niedziela, 21 stycznia 2018

Od Yin'a - Krzyk Śmierci

Zapewne każdy choć raz przeżył Śmierć. Ale nie w takim sensie, że umarł i nagle zmartwychwstał. Postanowiłem opisać kilka dni z mojego życia w piekle. Tuż obok Śmierci. A więc...

~ Dzień pierwszy. ~

Po raz pierwszy od kilkunastu miesięcy odwiedziłem podziemia. Rozejrzałem się i mimowolnie łapy poniosły mnie na sam środek wielkiej komnaty.
- O! Śmierć cię wzywa, Yin! - usłyszałem na powitanie od nieestetycznie wyglądającego feniksa, który nie musiał się z nikim liczyć. Innymi słowy - był to Roff. Podszedłem więc w stronę drzwi do komnaty Śmierci.

- A! Pamiętaj że Śmierć nie ma dziś dobrego humorku! - roześmiał się gbur Norsas - olbrzym o trzech kończynach i o dwóch parach oczu. Zamilkłem.

PUK! PUK! - zastukałem cicho.
- Wejdź! - usłyszałem głos. Wszedłem. Śmierć klasnęła w dłonie. - Jak ja dawno pana Yina nie widziałam! - zaśmiała się szyderczo.
- Mówże po jakiego bożka mnie tu przybyć kazałaś. - warknąłem. Nigdy nie miałem do niej szacunku. No, bywa.
- Tam u ciebie na ziemi. Widziałam, jak żeś się z nią zaprzyjaźnił. - rzekła.
- Śledziłaś nas! Ty... - nie dokończyłem a już leżałem na ziemi z raną na barku.
- Zakończ, zakończ tą szopkę. Przyznaj że jesteś moim sługą... - i tu się zawahała lecz później się poprawiła: - Że jesteś mój...
Dość koniec. Uciekłem na Ziemię. Rany nie było. Dzięki Bogu. Następnie wróciłem tam jeszcze raz. Rany już nie było. Wiadomo. Norsas machnął do mnie ręką bym podszedł. Podbiegłem do niego a ten zaczął opowiadać.
- Wiesz, ostatnio Śmierć nie ma humoru. Nie wiesz może dlaczego? - i sięgnął po babeczkę.
- Znowu żresz. - rzuciłem złośliwie. - Ale nie, nie wiem.
Do rozmowy wtrąciła się Kelpie. 

(autor nieznany)
Na zdjęciu Kelpie.

- Świetnie dziś wyglądasz. - powiedziałem do niej, a ta jedynie prychnęła. - Znów ci się nie udało. Mam rację?
Ta jedynie kiwnęła głową. Gdy się oddaliła, począłem z Norsasem rozmawiać na temat.
- Podobno ona chce cię zniszczyć. - ostrzegł mnie po cichu Norsas. W tym pomieszczeniu to ściany mają uszy. Zaprowadziłem go na dwór, by tam nikt nas nie usłyszał. Rozejrzałem się uważnie czy nie ma tam nikogo, by mieć pewność. Choć zawsze był wariant, że ktoś nas śledził, lecz to nie istotne.
- Niby dlaczego? - spytałem wyrozumiale. Olbrzym spojrzał na mnie z przerażonym wzrokiem.
- Ty się Bogów nie boisz?! - wrzasnął. Pokiwałem przecząco głową. 
- Cóż mi po tym? Nikt się nie dowie że my... 
- Że my co? - przerwał mi.
- Nie ważne. Choć. - rozkazałem już trochę poddenerwowany tą całą rozmową.
- Chyba wiem, o co ci chodzi. - stanął nagle w półkroku. Przełknąłem ślinę.
- Zakończ już ten temat! - wrzasnąłem, obnażając kły.
- Czyżby ona nie była zazdrosna, że kochasz kogoś na Ziemi? O to chodzi? - ciągnął dalej.
- CO JA CI MÓWIŁEM DO CHOLERY?! - przewróciłem go na plecy. Wszedłem do sali jak gdyby nigdy nic. 
- Yin? - chciał się upewnić mój przyjaciel Scarrus. - Na Boga słońca! To ty! - krzyknął uradowany.
- Wolałbym o ton ciszej. Tylko ty i Norsas wiecie o tym, że tu wróciłem ponownie. No, i Kelpie, ale ona to tam. Guzik ją obchodzi z resztą. - wyszeptałem. Wtem przyszedł lokaj i stanął na podwyższeniu. Wyjął zza swojego eleganckiego garnituru zwój, na którym była pieczęć Śmierci. - A ten czego tu? - zbliżyłem się do Scarrusa, zadając mu to pytanie jak najciszej. Lunos, lokaj, zaczął swoją jakże nudzącą przemowę. Odchrząknął i zaczął:

