wtorek, 25 kwietnia 2017

Od Qwerty'ego

Chodziłem powoli po jakiejś łące podziwiając świat. Oddychałem głęboko, po oświadczynach. Wtem przybiegła Shadow.
- Qwerty! Myślałam że cię już nie znajdę. - wydyszała z uśmiechem na pysku. Westchnąłem.- Coś się stało? - wtedy uśmiech zbladł. 
- Nie, nic. To... Idziemy do tego Teneba? - rzuciłem chłodno.
- O, widzę że pan Qwerty jest dziś nie w humorku. - zaśmiała się. Ta... Coś mnie zżerało od środka. Jakaś złość, nienawiść.
- Odsuń się. - warknąłem na nią. Nie chciałem tego robić Jakby coś nade mną zawładnęło.
- Qwer! - krzyknęła, gdy odepchnąłem ją łapą. Moje ostatnie słowa, zanim opanowała mnie czarna magia to:
- Shadow, ratuj mnie. Uważaj, to nie będę ja. - i poszedłem. Oglądała się na mnie. Nie mogłem już nic powiedzieć. Mogłem tylko słuchać i patrzeć oczyma. Shadow skryła się za krzakiem powoli za mną się skradając. Duch (ta czarna magia opanowała moje ciało) walnął w krzaki piorunem. Krzaki płonęły. Shadow uciekła, ale nie za daleko. Duch jej nie zauważył. Musiała mnie uratować. Musiała. Inaczej by mnie nie kochała...

Shadow?

poniedziałek, 10 kwietnia 2017

Od Anadil - Klątwa zupy grzybowej

Słoneczne promienie powoli przenikały przez moje zamknięte powieki. Lekko je uchyliłam i od razu skończyłam na równe nogi. Gdzie ja do cholery jestem? Znajdowałam się w jakimś zagajniku. Kiedy uważnie się rozejrzałam, spostrzegłam, że miejsce, w którym się znajduję, jest otoczone mglistą kopułą. Zamiotłam ogonem po ziemi i ruszyłam przed siebie. Nagle przyfrunęły jakieś ptaki. Sporo ich było. Dźwigały w pazurkach miskę z jakimś płynem. Postawiły ją przede mną i odłrunęły z głośnym "pat pat pat pat". Zajrzałam do środka.
- Zupa grzybowa? Fuuuj. - mruknęłam. Wtem miska zaczęła drgać, rozlewając zawartość na wszystkie strony. Gwałtownie się odsunęłam, bo nie chciałam mieć styczności z tym ochydztwem. Poślizgnęłam się jednak i wpadłam głową w naczynie. Poczułam, że spadam. Czy ta miska nie miała dna?! To jakaś klątwa chyba?!
Uczucie spadania ustało, a ja przygrzmociłam o ziemię. Wokół mnie podniósł się tuman różowego pyłu. Kichnęłam i rozejrzałam się. 
- Halo! Jest tu kto?! - wrzasnęła, a echo potoczyło się po pomieszczeniu, w którym byłam. Przypominało mi wielką jaskinię.
- Haaloo! No ktokolwiek?! - ryknęłam ponownie, aż przez futro przebiegły mi błyskawice.
Nagle usłyszałam głośne tupanie. Pisnęłam i schowałam się w chmurce różowego pyłu. Tupanie było coraz głośniejsze, a na środek jaskini wyszedł...Chiński mędrzec.
