niedziela, 30 października 2016

Od Sethi'ego - Przepowiednia, nie oznacza los...

(c.d. Ferishii)

Obudziłem się w... Właściwie nie mam pojęcia, gdzie to jest. Nie widziałem niczego, tylko bezustanną czerń. Było tu bez przerwy tak cicho, jak nigdy dotąd. Jedyną rzeczą, która zakłócała ten porządek i spokój, był dźwięk moich łap. Pusta przestrzeń nie była wypełniona niczym, żadnej żywej duszy tutaj nie było. Wnet za mną pojawiła się postać, niewidoczna, gdyż tak samo czarna jak ta pustka wokół. Oczy stworzenia nagle się oświetliły i stwór wypowiedział coś, zakłócając tą bezkresną ciszę:
- "W światłości mrok się rodzi, któż z jego okowów duszę oswobodzi? W noc ciemną spojrzyj na słońca oblicze, a unikniesz ciosu wymierzonego w policzek." - Wypowiedział te słowa niczym przepowiednia, po czym znikł i już go nie ujrzałem.
Nie wiedziałem co to oznacza, byłem zakłopotany tymi słowami oraz całym tym zajściem. Gdzie ja w ogóle jestem?...

<Ozyrys...>

Bóg miał teraz władzę nad Nerthveną, jedyną osobą, która mogła go powstrzymać był Seth, jednak był on nieświadomy, że taki właśnie jest jego los. Jego dusza była teraz pod władzą Ozyrysa, a dziwna przepowiednia, nie miała się nigdy ziścić.
Ferishia walczyła sama ze sobą, nie chciała zabijać, ale nie miała innego wyjścia, nigdy nie przekonałaby Boga do posłuszeństwa. Powoli zaczęła do niego podchodzić, wiedziała, że tam ciągle jest Seth, dobry wilk, który nikogo by nie skrzywdził. Właśnie dlatego postanowiła powiedzieć:
- Sethi! Słyszysz mnie?! Seth!

<Sethi...>

Feri! Pomyślałem nagle, słyszałem jej głos, gdzie ona jest, gdzie... Muszę ją znaleźć, tylko jak, skoro nic nie widzę. Postanowiłem krzyknąć:
- Ferishia, tutaj jestem!
Nie otrzymałem odpowiedzi, od tej samotności chyba już wariowałem, może to był tylko wymysł mojej chorej wyobraźni... Ale ja ją słyszałem, tylko jak.

<Ozyrys...>

Wadera została odepchnięta na bok, wiła się z bólu, nie potrafiła poruszać. Zauważyła, że została zraniona w przednią łapę, krew się lała, pozbawiając wilczycę tchu. Była przerażona, nie wiedziała co robić, poświęciłaby się za watahę, ale wtedy to Ozyrys by przejął władzę, a kraina nie zaznałaby spokoju.
- Co z Nim zrobiłeś! - Krzyczała warcząc, nie miała innego wyjścia, jak tylko mówić.
- Jakim nim? - Zapytał doniosłym głosem, spoglądając na waderę. W jego oczach kłębiła się nienawiść i strach. - Teraz jestem tylko JA! On już nie istnieje, rozumiesz to ty zawzięta dziewucho?! Pozbyłem się jego! A teraz pozbędę się Ciebie!
- Nie! - Nagle odezwał się głos Sethi'ego. - Zostaw ją! Rozumiesz! - Krzyczał, próbował walczyć sam ze sobą.

<Sethi VS Ozyrys...>

- Jak śmiesz się tak do mnie odzywać! - Warknął głos Ozyrysa, ledwo tłumiąc wściekłość. - Jesteś słaby! Nie masz prawa tak mówić do Boga!
- Ty nie jesteś bogiem! - Krzyczał wściekły Sethi. - Jesteś potworem! Nie zasługujesz na to miano!
Ferishia nie wiedziała, co myśleć o całej zaistniałej sytuacji, to było zbyt dziwne i zagmatwane, by mogła cokolwiek zrozumieć. Chciała coś zrobić, przeciwstawić się, ale nie miała w ogóle siły, by nawet łapą poruszyć.
- Wynoś się! - Ryknął zaciekle Sethi.
Wtem z ciała Sethi'ego zaczęła się delikatnie unosić, czarna smużka dymu, powoli przybierając kształt. Nagle przed wilkami pojawił się Ozyrys, w całej swej okazałości (Wygląd: klik).
Basior, w ogóle nie przejęty tym co się dzieje podbiegł do krwawiącej wadery i powiedział omal nie mdlejąc:
- Ty krwawisz...
- To nic. - Odpowiedziała szybko wilczyca. - Nic mi nie jest.
Seth, nie przejmując się słowami przyłożył łapę do rany towarzyszki i wypowiedział delikatnym głosem zaklęcie:
- Piqûre...
Po chwili Ferishii ulżyło, dzięki zaklęciu pozbyła się rany. Natomiast wilk strasznie wycieńczony padł na ziemię, gdyż rana pojawiła się u niego.
- Coś ty zrobił! - Ryknęła wadera.
Wilk nawet nie zawył, po prostu wstał i zaczął powoli gnać ku Ozyrysowi, przerażony, ale pewny siebie, jak nigdy dotąd.
- Walcz jak mężczyzna! - Powiedział ostatkiem sił do Boga.
On tylko się zaśmiał i wypowiedział następujące słowa:
- Ty, rany i na dodatek sam, chcesz walczyć z Bogiem! Władcą zmarłych! - Parsknął śmiechem.
Feri pewna swojego czynu stanęła u boku towarzysza.
- Nie jest sam. - Powiedziała do Ozyrysa.

[Ferishia? Przepraszam, że postawiłam Cię w takiej sytuacji, ale sądzę, że to będzie ciekawy wątek do Twojego opowiadania]

sobota, 29 października 2016

Od Murtagha

(c.d. Azraela)

Co on tam mamrocze? Zatrzymałem się, patrząc zaciekawiony na Azraela. Nie mogłem zapytać, o co mu chodzi, gdyż odezwał się ten nowszy nowy. Pokiwałem tylko głową i od razu jako pierwszy ruszyłem w stronę ośrodka naszej watahy, przy okazji wołając swoją mantykorę z tym jednym trupem, którego trzymała w pysku.
- Mam tylko nadzieję, że jeśli będziecie sprawiać problemy, to nie będzie na mnie...

piątek, 28 października 2016

Nowa wadera - Amortea!


(sheltiewolf.deviantart.com, postać to ten większy wilk) 


Od Azraela

(c.d. Murtagha)

Dobrze wiedziałem, o czym myślą. Jakoś nie potrafiłem nie czytać innym w myślach. Nie robiłem tego jedynie przyjaciołom, czyli tylko Cerberowi. Więc w sumie to, co pomyślał czarny nawet mi schlebiało.
- Ja ci dam chyba – wyszeptałem do siebie. Ten to chyba usłyszał bo się zatrzymał i spojrzał na mnie.
- Może pójdziemy do Alfy? – zaproponował okrążany od początku basior. 

czwartek, 27 października 2016

Od Cheveé

(c.d. Aury de Noir)

- Eee... Gdzie ja się w ogóle znalazłam? Są tutaj inni czy mieszkasz w tym lesie sam? 
Basior zaśmiał się. 
- Jesteś w Nerthvenie. Cała kraina zamieszkana jest przez wilki. 
- Mhm.
Spojrzałam na wyjście z jaskini i z zaskoczeniem stwierdziłam, że deszcz ustał. Ciemne chmury zaczęły wolno opuszczać niebo, a jasne słońce wyjrzało zza nich nieśmiało. 
- Jeśli chcesz, możemy pójść teraz szukać twojej korony - zaproponowałam. - Deszcz przestał padać. 
- Mam nadzieję, że żadne inne stworzenie nie postanowiło sobie jej przywłaszczyć - mruknął i razem wyszliśmy z jaskini. 
Uśmiechnęłam się w stronę słońca. Podążyłam za basiorem. Mokra trawa całkowicie zmoczyła nam łapy, ale posuwaliśmy się naprzód i naprzód. Próbowałam zapamiętać okolicę i drogę, którą idziemy. W końcu stanęliśmy przed ciemnym lasem. Silnie rozgałęzione drzewa zastłaniały słońce, które dopiero co postanowiło zaszczycić swoją obecnością mieszkańców Nethveny.

(Aura?)

środa, 26 października 2016

Od Ferishii

(c.d. Sethi'ego)

Czułam się mniej więcej tak, jakby na moich plecach zaparkował słoń. Dosłownie. Jakaś obca siła bez zbytniej delikatności zmusiła me ciało, by wygięło się w pokornym ukłonie. W pierwszej chwili nie wiedziałam nawet, komu ja ten pokłon składam. Zirytowało mnie to bardziej niż przestraszyło.
- Ozyrys! Bóg śmierci i... - słowa docierały do mnie jak zza ściany, zduszone i niewyraźne.
Kiedy w końcu ucichły, siła zaczęła powoli wypuszczać mnie ze swoich okrutnych objęć. W końcu udało mi się wyprostować łapy, które były teraz obolałe i raczej niechętne do współpracy. Coś boleśnie przeskoczyło mi w plecach.
Podniosłam głowę, by spojrzeć na sprawcę zamieszania. Sethi? Niemożliwe. A jednak. Byłam pewna, że oczy mnie nie okłamują. Widziałam to samo szaro-białe umaszczenie, te same pasy na futrze. Nie było wątpliwości, że to on.
Zdrajca? Któż zdradziłby watahę jeszcze zanim w pełni do niej dołączył? Wydawało mi się to niedorzeczne. Sethi wydawał mi się być łagodny jak baranek, taki do rany przyłóż. Cóż, najwidoczniej pomyliłam się w jego ocenie.
- Co ty wyprawiasz?! - Krzyknęłam. Nie mogłam ukryć drżenia w głosie. Bałam się o siebie, o watahę.
Odwrócił głowę w moją stronę. Spojrzałam w jego oczy, rzucając mu wyzwanie. Nie, to nie były oczy Sethi'ego. Płonęły ogniem nienawiści, rządzą zniszczenia.
Dziesiątki chaotycznych myśli zaczęły przepływać mi przez głowę, a ja wiedziałam, że mam mało czasu na ich uporządkowanie. 
Czy to, co on wcześniej krzyczał o Ozyrysie było... prawdą? Czy duch Ozyrysa opętał basiora? To nie miało sensu. Przecież egipscy bogowie nie istnieją. Na własne oczy widziałam prawdziwych bogów, o ile da się to tak w ogóle określić. Oni nie mają imion, nie mają ciała ani formy. Są potężniejsi niż wszystko inne we wszechświecie, zbyt potężni, by nasze zmysły mogły ich poprawnie zidentyfikować.
A jednak. Seth... wróć, Ozyrys stał tu przede mną i wydawał się być prawdziwy. Filozoficzne rozmyślania musiałam odłożyć na później, miałam teraz poważniejszy problem.
Oblicze Sethi... Ozyrysa wygięło się w gniewnym grymasie. Bez słowa zaczął zbliżać się w moją stronę. Jego chód i postawa ciała wyrażały gniew, pewność siebie i władczość.
Czy on chciał ze mną walczyć? Czy bóg zniżyłby się do czegoś takiego? Czy miałabym z nim jakiekolwiek szanse? Czy zabijając go, zabiłabym także Sethi'ego?
Zalała mnie fala strachu. Sethi. No pewnie, że w ten sposób bym go zabiła. To w końcu jego ciało. Łza zakręciła mi się w oku. Czy miałam inne wyjście? Miałam do wyboru: ja, Sethi albo wataha. Nie widziałam sposobu, by uchronić nas wszystkich, a w ostateczności byłam skłonna oddać życie za watahę i za krainę.
Zauważyłam, że moje futro zaczyna zmieniać kolor na popielatoszary. Znamię na łapie rozbłysło fioletowym blaskiem. Proszę, nie teraz, błagałam się w duchu. Już raz mi się to zdarzyło i jedyne, co pamiętam z przemiany, to krwawa masakra. Teraz walczyłam sama ze sobą, by zatrzymać niekontrolowaną magię. 
Miałam nadzieję, że uda mi się znaleźć jakieś wyjście, by rozwiązać sytuację pokojowo.

