- Biegnij prosto tam, ja będę już czekać na miejscu - Odparł nonszalancko basior, znikając w cieniu drzewa i... Nie pojawiając się z powrotem.
Potrząsnął łbem. Kolejny cwaniak z magicznymi mocami. Zmarszczył nos, omijając ciernisty krzew. Zawsze zazdrościł tego rówieśnikom, o ile z takowymi się widywał. To znaczy... Oni harcowali, a on siedział z boku, przyglądając się zawistnie ich poczynaniom - Jak uczyli się opanowywać swoje zdolności, z jaką łatwością przychodziły im te wszystkie nadnaturalne sprawy. Niektórzy mieli siłę, umieli powalić bez trudu każdego, kto stanął im na drodze, nawet rosłego basiora, z czym on sam, teraz, miałby problem. Inni byli zwinni, pokonując wszelakie przeszkody, inni szybcy, biegając bez przerwy, to tu, to tam, ale z taką prędkością, że ich ciała zdawały się być tylko jakimiś zamazanymi, bliżej nieokreślonymi masami. Ale najgorsi byli ci szczególnie obdarzeni. Puszyli się, niczym pawie, przed wszystkimi, na przykład tym, że potrafią przywołać magicznie jakąś tarczę, że potrafią wkraść się do umysłu przeciwnika, że potrafią za pomocą telepatii podnieść i rzucić ogromny kamień. A on stał z tyłu i patrzył... I zazdrościł, bowiem mu nie przypadł żaden wyszukany talent, prócz zmysłu, ułatwiającego polowanie. Na nic mu taka zdolność.
"Gdyby teraz pojawił się tu smok" - Pomyślał, przeskakując rzeczkę - "Nie miał bym najmniejszych szans, nie zdołałbym zrobić nic, prócz ucieczki, którą zapewne bestia zdołałaby mi udaremnić".
Skręcił ostro - Prawie wpadł na drzewo.
- Ogarnij się, Snuffles - Warknął. - Czas wziąć się w garść. Czas najwyższy. - Wycedził, z łatwością wskakując na przewalony pień dębu, pokonując go bez zawahania.
Skoczył, tym samym zostawiając za sobą omszony kamień, po czym puścił się biegiem, w jaki włożył całą swoją energię.
~*~*~
Zatrzymał się przed mostem, dysząc ciężko. "Czas zacząć więcej trenować, leniu" - Zganił się w myślach, zawiedziony własną kondycją, ale zaraz pokręcił głową. - "Czyżby te rozmyślania o rozkapryszonych, umagicznionych szczeniakach, wbiły mi do głowy fakt, że mogę próbować się z nimi mierzyć? Matko, Snuffles, ty imbecylu. Oczywiście, że nie możesz". Odetchnął głębiej, wciąż stojąc w miejscu. Jeśli oni wszyscy, te złole, są w drzewie, to nie może wpaść tam zdyszany. To wyeliminowało by jego szanse na przetrwanie.
Nagle uświadomił sobie, że coś jest nie tak. Błotniste odciski łap, lśniły w słońcu, prowadząc z powrotem do lasu. Umysł kazał mu leźć do Drzewa - Sprawdzić, czy ktoś tam jest - ale instynkt żądał, by podążyć za śladami. Podniósł wzrok. "Masz beznadziejną intuicję, Snuff, dobrze o tym wiesz. Idź do Drzewa, wiesz, że twój prymitywny mózg donikąd cię nie zaprowadzi". Ruszył przez most.
~*~*~
Finalnie właśnie przekraczał most po raz drugi - Wracając. "Dziwne, jeszcze nigdy nie zdarzyło się, żeby intuicja miała rację" - Pomyślał, wkraczając między drzewa. Nie biegł, nie truchtał, tylko szedł. Niby mogło to szkodzić Ferishii, ale czuł, że cała jego energia życiowa gdzieś znikła. Niestety, bez śladu. Zamarł, dostrzegając w oddali sierść Alfy. To musiała być jej sierść - Gdyby nie była to ona, już dawno by to poczuł... Jakoś tak... Wewnętrznie. Zawarczał nisko, gardłowo, gdy usłyszał głos jakiegoś basiora, po części po to, ażeby usłyszał go jego "Towarzysz". Sam przecież nie da rady.
Okazało się - Zgodnie z opowieścią Hira - iż samiec ten nie był sam. Obok niego stał jeszcze jakiś wątlejszy osobnik, o przenikliwym, zadumanym spojrzeniu. Oboje odwrócili się w jego stronę i wykorzystał to sprzymierzony basior - Bezszelestnie wyszedł z cienia, prezentując swe kły. Ferishia stała, natomiast, na środku - narzucona na nią była jakaś podejrzana siatka. Poczuł, że drży, pod naciskiem jej spojrzenia, pełnego jednocześnie bystrości i niemej prośby o pomoc. Odwrócił wzrok, koncentrując się na przeciwnikach.
- No proszę - Odparł niskim głosem większy basior. - A więc mamy i linię oporu. To twoje pionki do gry, tak, Ferishio?
- Nie zaczyna się zdania od "A więc" - Warknęła, a on sam poczuł nagłą chęć parsknięcia śmiechem. - I nie, to nie moje pionki do gry. Właściwie nie spodziewałam się, że ktokolwiek zorientuje się, gdzie przebywam i zechce dla mnie ryzykować - Rzuciła podobne, proszalne spojrzenie na Hira, przez co z niewiadomych przyczyn, nagle spoważniał i poczuł się dotknięty.
Znowu ktoś go ignoruje... A przynajmniej nie zadaje sobie trudu, ażeby zwrócić na niego uwagę... A przecież jej potrzebował. Chyba...
Basior zarechotał.
- Och, cóż za wyszukana, łzawa opowieść! Doprawdy, wzruszyłem się. Na pewno przekażę to twojemu stadu, kiedy już obejmę w nim władzę... "Ferishia zmarła śmiercią tragiczną, jej ostatnią wolą było to, abym przejął nad wami kontrolę. Przy okazji, miała dużą skłonność do pyskówek i służalczości, wobec własnych poddanych". - Znowu zarechotał obrzydliwie, aż sam Hiro skrzywił się i wymienił z nim porozumiewawcze spojrzenie.
- Dobra, może skończymy tę zajmującą pogawędkę i przejdziemy do walki? - Odparł beztrosko jego Towarzysz, takim tonem, jakby właśnie komentował dzisiejszą pogodę.
- Ho-ho, komuś tu się spieszy, abym już stał się Alfą! Dziękuję, mój drogi. W sumie mi też. - Syknął basior i skoczył na Hira, zupełnie niespodziewanie, z zaskoczenia.
Zdziwiony tym nagłym obrotem zdarzeń, nie dostrzegł, że drugi samiec znika pospiesznie między krzewami. Korzystając z tej okazji, podbiegł do Ferishii, ściągając z niej sieć. Powstała i krótko skinęła głową. Zrozumieli się bez słów - "Idę pomóc Hirowi, ty goń drugiego".
Puścił się biegiem między gąszcz krzewów, słysząc pisk. Ale niestety nie był w stanie stwierdzić, do kogo należał.
Hirełełełełeł? c: