sobota, 23 września 2017

Od Snuffles'a - Nieproszony gość


Przeciągnął się i ziewnął. Nareszcie udało mu się przespać całą noc!

Ociągając się, opuścił jaskinię. Ptaki śpiewały, wiatr mierzwił korony drzew, a gdzieś w oddali mignęła mu sylwetka wiewiórki.

No proszę, kiedy ma się dobry humor, świat wydaje się być... Piękniejszy?

Zachichotał, kręcąc głową. Przecież świat nie zmienia się z dnia na dzień.

Uniósł łeb, chcąc wychwycić węchem potencjalne śniadanie. Po kilku próbach udało mu się zwietrzyć ofiarę.

~*~*~

Upolował dwie nieuważne, tłuste wiewiórki. Najadł się nimi do syta i wrócił do nory kiedy... Jego nos otuliła bardzo nieprzyjemna woń...

Rozejrzał się w poszukiwaniu źródła smrodu.

Po chwili z przerażeniem odkrył, że zapach wydostaje się z jego nory. Wbiegł do niej, rozwalając po drodze siano. Zatrzymał się nagle...

Siano?

Odwrócił się gwałtownie i zaczął obserwować wysuszoną trawę, która mieszała się z nowo naniesionym błotem...

Błotem? Chyba nie był aż tak brudny...

Małe, błotniste plamki były nie wiele większe od owoców jarzębiny, co więcej, wyraźnie prowadziły do jedynego rozgałęzienia nory, które kończyła jego sypialnia... Korzystał z niej rzadko, to musiał przyznać, ale żaden... Coś... Nie będzie tam właził bez jego pozwolenia.

Ruszył z nisko pochylonym łbem, przygotowany na walkę z wyjątkowo upierdliwą wiewiórką, czy zającem...

Stanął jak wryty, gdy zauważył, że w kącie kamiennej izby coś się porusza... Nie był to zając, ani nawet wiewiórka, o nie... To było coś o wiele gorszego...

Suseł...

Biszkoptowy, przerośnięty chomik mamrotał bezustannie pod nosem i układał brudnymi od błota łapkami siano:

- Zima, zima... Ciężko przetrwać... Zima, zima... Ją wytrzymać!

Gadający suseł... 

Odchrząknął znacząco.

- Zima, zima... Nora nowa... Zima, zima... Suseł chowa! Zima, zima...

Chory na umyśle, gadający suseł...

Nie miał zamiaru cackać się ze zwierzakiem, zwłaszcza, że nie raz miał z takimi do czynienia w poprzedniej norze... To była prawdziwa masakra.

- Ej, ty! - syknął. - To moja nora!

- Zima, zima... Szybko spać... Zima, zima... Susłowi dać... Zima, zima... Przyjdzie sen... Zima, zima... Ciężko, wiem! Zima, zima...

Chory na umyśle, uparty, gadający suseł...

Warcząc cicho podszedł do tej irytującej imitacji chomika, chwycił go za kark i ruszył w stronę wyjścia z korytarza.

Suseł zaczął się szarpać, drapać go pazurami i krzyczeć:

- Zima, zima! Trzeba spać! Zima, zima! Wilka sprać!

Machnął łbem, bowiem pazury zwierzaka sięgnęły jego nosa i bardzo boleśnie zostawiły na nim czerwony ślad.

- Aghr! Co robisz?! - zaskamlał, puszczając susła.

Biszkoptowy zwierz odbiegł od niego powtarzając cicho:

- Zima, zima!

Chory na umyśle, uparty, agresywny, gadający suseł...

Oblizał kilkukrotnie nos, czując na języku metaliczny posmak krwi, po czym ruszył za niechcianym gościem.

Przyszpilł irytującego zwierzaka łapą do ściany i wywarczał:

- Wynoś... Się... Stąd... Zanim... Zrobię... Ci... Krzywdę...

Puścił przerośniętego chomika, ale ten tylko zachichotał i zaczął mamrotać:

- Zima, zima... Głupi wilk... Zima, zima... W kilka chwil... Zima, zima... Będzie drzemka... Zima, zima...

Chory na umyśle, uparty, agresywny, bezczelny, gadający suseł...

- Snuff?! Jesteś tam?

Jeszcze nigdy nie ucieszył się tak z cudzego głosu. Wybiegł z pokoju, niemalże wpadając na Lagunę, która od razu zapytała troskliwie:

- Co Ci jest w nos?

- Nie ważne! - Zbył jej pytanie. - Musisz mi pomóc! Teraz!

Zaciągnął ją do izby, nie zwracając uwagi na podejrzliwe spojrzenia, którymi obdarzała go średnio co dwie sekundy.

- Zima, zima... Raz, dwa, trzy... Będzie drzemka, Hi-Hi-Hi! Zima, zima...

Laguna przez chwilę z niedowierzaniem wpatrywała się w susła, po czym pisnęła:

- Brown! To ty!

Podbiegła, cała w skowronkach, do susła, a ten odwrócił się (odwrócił!) i krzyknął ucieszony:

- Laguna-una! Raz, dwa, trzy! Zima będzie, wiesz to ty!

- Tak, wiem! - zachichotała.

Rozdziawił ze zdziwieniem pysk i zamrugał kilkukrotnie.

Wyciągnęła łapę i zagarnęła go do siebie, pozwalając mu wtulić się w jej sierść.

- A-ale... - wyjąkał.

Wadera przypomniała sobie o jego obecności.

- Snuff! To jest Brown, mój znajomy. Brown, to jest Snuff, mój... też znajomy...

Suseł uraczył go wyzywającym spojrzeniem.

- Laguna-una! To jest cep! Zrobi krzywdę, więc to wiedz!

Zawarczał.

- Ty... Mała, głupia podróbo... Nie będziesz mi mówić kim jes...

- Snuff! - Zawyła Laguna. - Proszę przestań! Brown! Ty też... Błagam!

Wyprostował się tasakując spojrzeniem niechcianego gościa.

- Chodź, Brown. U mnie w norze jest dla Ciebie cały pokój. - Zapewniła susła wadera, a ten z krzywym uśmiechem na swoim pyszczku wybiegł z pokoju, zapewne opuszczając jego miejsce zamieszkania.

- Jest... Specyficzny... - wymamrotała.

Westchnął cicho.

- Chcesz zapolować? Jest mnóstwo wiewiórek w lesie! - zapewnił ją, zmieniając temat.

- Co? Snuff, przecież dzisiaj jest równonoc jesienna! Dobrze, że jeszcze nic nie zjadłeś!

Ups...

- Eee... Tak... Dobrze, że nic nie zjadłem... - mruknął i odwrócił wzrok.

- Snuff...? - spytała podejrzliwie wadera.

Odkaszlnął.

- No tam... Dwie wiewiórki... - wymamrotał.

- Snuff! - Pisnęła. - Natychmiast idziemy zjeść coś zgodnego z tradycją!

Nie...

- Tak... Dobry pomysł...


piątek, 22 września 2017

Nastała jesień!

Słońce zachodzi już coraz wcześniej, temperatury spadają, a drzewa zaczynają przywdziewać liście we wszystkich odcieniach złota, brązu i czerwieni. Natura nie szczędzi nam też ulewnych deszczy, po których możemy spodziewać się wysypu grzybów i obfitości owoców.

Takie właśnie warunki pogodowe sprzyjają osłabieniu odporności, a co za tym idzie - rozwojowi chorób. W związku z tym losowo wybrane postaci zostały zarażone przeziębieniem lub grypą. Sprawdź więc profil swojego wilka i przekonaj się, czy został on dotknięty chorobą! Obie te przypadłości można wyleczyć, sporządzając odpowiedni eliksir lub udając się do Medyka. Więcej na ten temat przeczytać możesz tutaj (klik).

Brzydka pogoda ma też i swoje dobre strony! Nie wiem, jak jest z Wami, ale dla mnie deszcz za oknem jest bardzo inspirujący i... wenogenny, że to tak określę ;P Człowiek ma ochotę owinąć się kocem, ogrzać kubkiem gorącej herbaty i uciec do świata opowiadań...



"JESIEŃ ZA PROGIEM"
Tej jesieni postanowiłam ogłosić kilka niewielkich konkursów. Pierwszy z nich polegał będzie właśnie na napisaniu opowiadania liczącego przynajmniej 1000 słów, w którym opiszesz zmiany, jakie zaszły na terenach Nerthveny w związku ze zmianą pory roku. Pamiętaj, że kraina ma dość specyficzny klimat i w niektórych miejscach wciąż mogą panować upały, a w innych trwa wieczna zima! Najlepsze opowiadanie zostanie wynagrodzone natychmiastowym awansem Twojego wilka oraz czterdziestoma punktami doświadczenia. Dodatkowo każdy, kto spróbuje swoich sił, zostanie wynagrodzony dziesięcioma punktami, które będzie mógł przydzielić do dowolnych statystyk oraz unikatowy przedmiot - bukiet liści!
bukiet liści - możesz nim zastąpić dowolny składnik w dowolnej miksturze. Jeden bukiet starcza na 15 użyć.
Prosiłabym, aby opowiadania wysłane na konkurs opatrzone zostały dopiskiem "Jesień za progiem" w tytule.