(Sethi?)

wtorek, 25 października 2016

Od Murtagha

(c.d. Rayliegha)

No proszę proszę... Kolejne mięcho?
Kazałem zostawić truchło na ziemi i przypilnować je, a sam poszedłem za Azraelem. Usiadłem zaciekawiony, poprawiając sobie przy okazji łapą płaszcz. Żeby nie było, żem niechluj...
Przekrzywiłem głowę w bok i po prostu obserwowałem. Aż basior zadał pytanko, na której ja tak błyskotliwie odpowiedziałem. Jestem cudowny, wiem o tym. Wtedy też wstałem i zacząłem okrążać drugiego dodatkowego samca, przy okazji lepiej mu się przyglądając.
Nie że coś, ale chyba większy train czuję do Azraela.

(Chyba kolej Azraela...)

Meurtrière




Od Rayliegha

(c.d. Azraela)

Ledwo zdołałem się ruszyć, a długowłosy basior chwycił za mój...*wdech*
...ogon i wyszarpał z krzaków, w których stałem.
- Ładnie to tak podsłuchiwać? – odezwał się do mnie, a w jego oczach płonął ogień niezadowolenia.
Przysięgam, że gdyby nie moje futro widać by było na moich polikach palący rumieniec.
Zawstydzała mnie sytuacja w jakiej się znalazłem i to, że ten basior pociągnął mnie akurat za ogon. Nie lubię, jak ktokolwiek go rusza.
- To... to nie do końca tak jak myślisz. Po prostu tędy szedłem i was zobaczyłem. Chciałem poczekać aż skończycie rozmowę, aby nie przeszkadzać i dopiero wtedy się pokazać - tłumaczyłem.
- Ta, jasne. Coś ci to "nieprzeszkadzanie" nie wyszło, Rayleigh - odpowiedział, poprawiając łapą opadający mu na oczy kosmyk jego różowo-czarnych włosów.
Zmarszczyłem brwi. Skąd on wie, jak mam na imię?
- Och, znacie się?- Czarny basior zerknął pierw na mnie, potem na niego.
- Nie. Skąd... - zacząłem, lecz długowłosy przerwał
- Mam swoje sposoby.
Czarny na to zachichotał. Nastała niezręczna cisza.
Machnąłem parę razy ogonem po liściach.
- Czy jesteście może z jakiejś tutejszej watahy? - spytałem w końcu
- Taaa, a co? Szukasz domu, śliczny? - spytał czarny i zaczął krążyć wolno wokół mnie z podejrzanym uśmiechem.
Jego czerwone oczy zabłysły, czułem, że coś knuje.
- Jeszcze nie, więc dołączę się do pytania... - dodał długowłosy odpowiadając na moje pytanie i spojrzał na czarnego, który zataczał coraz mniejsze koła wokół mnie. Zaczęło mi się robić gorąco...

(Az? Sady?) --> Rezerwacja dla Murtagha

niedziela, 23 października 2016

Od Azraela

(c.d. Rayliegha)

Z końcówek moich włosów wyłonił się czarny pająk stworzony z mroku i powędrował w stronę podglądacza. W tym czasie zdążyłem się co nieco dowiedzieć o basiorze, wliczając w to jego imię. Dzięki pająkowi dowiedziałem się, gdzie jest winowajca. Odwróciłem pysk w tamtą stronę, a za mną Murtagh. Ruszyłem w stronę krzaków. Złapałem ogon basiora w zęby i wyciągnąłem go stamtąd.
- Ładnie to tak podsłuchiwać? – spytałem miłym, trochę psychodelicznym tonem. W moich oczach skakały za to iskierki zła. Nie podobało mi się, że nam przeszkadzają.

( Sady, Rey bo trójkącik nam wyjdzie >.< )

Od Rayliegh'a

(c.d. Azraela, chyba)

Stanąłem nad rzeką i popatrzyłem w niebo.
Właśnie skończył padać deszcz... ech, a tak dobrze się z nim czułem.
Przede mną kolejne nowe tereny, nowa wataha, nowa nadzieja. Kto wie, może właśnie tu znajdę swoje miejsce?
Przecież zawsze tak se powtarzam i nic z tego.
Po pewnym czasie mówią "Zostaw mnie" "wynoś się" i takie tam.
No, ale jak to mówią, trzeba próbować.
Przeskoczyłem więc rzekę w miejscu, gdzie brzegi były najbliżej siebie i ruszyłem w las.

Po pewnym czasie usłyszałem rozmowę.
Schowałem się w cieniu drzew i krzewów i obserwowałem, jak dwa tajemnicze basiory ze sobą rozmawiają.
Ten długowłosy, biały machał ogonem, a czarny mu się przyglądał.
Nagle umilkli. Chyba mnie wyczuli...

(Az? Sady? Który mnie znajdzie?)

Od Azraela

(c.d. Murtagha)

Zacząłem przyglądać mu się dokładniej. Był to czarny wilk ozdobiony wieloma bliznami. Na grzbiecie miał czarną pelerynę z jakiegoś futra. Na jego pytanie się uśmiechnąłem. 
- Moje pierworodne imię brzmi Azrael. Jednak posiadam parę pochodnych. – powiedziałem. Basior zlustrował mnie swoimi czerwonymi oczami, w których pojawił się dziwny blask.
- A ty kim jesteś? – spytałem machając ognem przy czym szurałem po liściach. Czułem, że ktoś nas obserwuje.

(cd)

Od Murtagha

(c.d. Azraela)

Sezon Halloween... Chyba wszyscy wiedzą, co to znaczy, nie? Trupy, umarlaki, zgnilce i inne. Raj! Po prostu raj! Zwłaszcza dla takiego nekromanty jak ja.
A więc... Właśnie dreptałem sobie z moją mantykorą po lesie, szukając ciał. Aż tu nagle jebs. Jakiś wilczeg mi podszedł tutaj. Spojrzałem na niego, krzywiąc się lekko. Ale wait. Całkiem całkiem...
- A dzień dobry. Kraina jak kraina. Sam nie pamiętam jej nazwy. A ty kto?

(Az?)

Rayleigh

(autorem obrazka jest właściciel wilka, prosimy nie kopiować. lapizowa.deviantart.com)

Od Aury de Noir - Kocia przepowiednia I

Chodziłem po terenach watahy bez najmniejszego celu. Byłem szczęśliwy, że nikt mnie nie zaczepia, wliczając w to stwory, które namnożyły się na naszych terenach. Gdzieniegdzie widziałem wilki, które z nimi walczyły. Najwyraźniej mi postanowiły dać spokój. A co najmniej taką miałem nadzieję. 
- *Witaj towarzyszu. - powiedział jakiś nieznajomy mi głos. Dochodził jakby zewsząd, ale i znikąd. Na pewno nie był to głos z tego świata. Nie widziałem też osoby, która do mnie przemawiała. - * Mam dla ciebie pewną wiadomość. - dodał ten głos. Teraz jednak wyraźnie słyszałem, że jest on w mojej głowie. Przede mną pojawił się czarny lewitujący kot. Odwróciłem pytająco głową.
- Kim jesteś? - spytałem nieufnie.
- * Jestem Astralnym kotem i jeszcze nie raz mnie spotkasz. - powiedział dojść tajemniczo zaraz dodając - * Mam dla ciebie przepowiednię, dotyczącą twojej bliskiej przyszłości. Chcesz jej wysłuchać? - spytał retorycznie. Kiwnąłem jednak głową, aby powiedział, co ma powiedzieć. Najwyraźniej nie będę miał spokoju.
-*W nocy ciemnej i nieprzebytej, białą łanię zaczniesz gonić z zachwytem. Na manowce zaprowadzi cię ona. Zgub się - a będzie dusza Twa potępiona! - powiedział czarny kot po czym zniknął. - *Do zobaczenia później. - usłyszałem jeszcze na koniec.
- Ta, jasne. - prychnąłem na to wszystko i pokierowałem się do jaskini z zamiarem odpoczynku. Obudziłem się w nocy, przez dziwny biały blask niedaleko mnie. Jednak nic tutaj nie było.

C.D.N.

Od Anadil

(c.d. Aury de Noir)

Ruszyłam radośnie po miedzianej ścieżce z listowia. Aura i Iso zrównali że mną swój krok. 
- No to... co tam? - spytałam z autentyczną ciekawością. 
Iso zwrócił się do mnie.
- A co chciałabyś wiedzieć?
- Umm... - nie spodziewałam się takiej odpowiedzi - Czyli jesteś elfem, znajomym Aury de Noir, czy co?
- Raczej "czy co". Nie, nie jestem elfem...
- ...że co?! Przed chwilą słyszałam o tobie jako o elfie, a teraz...?- przerwałam mu oburzona.
- Tak się składa, że jestem duchem elfa, którym niegdyś byłem.- rzekł Iso. W jego głosie nie było złości, raczej melancholia.
Ech, ta moja niewyparzona gęba!
Opuściłam głowę i unikałam kontaktu wzrokowego z basiorem i elfem.
Odezwał się milczący dotąd Aura: 
- Iso...
- Hm?
- Wróciłeś... Ale na jak długo?
Duch przeczesał włosy palcami.
- Szczerze? Nie mam pojęcia. Ale, ale, nic nie masz mi do powiedzenia?
- Nie da się wyrazić tego słowami. Wiedz, że tęskniłem. Jeszcze raz przepraszam...Wiesz za co.- wymamrotał wilk i spojrzał na przyjaciela. 
Wściekle pomarańczowe oczy spotkały szafirowe oczy. 
- Ważne, że jesteśmy teraz razem. Rozumiem cię. Też byłoby mi ciężko.
Obaj spojrzeli na mnie. Poczułam się przytłoczona pod ich wzrokiem.
- Gdzie idziemy teraz? - spytali chórem, a Aura mrugnął do lekko zdezorientowanego elfa. 
Czułam, jak wypełnia mnie energią. Tysiąc pomysłów przeminęło mi przez głowę. Wyszczerzyłam zęby.
- Ok, chodźmy!!!