- Nie chwal wschodu przed zachodem słońca. - rzekł.
- Koleś, ja chcę do domu! - jęknęłam, a dziadek tylko się zaśmiał. Śmiał się i śmiał, aż zrobiło się to lekko demoniczne. Ziewnęłam demonstracyjne. Ile można?! Chińczyk powoli się rozkręcał, ja tymczasem zdążyłam narysować na różowym pyłku patykiem "Damę z wilkiem" "Mona Wilczycę" a nawet skomponować "Odę do księżyca".
Mędrzec ryknął piekielnym śmiechem, a wokół niego zaczęły bić pioruny. Jeden z nich trafił w sam środek sali.
KABUM!
Kiedy wszystko się uspokoiło, mędrzec zniknął. Na środku sali zaś, w miejscu uderzenia pioruna, stał fioletowy gołąb.
- Gruu.
- Chcę do domu? Spać! A ty się nie gap! - rzuciłam w ptaszysko kamykiem.
- Gruu. - ptak podszedł, a wręcz poturlał się do mnie. Wtem zaczął machać głową w górę i w dół. Nie stąd, ni z owąd, w tle leciał dubstep.
- Umieram! - wrzasnęłam - Nieee!!! 
Skończyłam resztką sił w kępkę pyłku. Wygrzebałam z niej coś, co przypominało kij, na który ktoś nabił jabłko i ananasa. Bez namysłu przywaliłam Gruchaczowi tym "czymś". Dubstep ucichł, gołąb rozpłynął się w powietrzu z głośnym "Gruu!". Natomiast z mojej pseudobroni wydobył się wrzask. Przestraszyłam się i cisnęłam tym przez całą salę. "Coś" rozpadło się na mnóstwo kawałków, a jaskinia zaczęła drżeć. Przykryła głowę łapami i trwałam w bezruchu, dopóki drgania nie ustały. Rozejrzałam się niepewnie i spostrzegłam, że pomieszczenie się rozwaliło i teraz siedzę na jakiejś polanie. Zanim jednak mogłam odetchnąć z ulgą, usłyszałam przeciągłe milczenie. Odwróciłam się i zamarłam.
Za mną lewitował Wielki Latający Potwór Spaghetti wraz ze swą świtą jednorożców. Wrzasnęłam i zaczęłam biec przed siebie. Nie wiedziałam, gdzie biegnę, ale grunt, że byłam coraz dalej od potwora. Wyskoczyła mi między drzewa i znalazłam się w gąszczu kociołków. Różnej wielkości, koloru i zawartości, stały sobie koło siebie i błyszczały w słońcu.
- Muszę szukać grzybowej. Fuuuj. - mruknęłam sama do siebie. Kluczyłam między naczyniami, aż znalazłam grzybową. Z obrzydzeniem włożyłam do niej głowę i momentalnie zaczęłam spadać. No i spadłam...Na kogoś.
- Anadil? Co ty robisz? 
Kurczę, to Ferishia. Nie za dobrze.
- Eee... Ja? Co? No, ten tego... - zmieszałam się.
- Czemu jesteś cała różowa? To jest sos? Czy jest coś, o czym nie wiem? - zapytała podejrzliwie Alpha.
- Nie. A w każdym razie - nic, w co mogłabyś uwierzyć. - zachichotałam.