JESIENNE ZBIORY
Nie możemy również zapomnieć, że 23 września, a więc w dzień równonocy jesiennej, członkowie Firth Athaill obchodzą święto Jesiennych Zbiorów, podczas którego dziękują przyrodzie za obfitość owoców. W związku z tym, za każde przekroczone w opowiadaniu 400 słów, otrzymacie losowo wybrany owoc, który pojawi się w Waszym ekwipunku. Owoce i inne rośliny, na jakie możecie natknąć się w swoich opowiadaniach, to:
-> Jabłko - bogate w błonnik, ułatwia trawienie, zwiększając Twoją zwinność o 15% na czas jednej walki.
-> Gruszka - słodka i smaczna, poprawia humor, dzięki czemu nie przejmujesz się takimi błahostkami jak małe zadrapania. Ataki, które odejmują 5 lub mniej PD, nie zrobią Ci nic w trakcie jednej walki.
-> Śliwka - słodsza niż gruszka, a więc jeszcze bardziej poprawia humor. Wytrzymałość zwiększona o 10% na czas jednej walki.
-> Winogrono - dobre dla serca, zwiększają HP o 10 punktów na czas jednej walki.
-> Orzech włoski - bogaty w sprzyjające pracy mózgu kwasy omega-3, wyostrza zmysły, zwiększając zwinność o 10% na czas jednej walki.
-> Orzech laskowy - bogaty w zdrowe tłuszcze, daje zastrzyk energii, zwiększając Twoją siłę o 5%.
-> Żołądź - zwiększa wytrzymałość o 5% na czas jednej walki.
-> Żurawina - zwiększa moc o 15% na czas jednej walki.

-> Robaczywy owoc - możesz go użyć, by rzucić nim w przeciwnika i zadając mu niewielkie obrażenia
-> Zgniłek - rzucenie nim w przeciwnika zmniejszy jego zwinność o 2%

Żeby nieco utrudnić Wam zadanie, z losowania wyłączone zostaną opowiadania opisujące przebieg polowania, nawet jeżeli jest to tylko krótki "przerywnik" niemający wiele wspólnego z głównym wątkiem przygody. Należy pamiętać, że zgodnie z fabułą bloga, tego dnia wszyscy przechodzą na wegetarianizm ;P



GRZYBOBRANIE
Kiedy słyszę słowo "jesień", to pierwszym, co przychodzi mi na myśl, nie są ogniste liście, a... kuszący zapach grzybów suszących się na kuchennym blacie... oraz wyciąganie z włosów pająków, które zebrały się tam podczas grzybobrania ;P
Grzyby wyrosły nie tylko w lasach, ale i... na naszym blogu. Poukrywałam na stronie niewielkie grafiki grzybów, które po kliknięciu powinny przenieść Cię do strony grzyba. Każdy z nich ma inne właściwości, które mogą pomóc w walce lub stworzyć ciekawe sytuacje w fabule.
Jeśli znajdziesz grzyba, wyślij do mnie na Howrse lub maila wiadomość, w której podasz jego nazwę oraz stronę, na której go znalazłeś.
Coby zadanie nie było zbyt trudne, grzyby umieszczone zostały jedynie w zakładkach (być może, że i tych głębiej ukrytych ;P) oraz za profilach wilków. Z pewnością nie znajdziecie ich w postach z opowiadaniami.
Po znalezieniu wszystkich grzybów, możesz wymienić je na nagrodę specjalną, pamiętaj jednak, że nie będziesz mógł wtedy skorzystać z właściwości poszczególnych grzybów. Nagroda specjalna:
Grzybowa esencja - pozwala na zwiększenie wszystkich statystyk o 30%. Efekt utrzymuje się przez sześć miesięcy. Podniesione za jego pomocą statystyki nie liczą się do awansu, ale zostaną uznane przy zapisie na wyprawę lub w walce.

Pamiętaj, że rozmieszczenie grzybów to informacja poufna i nie możesz nikomu zdradzać, gdzie je znalazłeś - jeżeli to zrobisz, stracisz wszystkie swoje grzyby oraz możliwość znajdowania kolejnych.




QUESTY JESIENNE
Ostatnim, co przygotowałam dla Was z okazji jesieni, są dwa proste questy, które pomogą Wam w zdobyciu paru punktów Doświadczenia i Ringów. Oto one:

QUEST JESIENNY #1 - Tajemniczy list
Pewnego (pięknego lub mniej) jesiennego poranka (tudzież popołudnia, wieczoru czy środka nocy) wychodzisz ze swojej jaskini i odkrywasz, że u jej wyjścia leży zapieczętowany list. Zanim jednak zdążysz go odczytać, jesienny wiatr zabiera kawałek papieru sprzed Twojego nosa i topi go w pobliskiej kałuży, sprawiając, że staje się nieczytelny.
W opowiadaniu liczącym przynajmniej 600 słów opisz, jak udało Ci się odkryć treść listu i wypełnij zadanie, jakie w nim otrzymałeś. A zadaniem tym ma być pozbycie się liści z nory pewnej gburowatej, starej wilczycy, która sama już nie podołałaby temu wyzwaniu... Żeby było śmieszniej, wydaje się, że starowinka wcale nie chce Twojej pomocy...
Nagroda: 50 PD, 80 Ringów


QUEST JESIENNY #2 - Pan tu nie mieszkał
Odkrywasz, że podczas Twojej nieobecności w Twojej norze zagnieździło się zwierzę, które bynajmniej nie jest przyjaźnie nastawione, i właśnie tam pragnie ono zapaść w swój zimowy sen. W przynajmniej 500 słowach opisz, jak pozbyłeś się niechcianego lokatora.
Nagroda: 60 PD, 30 Ringów



Wszystkie konkursy trwać będą do piątku 20 października, macie więc równo miesiąc na spróbowanie w nich swoich sił! Wiem, że zaczął się rok szkolny i może być Wam ciężko znaleźć czas na watahę, jednak myślę, że w ciągu tych trzydziestu dni każdemu uda się znaleźć go choć odrobinę i wziąć udział w każdym z nich. Życzę wszystkim powodzenia!

Pozdrawiam,
Ferishia

czwartek, 21 września 2017

Od Shadow


Po zakończonej rozmowie z przyjaciółką, rozejrzałam się po jaskini. Lis czekał na jakieś rozkazy od wadery.
- Rosso pójdzie właśnie po aloes. To nie zajmie długo, więc możesz wybrać, które leki wolisz. - Uśmiechnęła się do mnie ciepło, odwzajemniłam uśmiech niepewnie.- Rosso, teleportuj się na obszar Alinayma. - Lisek skinął głową i rozpłynął się w powietrzu. Zastanawiało mnie jak podróżuje, nie wyglądało mi na ten sam typ podróży co mój.
- Co to ten "obszar Alinayma" ? - Zapytałam zaciekawiona nazwą tego obszaru. Brzmiało ciekawie. 
- Nazywamy tak obszar, na którym są najdorodniejsze okazy aloesu i kilku innych roślin. Znajduje się niedaleko Lazurowej Oazy. - Wytłumaczyła spokojnie, nie za bardzo wiedziałam, co to ta Lazurowa Oaza. Chyba muszę się jeszcze wiele pouczyć, jeżeli chodzi o tereny i tutejsze zwyczaje...
- Aha... - Odparłam, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Nie widziałam sensu ciągnięcia dalej tej rozmowy, która nawet się nie kleiła. Czas mijał w milczeniu, zastanawiałam się, czy Ad już znalazła leki. Przymknęłam oczy i znów skontaktowałam się z przyjaciółką. Znajdowała się akurat w mojej spiżarni, uśmiechnęłam się, widząc, jak przegląda lekarstwa i niespokojnie wyszukuje te, o które poprosiłam. Poruszyła uszami, najprawdopodobniej wyczuwając moją obecność. Uśmiechnęłam się do siebie, chociaż byłam świadoma, że Aidan tego nie widziała. Wreszcie znalazła ostatnią potrzebną mi maść. 
- Shadow? - zapytała, znając odpowiedź. - mam lekarstwa. - uśmiechnęła się dumnie. - Tylko te? 
- Tak. - odparłam szybko, spoglądając na leki. - Pospiesz się, muszę znikać. - dodałam po krótkiej chwili milczenia. Ad skupiła się i rzeczy, które znajdowały się koło niej, zniknęły. Wróciłam do siebie i otworzyłam oczy, koło mnie leżało to, co przed momentem było w Cieniu. Sprawdziłam, czy dała mi te co trzeba, była maść i liście. Laguna spoglądała nieufnie na to wszystko, uśmiechnęłam się.
- Tutaj są liście lecznicze i maść. - Pokazałam łapą.
- A co to za maść ? - Spytała, przyglądając się lekarstwom.
- Na rany. Zawsze działa. - Uśmiechnęłam się, nie przepadałam za nakładaniem tej maści, bo bolała ale szybko działała.
- A, okey... - mruknęła, najwidoczniej nie chciała drążyć tematu. Przybył lisek, trzymając doniczkę z aloesem. Laguna podziękowała mu i przytuliła go radośnie. Rosso oznajmił, że idzie przygotować sok z aloesu, podziękowałam, woląc używać swoich lekarstw. Laguna przyjęła moją odmowę z uśmiechem. Wtarłam liście w ranę, sięgnęłam po maść. Zagryzłam zęby, by nie krzyknąć. Lekarstwo, pomimo swojej skuteczności, piekło. Wypuściłam powietrze z ulgą, gdy tylko poczułam, że ból ustępuje. Zorientowałam się, że nie zabrałam bandaża, poprosiłam liska o jeden. Przyniósł go razem z sokiem z aloesu. Odsunęłam od siebie szklankę, dziękując niepewnie. 
- Zostaw sobie. Może zmienisz zdanie. - Odpowiedział mi Rosso, pokręciłam głową, uśmiechając się.
- Jeśli boisz się o to, że ten sok został źle przyrządzony czy coś, to gwarantuję ci, że Ros jest mistrzem zielarstwa. - Pochwaliła liska, który rzucił jej mordercze spojrzenie. - Kiedyś był zielarzem, ale zrezygnował z tego. Teraz tutaj mamy własną hodowlę roślin. - Uśmiechnęła się i wypiła szybko sok. - Nie, Rosso ? - Zaśmiała się i czekała na odpowiedź lisa.
- No tak, ale nie musiałaś mnie tak przechwalać... - odparł zirytowany, wyglądało na to, że ma focha. Wstał i wyszedł, kierując swoje kroki Bóg raczy wiedzieć gdzie.

***

Odpoczywałyśmy w milczeniu, kilka razy próbowałam zagaić rozmowę, ale szybko kończyły nam się tematy i wracałyśmy do smętnego milczenia. Kilka razy myślałam nad powiedzeniem jej, jak naprawdę mam na imię, ale chyba wolałam, by na razie pozostało to tajemnicą. Wpatrywałam się w taflę wody, zastanawiając się, co tam jeszcze może się znajdować. Ostatnie przygody z wodą, utwierdziły mnie w tym, że nie lubię wody. Zwłaszcza pływania w niej i stworzeń, które się tam znajdują. Nie ufałam wodzie i nie będę jej ufać, przynajmniej przez najbliższy czas. Rosso wciąż nie wracał, nie zamartwiałam się tym zbytnio, ale na pysku Laguny malowało się zdenerwowanie.
- Morgum? - podniosła się i spojrzała na mnie. W przeciągu kilku sekund podjęłam decyzję.
- Shadow. - poprawiłam waderę, która popatrzyła na mnie ze zdziwieniem, no tak. Chyba każdy tak reaguje...
- To ty nie jesteś Morgum? - zapytała mnie, nie wiedząc zapewne, co tym sądzić.
- Nie.. no.. to znaczy po części. Morgum to takie imię zapasowe, przedstawiam się w nim w sprawach... - zamilkłam, nie wiedząc co powiedzieć by jej nie zranić. - innych. Tak naprawdę to jestem Shadow. Wiem... sknociłam z tym imieniem. - spojrzałam na Lagunę, która milczała, nic nie odpowiadała.

niedziela, 17 września 2017

Od Kivuli Moto - "Daj mi znać, gdy pokochasz...", cz. II


Przez moje ciało w pojedynczej chwili przeszedł lodowaty dreszcz, ni to ze szczęścia, ni to ze strachu. Nie mogę nawet stwierdzić, jakie uczucie towarzyszyło mi w tamtym momencie, gdyż pojawiła się we mnie naraz burza rozmaitych emocji, których nie dało się ot tak poskromić. Jedyną rzeczą, jaka zapadła mi w pamięci podczas tego spotkania, było ciepłe ciało basiora, w które momentalnie się wtuliłam. Jego futro było nad wyraz delikatne, dzięki czemu mogłam się w nim zatopić już na zawsze. Od zawsze pociągała mnie w nim ta wrażliwość, nie okazywana już od wielu lat. Nim zdążyłam się zorientować, wilk odepchnął mnie od siebie, sprowadzając mój umysł z powrotem na ziemię.
- Nie widzieliśmy się od godziny, a ty już za mną tęsknisz? - powiedział wprost przyjaciel, wybuchając przy tym donośnym śmiechem. Od zawsze uważał, że nie może mnie spuścić z oka choć na chwilę, gdyż albo wdam się w jakieś tarapaty albo po prostu umrę z tęsknoty za jedynym towarzyszem. - No już, spokojnie. Przysięgam, że nie odstąpię cię nawet na krok! - Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, a ten już trzymał łapę na swej piersi. Nie wiem, czy brał tę przysięgę na poważnie, ale w każdym razie miło było coś takiego od niego usłyszeć.
- Wiesz, że ciebie uwielbiam, idioto? - zwróciłam się do wilka z delikatnym uśmiechem na twarzy, który towarzyszył mi przy każdym naszym spotkaniu. Zdawałam sobie sprawę z tego, że będzie musiał za chwilę wracać do swojej watahy, lecz pragnęłam, by został tu ze mną.
Teraz to on oddalał się ode mnie, nie pozostawiając po sobie najmniejszego śladu. Miałam ochotę za nim biec, jednakże wiedziałam, jak bardzo dla jego stada był ważny kodeks, mówiący, że nie można wpuszczać nikogo spoza obrębu ich terenów. Chciał mnie chronić, a ja powinnam to uszanować, czy tego chcę czy nie...

Świadomość moich czynów przywróciła mi się dopiero wtedy, gdy uklękłam w stronę swej matki. Jej kruczo-czarne futro połyskiwało w blasku słońca, dzięki czemu ta wyglądała jeszcze bardziej majestatycznie. Nie sposób było mi patrzeć w jej stronę, gdyż moja rodzicielka przez swą postawę wobec poddanych od zawsze napawała mnie zachwytem. Nie była ona, jak większość władców ze znanych mi mitów - próżna, oschła wobec ludu, żądna władzy i tronu. Nie. Ona była kimś kompletnie przeciwnym. Podwładni kochali, Ey'ę za tą nieskazitelną dobroć płynącą z jej serca oraz za ten piękny moment, gdy kąciki jej ust unosiły się ku górze, nawet w najcięższych sytuacjach.
Gdy mój umysł przestał się nią zajmować, dosłyszałam z oddali swoje imię:
- Kivuli! - wolała radośnie moja matka, spoglądając w moją stronę. Odwróciłam się tylko i pomachałam w jej stronę łapą, starając się nie zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi. Wykonałam w jej stronę gest uciszający, po czym oddaliłam się w stronę biblioteki, która była moim azylem. Nie wiem, dlaczego wybrałam akurat to miejsce, ale próbowałam po prostu przestać myśleć o moim przyjacielu. Teraz wszystkie moje myśli krążyły wokół niego...


sobota, 16 września 2017

Od Snuffles'a - Laguna


Ciemność. Widział tylko przytłaczającą, mglistą i denerwującą ciemność. Akompaniament do ciemności tworzyła cisza. Koląca w uszy, stłumiona, jakby słyszana pod wodą cisza.

„Możesz być lekko senny”. Dobre sobie! On, przecież całkiem odpłynął!

Czuł, że się porusza, choć nie widział swoich łap. Zupełnie jakby leciał. Gdzieś daleko pojawiła się jasna plamka. Dopiero teraz dane mu było zauważyć z jaką prędkością leci. Plamka nieubłaganie zbliżała się ku niemu.

W końcu plama oślepiła go, tym samym wynurzając z ciemności i stłumionej ciszy. Otworzył oczy.

Pierwszym, co przyszło mu zobaczyć, była upolowana sarna, która unosiła się w... Bańce?

Chyba jednak do końca się nie obudził.

Spróbował ponownie zamknąć oczy, zanurzyć się w ciemności, lecz nie udało się mu. Ospale wstał.

Na drugim końcu jaskiniowego pokoju spała wadera. Jej biała sierść błyszczała się delikatnie w wątłym świetle. Podszedł do sarny i zaspokoił głód. W ciemności jakoś o nim zapomniał, a przecież to ON był sprawcą całego zajścia. 

Pokręcił głową i rozejrzał się po kamiennej izbie. Na przeciw niego znajdował się kamienny łuk, zapewne prowadzący do następnego pomieszczenia. Nie chcąc dłużej niepokoić wadery, spojrzał na nią po raz ostatni i skierował się do wyjścia z pomieszczenia.

~*~*~

Samotna wyprawa do wyjścia z jaskini nie okazała się dobrym pomysłem. Gubił się co chwilę i trafiał raz, za razem do tych samych izb. Pomyślał więc, że powinien wrócić. 

NIE.

Nie udało mu się znaleźć nawet drogi powrotnej. Będąc na skraju rozpaczy usiadł i czekał... Przecież musiała tu przechodzić... Chociaż raz dziennie!

Skamląc cichutko (Tak, by nawet potrzebna mu wadera go nie usłyszała) padł na kamienną posadzkę. Zwinął się w ciasny kłębek i usiłował zamknąć oczy. Zasnąć. Chociaż na chwilę...

Godzinkę...

Minutkę...?

Sekundę, no!

Zrozpaczony wymamrotał:

- Koniec ze mną. Nic z tego! Wszystko stracone!

Ze swojej prawej strony usłyszał stłumiony chichot. Poderwał łeb.

- Laguna? Od kiedy tu jesteś?!

Wadera spuściła łeb, zawstydzona.

- Przepraszam... - wymamrotała. - Byłam ciekawa, co zrobisz...

Warknął zdenerwowany.

- Dzięki. Jesteś naprawdę pomocna... - zironizował wstając.

Zachichotała ponownie...

- N-na prawdę przepraszam!

- Och, milcz i odprowadź mnie do wyjścia! - syknął, choć tak na prawdę on również był rozbawiony.

Wilczyca, wciąż chichocąc, bez problemu odnalazła drogę. Raz, za razem skręcała. W lewo, w lewo, w prawo, znów w lewo... Ach! Ciężko to było spamiętać!

Kiedy (w końcu) wyszli na świeże powietrze, dziabnął ją nosem w bok. Zaskoczona odwróciła się.

- Dzięki... - wymamrotał.

Przyjaźnie przechyliła łeb.

- Nie ma za co...

Powtórzył jej gest po czym ruszył... Najpierw truchtem, potem pędząc ile sił... Tyle miał energii do spożytkowania!

Może małe polowanie...?

Od Kivuli Moto - "Daj mi znać, gdy pokochasz...", cz. I

- Stój! - krzyczał głos za moimi plecami dający znać, bym się w końcu zatrzymała. Niemalże czułam jego zimny oddech na swym grzbiecie, który tylko przypominał mi, że muszę przyspieszyć.
Moje łapy zaczęły poruszać się coraz szybciej, by uciec swojemu prześladowcy. Kroki wilka były słyszalne z kilku metrów, więc znajdował się bardzo blisko mnie. Oddech przyspieszył mi, a serce biło coraz mocniej. Nie potrafiłam wydusić z siebie ani jednego słowa, gdyż skutkowałoby to zwolnieniem tempa. W mojej głowie rozległ się dźwięk łamanych gałęzi, przez co na moment się zdezorientowałam. Przez moją nieuwagę poczułam na swoim karku kończynę dręczyciela, przez którą po całym ciele przeszedł mi zimny dreszcz.
- Cholera, po raz kolejny nie dałaś rady... - zwrócił się do mnie wilk, spoglądając na mnie z wyrzutem. Momentalnie poczułam się gorzej, a jedynym, co przyszło mi do głowy, było przeproszenie go. Powoli spuściłam swój wzrok, by nie patrzeć mu w oczy.
- Hej! Nie smuć się, to nie twoja wina, że nie potrafisz mi nigdy dorównać... - Postać uśmiechnęła się szyderczo patrząc na mnie, jak na idiotkę. Na moment spojrzałam w jego błękitne jak niebo ślepka, które sprawiały, że nie mogłam mu się oprzeć. Pod jego wpływem moje troski nagle znikały, by powrócić, gdy już oddalę się od przyjaciela.
- Nie możesz mi choć raz odpuścić? - zapytałam, udając obrażoną, podczas gdy po moim czole zaczął splywać pot. Pojedyncza kropla wsunęła mi się między wargi, zostawiając po sobie słony posmak. Moja twarz wykrzywiła się w nienaturalny grymas, by za moment zniknąć. Nie widziałam najmniejszego sensu w staniu tutaj, więc zaczęłam się oddalać od towarzysza. Spojrzałam na niego po raz ostatni, znikając za górskim pasmem, rozpościerającym się wokół mnie. Gdybym mogła, zamieszkałabym w tym miejscu - pomyślałam, biegnąc prosto przed siebie, zostawiając za sobą to wszystko. Miałam nadzieję, iż wilk za mną pobiegnie, jednakże się przeliczyłam. A myślałam, że ten jedyny raz mój dzień nie zakończy się na wspólnym dogryzaniu sobie.

Za moimi oczami całkowicie zniknął piękny krajobraz, przez co zrozumiałam, że powrociłam do swej szarej rzeczywistości. Wszędzie wokół mnie pojawiali się moi przyszli poddani, kłaniający się, gdy przechodziłam koło nich. Czasem miałam dość tego "paniczykowania" i chociażby na dobę chciałabym zostać zwykłym, mało istotnym wilkiem. Cała ta szopka dawała mi nieźle w kość, a wiedziałam, że nie nadaję się na dowódcę. Nie znałam całych tych zasad etykiety, nie potrafiłam przemawiać do ludu, a co dopiero przewodzić! Dlatego też były dla mnie tak ważne te wieczory sam na sam, gdyż w końcu mogłam się wyluzować, pozostać sobą. Władanie nie było dla mnie, ja chciałam przygód, poznawania nowych miejsc. Samo czytanie książek mi nie wystarczało, zawsze marzyłam o zobaczeniu wszystkiego, o czym czytałam. Wiem, że to jest niemożliwe, ale chyba tylko myśl o tym, iż kiedyś to ujrzę, pozwala mi przeżyć kolejne dni.
Byłam blisko mojego legowiska, gdy za mną usłyszałam znajomy głos, z którym niedawno się spotkałam:
- Myślałaś, że ci tak łatwo odpuszczę? - spytał się prześmiewczo wilk, unosząc kąciki ust w bardzo znany mi sposób. Natychmiastowo podbiegłam w jego stronę, przyglądając się mu z radością w oczach. Nie zostawił mnie... Nie tym razem.


piątek, 15 września 2017

Od Laguny - Lekarstwa


Gdy Rosso pokonał potwora, wspólnie znaleźliśmy wyjście na ląd i od razu udaliśmy się w kierunku jaskini. Podróżowałyśmy na grzbiecie Rosso, który zmienił się akurat w ogromnego Mantykorę. Szybko udało nam się dojść do zjeżdżalni, którą musieliśmy jakoś zjechać, a potem doczłapać do głównego pomieszczenia.
- Nic wam nie jest ? - Zapytał poważnie Rosso. Na to Shadow warknęła i spojrzała na swoją łapę pod którą była już spora plama krwi. Na moim futrze również pojawiały się plamy. Wtedy Shadow zamknęła oczy, a ja widząc to, poprosiłam żeby Rosso zrobił nam sok z aloesu. On udał się wtedy do specjalnej ukrytej komnaty, w której przechowywałam wszystkie moje zioła i rośliny. Nazywaliśmy to miejsce "szklarnią". To wszystko jest bardzo przydatne. Rosso wyszedł już, a ja przyglądałam się waderze. Zaczęła mówić coś, jakby do kogoś. No ale byłam tam sama... No chociaż do momentu kiedy Rosso wrócił ze złymi wieściami. Oznajmił, że aloes uschnął i musimy zasadzić nowy. W tym czasie Shadow ocknęła się i spojrzała na nas. Spytałam wadery, czy z kimś rozmawiała. Ona niepewnie powiedziała, że z przyjaciółką, którą poprosiła o przetransportowanie leków.
- Rosso pójdzie właśnie po aloes. To nie zajmie długo, więc możesz wybrać, które leki wolisz. - Uśmiechnęłam się do niej serdecznie. - Rosso, teleportuj się na obszar Alinayma. 
Lisek pokiwał głową i zniknął.
- Co to ten "obszar Alinayma" ? - Zapytała zdziwiona i zaciekawiona Shadow.
- Nazywamy tak obszar, na którym są najdorodniejsze okazy aloesu i kilku innych roślin. Znajduje się niedaleko Lazurowej Oazy. - Wytłumaczyłam.
- Aha... - Odparła wadera, nie wiedząc co odpowiedzieć.

***

Po kilkunastu minutach Shadow znowu zamknęła oczy i kontaktowała się z przyjaciółką. Zauważyłam, że koło wadery pojawiła się garść jakiś liści i małe, okrągłe pudełko. Wtedy wadera ocknęła się.
- Tutaj są liście lecznicze i maść. - Pokazała łapą.
- A co to za maść ? - Spytałam.
- Na rany. Zawsze działa. - Uśmiechnęła się.
- A okey... - Powiedziałam, nie chcąc drążyć tematu. Nagle przed nami pojawił się Rosso z aloesem w doniczce.
- Piękny ! Dziękuję, Rosso ! - Przytuliłam liska.
- Pójdę zrobić dla was sok. Wracam za kilka minut. - Pobiegł szybko do szklarni.
- Nie obraź się, ale wolę swoje leki. - Powiedziała wadera.
- Okey, nie ma sprawy ! - Uśmiechnęłam się do niej i patrzyłam jak wciera liście w ranę na łapie, a potem smaruje to maścią. Poprosiła jeszcze Rosso o bandaż, o którym zapomniała.
- Już gotowe. - Podszedł do nas Ros i podał każdej z nas sok.
- Ja dziękuję. - Shadow odsunęła od siebie szklankę.
- Zostaw sobie. Może zmienisz zdanie. - Odpowiedział jej Rosso.
- Jeśli boisz się o to, że ten sok został źle przyrządzony czy coś, to gwarantuję ci, że Ros jest mistrzem zielarstwa. - Pochwaliłam swojego przyjaciela. - Kiedyś był zielarzem, ale zrezygnował z tego. teraz tutaj mamy własną hodowlę roślin. - Uśmiechnęłam się szeroko i wypiłam szybko sok. - Nie, Rosso ? - Zaśmiałam się.
- No tak, ale nie musiałaś mnie tak przechwalać... - Powiedział zirytowany i wyszedł.