<Aura de Noir? ( rozkręć akcję ;)>

sobota, 22 października 2016

Od Azraela - Czas poznać to miejsce

Jeszcze przed opuszczeniem rodzinnego miejsca pofarbowałem włosy na różowo z czarnymi końcówkami. Podobało mi się tak, a jakoś nie obchodziło mnie co powiedzą inni. 
- Tylko uważaj na siebie. - powiedział ojciec, dając mi jakiś nóż.
- Będę cię odwiedzać. - powiedziałem kierując się w stronę bramy gdzie stał cerber. Warknął, jednak widząc mnie się uspokoił.
- Czyli to prawda? - spytał, patrząc jednym pyskiem na mnie.
- Chcę poznać istoty z ziemi. Więc tak, prawda. - powiedziałem. Pomachałem mu ogonem. Spojrzałem na Charona płynącego z istotami w moją stronę. Wskoczyłem do rzeki z zamiarem jej przepłynięcia. Po chwili byłem na zewnątrz. 

Kiedy wyszedłem pojawiłem się w jakimś lesie.
- Kurwa, co to za dziura. - powiedziałem. Nie widziałem, żadnej żywej duszy. Jakoś mi się to nie podobało. Ruszyłem do przodu. Wreszcie poczułem zapach jakiegoś basiora więc w podskokach tam pobiegłem. Był to czarny wilk. 
- Witaj, można wiedzieć co to za kraina? - spytałem udając miłego. Chcę najpierw poznać jego charakter.

(Sady?)

Od Aury de Noir

(c.d. Anadil)

Spojrzałem na Iso, było mi głupio w tej sytuacji, nie za bardzo wiedziałem, co robić. Chciałem z nim porozmawiać, ale nie chciałem też zostawić Anadil. W sumie nawet ją polubiłem.
- Iso, poznaj Anadil. Właśnie oprowadzała mnie po watasze. - powiedziałem wreszcie uśmiechając się do ogoniastej. - i wybacz, że nie pochowałem cię jak należy. - dodałem szeptem, zwieszając głowę. Zapewne był na mnie za to zły i wcale mu się nie dziwie.
- To może pójdziemy dalej? - zaproponowała wadera, najwyraźniej nie słysząc mojego szeptu, albo go olewając.
- Dobry pomysł. - odparł elf.

< Anadil, taki brak weny na opdis >.< >

Od Aury de Noir

(c.d. Cheveé)

Zaprowadziłem ją do swojej jaskini. Była przemarznięta i mokra. Mi to nie przeszkadzało, ale nie wiem jak z waderą. 
- Pójdę jej szukać jak przestanie padać. - powiedziałem otrzepując się z deszczu tak aby nie pochlapać wadery.
- Dlaczego nosisz koronę? - spytała wadera kiedy już do niej podszedłem. Przy okazji podałem jej kawałem mięsa, który miałem w jaskini.
- Prezent od ważnej dla mnie osoby. - powiedziałem jak najkrócej się dało. Wadera podziękowała za jedzenie i trochę zjadła. Resztę oddala mi. Odłożyłem je więc na swoje miejsce, czyli kupę kośći, chrząstek i innych resztek. 
- Mogę cię o coś spytać? - spytała wadera. 
- Jasne. - odpowiedziałem siadając obok. Lekko się uśmiechnąłem, aby dodać jej otuchy.

(Chev?)

Od Aury de Noir - Skradziona korona

(c.d. Cheveé)

Spojrzałem na ciemne zakamarki przed nami. Była to gęsta puszcza, w której nie tylko siebie łatwo zgubić, ale jak widać i ważne dla siebie rzeczy.
- Jesteś pewna, że idziesz ze mną? - Spytałem, odwracając się do wadery.
- Jasne, chodźmy już po tą twoją zgubę - powiedziała wadera wchodząc w zarośla. Pobiegłem więc za nią, abyśmy siebie nie zgubili. Słychać było najprzeróżniejsze odgłosy, i wszędzie były niespotykane dotąd rośliny. Aż wreszcie zauważyłem na jednym krzaczku złoty przedmiot. Szybko do niego podbiegłem, aby go zabrać. Wtedy jednak korona szybko zniknęła, najpewniej przy pomocy jakiegoś małego stworzenia. Ruszyłem więc za nią. Z tego co słyszałem, wadera biegła tuż za mną. Stworzenia nie dogoniliśmy, postanowiliśmy jednak odpocząć ze zmęczenia.
- Wybacz, że cię tu ciągnąłem - powiedziałem. 

(Cheveé, i co teraz? )

Azrael

(autor nieznany!)

Od Cheveé

(c.d. Aury de Noir)

Próbowałam powstrzymać śmiech. Czy wilki noszą koronę? Czy wilki COKOLWIEK noszą na sobie? Gdzie ja trafiłam? Wiariatkowo? A może gorzej? Otrzepałam się z wody, ochlapując tym samym wszystko dookoła razem ze stojącym przede mną basiorem. Skrzywił się i spojrzał na mnie morderczym wzrokiem. Uśmiechnęłam się przepraszająco.
- Masz zamiar w tym momencie szukać tej korony? - zapytałam, demonstracyjnie spoglądając w górę na padający deszcz.
- Chciałbym ją znaleźć jak najszybciej - odparł zdawkowo.
Zapadła cisza. Nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć. Zaproponować pomoc czy wycofać się i poszukać jakiegoś schronienia przed deszczem? Nie znam tego basiora, a tym bardziej nie znam jego zamiarów. Wilk widocznie uznał panującą ciszę jako znak, że nie mam już nic więcej do powiedzenia. Odwrócił się i zaczął podążać wydeptaną ścieżką. Pognałam za nim.
- Cheveé - powiedziałam szybko, kiedy zrównałam się z nim, a basior spojrzał na mnie. - Jestem Cheveé.
- Aura de Noir - odpowiedział.
- Więc... Gdzie ostatnio widziałeś swoją koronę?
- Na głowie - prychnął.
Przewróciłam oczami. Jeśli tak ma wyglądać nasza rozmowa, to ja bardzo dziękuję.
- W jakim miejscu?
- W Mateczniku.
- Pomogłeś mi - mruknęłam. - Nie znam tych terenów. Nie mam nawet pojęcia, jak nazywa się ta kraina.
- Chodź za mną.

(Rua?)

Od Murtagha

(c.d. Wilgi)
Już miałem przejść do jakże poważnej operacji, gdy usłyszałem ponadprogramowy głos. Tak. Słyszę inne głosy. Nah. Trzeba było nie zawierać tego paktu z bogiem śmierci... Przez to teraz słyszę wszystkie rozmowy i lamenty tych idiotycznych zgnilców! Nawet ta mantykora się użala... Urgh.
Spojrzałem z mordem w oczach na waderę. Co ona tu robi, co? Uczepiła się jak rzep ogona... Ech. No ale nic.
- Nie obchodzi mnie to. Poza tym, i tak nie mam sąsiadów. - uśmiechnąłem się sztucznie przez moment, po czym zrobiłem typową minę Grumpy Cat'a i wróciłem spojrzeniem na truchło.
- Wiesz, na czym polega nekromancja, dziewojo? - zapytałem, ostrym pazurem płatując skórę bestii w miejscu, gdzie powinno się znajdować serce. Zaraz je wyciągnąłem i rzuciłem na ziemię, prosto pod łapy Kurczaka. Czekaj... Jak to było? Bażant? Kuropatwa? Ech. Kij. Zapominam co i rusz. To te głosy.
Pochyliłem się nad ciałem i cicho wyszeptałem bliżej nieokreślone słowa i odsunąłem się szybko, patrząc na kwiczące truchło. Yup. Wokół mantykory unosiła się czarna chmurka, a samo stworzenie wyglądało jeszcze gorzej niż przedtem...
(cenzura)

piątek, 21 października 2016

Od Anguy

(c.d. tego)

Upadła, świat rozbryzgał się niczym stłuczone szkło. Przed oczami wirował na zmianę mrok i światło. Poczuła, że jest jej niedobrze, ale ostatkiem sił podniosła się z ziemi. Wszystko wokoło wirowało, czuła, ze łapy się pod nią uginają. Wzrokiem zaczęła szukać dziwnej postaci, jednak wokoło nie było nikogo. Byłą sama, w nicości. Zacisnęła powieki i starała się uspokoić oddech. Serce powoli zaczęło zwalniać. 
- Gdzie jesteś?-  Szepnęła An. Znów wydało się jej, że z rzeczywistością działo się coś dziwnego. Miała wrażenie, że wszystko co ją otacza kurczy się i rośnie jednocześnie. Mimo to krzyknęła:
- Pokaż się! Nie ukrywaj się! WIEM, ŻE TU JESTEŚ!!! 
Zawirowała rzeczywistość, przed waderą pojawił się maleńki, jasny punkt. Z każdą sekundą stawał się większy i jaśniejszy. W końcu uformował się w świetlistą postać nieznajomej. Jej puste, martwe oczy wpatrywały się w Anguę.
- Czemu? Co ja ci zrobiłam? – Głos wadery załamał się w połowie zdania, była słaba, bardzo słaba… W jej umyśle kotłowało się coraz więcej myśli. Smutek, radość, niepokój, melancholia… Wszystkie uczucia przenikały się nawzajem. Nie była już nawet pewna, co czuje. Do jej uszu doszły słowa:
Jesteś kimś więcej niż ci się wydaje. 
- Co to znaczy?
Światło. Zabrzmiały słowa.
- Światło… - Powtórzyła Angua, jakby smakując to słowo. I wtedy to do niej dotarło…

Od Anadil

(c.d. Aury de Noir)

Miałam mętlik w głowie. Kim był ten szafirooki facet? Aura go zna? Jest niebezpieczny, czy bardzo niebezpieczny? A może to upiór!? Bądź co bądź, niedługo Halloween.
Obcy nie wyglądał szczególnie bestialsko. Prawdę mówiąc, w ogóle nie przypominał okrutnej maszkary żądnej krwi i flaków. Moją uwagę zwróciła niezdrowo szarawa skóra i zabójczo piękne oczy. Gdyby nie to, uznałabym go prawdopodobnie za człowieka.
Na razie nie musiałam się specjalnie niepokoić, bo domniemany potwór bawił się w najlepsze z Aurą de Noir. Wyglądali na bardzo zżytych i z pewnością długo się nie widzieli. Poczułam się trochę niezręcznie. Postanowiłam dać im chwilę prywatności, dlatego wrzuciłam wsteczny (czyli szłam tyłem). Wszystko byłoby dobrze, ale jak zwykle musiałam odwalić jakąś głupotę. Potknęłam się o jeden z moich ogonów, wpadłam w stertę liści, poślizgnęłam się, świat obrócił się o 180 stopni i nim się zorientowałam, już wpadłam w krzaki, oblepiona liśćmi. 
Czułe uszy Aury usłyszały hałas i basior odwrócił się w moim kierunku. Iso zrobił to samo. Oboje wybuchnęli śmiechem. Naburmuszyłam się. Co, nigdy nie widzieli wilka oblepionego liśćmi, który utknął w jakimś krzaczorze?! A pomóc to nie łaska?!
Pierwszy otrząsnął się elf. Złapał mnie za któryś ogon i wydostał z sideł chwaściska. Jego dotyk był zimny jak lód. To nie mógł być człowiek. 
Wymamrotałam podziękowanie i zaczęłam lizać łapę, przyglądając się wilkowi i elfowi, ramię w ramię.
- Iso.. ale... jak?...
- Och, Rua... Nawet nie wiesz, jak za tobą tęsknię...
- Jak...???
Iso westchnął i spojrzał w oczy swego przyjaciela.