piątek, 7 kwietnia 2017

Od Shadow - Czemu wszyscy mają ubaw?!

Obudziłam się po dosyć ciekawych snach, byłam wypoczęta i zadowolona. Wstałam i stwierdziłam że przejrzę zapasy, znalazłam jakieś truchło jelenia, kawałek jego mięsa został przeze mnie spożyty, o dziwo krew była jeszcze gorąca. Napawała mój nos i zmysły przyjemnością i chęcią polowania. Wyszłam z mojej jaskini do której wpadało przyjemne światło poranka. Zauważyłam kilka wilków przypatrujących mi się z uśmiechami na pyskach.
-Co się stało?!-zapytałam poważnie a oni tylko pokręcili głowami, nie mogłam tak łatwo odpuścić...-no powiecie mi co jest?!-krzyknęłam ze śmiechem, nie mogłam się opanować bo widziałam że coś jest na rzeczy. Zignorowałam sprawę i ruszyłam zapolować. Nie musiałam długo czekać, poczułam w powietrzu przyjemny zapach jakiejś łani czy jelenia, nie wiem ale ważne że zwierzyna. Zaczęłam się skradać jak najbliżej trawy by nie zostać zauważoną przez moją zdobycz. Poczułam jak pod moją łapą pęka gałązka, jeleń zignorował to i pasł się dalej.
-Więc nie jest źle-szepnęłam do siebie, roślinożerca jadł sobie trawę a ja gdy wyczułam odpowiedni moment skoczyłam na mój posiłek. Jeleń szybko się poddał a ja zadowolona mogłam go zabić. Miałam pysk ubrudzony krwią, kij z tym, był posiłek. Zaniosłam truchło do mojej jaskini i znów spotkałam się ze śmiechami i komentarzami których nie rozumiałam. Zjadłam jego część ze smakiem, krew była jeszcze gorąca, uczucie gorącej krwi ściekającej w głąb mojego gardła było uspokajające. Znów wyszłam i usłyszałam dosyć dziwny tekst skierowany do mnie.
-Shad! To nie jeleń! To gigantyczna mucha! Żałuj że nie widziałaś swoich zmagań z tym "stworem"-przeżyłam szok który chwilę potem przerodził się w śmiech, musiałam to przemyśleć więc ruszyłam do najbliższego znanego mi jeziorka, zdecydowałam się na podróż cieniem więc skupiłam się na wodzie. I... zamiast podróży, spadło na mnie konfetti i jakiś kolorowy (tęczowy ale kij) pył. Otrzepałam się i ruszyłam przed siebie, nie musiałam maszerować długo (dzięki Bogu! Moje łapy mają dość...) wreszcie dotarłam do jeziorka które posłużyło mi za lustro. Przejrzałam się w nim i zamiast "normalnej" mnie ujrzałam że.. moje futro jest w kolorze tęczy a na głowie mam różki z jakiejś waty przypominającej chmurę, pewnie coś słodkiego. Czyli dlatego wszyscy się ze mnie śmiali.
-bzzz masz ciekawe ffutrrro, mogę go spróbować? bzzz.... mmhmhm bardzo dobre...-powiedział to do mnie jakiś porąbany komar, olałam go i ruszyłam zataczając się ze śmiechu w stronę watahy, śmiałam się przez prawie całą drogę i jeszcze trochę.
-Mam was! Popatrzcie na siebie!-krzyknęłam widząc tęczowego basiora z rogiem jednorożca i napuszonego jak dostojny flaming. Najśmieszniejszy dzień mojego życia jeszcze się nie skończył! Ktoś wykopał dziurę przy moim legowisku i wpadłam do niej przodem, jaki tam był smród! To było naprawdę złe. Nigdy więcej... Kiedy jakoś wytaszczyłam się z tego czegoś, zmyłam z siebie tęczę i chwyciłam kość do pyska. Udawałam zombie i całkiem dobrze mi to wyszło bo kilka wilków uciekło w popłochu. Śmiechu miałam co niemiara gdy jakiś starszy ode mnie wilk zwiał z krzykiem. Znów ofiarą padłam ja, robiło się ciemno a ja dodatkowo zgłodniałam, stwierdziłam że spożyję trochę normalnego jelenia który znalazł się w mojej jaskini. Muchy nie było, uradowało mnie to bardzo więc łapczywie zaczęłam spożywać truchełko, poczułam coś dziwnego z moim językiem i jadłam dalej. Usłyszałam próbę zduszenia śmiechu, która nie wyszła.
-co się stało?-zapytałam ale coś nie wyszło, bo powiedziałam to wspak, wilk śmiał się niemiłosiernie, ja też zaczęłam to robić bo jednak mówienie od tyłu było śmieszne. Zrobiłam się senna i po wytłumaczeniu basiorowi że chcę iść spać, położyłam się wygodnie i odpłynęłam do krainy snów... Jeden ze śmieszniejszych dni!

sobota, 1 kwietnia 2017

Konkurs primaaprilisowy!

Z okazji 1 kwietnia przygotowałam jednak dla Was mini konkurs! 

Do końca przyszłego tygodnia (czyli do 9 kwietnia) macie czas na napisanie opowiadania (minimum 300 słów), które jest tak niedorzeczne, zabawne i pokręcone, jak to tylko możliwe. W tytule opowiadania należy umieścić dopisek informujący mnie, że było pisane na konkurs c:

Nagrodą za najciekawsze opowiadanie jest 50 Ringów. Dodatkowo, każdy, kto spróbuje swoich sił w konkursie, dostanie nagrodę gwarantowaną - pokręcony eliksir! Jest to magiczna mikstura, której działania nie da się przewidzieć... Równie dobrze może dodać Wam doświadczenia, jak i zamienić Waszą postać w muchę... 

Powodzenia!

Pozdrawiam,
Ferishia