- PROSZĘ O CISZĘ! - wrzasnął ktoś z tyłu.
- Dziękuję. A więc...

Ja, Śmierć,

oświadczam, iż od dnia Wielkiego Koszenia
ten, kto schwyta Pana Yina,
syna Zaro Blue Fire i Akiny
otrzyma Wielką Nagrodę,
której jeszcze nikt nikt nie widział.


Oświadczam również,

że wprowadzone w najbliższym czasie zostaną
surowsze kary za łamanie praw.


Dziękuję wszystkim za uwagę.

Z wyrazami szacunku


~ Śmierć.


- Stary, wiej! - krzyknął Scarrus. Jak na złość wpadłem do pomieszczenia, w którym aktualnie przebywała Śmierć. Super, co nie? Ta z kolei zaśmiała się szyderczo pod nosem.

Na zdjęciu Śmierć.

- Proszę, proszę. Nie spodziewałam się, że tak szybko wrócisz. - mruknęła z uśmiechem.
- To co pomiędzy nami zaszło, już dawno odeszło w zapomnienie. - warknąłem, obnażając kły.
- A więc po jakiego kija cię tu ściągałam?! Myślałam że... Myślałam...! - krzyczała.
- To już koniec. Nie rozumiesz?! Koniec! Nas już nie ma! Tak trudno to zrozumieć?! - wydarłem się. Ona tylko uroniła krwistą łzę.
- Myślałam, że mnie kochasz. Sam tak mówiłeś. Że ze mną zostaniesz, nigdy mnie nie opuścisz... Mówiłeś, obiecywałeś... A teraz co? Zostawiasz mnie w taki sposób dla innej? Jeszcze tej z Ziemi? Dla tej jędzy?! - ogarnęła ją prawie że furia. 
- Nie obrażaj jej. Ona jest... Jak... - zamyśliłem się.
- Jaka? No jaka! Ha! I co, zaniemówiłeś? Może myślisz żeby do mnie wrócić? - spytała.
- Nie. Do ciebie nigdy. To ją kocham. Koniec. Nigdy nie rozwiążesz tej jedynej i prawdziwej...
- Co ty pieprzysz?! - krzyknęła wściekła. Odwróciłem się do wyjścia. Ta złapała mnie za ogon i pociągnęła do siebie. Wstrzymałem oddech, gdy ta próbowała mnie uśpić. Jeszcze się zobaczymy. - po tych słowach zadała mi kilka ran kosą i rzuciła mną o ścianę. Znikłem w kłębie dymu. Wróciłem na Ziemię.

Po przebudzeniu ujrzałem na wpół widoczną sylwetkę. Czy to był duch? Nie, to nie możliwe. Może jednak?
- Yin... - powiedział łagodnie jakiś głos. Cholera jasna, co tu się wyprawia?! - Chodź, chodź ze mną...
Nie, nie Yin. Nie poddaj się... Dla niej... 
Duch miał dosyć znajomy głos, sylwetkę. Ten uśmiech, to spojrzenie... 
- Qwerty? - spytałem niepewnie.
- Tak. - rzucił jedynie i magicznie się rozpłynął.

Zasnąłem twardo w swoim legowisku...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zachęcamy do komentowania!