(Rua? •~•)

Od Aury de Noir

(c.d. Chevee)

Chodząc po lesie zgubiłem gdzieś koronę. Dlatego teraz mimo ulewy chodziłem, zaglądając gdzie się tylko da. Po jakimś czasie poczułem nieznajomy mi zapach wadery. Przemoczonej wadery. Szybko więc pobiegłem w tamtą stronę. Zauważyłem białego topiącego się wilka. Szybko go wyciągnąłem. Była to wadera, w dodatku większa od mnie. 
- Wszystko w porządku? – spytałem przy okazji patrząc czy nie ma tu mojej zguby. Nie zdziwiło mnie, że jej tu nie było. Wcale mi się to nie podobało, no ale co ja mogę. 
- Nic mi nie jest. Dziękuję – powiedziała, po chwili dodając. – Szukasz czegoś?
- Korony. Zgubiłem ją gdzieś. – odpowiedziałem bez zbędnego przedłużania.

(Chev, pomożesz mu?)

Od Sethi'ego - Matka, pamięć i Wrota Śmierci

(c.d. Ferishii)

Pytanie wadery całkowicie mnie zamurowało, co miałem jej powiedzieć... "Jestem w połowie psem i jem trawę", super wymówka, tylko by mnie wyśmiała, zorientowała się, że mówię prawdę i odeszła. Założę się, zawsze tak było i będzie. Nie jest to najmilszą opcją, więc udało mi się tylko wydusić:
- No, ten... Grypa, tak. Mam grypę.
Krople zimnego potu bezustannie spływały mi po pyszczku, nie uwierzy w to, nie jest przecież aż tak głupia. Przyjrzała mi się dokładnie, miała dziwną minę. Widziała, że łgałem.
- A tak naprawdę?... - Dopytała zniecierpliwiona, a ja westchnąłem przerażony.
Powiedzieć prawdę czy nie, te moje wahania doprowadzały mnie do szału. Jak skłamię, będę miał wyrzuty sumienia, a jeśli powiem prawdę, Ferishia odejdzie i już nigdy jej nie zobaczę, dlaczego moje życie jest takie porąbane? Wtedy coś za mną powiedziało:
- Powiedz jej.
Stanąłem dębem, nie chciałem się odwracać. Wilczyca była blada jak kreda, a ja zbyt przestraszony, żeby spojrzeć za siebie. Nie jestem typem mięśniaka, nie obronię nawet siebie, a jeśli to był ktoś kogo znam... Nie sądzę. W końcu jednak dałem radę.
- Mama? - Ja... Nie wiedziałem co powiedzieć.
Tam stała moja matka (Jej wygląd: klik), zwariowałem, na pewno. Uszczypnę się i po sprawie, to był tylko sen, a ona nie istnieje. Zrobiłem to i nic, ciągle ją widziałem, łzy zbierały mi się w oczach, chyba zaraz się popłaczę. Istniała, jak?
- Czy to? - Zapytała zdziwiona towarzyszka, potaknąłem.
Podbiegłem do niej, wciąż nie wierząc, że to prawda. Przytuliłem ją, ale tylko upadłem twarzą w trawę. Przeniknąłem przez jej ciało, jak przez ducha.
- Niestety mam tylko pięć minut, żeby Ci coś przekazać kochanie. - Mówiła moja rodzicielka. - Po pierwsze, nie wiedziałam, że ty już...
- Nie, ona nie. - Przerwałem jej, wiedziałem o co chodzi, moje policzki zarumieniły się, Feri też, było nam oboje wstyd.
- Och, przepraszam. - Powiedziała mama, po czym dodała. - A po drugie, musisz jej to wyznać, zawsze mów prawdę, pamiętaj... - Ucałowała mnie w czoło i znikła w świetle, po raz pierwszy ją widziałem, a tak krótko.
Spojrzałem waderze prosto w oczy, bałem się to powiedzieć, jednak było to słuszne.
- Pies.
- Co? - Dopytała, nie wiedziała o co mi chodzi.
- Moja matka jest, to znaczy była psem. Ojciec wilkiem. - Ulżyło mi, w końcu się komuś wygadałem, nareszcie.
Popatrzyła się na mnie przeszywającym wzrokiem, zanim cokolwiek powiedziała, zatkałem jej usta i postanowiłem jej o wszystkim opowiedzieć, bez wyjątku.

- Czyli teraz jesteś wilkiem? - Zapytała, gdy skończyłem mówić.
- Tak. - Odpowiedziałem krótko.
- Nie za bardzo wiem, co powiedzieć, chodźmy. - Powiedziała i nie odzywała się więcej.
Nie winię jej za tą reakcję, sam bym tak postąpił, gdyby ktoś nagle mi oświadczył, że nie jest tą osobą, o której bez przerwy tak myślał. Nie chciałem siebie znać, powinienem w ogóle tutaj nie być, zostać przy ojcu i zaopiekować się z nim. Ale ja byłem głupi wynosząc się z domu!... Tępy jak dzida jestem!
- Auć! - Krzyknąłem po cichu, żeby nikt nie usłyszał.
Coś mi w pamięci szwankuje, przestawia się, nie wiem. Nie chce teraz o tym myśleć, muszę się uspokoić, poskładać się do kupy i nie przesadzać za bardzo z poniżaniem siebie. Wtem coś mi zaświtało w głowie... Mapa, miałem ją aktualnie przy sobie. Powiedziałem wilczycy, żeby się na chwilę zatrzymała i rozwinąłem kawałek papieru. Był tam ciągle ten napis, a pod nim pojawiła się strzałka, która wskazywała... Czyżby? Pewnie się myli, sprawdziłem jeszcze raz i kolejny raz. Co to miało znaczyć?
- Auu! - Znowu coś mi się z pamięcią stało, jakby zniknąłem.

Sumienie podpowiadało mu, co się stało. On jednak już zniknął.
21.10.XXXXr.

Wilk otrząsnął się, pojawił się na nowo w tym samym ciele, lecz z inną duszą, która była pusta, chciwa i nieczuła. Ferishia podbiegła do niego, zaciekawiona tym zajściem, a on ją odepchnął, nieświadomy tego, co robi. Dawny on, by jej powiedział co się stało, jednak ten obecny jest jego dokładną odwrotnością, przeciwieństwem, alter-ego. Nie zasłużył sobie na to, jedno życzenie nagle zmieniło jego całe życie.
- Jestem Ozyrys! Bóg śmierci i cierpienia! Władca tej krainy i wszystkich dusz na niej chodzących! Pokłońcie mi się niewdzięcznicy! - Wypowiedział te słowa wyniosłym głosem.
Po tych słowach każde ze stworzeń w obrębie Nerthveny ukłoniły się z niewiadomych przyczyn. Jego moc, była jedną z najpotężniejszych na całym świecie, moc śmierci. Potrafiła uleczać, ale też i niszczyć. Ozyrys był jednym z bogów Egiptu, jego potępiona dusza próbowała powoli wstąpić w ciało Setha. Natomiast jego dusza z całych sił chciała ją wyprzeć, opadała z sił każdego dnia, aż w końcu wniknęła do jego kruchego ciała. Załamanie Sethiego dodawało jeszcze tylko mocy Ozyrysowi, stawał się potężniejszy i silniejszy niż zwykle. Wadera bała się o swoje życie, o Setha...

[Feri? Otóż wstąpił we mnie duch literacki, wyzwolił swoją moc i napisał to za mnie ;P]

czwartek, 20 października 2016

Od Aury de Noir

(c.d. Anadil)

Spojrzałem na stawik, często chodziłem nad taki razem z Iso. Na początku się uśmiechnąłem, ale po chwili znowu smutek złapał mnie w swoje sidła. Spojrzałem na taflę wody. Obok mojego odbicia było coś jeszcze. Pojawiło się tam dobrze znane mi odbicie. Był to elf, o szarej skórze, białych uszach i niebieskich jak szafir oczach.
- Iso? - wyszeptałem, olewając pytanie wadery.
- Aura, ktoś obok ciebie siedzi. - powiedziała z lekkim przerażeniem wadera. Wtedy dopiero odwróciłem głowę w prawą stronę. Zauważyłem tam posiadacza owego odbicia. Od razu zacząłem skakać jak szczeniak, machając ogonem we wszystkie strony. Dopiero, kiedy położył mi rękę na głowie, poczułem od niego chłód.
- Też miło cię widzieć. Nie wiem, na ile tu zostanę w postaci ducha, cudem udało mi się wyprosić o takie pozwolenie. - powiedział drapiąc mnie po głowie. Ściągnął mi z głowy koronę i zawiesił na rogu, aby mu było wygodniej.

< Anadil, wybacz, że tak długo>

PS, tak aby było lepiej zdjęie Iso: klik

Wydarzenie - Halloween!


wolveswolves:
“ A wolf takes a look at a Halloween pumpkin at the Woodland Park Zoo in Seattle
Picture by Ted S. Warren
”

WYDARZENIE HALLOWEEN 2016



Znalezione obrazy dla zapytania pumpkin clipartCześć, kochani!


Połowę października mamy już dawno za sobą, a więc Halloween zbliża się do nas wielkimi krokami!

Teraz pewnie zadajecie sobie pytanie: co to oznacza dla watahy?
Ano to, że ogłaszamy pierwsze fabularne wydarzenie w naszej historii

Dobra, pewnie nie wiecie, co w ogóle mam przez to na myśli - zabieram się więc do tłumaczenia!

Zacznijmy może od fabuły...

Granica między światem żywych a światem umarłych zatarła się. Wystarczyło niewielkie zakłócenie w polu magicznym Nerthveny, by duchy i ciała nieboszczyków powstały na nowo z krainy śmierci i zamieszkały wśród żywych na te kilka dni.
Krainę zalała ogromna fala wszelkich budzących odrazę stworzeń, które czają się teraz w każdym zakamarku. Nigdzie nie możesz być bezpieczny.

Tak, teraz wszędzie możesz napotkać chodzące trupy, złe dusze i inne potworności. W lesie, nad jeziorem czy we własnym wychodku. Fajnie? Pewnie, że fajnie.

Wraz ze złymi duchami, Nerthvenę odwiedziły również dobre duszki. Znajdziesz wśród nich hojne dusze, astralne koty i parę innych ciekawych bytów.


Główną "atrakcją", a zarazem konkursem, jaki dla Was przygotowałam, jest możliwość spotkania tych stworzeń w swoich opowiadaniach. Nie ma to konsekwencji fabularnych dla opowiadania, chyba, że to Ty zdecydujesz inaczej.

Pod każdym swoim opowiadaniem napisanym w dniach od dzisiaj do 6 listopada włącznie znajdziesz komentarz, w którym administrator informuje Cię, jakie stworzenia spotkałeś. Ilość napotkanych stworzeń zależy od długości Twojego opowiadania - na każdą rozpoczętą setkę słów przypada jeden stworek. Rodzaje stworzeń wybierane są losowo.

Stworzenia złe - jeśli spotkasz złe stworzenie, musisz stoczyć z nim walkę, pisząc ruch w komentarzu (tak, jak zrobiłbyś to na PvP). Za wygraną walkę dostajesz +10 punktów, za przegraną walkę lub nieodpisanie na komentarz dostajesz -5 punktów. Potworki nie maja raczej wielkiej siły, a przegrana jest prawie że niemożliwa, nie martw się o to.
Każdy z potworków ma odrobinę inne statystyki, poniższe posty określają mocne strony i słabości przeciwnika - wykorzystaj te informacje w walce!

>>ZOMBIE - cuchną, wydają śmieszne dźwięki i nie marzą o niczym innym niż zjedzenie Twojego mózgu. Są odporne na ból i nigdy się nie poddają, ich gnijące ciało nie trzyma się jednak kupy i łatwo je uszkodzić.
>>WAMPIRY - krwiożercze stworzenia, które potrafią zamienić się w nietoperza. Są niezwykle zwinne, nie potrafią jednak znieść przebywania na świetle, podatne na obrażenia.
>>WIEDŹMY - rzucają potężne zaklęcia, jednak w trakcie ich wypowiadania są całkowicie nieodporne na obrażenia. Muszą również odczekać chwilę pomiędzy kolejnymi zaklęciami.
>>DEMONY - nie te duże, straszne demony z podań ludowych, a małe demonki. Odporne na obrażenia i nieczułe na ogień, boją się wody i światła.
>>ZŁE DUCHY - nie straszne im obrażenia fizyczne, zranić je można jedynie za pomocą magii lub orężu wykonanego z... drewna. Patyk też się nada. Złe duchy nie są jednak trudnymi przeciwnikami, gdyż zadają minimalne obrażenia.


Stworzenia dobre - jeśli je spotkasz, dostaniesz od nich wyzwanie, za które otrzymasz ciekawe nagrody. Za spotkanie dobrego ducha automatycznie dostajesz dodatkowe 7 punktów konkursowych. Szansa na spotkanie któregoś z nich wynosi zaledwie 10%.

>>HOJNY DUCH - hojny duch, jak sama jego nazwa wskazuje, jest hojny (masło maślane). Rozdaje prezenty. Taki halloweenowy Święty Mikołaj. Nie patrzy jednak na to, czy byłeś grzeczny przez cały rok, zamiast tego sprawdza Twoją wiedzę. Zadaje Ci pytanie, a za poprawną odpowiedź daje prezent.
>>KOT ASTRALNY - duch czarnego kota, który potrafi przepowiedzieć przyszłość. Jeśli spotkasz tego kota, otrzymasz od niego wróżbę. Napisz opowiadanie (do 6 listopada!) opowiadające o tym, jak spełniła się jego przepowiednia, a dostaniesz 20 PD.



Przejdźmy jednak do tego, co najbardziej Was interesuje - do nagród!

grafika googleNagrody będą, i to dla wszystkich, którzy zdecydują się wziąć udział w konkursie! Oczywiście najciekawsze rzeczy dostaną wilki, które zdobędą najwięcej punktów w wydarzeniu.

A oto nagrody!
1 miejsce - 60 PD; magiczna dynia, wiedźmowa różdżka; moc: niewidzialność. Moc może zostać użyta w opowiadaniu lub podczas walki na czas dwóch ruchów.
2 miejsce - 40 PD; magiczna dynia, przedmiot: wiedźmowa różdżka. Chyba trochę zepsuta, bo nie da się za jej pomocą rzucić określonego zaklęcia. Różdżka sama decyduje, co ma ochotę zrobić. Może losowo zmienić kogoś w pączka albo krowę, zwiększyć siłę na jakiś czas albo przyprawić Cię o dodatkowe ogony. Może zostać użyta w opowiadaniu lub walce.
3 miejsce - 30 PD; przedmiot: magiczna dynia. Dynia jest latarnią, która nigdy nie gaśnie. Fajna rzecz, jeśli wybierasz się do jakiejś ciemnej jaskini, może służyć również za lampkę nocną czy przycisk do papierów.

Dodatkowo, każdy uczestnik wydarzenia dostanie cukierki o różnych właściwościach. Ich ilość zależy od zdobytych punktów (10 gwarantowanych, oraz jeden cukierek na każdy zdobyty punkt w wydarzeniu).

Rodzaje cukierków, uporządkowane według częstotliwości występowania:

Cukierki Umiejętności - zjedzenie cukierka dodaje jeden punkt do losowo wybranej umiejętności.
Cukierki Doświadczenia - ich zjedzenie sprawia, że przybywają Ci dwa punkty doświadczenia.
Cukierek Bogacza - po jego zjedzeniu... No, przybędzie Ci 20 Ringów. Za kilka dni, drugą stroną.
Cukierek Przemiany - pozwala na jednorazową przemianę w potworka, która trwa 24 fabularne godziny.



Życzę Wam również strasznego, mhrrocznego Halloween! xP
Pozdrawiam,
Ferishia

P.S. Jeżeli zauważę, że podoba Wam się to wydarzenie, będziecie mogli spodziewać się dodatkowego mini-eventu w dniach 29-31 października!

środa, 19 października 2016

Od Ferishii - Wróżymy z wielbłądzich bobków

(c.d. tego)

- Ach, coś jakaś małomówna jesteś - stwierdził Ramil.
Może to dlatego, że mój język jest bardziej wysuszony, niż ten piasek, po którym stąpam? - pomyślałam. Jeszcze nigdy w życiu nie było mi tak gorąco. Na całym grzbiecie czułam charakterystyczne pieczenie wywołane oparzeniami słonecznymi. Bolała mnie głowa, a zdradziecki umysł co chwilę podsuwał ulotne wizje soczystozielonych oaz.
Ramil dreptał przed siebie zdecydowanie zbyt szybko, bym mogła za nim nadążyć. Był irytująco energiczny. Całą drogę nucił coś pod nosem i próbował nawiązać ze mną rozmowę.
Woda wyłoniła się zza piaszczystego wzniesienia tak nagle, że w pierwszej chwili uznałam ją za kolejną iluzję. Przekonałam się jednak o jej prawdziwości, gdy uradowana zbiegłam po osuwistym zboczu  i zanurzyłam język... ba, cały pysk w upragnionej cieczy.
Woda, choć brudna i nagrzana słońcem, smakowała dla mnie jak ambrozja. Czułam, jak substancja przywraca mi życie, jak jej kojące dłonie powoli uzdrawiają moje ciało. Piłam tak łapczywie, że na tę chwilę zapomniałam o oddychaniu. Odeszłam od brzegu i zaczęłam ciężko dyszeć.
- Hej, opanuj się, bo pękniesz! - Krzyknął stworek. Właśnie, nie wiedziałam nawet, jakiego Ramil był gatunku.
- Uspokój się, już skończyłam - wysyczałam, przewracając oczami.
Weszłam po pas do wody, chcąc się odrobinę schłodzić. Dopiero teraz poczułam się na tyle komfortowo, by rozejrzeć się po okolicy. Nad jeziorkiem rosło kilka dziwacznych drzew o nielicznych, dużych liściach, które wyrastały tylko na czubku rośliny. Czyżby palmy? A więc znaleźliśmy się w oazie. Zawsze myślałam, że miejsca takie jak to tak naprawdę nie istnieją, że są tylko wytworem poetów umieszczanym w zapiskach, by uatrakcyjnić księgi. A jednak oazy były prawdziwe. Wtem przypomniałam sobie o pewnej nurtującej mnie sprawie.
- Ty... wiedziałeś, że mam tu przyjść, prawda? Skąd? - Zapytałam, przekrzywiając głowę.
Ramil po raz pierwszy od kiedy go poznałam przybrał wyraz pyska, którego nie można nazwać głupkowatym.
- Chodź, pokażę ci - zaproponował. - Tylko nie mów o tym nikomu, to wielka tajemnica mojego ludu - oznajmił, uśmiechając się półgębkiem.
Wyszłam z jeziorka i podążyłam za stworkiem. Krople wody skapywały mi z futra, znacząc trasę gęstą siatką kropek.
Nie doszliśmy daleko. Ramil zaprowadził mnie w krzaki. Odsunął kilka gałęzi łapą, żebym miała dobry widok i wskazał ruchem głowy na... kozie bobki?!
- Widzisz te tam, wielbłądzie kupki? - Zapytał. Nie dał mi czasu na odpowiedź, posłał mi pełne powagi spojrzenie i przybrał wykładowczy ton - Pewnie o tym nie wiesz, ale mają one właściwości magiczne, które oddziałują na żuki gnojaki. Na podstawie tempa i kierunku, w którym te robaczki toczą gnój, możemy stworzyć przepowiednie.
Uniosłam brew w geście zdziwienia, jednak nie śmiałam mu nie wierzyć. Nie wiedziałam nic o tej pustyni, o tutejszych zwyczajach i regułach rządzących tym światem. Zaczęłam wodzić wzrokiem za błyszczącymi robaczkami, próbując odgadnąć, co też może wynikać z ich zachowania, jakie przepowiednie kryją się za ruchami ich malutkich łapek.
A Ramil wybuchł śmiechem. Nawet się zakrztusił z tego wszystkiego.
- Ha, dałaś się nabrać!
Posłałam mu piorunujące spojrzenie.
- Tak naprawdę - powiedział, wciąż nie mogąc złapać oddechu. Przerwał na chwilę, by się uspokoić, po czym kontynuował - to jestem kapłanem w pobliskiej świątyni. Wszystkie znaki dawane mi przez boginię zapowiadały twoje przybycie. Jak zawsze nieomylna, w końcu to bogini - zamyślił się, widziałam dumę w jego oczach. - Muszę cię tam zaprowadzić, to nasze przeznaczenie.
Wiedziałam, że tym razem nie kłamie.

C.D.N.

