera rozejrzała się dookoła, próbując zlokalizować rozmówcę. Nie znalazła żywej duszy poza ptakiem, który odleciał, gdy chciała do niego podejść.
 - Niech i teraz przebudzi się Nerthvena. - Kontynuował głos. Wilczyca zdała sobie sprawę, że tak na prawdę słyszy głos w swojej głowie. To musiał być jakiś efekt uboczny tej transformacji. - Ty, Ferishio, będziesz pilnować porządku w tej krainie. Powierzam ją w Twoją opiekę. Załóż swoje stado i dbaj o nie dobrze.
Wilczyca nic z tego nie rozumiała. Była prawie pewna, że ma omamy. Jednak ten głos... Był tak piękny, że nie dało się odmówić wydanym przez niego poleceniom. Dla tego głosu można by zabić. 
Nie chciała władzy, nie chciała mieć nad niczym opieki. Chciała prostego życia, u boku matki. Czy jest jednak jakaś droga powrotna? Czy kiedykolwiek udałoby się jej znaleźć matkę, która prawdopodobnie jest już martwa? Nie, nie ma możliwości, by Ferishia wróciła do poprzedniego życia. Stwierdziła, że nie ma nic do stracenia.
Napełniła płuca powietrzem i zawyła, najgłośniej jak umiała. Może ktoś ją usłyszy? Wytłumaczy, co się stało? Dołączy do... jej stada?

poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Ferishia

Trwa remont.
Znaczek ">" przy jakimś polu oznacza, że jeszcze nad nim pracuję.

Tak w ogóle, to sprawdzam, jak wiele wody można przelać w jednej KP. Jak na razie udało mi się dobić do 3500 słów.

Ogółem fajnie by tu było dodać trochę smaczków jakichś i trochę naszą alfę odmerysuśkować. Jakieś wady czy coś. Ktos, coś, propozycje?

"Tu dać jakieś oklepane, nudne motto, jakie tak merysuśkowa postać jak Fer mogłaby sobie obrać za życiowy cytat."