czwartek, 18 stycznia 2018

Od Kali'ego - Sprytne czy głupie?


Wstałem i rozciągnąłem się. Chwilę jeszcze rozmawiałem z towarzyszami, ale potem wspólnie poszliśmy do Abry. Załamałem się, gdy ją zobaczyłem. Jeszcze spała, ale już wtedy wyglądała fatalnie. Abigail poszła po jeszcze jeden kubek z wywarem. My zostaliśmy i pilnowaliśmy w ciszy kręcącej się Abry.

***

W końcu wróciła. Obudziliśmy ją mówiąc do niej. Wypiła posłusznie miksturę i zasnęła znowu.
- No to może pójdziemy na jakiś spacer ? Może polowanie ? Pewnie nie tylko ja jestem głodna. - Uśmiechnęła się miło Luna. Wszyscy stwierdzili, że to świetny pomysł, ale zaczęliśmy się kłócić o to, kto zostanie z Abrą. Każdy chciał wyjść... Ale ostatecznie zdecydowaliśmy, że zostanie Abigail, na co ona się zgodziła. Poprosiła tylko, żebyśmy wrócili jak najszybciej, bo padnie z głodu i zaśmiała się.
Wyszliśmy na świeże powietrze. Było już południe. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że tyle czasu spaliśmy. Chłodny wiatr przyjemnie i delikatnie powiewał. Słońce świeciło dość mocno, rażąc nas wszystkich po oczach.
- Gdzie się kierujemy ? - Zapytałem patrząc na gromadkę zmrużonymi oczami
- Chodźcie gdzieś tam... - Burknął Kast kierując się przed siebie.

***

Doszliśmy do gęstego lasu, w którym słońce przebijało się jedynie momentami. Było tam dość chłodno i czuliśmy przyjemną wilgoć. Powietrze było wyjątkowo rześkie.
- Cisza. - Mruknęła cicho Laguna. Delikatnie odwróciła głowę i nadstawiła uszy. Odwróciła się znowu do nas i zaczęła coś pokazywać łapami, chciała coś przekazać. Miałem wrażenie, że tylko ja zrozumiałem jej przekaz, bo Kast i Vinci patrzyli się na nią podejrzliwie. Kiedy Vinci chciał już coś powiedzieć, tyrpnąłem go groźnie i szepnąłem, że to polowanie, a nie pogawędki.
- Aaaa.... - Szepnął. Najwidoczniej teraz dopiero zakumał. Laguna odwróciła się patrząc na nas groźnie. Przełknąłem ciężko ślinę i położyłem po sobie uszy. Wadera zakręciła zirytowana oczami i znowu wczuła się w polowanie naprężając ciało. Najwidoczniej jej cel był blisko. Skuliłem się i podszedłem za drzewo, żeby móc wychylić trochę pysk i zobaczyć co to. Okazało się, że to nie jeden cel. Niełatwy cel. Stado jeleni i saren. Zeskubywały resztki trawy z łąki.
- Jak zamierzasz upolować którąś ? Uciekną. - Szepnąłem do białej wilczycy.
- Okrążymy je
- W trójkę ?
- Tak. Damy radę. Podobno władasz ogniem...
- Tak się składa - Podniosłem łapę i zaprezentowałem jak płonie.
- To dobrze, bo ja jestem żywiołem wody. Spójrz tam. - Pokazała łapą. - Tam jest małe jezioro, z którego wezmę wodę.
- Po co Ci ona? Chyba nie chcesz ich topić.
- Nie... Chcę żebyś okrążył je ogniem. - Spojrzała na mnie. Po chwili dopiero zrozumiałem cały plan.
- Masz bardzo dobry plan, ale nie jestem pewien, czy dam radę zrobić tak ogromny pierścień ognia. - Powiedziałem zakłopotany.
- Poradzisz sobie. Nie musi być ogromny. Okrąż tylko kilka saren, my z Vincim i Kastem spróbujemy spłoszyć tą jedną grupę tak, aby powstało kilka małych. 
- To przechodzimy już do rzeczy ? Jestem coraz bardziej głodny - Szepnął lekko zdenerwowany Vinci.
- Naturalnie. Kali, pamiętaj; najpierw my biegniemy, a ty wychodzisz z drugiej strony. - Powiedziała Laguna i wszyscy pobiegli w stronę saren.
Szybko zerwałem się i pobiegłem przez krzaki na drugą stronę leśnej polany. Wychyliłem się. Akurat biegli w moją stronę. Rzuciłem się więc, ale nie spodziewałem się, że sarny są tak skrętne...
Walnąłem pyskiem w błoto, którego nie zauważyłem. Próbowałem szybko wstać, ale to było bardzo, bardzo głębokie błoto... Chyba. Ogarnąłem się w końcu i schowałem znowu w krzaki. Wyjrzałem, żeby zobaczyć jak idzie pozostałym. Ganiali w kółko z sarnami. Dałem im sygnał, że daje pierścień i żeby odbiegli. Tak się stało, a ja stworzyłem wielki mur ognia dokładnie dwa metry przez sarnami. Niemalże wbiegły w płomienie. Pierścień stopniowo zamykał się, a sarny nie potrafiły się wydostać. Było ich tam cztery oraz jeden jeleń. Czułem, jak moja siła powoli zaczyna się wyczerpywać, ale dociągnąłem pierścień do końca. Zmniejszyłem go i zrobiłem specjalne wejście dla mojej grupy, żeby mogli dobić pokaleczone przez płomienie sarny. Zamknąłem za nimi wejście. Widziałem z daleka jak płomienie rozprzestrzeniają się. Tam musiało być an prawdę gorąco.
W pewnym momencie zobaczyłem coś niezwykłego. Jakaś tępa sarna wbiegła w ogień i próbowała uciekać. Niby sprytne, ale jednak głupie. Rozproszyło mnie to i przestałem kontrolować moje płomienie, przez co znacznie zmalały, dając szansę pozostałym kopytnym na ucieczkę. Uciekły dwie, nie dogoniłem ich niestety. Reszta leżała już tam martwa, a Vinci jedną z nich konsumował. Laguna przeniosła wodę z jeziora swoimi mocami ugaszając w ten sposób pozostałości po naszym planie.

***

Wykończeni przynieśliśmy zdobycze do domu Kasta. Łapy strasznie mnie bolały przez ten cały pierścień...
Pomogłem Lagunie przygotować posiłek dla nas wszystkich, z wyjątkiem Vinciego, żeby każdy mógł pojeść. Podaliśmy miski do stołu i poszliśmy po Abrę, która według Abigail, czuła się już lepiej.

Abra ? c;

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zachęcamy do komentowania!