Od Cheveè

Tuż po przekroczeniu granicy Narsylii powitał mnie rześki deszcz, który zmył resztki śniegu z mojej białej sierści. Nie miałam zielonego pojęcia, gdzie się znalazłam. Nigdy nie byłam poza rodzinną krainą i nie znałam terenów, które ją otaczały. Otrzepałam się ze śniegu, który teraz spływał po mnie w postaci perłowej wody. Rozejrzałam się po okolicy i ze zdziwienia otworzyłam pyszczek. Nigdzie nie było śniegu ani lodu! Z ziemi wyglądała wesoło zielona trawa, którą podlewał teraz deszcz padający coraz mocniej. Podążałam przed siebie z nadzieją, że znajdę jakieś schronienie. Do lekkiego i puszystego śniegu byłam już przyzwyczajona, ale nie do kropli wody, które z całą siłą uderzały w moje ciało. Deszcz przybierał na sile z każdą minutą, a ja znalazłam się w lesie bez widocznych miejsc, które mogłyby mnie osłonić. Zaczęłam się niepokoić. Zawiał silny wiatr, ale nie poczułam żadnego zimna dzięki mojej grubej sierści. Liście drzew zaczęły się kołysać, a gałęzie tańczyły równo z wiatrem. Nagle zauważyłam norkę, a może była to tylko konstrukcja z patyków, którą ułożyła natura? Była tylko jedna przeszkoda - rzeka, która dzieliła mnie od schronienia. "Jeden duży sus i będziesz po drugiej stronie, Cheveé. To tylko szeroka, głęboka i rwąca rzeka", pomyślałam. Chodziłam przy brzegu tam i z powrotem przypatrując się ciemnej wodzie, która aż prosiła się, żebym wskoczyła w jej odmęty. Wahałam się, czy skoczyć. Od szczeniaka unikałam jezior, rzek i strumieni z niewiadomego mi powodu. Po prostu bałam się wody i nie było na to żadnego lekarstwa. Oprócz mojej chorej ambicji, która odzywała się w najmniej odpowiednim momencie. Niebo przecięła złota błyskawica, a deszcz rozpadał się na dobre. Już nie można tego było nazwać przelotną mżawką. To była prawdziwa ulewa. Zawyłam z niezdecydowania i bezsilności, a wraz z tym wyciem wstąpiły we mnie jakby nowe siły. Cofnęłam się kilka kroków, rozpędziłam się i... skoczyłam. Wylądowałam po środku rzeki. Silny prąd zaczął ciągnąć mnie daleko od upragnionego celu. Próbowałam płynąć, rozpaczliwie przebierałam łapami, jednak woda była ode mnie silniejsza. Zaczynałam tracić powietrze, a oczy zachodziły mgłą. Przez chwilę nie czułam kompletnie nic, aż nagle coś zaczęło wyciągać mnie za skórę na brzeg. Opadłam na miękką trawę ciężko dysząc z wyczerpania, ale szybko podniosłam się i spojrzałam na mojego wybawcę. Najeżyłam się, żeby zrobić wrażenie większej niż w rzeczywistości, ale pewnie zamierzanego efektu nie otrzymałam. Kto bał by się wadery ociekającej wodą, która ledwo stała na łapach?

(ktoś?) 

wtorek, 18 października 2016

Cheveè

Autumn Wolf by SheltieWolf

Od Ferishii

(c.d. Sethi'ego)

- Tak, pewnie - odpowiedziałam.
Wilka chyba zalała kolejna fala bólu. Słyszałam tylko skamlenie, widziałam, jak łapie się za głowę. A ja po prostu stałam jak słup soli, przyglądałam się bezczynnie. Nie miałam zielonego pojęcia, co działo się w tamtym momencie z ciałem Sethi'ego. Nie potrafiłam w żaden sposób zareagować w tej sytuacji. Pomogłabym, gdybym wiedziała, jak. Mogłam jednak jedynie współczuć.
Już miałam zaproponować, że zaprowadzę go do medyka, gdy zorientowałam się, że... nie mamy medyka. Jeszcze. Wilki, które przybywały w te strony, w dużej mierze były niedoświadczonymi młodzikami, z nikłym pojęciem o życiu. Nie poznały jeszcze arkanów wiedzy potrzebnych, by osiągnąć szczyt swojej ścieżki. A ja nie byłam lepsza.
Wilk miał szczęście, że spotkałam go akurat wtedy, gdy wracałam z wyprawy po zioła. Otworzyłam zawieszony na rzemieniu mieszek i wysypałam jego zawartość do zagłębienia w skale. Zalałam zioła wodą z pobliskiego wodospadu. Wypowiedziałam po cicho zaklęcie, dzięki któremu uformowałam niewielką kulkę energii - nie był to ogień, wytwarzała jednak wystarczającą ilość ciepła. Czysta prowizorka. Odcięłam przepływ many, gdy woda zaczęła wrzeć.
- Hm, Sethi... - zagadałam. - Nie chcesz może herbaty? Powinno trochę złagodzić ból - zaproponowałam, pokazując łapą na przygotowany wywar. 
Wilk obrzucił miksturę podejrzliwym spojrzeniem. Zanim zaczął ją pić, zapytałam:
- Wiesz w ogóle, co ci dolega?

(Sethi? Brak weny bardzo.)

poniedziałek, 17 października 2016

Nowy sojusz!


Zawarliśmy sojusz z Watahą Royal Wolves!

Mamy nadzieję, że oba blogi zyskają nowych członków na współpracy!

Od Anguy

(c.d. Amaimona)

- Oui, monsieur – Zaśmiała się cicho.
- Może przejdziemy się do Koralowej Zatoczki, jest dziś dość ciepło. – Zaproponował basior, Angua kiwnęła głową na potwierdzenie.
- Jeszcze nigdy tam nie byłam, kieruj. - Dodała. Basior potruchtał w stronę wybrzeża a ona ruszyła za nim. Po drodze mijali las i łąkę, w oddali widziała majaczące góry.
- Jestem tu już od tylu dni, a nadal nie znam tych terenów. – Mruknęła wadera.
- A kiedy dołączyłaś?
- Znalazłam się tu jakiś czas po Feri, byłam pierwszą członkinią watahy. A ty?
- Też byłem jednym z pierwszych. – Stwierdził po chwili basior. – No, jesteśmy na miejscu. - An rozejrzała się, zdecydowanie to miejsce coś w sobie miało. Nie licząc nawet idealnego błękitu nieba i stuprocentowej przejrzystości wody, pod którą bez trudu można było dostrzec czerwone koralowce i przepływające bajeczne ryby. W powietrzu unosiła się jakaś magia. Wadera czuła to całym ciałem, przeszywała ją na wskroś. Wzięła głęboki oddech i podeszła do wody. Tuż pod nią po kamieniu pełzł morski ślimak, przyjrzała się jego skorupie. Mimo tego iż nie była zbyt barwna miała niespotykany kształt, wyglądała niczym najeżona kolcami. Amaimon podszedł bliżej zamyślonej wilczycy i również spojrzał na wodne stworzonko.

niedziela, 16 października 2016

Od Wilgi

(c.d. Murtagha)

Nie zdążyłam odbiec daleko, gdy do moich uszu zaczęły docierać odgłosy walki. Zwolniłam kroku, by po chwili przystanąć. Obróciłam się i z bezpiecznego miejsca zaczęłam obserwować pojedynek.
Skrzywiłam się, gdy mantykora zaczęła przeraźliwie krzyczeć. Jej wrzaski nie miały litości dla moich bębenków usznych.
Zaśmiałam się szyderczo, widząc, jak basior okłada potwora kijem. Dobrze mu tak! Wciąż jednak nie potrafiłam zrozumieć, w jakim celu wilk w ogóle zadaje sobie ten trud i walczy. Ot, pobrudzi się, zmęczy i może jeszcze nabawi się jakichś ran. Wszystko tylko po to, by zabić jakieś natrętne stworzenie. Rozmyślania postanowiłam jednak odłożyć na później.
Mantykora padła trupem, a wilk zaczął taszczyć za sobą jej truchło. Przyznam szczerze, zaskoczyło mnie to troszkę. No, może nawet bardzo. Po co komu cielsko mantykory? Czyżby potrzebował go do jakichś okultystycznych rytuałów? Może miał zamiar złożyć je w ofierze jakiemuś demonowi? Albo... No, nie mam pojęcia, co mógł z nim zrobić.
Zaciekawiona zaczęłam śledzić basiora. Trzymałam się w bezpiecznej od niego odległości, chowając się w napotykanych po drodze zaroślach. Stąpałam tak cicho, jak tylko umiałam. Pilnowałam również, by wiatr nie zaniósł w kierunku wilka mojego zapachu. Jestem przekonana, że nie zdawał sobie sprawy z mojej obecności.
Moje zdziwienie sięgnęło zenitu, gdy znaleźliśmy się niedaleko wejścia do jaskini. Basior wciągnął do środka truchło, które ledwo mieściło się w wejściu, a ja cichutko wślizgnęłam się do środka. W środku dało się wyczuć jedynie zapach owego basiora, stwierdziłam więc, że to najprawdopodobniej jego mieszkanie.
- Po co to tu przytachałeś? - Zapytałam. - W tej pogodzie może z tydzień wytrzyma, ale potem zacznie cuchnąć tak, że wyprowadzą się stąd wszyscy Twoi sąsiedzi!
Wilk posłał mi piorunujące spojrzenie. Serio, gdyby potrafił zabijać wzrokiem, pewnie byłabym już martwa. Fakt, śledziłam go i weszłam mu do jaskini bez pozwolenia. No i co z tego? Nikt mi nie będzie mówić, gdzie wolno mi wchodzić, a gdzie nie. 
Uśmiechnęłam się tylko, czekając na jego reakcję. W razie czego, na szyi miałam zawieszoną fiolkę z trucizną.

Od Sethi'ego

(c.d. Ferishii)

Wadera okazała się bardzo miłą i trochę zapracowaną osobą. Szkoda, że nie spotkałem jej jako pierwszej, gdy się tutaj dostałem. W końcu zaprowadziła mnie nad jakiś wodospad. Powoli udałem się w stronę niego i wypowiadając zaklęcie, całkowicie się zanurzyłem. Nie widziałem pod wodą zbyt dużej ilości roślin i wodnych zwierząt. Przystąpiłem do mycia się.
Gdy w końcu byłem czysty i... No, nie można powiedzieć, że normalny, wyszedłem z wody i ujrzałem leżącą na brzegu Ferishię. Jej futro mieniło się wszystkimi kolorami tęczy w tym świetle. Wyglądała niezwykle, niespotykanie. Gdy mnie zauważyła, od razu wstała, otrzepała się z kurzu i powiedziała:
- Dobrze, teraz da się na Ciebie patrzeć.
Trochę zdenerwowała mnie ta uwaga, chociaż miała całkowitą rację. Gdybym zauważył kogoś takiego, jak ja wcześniej, też bym się do niego nie próbował nawet zbliżyć, a tym bardziej odezwać.
Zbliżała się noc, a ja byłem parę kilometrów dalej od jaskini. Ciekawi mnie tylko, czy zdążymy na czas. Wciąż niepewny swojej wypowiedzi zapytałem:
- Gdy byłaś tutaj sama i nikt jeszcze nie znał tego miejsca, to czy czułaś się samotna? - Wadera wyglądała na zirytowaną. - Ja bym tutaj sam nie wytrzymał... - Dodałem tak cicho, żeby nikt nie usłyszał, nawet ona.
Widocznie zignorowała pytanie, nie miałem jej tego za złe. Sam bym nie odpowiedział. Najpierw mówię, a potem myślę. Po chwili spokoju, znów to się zaczęło.
- Aaa!!! - Krzyczałem bez przerwy. - Zostawcie!
Chciałem nad tym zapanować, zwłaszcza, że Ferishia chciała uciec, nie wiedziała jak się zachować. To był dla niej nietypowy przypadek. Ból ustał, ale głowa chyba zaczęła mi pękać.
- Co to było?! - Zapytała moja towarzyszka.
- Nie wiem... - Odpowiedziałem przestraszony.
Moje ciało jakby się kruszyło, nie miałem ochoty dalej iść, więc zapytałem:
- Możemy się tu zatrzymać?