Od Kalego - Krasnoludzki spirytus


Oderwaliśmy się po chwili, słysząc zbliżającą się gromadkę wilków. W większości znajomych, jak się okazało. Porozmawialiśmy chwilę. Nie znałem tylko dwóch osób. Jedną z nich okazała się Laguną. Wadera przedstawiła się uroczo, ale wydawało mi się, że czuje się nieswojo w naszym towarzystwie. Była skrępowana i mało się do nas odzywała. Za to basior, którego również nie spotkałem wcześniej, nie wyglądał mi na miłego, a bardziej chamskiego. 
- A widzisz ? Doczekałaś się... - Ukłonił się przed moją ukochaną i spojrzał na nią. Zazdrość gryzła mnie już wtedy od środka. Jego słowa również wzbudziły moją podejrzliwość i to, że Abra już go znała...
Kast zaproponował "świętowanie" naszego wielkiego momentu. Nie bardzo mi się to podobało, bo jednak wolałbym spędzić resztę tego czasu Abrą. Impreza miała być u niego, więc ruszyliśmy do jego domu.

***

Po pewnym czasie byliśmy już prawie przy jego jaskini. Droga nie była zbytnio interesująca, zwłaszcza dla mnie, no ale co mogłem na to poradzić. Nie chciałem być chamski i przegonić wszystkich mówiąc "spier... Ne chcę was tu !", ale na to miałem największą ochotę...
- Kali, wszystko okey ? - Zapytał troskliwy głos w mojej głowie.
- Abigail... - Burknąłem.
- Widzę, że coś cię gryzie. Czemu się nie cieszysz ? - Spytała wciąż przez umysł.
- Może potem. Nie mam ochoty teraz o tym mówić... - Oznajmiłem.
- Zgoda... - Odpowiedział załamany głos Abigail, po czym rozłączyło kontakt.

***

Dotarliśmy w końcu. Jaskinia basiora była bardzo podobna do poprzedniej, ale podobała mi się bardziej niż tamta. Wydawała się przytulniejsza, większa...
- Spoko jaskinia... - Powiedziałem, rozglądając się. Grupa poparła moje zdanie
- Wiem, ale dzięki. - Odpowiedział, śmiejąc się pod nosem. - To co ? Wyciągamy Krasnoludzki Spiritus ?! - Roześmiał się.
- Uuuuu... !!! - Odezwała się cała gromada.
- Nie gadaj, że to jeszcze masz ?! - Krzyknął podekscytowany Vinci, bo tak się nazywał. Podbiegł do Kasta i zaczął się na Niego gapić. W końcu Kah'stan wyciągnął szklaną butelkę i odkorkował ją. Po jaskini rozleciał się specyficzny zapach.
- To to ! - Krzyknął Vin. - Myślałem, że już dawno to wypiłeś ! - Dodał.
- Samemu ?! Pogięło Cię ?! Miałbym zgona przez miesiąc... - Zaśmiał się Kah'stan. - Trzymałem to... - Powiedział podnosząc butelkę wysoko do góry. - NA SPECJALNĄ OKAZJĘ ! - Krzyknął na całą krainę, po czym, jak szalony, przechylił delikatnie butelkę i wlał sobie kilka łyków do pyska. Nie poznawałem go.
- Tego się nie spodziewałam... Powoli przestaje mi się to wszystko podobać... - Abigail znowu zaczęła używać telepatii. Jej głos był bardzo zirytowany. Miałem wrażenie, że zaraz wybuchnie.
- Spokojnie. To w końcu impreza... - Odpowiedziałem jej i zerwała połączenie.
Impreza rozkręcała się w najlepsze. Kieliszki co chwilę były napełniane, a Kah'stan i Vinci byli już porządnie pijani. Ja wypiłem jedynie jeden kieliszek do tego czasu. Nie miałem ochoty utracić świadomości tego dnia. Jednak wszyscy przyciskali mnie. " No dawaj! To twój dzień!" mówili. Niestety, uległem po długich namowach. Nie pamiętam już, ile wypiłem. Przestałem liczyć po piątym... Kieliszku. Pamiętam tylko jeden dialog, odbyty z Kastem.
- E..eee Kah'staan... ? Wie...esz coo ? - Spytałem już doszczętnie pijany.
- Co..oo... - Odpowiedział ledie przytomny basior.
- Gów...no.. ! - Roześmialiśmy się jak głupi.
Czemu akurat ten ? Nie mam pojęcia...

***

Obudziłem się rano. Kawałek dalej ode mnie leżała Abigail, na przeciwko Vinci, gadając coś przez sen, a obok, wtulona we mnie Abra. Nie widziałem jednak Laguny i Kah'stana. Wstałem, odczuwając jeszcze skutki Krasnoludzkiego Spiritusu. Łapy plątały mi się między sobą i nie mogłem utrzymać równowagi. Poszedłem napić się wody z misek, które były przygotowane na stole. Przypomniało mi się, że Laguna zrobiła je specjalnie dla nas, żebyśmy mieli popitkę. Nikt z niej jednak nie korzystał... Pamiętam, że Luna nas bardzo pilnowała. Była taka sztywna i każdego irytowała. Szkoda, że jej nie słuchaliśmy.
Po wypiciu pełnej miski wody położyłem się znowu spać.

***

Kaliiii... - Usłyszałem czyjś głos, ale nie zareagowałem. - Jak mogliśmy do tego dopuścić... Wszyscy w tak złym stanie... Wszystko przeze mnie...
Otworzyłem powoli oczy, żeby zobaczyć, co się dzieję. Zobaczyłem wpatrzoną we mnie Abigail i Lagunę. Z boku stał Kah'stan, odwrócony tyłem.
- Dzień dobry ! - Zaśmiała się Abigail. - Masz, pij. - Podała mi kubek z jakimś odwarem.
- Co to zaś jest... - Powiedziałem półprzytomny, chwytając kubek.
- Odwar z kory brzozy. Szybciej minie ci kac. - Zaśmiała się, a ja wypiłem miksturę.
- Co z Abrą ? - Zapytałem przejęty.
- Słabo się czuje... Chyba jest zbyt młoda, żeby pić alkohol... - Powiedziała załamana, a ja warknąłem na Kah'stana. On odszedł gdzieś w głąb jaskini bez słowa.
- A jak wy się czujecie ? - Zapytałem.
- Ja mało wypiłam. Wszystko pamiętam... Chociaż niektórych scen wolałabym nie widzieć... - Zasmuciła się. - Kah'stan i Vinci mają mocne organizmy i widocznie przyzwyczajone do tego "Krasnoludzkiego Spiritusu"... Laguna, ty niczego nie piłaś, nie ?
- Samą wodę... Nie lubię alkoholu. - Oznajmiła poważnie biała wadera.
- Chyba też przestanę lubić... - Wzdychnąłem.

Od Laguny - Tajemnicze pomieszczenie



Po niedługim czasie nieprzytomnego wilka zauważyła biała wadera, która właśnie przechodziła koło wąwozu. Przyglądała mu się chwilę, po czym spróbowała go obudzić, potrzepując nim lekko. Snuffles niestety nie odpowiadał. Wilczyca nie wiedziała, co z nim zrobić, więc usiadła obok niego, czekając, aż się przebudzi. Na pewno poszłaby do jaskini po lekarstwa dla wilka, ale było to zbyt daleko. Nie miała również wystarczającej ilości siły, by przetransportować go tam. Jedynym wyjściem, było zwykłe, cierpliwe czekanie.

***

Wilk otworzył w końcu powoli oczy. Laguna przypatrzała się mu. Zaskoczony Snuffles zaczął wypytywać Lunę o to, kim ona jest. Wadera zaś tłumaczyła mu, że go znalazła. Niestety basior musiał uderzyć bardzo mocno i nie pamiętał niektórych rzeczy. Laguna zaproponowała pójście do jej jaskini, żeby podać mu leki. On z niechęcią przyjął propozycję i udali się na zachód.
Po drodze Snuffles zaczął odczuwać głód. Przypomniało mu to, po co przyszedł w to miejsce i co się wydarzyło. Laguna zapewniła go, że ma mały zapas mięsa, którym będzie mógł się posilić. Wilk ucieszył się i przyspieszył tempo. Już po kilkunastu minutach Luna mogła zaprezentować kolejnemu już wilkowi swoją jaskinię, a raczej wejście do niej, które było najciekawszą częścią podziemnej jaskini. Zaskoczony Snuffles musiał wskoczyć do tunelu, zwanym przez Lunę zjeżdżalnią. Pierwsza weszła tam Wilczyca. Zjechała i krzyknęła z dołu, że wilk może już wskakiwać. Tak też zrobił. Nie spodziewał się chyba, że tunel jest aż tak długi i trochę się niecierpliwił.
Białą wadera zaprowadziła Wilka do miejsca, w którym przetrzymywała zapasy pożywienia, chociaż on sam już wyczuł, gdzie to jest. Wilczyca zostawiła go samego i poszła przygotować magiczny odwar, który powinien przyspieszyć powrót pamięci.

***

Po skończeniu posiłku, Snuffles poszedł sprawdzić, jak idzie waderze. Nie mógł jej znaleźć i zaczął ją wołać. Nikt jednak nie odpowiadał. Znalazł za to kartkę, w której powiedziane było, że Luna poszła poszukać składników do przyrządzenia mikstury. Zdziwiło to Snufflesa, bo czuł wyraźnie gdzieś jej zapach. Ciekawiło go, o co chodzi, więc ruszył za tropem.
Nie musiał długo wąchać, aż znalazł starą szafę, która była zamknięta na klucz. Wyglądała na ciężką i mało stabilną. Wilk jednak nie odpuszczał i przesunął najdelikatniej stary mebel, jak tylko potrafił. Nie chciał go uszkodzić.
Po przesunięciu szafy mógł zobaczyć przejście do innego pomieszczenia. Wszedł tam ostrożnie, rozglądając się.
- Co Ty tu robisz ?! - Krzyknęła na niego wystraszona wadera. Na to Snuffles spokojnie zapytał, co przetrzymuje tutaj wadera. Ona jednak nie chciała go wtajemniczyć i wyprosiła wilka z pomieszczenia. Kazała mu poczekać w głównym pomieszczeniu, po czym zastawiła za nim znowu szafę, za pomocą żywiołu wody.

***

W końcu Laguna wyszła z pomieszczenia, trzymając w pysku kubek. Dołączyła do Wilka, czekającego na Nią. Kazała mu wypić kilka łyków i uprzedziła, że może być senny po wypiciu odwaru. Snuffles chwilę się zastanawiał, po czym wypił cztery łyki mikstury. Nie zdążył jeszcze niczego powiedzieć, a już spał na ziemi. Luna podłożyła mu pod głowę poduszkę i poszła na polowanie, żeby basior miał co jeść, gdy się obudzi.

***

Waderze udało się upolować jedną sarnę. Żeby bezpiecznie ją przetransportować do jaskini, utworzyła lewitującą bańkę, w której mieściła się łania. Gdy w końcu tam dotarła, zauważyła, że wilk śpi dalej, więc odłożyła zdobycz z boku jaskini. Ona sama poszła popływać, jak co dzień. Niestety czas ją gonił i już po chwili musiała wyjść na brzeg i położyć się spać.

czwartek, 14 września 2017

Od Abry - Mój Kali...


Czytałam książkę, gdy nagle usłyszałam znajomy głos, który śpiewa piękną piosenkę. Zaciekawiona wyszłam z groty, by zobaczyć, co się dzieje. Okazało się, że to był Kali, który najwidoczniej śpiewał dla mnie. Wzruszyłam się, bo nawet jeżeli nikt wcześniej nie powiedział, że jestem Królową Pustyni, (tak jak to zrobił Vin) to na pewno nikt nigdy nie śpiewał dla mnie. I to z napisaną piosenką. Tylko dla mnie. Gdy Kali skończył, podeszłam do niego i popatrzyłam mu prosto w oczy. 
- Kocham Cię... - szepnął
- Ja ciebie też -i przytuliłam się do sporego basiora, który roztaczał wokół siebie dziwną aurę. Ale mnie to nie obchodziło, bo od tej chwili jest tylko mój...
Zrobiłam krok do tyłu, żeby móc lepiej się mu przyjrzeć. Wtedy niespodziewanie przybliżył swój pysk do mojego i pocałował długo i namiętnie. Jego grzywką łaskotała moje oczy, gdzieś tutaj zaczęło rozlegać się długie i radosne wycie. Jeszcze chwilę nie odrywaliśmy się od siebie, gdy usłyszałam, że wilki wychodzą z zarośli. Pierwszy wyszedł Kah'stan, za nim szła uśmiechnięta Abigail, Vinci i jakaś nieznana wadera. 
- No w końcu ! Już myślałem, że nigdy tego sobie nie wyznacie!-śmiał się Kast 
- Abii jak ja się cieszę !!-śmiała się- Poznaj Lagunę, nie wiem czy Ty braciszku już ją znasz, ale Abii na pewno nie
- Miło mi -zwróciłam się do Laguny.
- Mi też -i popatrzyła z nieskrywaną pogardą na Vinci'ego, za to on nie zwracał najmniejszej uwagi na Lunę i podszedł do mnie ze szczerym uśmiechem. Ukłonił się jak prawdziwy gentlemen.
- A widzisz ? Doczekałaś się - podniósł jedną brew.
- Tak -popatrzyłam na Kalego. 
- Świętujemy ?-popatrzył na nas Kast.
- Tak !-wszyscy się śmiali i byli na tak, więc poszliśmy do groty Kah'stana, bo była największa i z salą do tańca...

środa, 13 września 2017

Od Vinci'ego - Przyjaciel Kah'stan


Nie mogłem uwierzyć, że naprawdę stoi przede mną mój stary przyjaciel. Gdy się przywitaliśmy .....nie.... rzuciliśmy się na siebie, spostrzegłem, że Kast nie był sam. Obok niego stała piękna, smukła i elegancka Wadera. Na jej widok zagwizdałem w duchu. Gdy okazało się, że jest zajęta przez innego, trochę mnie to zabolało. Ale i tak nic a nic nie zaszkodzi trochę flirtu, w końcu jeżeli jej partner jeszcze nie wyznał jej miłości ?
Postanowiłem zaprosić ich oboje do mej jaskini. Gadaliśmy, śmialiśmy się. Mocno polubiłem Abrę. 
- Śmiało mogę powiedzieć, że jesteś Panią Pustyni - uśmiechnąłem się uwodzicielsko .
- Nie przesadzaj, Vin. Ale muszę przyznać że takiego komplementu nawet Kali mi nie powiedział-zaśmiała się i zatrzepotał a rzęsami.
Trochę powspominaliśmy stare dobre czasy, aż nastała dwunasta w nocy. Moi goście musieli już wracać do siebie. 
- Miło było -Podeszła do mnie Abra i przytuliła się - pewnie za niedługo znowu się zobaczymy
- Na pewno...-uśmiechnąłem się
- Do zobaczenia, stary -powiedział Kast.
- Do zobaczenia, druchu -i odeszli, a ja wróciłem do środka.

KONIEC

Od Snuffles'a - Polowanie


Liczne liście, paprocie i gałązki naprzemiennie chłostały jego pysk, pozostawiając zarówno na nim, jak i na reszcie ciała drobne ranki.

W miarę jak jego węch coraz bardziej zajmowała woń zwierzęcia, tym wolniej biegł. W końcu, gdy wypatrzył w oddali skupisko brązowych plam, zwolnił do truchtu, by już chwilę później skradać się z nisko pochylonym łbem.

Jego sierść wtapiała się w ściółkę, więc pozostało tylko zająć strategiczne miejsce... - Takie, z którego strony nie wiał wiatr (broń Boże zwietrzyły by go ofiary) a jednocześnie miałby z niego wgląd na stado i z łatwością wypatrzyłby najsłabsze ogniwo.

Znalazł takie.

Krzewy zasłaniały go tam niemal całego, a liczne drzewa rzucały na jego postać cień. Gaik wyróżniał się, tworząc niemal idealny krąg wokół „lasu właściwego”. 

Jak każdy wilk wolał atakować grupą. Miałby wtedy pewność, że nawet jeśli mu by coś nie wyszło, zajęłaby się tym reszta watahy.

Nie miał, jednak, ani watahy, ani pewności.

Pozwolił sobie przysiąść, by móc wygodniej objąć wzrokiem stado.

Jak na złość była to dość zdrowa grupa. Nie było ani młodych ze skręconą nóżką, ani staruszków, którzy nie nadążaliby za resztą. Innymi słowy – miał przechlapane, a szanse na to, że wróci do jaskini z pełnym brzuchem drastycznie zmalały.

Skup się.

Powtarzał ciągle w myślach, jednocześnie skanując wzrokiem stadko.

Nic z tego!

Wytknął mu natrętny, wewnętrzny głosik.

Analizował strukturę grupy z dobre pięć minut. Musiał być, przecież jakiś słaby punkt!

I nagle... Dostrzegł... Dostrzegł lukę w utworzonym przez zwierzynę na pozór ciasnym okręgu.

Zauważył w niej najbardziej zasłużonego członka stada. Zauważył posiwiałą łanię.

Poroże byków wcale nie zachęcają...

Ugasił tym pesymistycznym stwierdzeniem swój entuzjazm.

Skup się.

Powtórzył po raz kolejny w myślach.

Głód zaczął mu już poważnie doskwierać. Na samą myśl o świeżym sarnim mięsie ciekła mu ślinka. W takim stanie ciężko jest się skupić.

Po chwili nie wytrzymał i uniósł zad. Choćby nie wiadomo jak się starał z każdym, nawet najlżejszym, podmuchem wiatru do jego nozdrzy po raz setny docierał ten sam kuszący zapach. 

Wychylił łeb zza krzaków i napiął mięśnie, gotując się do skoku. Nie spuszczał wzroku ze swojego celu i...

HOP!
Kilka susów wystarczyło, by doskoczyć do stada, które zaalarmowane szelestem liści ruszyło w tylko sobie znanym kierunku.

Mamrocząc pod nosem obrazy dla długich jelenich nóg rozpoczął pościg za stadem.

Grupa skręcała, skakała przez pnie, czy kamienie i znowu skręcała. W tej sytuacji nie był w stanie zbliżyć się do silnych samców obstawiających tyły, a co dopiero do starej łani ukrytej wśród zdrowych, młodych osobników?

Chodź starał się obserwować poczynania emerytki, ta co chwila zlewała mu się zresztą grupy.

I nagle, gdy już miał rezygnować, dostrzegł cień szansy dla siebie... Był to błotnisty wąwóz, który zdarzało mu się mijać podczas swoich wcześniejszych polowań.

Grupa musiała albo przeskoczyć spad (co było raczej niemożliwe) albo gwałtownie skręcić. Tu właśnie była jego szansa.

Zawarczał groźnie, tym samym popędzając stado. Pierwsze osobniki zmuszone były gwałtownie odbić w lewo. 

Nie spuszczał wzroku z łani, przygotował się do skoku, odwlekając ten moment jak najdłużej, by ta nie mogła zmienić kierunku i...

HOP!

Już miał wgryźć się w kark samicy, tym samym odbierając jej zdolność poruszania się, gdy ta nagle wyskoczyła do przodu, zostawiając go za sobą.

O tym nie pomyślał. 

Wykonał spektakularny obrót w powietrzu, uderzył w przeciwległą ścianę wąwozu i runął w dół, obijając się o gałęzie, kamienie i co tam jeszcze się napatoczyło.

Nagle wylądował na czymś kleistym i dość miękkim... Zdołał pomyśleć, że to już koniec bolesnego spadania, a uświadomił sobie, że jego amortyzatorem stała się błotnista półka, która pod jego ciężarem osunęła się, a on sam ponownie zaczął się staczać i obijać o ściany.

W końcu uderzył głową z impetem o coś niewyobrażalnie twardego, a nagle utracił zdolność odbioru jakichkolwiek bodźców.

wtorek, 12 września 2017

Od Shadow



Laguna zasłoniła mi pysk łapą, zaczęłam się szamotać. Spróbowałam coś wymamrotać, ale wadera skutecznie mi to uniemożliwiła.
- Cicho! - Szepnęła wściekle, patrząc na mnie. - Chcesz umrzeć?! - Warknęła. - Musimy mieć plan. Nie wydostaniemy się stąd przepaścią, która nas tu zaprowadziła... - Puściła mnie, jakoś się opanowałam.
- Ja nie znam tego stworzenia... Ty coś wymyśl. - powiedziałam, nie mając bladego pojęcia, co to za cholerstwo.
- To wąż morski... Ciężko będzie go pokonać, a innego wyjścia nie ma. Zauważy nas. To chyba jego teren... - zamilkła na chwilę, zaczęła się nad czymś zastanawiać.
- Same raczej nie damy rady... Może spróbujemy jednak wrócić tą przepaścią ? - Szepnęłam z nadzieją, że jednak nie będziemy musiały spotykać się z tym stworem.
- Cicho! Płynie tu... Nie ruszaj się! - Szepnęła, stwór zbliżył się do nas niebezpiecznie, wytrzeszczyłam oczy ze zdziwieniem. To dziadostwo jest takie wielkie?! No... czego ja się spodziewałam, puchatego króliczka? Wąż rozglądał się i wyglądał jakby poszukiwał czegoś do jedzenia, poczułam jak żołądek niebezpiecznie się zaciska. 
Wreszcie sobie popłynął, a ja odetchnęłam z ulgą.
- To głupota próbować pokonać go... Ale... Może nie musimy stawać do walki same? - Powiedziała wadera z chytrym uśmiechem, jej głos przepełniony był nadzieją.
- No to jaki plan ? - Zapytałam, odczuwając coraz większy dyskomfort i niepewność.
- Słyszałaś o zmiennokształtnych lisach ? - Spojrzała na mnie, uśmiechając się delikatnie. W pierwszym odruchu chciałam się wydrzeć "co to do cholery jest" ale zmieniłam zdanie, jednak... zainteresowało mnie to. 
- Nieeee... Co to za stworzenia ? - powiedziałam z zainteresowaniem w głosie. Tylko trochę moment nieodpowiedni na takie rozmowy.
- Zaraz jednego spotkasz... - Szepnęła, zamykając czy. Wyglądała, jakby o czymś intensywnie myślała, tylko o czym? Zaczęła szeptać coś pod nosem, a ja spojrzałam na nią jakby była opętana czy coś takiego. 
- Co ci się stało... ? - Zapytałam niepewnie, nie wiedząc czego się spodziewać. Nie odpowiedziała mi. Wreszcie pojawił się jakiś lis, spojrzałam na niego jak na obcego. To jest ten zmiennokształtny? Wadera zaczęła rozmawiać ze stworkiem, a potem przedstawiła mnie. Z początku odruchowo chciałam ją poprawić, gdy zamiast Shadow powiedziała Morgum, ale zreflektowałam się, niech moje imię zostanie dla niej tajemnicą, przynajmniej teraz.
- Miło mi poznać, jestem Rosso. - przedstawił się lis. To, to coś gada?! Zamknęłam otwarty pysk z lekkim klapnięciem. Laguna coraz bardziej zaczęła mnie zadziwiać. Gdybym tylko mogła, poprosiłabym Ad o pomoc, ale wadera nie umiała podróżować. Cholera. Nie zdążyłam nawet odpowiedzieć, gdy przerwała nam Laguna.
- Nie czas na pogadanki. - Warknęła. - Pomocy, ale to już, Rosso! - Poprosiła go i spojrzała w stronę węża, który chyba zaczynał się niecierpliwić.
- Spoko... Damy radę. - Powiedział spokojnym głosem. Przymknęłam oczy, starając się nie spanikować. - Odsuńcie się kawałek, proszę. Zawołam Was, kiedy będzie trzeba. - skinęłyśmy głowami i wycofałyśmy się do jakiejś dziury, do której nie dopływała woda. Odetchnęłam już normalnie i zamrugałam kilka razy. Słyszałam odgłosy walki i skuliłam po sobie uszy, nie dam rady. Nie w takim momencie. No ale nie mogłam się już wycofać, nie zostawię tamtej dwójki na lodzie... Zaklęłam cicho i zaczęłam się zastanawiać, czy mam jakiekolwiek szansę na przeżycie w tej walce. 

****

- Nigdy więcej. - warknęłam w stronę białej wadery, która popatrzyła na mnie. Z trudem odnalazłyśmy jakieś wyjście z przepaści, do której nie miałam ochoty więcej wracać. Dokuśtykałyśmy jakoś do głównego pomieszczenia, usiadłam, ustawiając nienaturalnie łapę. Przynajmniej mnie nie bolała tak bardzo.
- Nic wam nie jest? - zapytał lisek wadery, rzuciłam mu mordercze spojrzenie.
- Nie, czuje się jak nowonarodzona. - warknęłam i spojrzałam na łapę, pod którą zaczęła robić się spora plama krwi. Futro Laguny też zaczęło robić się czerwone, wzdrygnęłam się. Rosso krążył między nami i starał się złagodzić krwawienie. Zamknęłam oczy i pomyślałam o Cieniu. Przeniosłam się tam w niewielkiej części, znowu jako niewielki obłok cienia w kształcie wilka. Odszukałam wzrokiem Ad, która chyba wyczuła moją obecność, bo postawiła uszy na baczność i rozejrzała się, poszukując mnie.
- Shad? - zapytała, wciąż się rozglądając. - to ty?
- To ja. - potwierdziłam. - umiesz już podróżować? - niepewne skinienie głowy potwierdziło moje obawy, będzie się bała samej poruszać. Cholera, jestem w kropce w takim razie... 
- Coś się stało? - zapytała mnie ze zmartwioną miną. Obraz przez chwilę zaczął mi się rozmazywać, ale po chwili wrócił do normalności. Zamilkłam na chwilę, nie wiedząc co jej odpowiedzieć. Poczuje się dziwnie, gdy dowie się że znowu zaczęłam wracać do starych nawyków, no i co ja mogłam jej odpowiedzieć? Pewnie uzna że zaczęło mi coś odwalać, gdy zacznę mówić o zmiennokształtnym lisie i białej waderze. Ad usiadła, spodziewając się dłuższego dialogu. Zaczęłam wyliczać w głowie, co będę potrzebować do wyleczenia rany. Nie było to nic specjalnego, wystarczyło żeby zwinęła jakąś maść i kilka liści, które mogła znaleźć gdzieś w mojej starej torbie. 
- Zabierz maść, domyślisz się którą. No i liście, z tej starej torby. - Ad skinęła głową i pożegnała się, wróciłam do "siebie" i otworzyłam oczy. Laguna i Rosso przyglądali mi się z zaciekawieniem.
- Rozmawiałaś z kimś? - zapytała Laguna, potwierdziłam.
- Tak. Z przyjaciółką, przy... przytransportuje mi leki. - mruknęłam wymijająco. 

Od Laguny - Ucieczka



Bardzo chciałam pójść już do siebie. Basior coraz bardziej działał mi na nerwy. Nigdy nawet nie słyszałam o tak wrednej i chamskiej osobie...
I to ja muszę mieć z Nim do czynienia ! Nie cierpię go. - Pomyślałam.
Ruszyłam więc przed siebie, a dokładniej w stronę mojego domu. Zaskoczył mnie jednak Vinci, który zaczął mnie przepraszać. Ba ! To było błaganie o "wybaczenie". Tak nagle by się zmienił ? Nie. Sądzi chyba, że jestem zwykłą, głupiutką wilczycą. Oczywiście, to nie prawda, ale czemu i ja nie mogłabym poudawać kogoś innego ? Jak się bawić, to na całego, a więc po chwili protestów i darcia się na niego, przyjęłam przeprosiny. Następnie padła propozycja, żeby udać się nad jakieś jezioro. Jezioro Marzeń, przy którym byliśmy, raczej nie nadawało się do pływania. Brzegi były skaliste i wysokie, a tuż przy powierzchni wody widać było skały. Nie chciałabym w taką uderzyć pływając. Dlatego udaliśmy się do mniej znanego jeziora w środku lasu.

***

W końcu dotarliśmy do wody. Basior dalej bawił się w "grę", więc i ja nie zrezygnowałam. Jednak wilk mnie zaskoczył. Zrobił dla mnie coś naprawdę fajnego i uszczęśliwił mnie... Może, jakbym nie wiedziała, że to ta zabawa, to byłabym w niezłym szoku. Potem on również wszedł do wody i zaczął iść obok mnie.
- Jednak umiesz być miły, Vin ! - Powiedziałam najmilej, jak potrafiłam. Użyłam zdrobnionej formy Jego imienia, żeby jeszcze to podkreślić. Vinciego wzdrygnęło, kiedy usłyszał moje słowa.
- Dobrze usłyszałem ? - Uśmiechnął się sztucznie. - Vin ? - Dodał, mając śmiech, na końcu języka.
- Tak. Jeśli nie chcesz, to nie będę zdrabniała Twojego imienia. - Powiedziałam z troską. On parsknął już po cichu.
- Nie przeszkadza mi to. - Stwierdził poważnie. Znowu udało mu się opanować. - A jest jakieś zdrobnienie od Twojego imie...nia ? - Parsknął z lekkim śmiechem w środku słowa "imię". Znowu bardzo mnie to zdenerwowało i zawstydziło. Zawsze wiedziałam, że moje imię jest... Dziwne, ale nigdy nie pomyślałam o tym, że z takiego powodu mogę być wyśmiewana.
- Luna. - Odparłam ze zirytowaniem. - Nie chce mi się już grać w Twoją durną grę. - Warknęłam i znowu zawróciłam w stronę jaskini... Choć nie do końca widziałam, gdzie jest.
- Cooo ... ? - Zatkało go. - Jak to możliwe, że Ty o tym wiedziałaś ?! - Spytał ze zdziwieniem i zaciekawieniem.
- Nie jestem tak głupia, za jaką mnie masz. - Odparłam, nie zatrzymując się. - A po za tym, jesteś słabym aktorem. - Zaśmiałam się chamsko. Basior warknął na mnie, ale zostawił w spokoju.

***

- W końcu mogę pójść do domu ! - Krzyknęłam uradowana, będąc już daleko od Vinci'ego. Położyłam się na trawie i zaczęłam turlać po niej jak głupi szczeniak. Jednak wtedy usłyszałam dość głośny szelest w trawie. Zerwałam się natychmiast i nadstawiłam czujnie uszy. Obracałam co chwilę głową, jednak niczego nie słyszałam. Wyczułam jakieś stworzenie niedaleko mnie. Większe ode mnie... Ale to nie jeleń czy dzik, bo nie czułam żadnego zapachu...
- Vinci... ? - Spytałam nie pewnym głosem. - To... To Ty ?? - Dodałam z przerażeniem. Jednak nikt nie odpowiadał. Miałam nadzieję że to on, ale wtedy zobaczyłam powoli wysuwającego się zza zarośli Matykorę. Nie dowierzałam. Zamurowało mnie. Szybko zaczęłam się zastanawiać, co robić. Potwór jedynie mnie obserwował, a ja nadal stałam jak skała. Zaczęłam mieć nadzieję, że mnie zostawi. Myślałam, że mnie nie widzi skoro nie atakuje, jednak po chwili rzucił się na mnie całym sobą, a ja błyskawicznie zaczęłam biec w stronę, z której przyszłam. Za sobą słyszałam jedynie jak potwór biegnie za mną i ryczy co chwilę. Miałam być chyba Jego dzisiejszym obiadem...
Potwór drasnął mnie pazurami, kiedy zwolniłam z braku sił. Wtedy jeszcze bardziej osłabłam. Jednak nie poddawałam się i ostatkiem sił przyspieszyłam. Dotarłam wreszcie. Jednak Vinci'ego tam nie było, a kawałek za mną było już słychać bieg Mantykory. Bez dłuższego zastanowienie rzuciłam się w głąb jeziora.

Od Snuffles'a - Formalności

Powoli rozchylił powieki, pozwalając, by oślepiający promień światła słonecznego na dobre go ocucił. Podniósł się i spokojnym, równym krokiem opuścił jaskinię, wychodząc na poletko, które oddzielało las od zamieszkałego przez niego pagórka. 

Ferishia prosiła, by po nocy przyszedł i załatwił resztę formalności. Nie chciało mu się odwiedzać wadery, zwłaszcza, że znaczyło to, iż musi przejść przez teren, który przemierza na co dzień część stada... Przynajmniej tyle wynikało z jego wczorajszych obserwacji.

Raz kozie śmierć...

Powlókł się w stronę otwartej przestrzeni, gdzie, na kamiennym podwyższeniu, czekała już na niego samica Alfa. 

Niby wszystko ładnie-pięknie, gdyby nie to, że od wadery dzieliło go niecałe trzysta metrów. Przecież mógł się na kogoś natknąć, a wtedy już pozostało tylko czekać na poniżenie.

Nie był typem, który każdemu pragnie udowodnić swoją władczość. Z reguły trzymał się na uboczu, lub polował, a otwarta przestrzeń nieporośnięta ani jednym, małym drzewkiem, która w dodatku pełna jest wilków z pewnością na to nie pozwalała.

Już po kilku krokach na dzikiej łące jego wrażliwe nozdrza otuliła setka woni...

Jezioro, Ferishia, Las, Wiewiórki, Basior... Czekaj, basior?!

Nie zdołał się nawet odwrócić, a przed oczyma stanął mu nieznany wilk o hipnotyzujących, nieco oziębłych oczach...

Przedstawienie czas zacząć...

Potulnie obniżył się i podkulił ogon. Pozwolił, by z jego gardła wydostała się seria upokarzających pisków. Samiec przeskanował go uważnie wzrokiem i oddalił się, najwyraźniej twierdząc, że mu nie zagrażał.


Szybkim truchtem przebył resztę łąki, dbając by nikt go nie zobaczył, nie wyczuł, nie wiedział w ogóle o jego istnieniu. Oczywiście woń prędzej, czy później rozniesie się po polu, a wtedy pozostanie tylko czekać, aż zlecą się mniej, lub bardziej entuzjastyczne ogniwa watahy. Teraz jednak wolał mieć święty spokój.

Stanął przed prowizorycznym, kamiennym podestem i spojrzał na odwróconą waderę. Gdy tylko znudzony wiecznym wpatrywaniem się w mlecznobiałą sierść przysiadł, samica odwróciła się i spojrzała na niego.

- Brakuje Ci cierpliwości, mój drogi... - oświadczyła pogodnie, choć nieco wyniośle.

Zdziwiony przechylił łeb, jednocześnie czując się nieco urażony tą jawną krytyką. Nie był jednak aż tak głupi, by jej się odciąć. To alfa. Alfy wymagają szacunku i tylko wtedy darzą cię tym samym... Przynajmniej tak wynika z opowieści... Ojca.

- Postaram się nad tym pracować... - obiecał wstając. Tego ponoć też wymagały alfy.

- Jak tam jaskinia? Podoba się? - ponownie ten pogodny i jednocześnie wyniosły ton.

-Tak. Jest świetna. Dziękuję, tylko ty byłaś tak wspaniałomyślna, by przyjąć mnie do stada. Jak już wczoraj wspominałem – jestem dozgonnie wdzięczny - Odrobina podlizywania się jeszcze nikomu nie zaszkodziła, prawda? 

Oczy wadery zabłyszczały w słońcu. 

-To nie był kłopot. Przyjmiemy każdego chętnego w nasze szeregi.

Gdyby mógł, uśmiechnąłby się uprzejmie. Mimika pyska nie należała jednak do najmocniejszych stron wilków, ani w ogóle innych zwierząt. Ograniczył się do przyjaznego pochylenia łba.

- To wszystko, czy... - zaczął niepewnie po kilku (dłużących się mu) sekundach ciszy.

- Zaczekaj. Mam jedno pytanie. - Przerwała mu.

- Tak? - zapytał lekko zdziwiony. Przecież to był koniec formalności.

- Gdzie jest Twój ojciec, mój drogi?

- N-nie wiem... - odpowiedział zgodnie z prawdą.

- A matka? Wujek? Ciotka? Babka? - wilczyca się zniecierpliwiła, chociaż on nie wiedział dlaczego.

- Też nie wiem...

Samica usiadła lekko spięta.

- W takim razie możesz iść...

Odwrócił się powoli, by już chwilę później gnać przez pole. Minął swoją jaskinię i wpadł do lasu.

Muszę się odstresować...

Ponownie doświadczył tego samego cudownego uczucia, gdy jego węch otuliły przyjaźnie setki woni. Każda wołała: Idź za mną! A nie, bo za mną! 

Niezdecydowany zaczął wędrować po okręgu, usilnie próbując zwęszyć jakąś potencjalną ofiarę. Dzika, jelenia... Teraz pasował mu nawet zając. 

Nie był głodny. Przynajmniej nie jakoś bardzo. Musiał dbać jednak i o kondycję, i o zapasy. Nie mógł mieć ich zbyt wiele, wszak mięso szybko się psuło. Zwykle pochłaniał odłożoną zwierzynę w ciągu tygodnia.

Cały czas niecierpliwie dreptał po okręgu, do jego nozdrzy nagle dotarł charakterystyczny zapach. Zapach jego następnej ofiary...