[Ferishia?]

sobota, 15 października 2016

Od Ferishii

(c.d. Sethi'ego)

- Mogłabyś być milsza – burknął wilk.
Moje policzki pokryły się czerwienią. Miałam szczerą nadzieję, że futro zasłania je wystarczająco dobrze, by było to niewidoczne. Wzięłam głęboki wdech, po czym powoli wypuściłam powietrze z płuc.
- Przepraszam – powiedziałam półszeptem. – Miałam dzisiaj zły dzień. Wyobraź sobie, na ile rzeczy członkowie watahy mogą składać skargi. A to woda w jaskini zbyt chłodna, by się w niej kąpać, a to komuś przed domem zagnieździ się wściekła wiewiórka… I oni myślą, że ja mogę coś z tym zrobić! Serio, chciałabym czasem wziąć parę dni wolnego.
Przerwałam, gdy ponownie spojrzałam na pysk basiora. Patrzył na mnie jak na kogoś, komu brakuje piątej klepki. Fakt, może dzisiaj brakowało.
Uśmiechnęłam się zachęcająco.
- Jestem Ferishia i… tak się składa, że znajdujesz się na terenach mojej watahy. A to znaczy, że możesz do niej dołączyć. Jeśli chcesz oczywiście.
- T-to bardzo miłe z... z pani strony – odpowiedział po chwili namysłu, przecinając powietrze ogonem. Brudnym ogonem. – Myślę, że chciałbym tu zostać.
- Świetnie – odparłam z entuzjazmem. – Chodź za mną. Musimy najpierw załatwić trochę formalności, ale myślę, że nam obu będzie… przyjemniej, jeśli się najpierw porządnie wykąpiesz.
Wilk ruszył za mną, a ja zaprowadziłam go do Tęczowego Wodospadu. W drodze opowiedziałam mu co nieco o regułach obowiązujących w naszej społeczności i zadałam parę formalnych pytań.
Kiedy tylko dotarliśmy na miejsce, Seth wszedł do wody i zaczął czyścić swoją sierść. Czekając, aż z niej wyjdzie, położyłam się niedaleko brzegu. Zbliżał się zachód słońca, a okolica zaczęła rozświetlać się pomarańczowym blaskiem.

(Sethi?)

czwartek, 13 października 2016

Od Sethi'ego - Brudny wampir z wścieklizną

(c.d tego)

Nie miałem pomysłu, co ze sobą zrobić. Teraz chciałem tylko wrócić do swojej jaskini i się porządnie wyspać w swojej jaskini, ale jak znam siebie i swoje życie, nie będzie to wcale takie łatwe. Obok mnie była kałuża, postanowiłem się w niej przejrzeć.
Widok ten mnie strasznie przeraził. Moje oczy były całe przekrwione, z pyska ciekła piana zmieszana z krwią, a pazury były chyba długie na metr.
- Stuprocentowy wilk... - Powiedziałem sam do siebie, po czym westchnąłem.
Wykąpać się w tej kałuży czy nie? Hmm... Dobra, zrobię to, chociaż będzie chyba najobrzydliwszą rzeczą jaką kiedykolwiek zrobiłem. Po prostu nie chcę wyglądać jak wampir z wścieklizną, który niedawno zjadł kolację. Woda była brudna, więc jeszcze pogorszyłem moją ówczesną sytuację. Teraz byłem jak BRUDNY WAMPIR. Trzeba było to przemyśleć, ale ja przecież nigdy nie myślę! Grr... Głupi jestem.
W końcu dotarłem do naszych jaskiń. Nie byłem zbytnio "trzeźwo myślący". Chciałem tylko zasnąć, ale nie było to możliwe po przeżyciach minionych dni. Leżałem chyba z dwie godziny, aż w końcu ktoś się pojawił. Miałem już dość, więc zapytałem zdenerwowany:
- Wiesz może, jak zasnąć?
Basior bądź wadera podszedł lub podeszła do mnie i powiedział, powiedziała:
- Zamknij oczy i śpij! - Krzyknęła mi w twarz, określając płeć po głosie.
Czemu jest taka niemiła? W pierwszym momencie przestraszyłem się. Przetarłem łapą oczy i wstałem. Ujrzałem przed sobą śnieżnobiałą wilczycę, nie wiem, kim ona była, więc bez większego zastanowienia postanowiłem zapytać:
- Ktoś ty?
- Wadera, która nie ma ochoty poznawać takiego brudasa jak ty! - Wykrzyknęła.
- Mogłabyś być milsza... - Burknąłem.

[Ferishia? Będą dłuższe opowiadania]

niedziela, 9 października 2016

Od Anadil

(c.d. Aury de Noir)

Dochodziło południe. Ptaki śpiewały gdzieś w koronach drzew, a tu i ówdzie można było dostrzec przebiegającą wiewiórkę. Kaskada wielobarwnych liści spływała z drzew na ziemię.
Po takim właśnie dywanie z listowia dreptałam z nowym znajomym u boku. Aura de Noir był taki cichy i spokojny... Miałam tyle pytań, byłam tak ciekawa tego tajemniczego wilka... Zdawałam sobie jednak sprawę, że to tylko pogorszy sytuację. Skupiłam się na znalezieniu właściwej drogi do...
Właśnie, dokąd? Gdzie by tu pójść...
- Wiem! - wykrzyknęłam. - Chodź za mną!
Wyrwałam przed siebie, wznosząc tuman liści. Aura de Noir z lekkim westchnieniem ruszył za mną. Trudno, jak dotrzemy na miejsce, na pewno humor mu się poprawi.
Skoczyłam nad krzaczkiem, przeczołgałam się pod zwalonym pniem i skręciłam w prawo.
- Uff, to tutaj.- wysapałam. Basior przeszedł obok czerwieniącej się dumnie jarzębiny i zamarł. Nic dziwnego, widok zapierał dech w piersiach.
- Oto Stawiki. Moje ulubione miejsce.- zwróciłam się do Aury de Noir. Widząc jego uśmiech byłam z siebie dumna. Wreszcie nic nie spaprałam. Westchnęłam głęboko. Ach, tu jest wspaniałe!
Basior położył się nad brzegiem stawiku i oparł łeb na łapach. Był smutny, to widać. Nie wiedziałam co zrobić, co powiedzieć...
- Co... co się stało...?- zapytałam.

<Rua? Co się stało? :( >

Od Aury de Noir

(c.d. Anadil)

Wadera miała dojść ciekawy wygląd, a mianowicie parę ogonów. Wyglądało to naprawdę ciekawie. 
- Nie dzięki, jak będę chciał to sobie upoluję - powiedziałem, aby przy okazji zapobiec pytaniu, dlaczego nie chce. Dobrze, że wybrałem akurat to miejsce, bo jak na razie był tu jeszcze cień, a promienie docierały tu tylko w małej ilości. Wadera po chwili zjadła królika i znowu się odezwała.
- Może się przejdziemy? - spytała z lekkim uśmiechem. A co mi tam. Pokiwałem głową na zgodę i dałem znak, by prowadziła, wszak nie znałem tych terenów. Anadil ruszyła wgłąb puszczy, a ja oczywiście za nią. Miałem jednak wrażenie, że nie ominie mnie wiele pytań. Znowu to samo. Poprawiłem lekko koronę, która prawie spadła, kiedy wstałem i zrównałem krok z waderą.

< Ani? Tylko go nie zamęcz cx >

sobota, 8 października 2016

Od Anadil

(c.d. Ruy)

Potruchtałam w stronę czarnego jak atrament obiektu na piasku, który, jak się okazało, był niedużym wilkiem z majestatycznym, jelenim porożem. Podeszłam bliżej z uszami postawionymi na sztorc. Będąc w odległości około pięciu metrów od nieznajomego zorientowałam się, że nie śpi i jego uderzająco pomarańczowe oczy rejestrowały każdy mój ruch. Lekko mnie to onieśmieliło, więc usiadłam na wilgotnym, porannym piasku i popatrzyłam na obcego z ukosa. Ten jednak nie wykonał żadnego ruchu, po prostu wpatrywał się we mnie, a wyraz jego oczu tak trudno było mi odczytać...
W końcu ciekawość zwyciężyła. Powoli wstałam i zbliżyła się do wilka. 
- Cześć... - wyszeptałam nieśmiało.
Basior nie odpowiedział. Zrobiłam jeszcze kilka kroków i stanęłam oko w oko z nieznajomym.
- K-k-kim jesteś?... - tym razem moje słowa zabrzmiały z większą mocą.
Obcy dźwignął się na łapy i przeszył mnie spojrzeniem. Po chwili mogłam dostrzec delikatny uśmiech, który powolutku zagościł na jego pysku.
- Nazywam się Aura de Noir.
- Ja jestem Anadil, miło mi cię poznać.- wyszczerzyłam kły trochę szerzej niż wypadało i zamachałam ogonami. - Co tu robisz?
- Nic... nic ważnego.- odrzekł wymijająco.
Zasępiłam się. Powiedziałam coś nie tak?
Nagle wyczułam intensywną woń. Woń... zająca. Rzeczywiście, szarak wyskoczył z krzaków raptem parę metrów od nas.
- Głodny? - spytałam i, nie czekając na odpowiedź, skoczyłam na zajączkiem. Z łatwością przegryzłam jego tętnicę i dumnie zaniosłam zdobycz do nowego znajomego.
- Chcesz trochę?

(Rua? ^^)

Od Murtagha

(c.d. Wilgi)

Cóż za ignorancja. Jak ja tego po prostu nie cierpię… Ech. Bój się boga…
Sójka? Cóż za bezsensowne imię. To tak, jakby ptaka nazwać Wilk. Bądźmy inteligentni i nazywajmy rzeczy po imieniu… Teraz raczej stworzenia.
Już otwierałem pysk, aby odpowiedzieć na pytanie wadery, ale ta bezczelnie mi przerwała. I już, już miałem jej zrobić wykład na temat przerywania innym, gdy ta kontynuowała swoją wypowiedź, uwzględniając w tym, iż ja powinienem uczynić to samo, co ona, czyli zwiać. Oburzony popatrzyłem we wskazanym przez jej łapę kierunku.
O kurfa mać. Toć to przecie mantykora!
Zjeżyłem sierść na grzbiecie, warcząc i wstając na łapy. Ojć, coś ta wilczyca niezbyt wojownicza, skoro tak spitala, jakby ją coś goniło. Hm. No ekhem. Prawie goni. Potworek chyba jednak woli silne basiory. Zapiszczałem jak mały szczeniak, gdy przed moim pyskiem mignął ogon bestii. Poderwałem się szybko z miejsca i ruszyłem przez parę metrów w ślad za Kurczakiem… Czekaj. Jak to było? Perliczka, Bażant, Gil, Kuropatwa… Sójka! O. Jednak zaraz skręciłem, a wielki zwierz nie wyrobił i przydzwonił w drzewo, by następnie upaść bokiem na ziemię. Zaśmiałem się głośno i podszedłem bliżej, zmuszając roślinę swoimi zdolnościami magicznymi godnymi Pana Ząbka do oplecenia mantykory korzeniami. Zwierzę ocknęło się z otępienia i zaczęło przeraźliwie drzeć mordę. Skrzywiłem się i pacnąłem bestię łapą w pysk, o mało co nie zostając udziabanym.
- Niegrzeczny potworek! Nu, nu! – prychnąłem, kręcąc z politowaniem głową. – A już myślałem, że się razem zabawimy. – Powiedziałem jeszcze, po czym przywołałem tępy patyk, którym z szerokim uśmiechem zacząłem robić dziury w ciele skowyczącej mantykory. Pewnie powiecie sobie, że biedny stworek? E tam. Lubi to. No zobaczcie, jak głośno się śmieje. Czy to ja? Ach. Tak. To ja się śmieję jak psychopata. Hihi. Korzenie zacisnęły się mocniej na łapach i szyi potwora, przy okazji poruszając się i robiąc głębokie i krwawe bruzdy w jego ciele.
- Dobra, koniec zabawy. – Zażądałem, a wszelkie narzędzia opadły na ziemię, wraz z głową zdechłej już mantykory. Ach. No i oczywiście zabrałem truchło do swojej nory. Hihi.
Jestem sadystą? No może trochę… Mówcie mi Pan Sady.

(Wilga?)

Od Amaimona

(c.d. Anguy)
Patrzyłem na nią przez chwilę, na moim pysku widoczny był lekki uśmiech.
- No, no, ładnie - powiedziałem.
Wadera uśmiechnęła się i wylądowała. 
- Cudownie byłoby móc latać - powiedziałem patrząc w niebo. - Niestety nie posiadam takiej mocy, ale może kiedy skończę praktyki...
- Jaką drogę wybrałeś? - zapytała zaciekawiona Angua.
- Drogę Maga, oczywiście. Chciałbym skończyć praktyki i przejść na wyższe stopnie, czeka mnie dużo pracy... A twoja droga?
- Poszukiwacz - mówiąc to poruszyła lekko ogonem.
Uśmiechnąłem się szeroko, zamachałem ogonem.
- Super - powiedziałem. - Może madame chciałaby się przejść na przyjemny spacer? - zapytałam z lekkim uśmiechem.

<An?>

piątek, 7 października 2016

Od Sethi'ego - Zła decyzja i jej konsekwencje

(c.d. tego)

- Aaa! - Obudziłem się z krzykiem.
Dobrze, to był tylko sen, nic się nie stało. Byłem bardzo zadowolony, to tylko głupi koszmar. Miałem szczęście, następnym razem mi się nie upiecze. Podszedłem do jeziorka w mojej jaskini i przejrzałem się w wodzie.
- Nie... Nie, nie, nie, nie!... - Powiedziałem sam do siebie.
Na dnie leżała głowa jelenia, to jednak była prawda. Straszna prawda. Wyciągnąłem ją powoli łapami ze stawu i wyrzuciłem przez szparę w głazach. Poszedłem w cień i zwinąłem się w kulkę, chciałem zapomnieć...

***

Byłem w lesie, cały ubrudzony dziwną, lepką mazią. Księżyc zajaśniał na niebie i zauważyłem, że była to krew. Zrobiłem to znowu, to straszne. Nie umiałem nad sobą zapanować. Wtedy zauważyłem wilczycę, nie zdołałem jej się przyjrzeć, gdyż było zbyt ciemno. Widziałem tylko jej oczy, piękne oczy.
- Chodź... - Wołała bez przerwy.
- J... Ju... Już. - Powiedziałem do wadery.
Co?! Zacząłem się jąkać. Ja, ja nie wiem o co chodzi. Bo ja chyba, chyba się w niej zakochałem. Biegłem do niej jak najszybciej mogłem, gdy już miałem ujrzeć jej pyszczek obudził mnie jakiś dźwięk.

***

Czy, czy ona istniała? Jeśli nie, to i tak będę jej szukać. Nie odpuszczę. Teraz jednak zacząłem podążać za dźwiękiem, co to jest? Dźwięk oddalał się, podbiegałem co chwilę w różne miejsca. Byłem strasznie tego ciekawy. Nagle się coś stało.
- Nie!!! - Krzyczałem. - Przestańcie!!!
Próbowałem rozwalić sobie głowę, chciałem, żeby to coś przestało. Zostawiło mnie w spokoju. Zamknąłem oczy, uderzałem łbem o ostre skały, drzewa i inne rzeczy. To jednak nie chciało przestać. Nie wiedziałem co zrobić. Usiadłem obok jakiegoś głazu i czekałem. Wkrótce katorga ustała. Widziałem coś, ja coś widziałem. Nie naprawdę, lecz jakby w moim umyśle, dokładnie w nich. Coś przedostało się do moich myśli i nie chciało ich opuścić. Dźwięk się więcej nie pojawił. On mnie sprowadził do tego miejsca to tu miałem się znaleźć. Czułem jednak dziwną rządzę, rządzę krwi. Udało mi się jednak to okiełznać. Zacząłem jeść trawę.
Zauważyłem coś, jakby mapę. Podniosłem ją i rozwinąłem. Widniał na niej napis "Trouver sa bien-aimée". Niestety, nie wiem, co to znaczy. Postanowiłem zabrać ją ze sobą. Kto wie? Jeszcze może się przydać.

czwartek, 6 października 2016

Od Ferishii - Niegościnna pustynia

(c.d. tego)

O pień grubego drzewa opierała się wadera o śnieżnobiałym futrze, wydawała się niewielka na tle rośliny. Z jej pyska wydostawało się miarowe sapanie.
Ból kostki, na początku niemal niezauważalny, po wielu dniach wędrówki stał się nieznośny. Ferishia musiała zatrzymać się na chwilę, aby wykonać prowizoryczny opatrunek. Za bandaż posłużyły jej włókna przedziwnej rośliny, której nigdy wcześniej nie widziała. Wyglądała jak przerośnięty aloes o nieciekawej barwie. Zużyła całą buteleczkę maści na stłuczenia. Cóż, na teraz musi wystarczyć.
Zwątpienie ogarnęło wilczycę. Nie wiedziała, czy da radę iść dalej. Może powinna zawrócić? Nie, zdecydowanie nie. Za daleko już zaszła. Zresztą i tak granice Nerthveny były już niemal na wyciągnięcie ręki, jak wyczytała ze starych map znalezionych w bibliotece. Nie powinna poddawać się, będąc tak blisko celu.
Podniosła się z trudem i ruszyła przed siebie. Nie mogła już pozwolić sobie na szybkie tempo, miała więc okazję, by obserwować okolicę z większą dokładnością. Już od kilku dni otaczały ją rozległe równiny pokryte pożółkłą trawą, na których raz na jakiś czas można było natrafić na pojedyncze drzewa o wąskich pniach i szerokiej koronie. Jakże wiele dziwów widziała podczas swojej wędrówki! Były złote góry, które okrywały okolicę lśniącym pyłem, drażniącym płuca i powieki. Były też dziwne łaciate stworzenia o szyjach, które wydawały się sięgać wyżej niż drzewa. 
W końcu udało się jej dotrzeć do celu. Gorące piaski pustyni parzyły jej łapy za dnia, lecz nie zapewniały ciepła nocą. Okolica naznaczona była przedziwnymi formacjami skalnymi, pnącymi się w górę niczym kamienne rośliny. (klik - niedługo dodamy to miejsce do terenów) Cóż, te prawdziwe nie chciały tutaj rosnąć. Księgi podawały, że jest to nieprzyjazne miejsce, jednak wadera nie była przygotowana na tak trudne warunki. Już od dłuższego czasu nic nie jadła, skończył się jej zapas suchego mięsa. Nie miała wody w ustach od co najmniej dwudziestu godzin. To, w połączeniu z ciągłymi zmianami temperatury, bardzo osłabiło ciało Ferishii.
Zrezygnowana przysiadła w cieniu monolitu. Już była gotowa płakać, kiedy na horyzoncie ukazała jej się niewielka oaza. Może znajdzie tam jakieś gryzonie? Albo chociaż owoce?
Nowe siły napłynęły do jej ciała. Wstała i zaczęła radośnie biec w stronę oazy. Ale zaraz, gdzie ona się podziała? Czyżby była to tylko fatamorgana, zdradziecki wytwór zmęczonego umysłu?
Wilczyca legła na gorącym piasku. Zasyczała z bólu, jednak nie to wydawało jej się teraz największym problemem. Zginie tu z głodu i pragnienia, zostawi swoją watahę bez opieki? Z całych sił próbowała powstrzymać łzy, nie chciała się odwodnić. Schowała głowę między łapy i leżała tak ładnych parę minut, czując, jak południowe słońce nachalnie zalewa jej ciało ciepłem.
- Pomóc w czymś? - Usłyszała nagle. Podniosła głowę, nadstawiła uszu.
Na piasku siedział mały stworek, jakiego nigdy wcześniej nie widziała. Miał niewielkie oczka, czarny nosek i sierść w kolorze piasku. A najdziwniejsze były jego uszy - wielkie jak satelity! Jego zapach nie różnił się zbytnio od wilczego.
- T-tak, proszę... - wypowiedzenie tych słów przyszło Ferishii z trudem, miała sucho w ustach i gardle.
- Chodź za mną. Wiem, gdzie jest woda. To kawałek stąd. No, w drodze opowiesz mi osobie - stwierdził entuzjastycznie.
Nie ufała nieznajomemu, ale nie widziała w tym momencie innego wyjścia.
Wstała chwiejnie i niepewnym krokiem ruszyła za zwierzątkiem o dużych uszach. Ogon mizernie ciągnął się jej po ziemi, futro miała brudne i pozlepiane, skórę pokrytą ranami. Ona, władczyni Nerthveny, wyglądała gorzej niż zwykły kundel stołujący się na śmietnikach!
- Jestem Ramil, dla przyjaciół Rami. No już, ruchy! - Poganiał ją towarzysz. - Czekałem tu na ciebie od dawna!
Kiedy wypowiedział te słowa, znamię na łapie Ferishii nieznacznie zalśniło.

C.D.N.