sobota, 24 grudnia 2016

Wesołych Świąt!

Znalezione obrazy dla zapytania christmas clipart


Administracja watahy Firth Athaill życzy wszystkim członkom, czytelnikom i przypadkowym gościom wesołych świąt Bożego Narodzenia, spędzonych w ciepłej, rodzinnej atmosferze.
Mamy nadzieję, że nikogo nie zabraknie u Was przy wigilijnym stole, że humoru nie popsuje Wam żaden katar, biegunka ani słabe żarty dziadka, że pod choinką znajdziecie coś oprócz skarpetek, że spełnią się Wasze marzenia i w ogóle.
Dodatkowo życzymy Wam miłego wyciągania igieł ze skarpetek, narzekania na brak śniegu i ogółem wszystkiego najlepszego :D
No i oczywiście, co najważniejsze, dużo wolnego czasu i weny do pisania opowiadań! Zróbcie nam prezent i wykażcie się aktywnością!

Od Shadow - Miły prezent

(c.d. Qwerty'ego)

-Dziękuję- uśmiechnęłam się i spojrzałam na naszyjnik, który mienił się przyjemnym blaskiem. Wilk popatrzył na mnie ciepło, a jego oczy były dziwnie podobne do naszyjnika.
Qwerty pomógł mi założyć go na szyję a ja machnęłam ogonem i odbiegłam w stronę swojej nory.


Od Shadow - To Qwerty mnie...?

(c.d. Qwerty'ego)

-Tak, jestem Shadow, aczkolwiek nie znam Cię więc nie zwracaj się do mnie po imieniu. Dla ciebie jestem Morgum- warknęłam i poprosiłam Qwerty'ego na stronę
-Do jasnej cholery! Obcych nam do watahy sprowadzasz?! Przekaż temu, jak mu tam...
-Yotoko.-podpowiedział wilk
-Właśnie, Yotoko aby sobie poszedł.
Spojrzałam w oczy Qwerty'ego po chwili, co mnie zaskoczyło... powiedział coś czego nigdy się nie spodziewałam.
-Lubię Cię Shadow. - zabrzmiało to inaczej. 
-Rozumiem. Też Cię lubię ale chyba nic więcej..-nie czekając na odpowiedź, położyłam się na legowisku i chciałam zasnąć, lecz myślałam to przemyśleć. To prawda, kiedyś byłam zakochana ale nie w Qwert'ym. Stary "przyjaciel" ze stada.
Nim zdążyłam się zorientować nastał ranek.
-Hej- uśmiechnął się do mnie Wilk.
-Cześć- odwzajemniłam uśmiech- wiesz co? Ja Ciebie też lubię. -Wilk zdziwiony spojrzał na mnie i chyba chciał coś powiedzieć

>Qwerty? nie miałam pomysłu sry xD<

niedziela, 18 grudnia 2016

Nowa wadera - Scarlett!

(autorem obrazka jest właściciel/ka wilka)

Od Rachel - Ryba i ktoś

Jestem skończona. Tu jest tak nudno..... nie poznałam ani jednego wilka. Może oprócz alfy. Siedziałam sobie na skale która jak powinno być była obrośnięta mchem i śpiewałam sobie piosenkę...
Moje życie to krążenie w kółko. No... i z tego nudzenie. Usłyszałam za sobą głos.
- Kim jesteś? - odwróciłam się, ale zobaczyłam tylko parę oczu w cieniu.
- Wilkiem.
- To wiem.
- A ja wiem, że ty to wiesz kimkolwiek jesteś. - mruknęłam i pogrążyłam się w swoich myślach. No... więc tak. Ryby są słodkowodne i słonowodne. Ja wolę słodkowodne, bo słonowodne śmierdzą rybą ale przecież mają do tego prawo bo są rybą. Ryba może być duszona, smażona, gotowana i pieczona oraz w innych sposobach przyrządzana. Może być w owocach lub warzywach albo i w tym i w tym...
- Jak masz na imię? - zamyślona o rybie odpowiedziałam po kilku sekundach z małą pomyłką...
- Ryba... to znaczy Rachel. - poprawiłam się szybko
- Ryba-Rachel?
- Nie. Samo Rachel. 
- Aha... a... co z tą rybą?
- Chcesz tego słuchać? - mruknęłam z niedowierzaniem.
- Czy ja wiem?
- Dobra. Więc tak. Ryba może być słodkowodna i sło....
- Dobra. Może jednak nie zanudzaj.
- Dobra. A... jak ty masz na imię?

(Ktoś?)

Od Qwerty'ego - Moja skryta miłość... I straszne wiadomości

No fakt. Shadow mi się podoba... Nie wiem, czy się zgodzi, ale raz kozie śmierć. - pomyślałem, ale było zbyt późno, by jej to powiedzieć. - Powiem jej jutro o zachodzie słońca. - postanowiłem. Łapa wciąż mnie bolała. Nagle... ŁUP!!! Coś buchnęło mi na plecy! Zacząłem się tarzać po ziemi, by to coś ze mnie zlazło. 
- Kurna, co jest?! - pomyślałem warcząc. Udało mi się by to coś spadło ze mnie. Poczułem bicie serca jakiejś istoty...
- Sallun?! Co Ty tu robisz?! - wykrzyczał głos pełen podziwu. W porę zatkałem łapą czyjś pysk. Ten pysk należał do... Yotoko. Byłego przyjaciela z dawnej watahy.
- Ciii... Co Ty tu robisz Yotoko? - zapytałem.
- Sallun, jak miło Cie widzieć. - zawarczałem.
- Nie mów tak do mnie! W tych stronach jestem Qwerty... - uświadomiłem go.
- Wybacz mi, Qwerty. Ludzie, ludzie... To oni... Zabili nam szczeniaki! Porwali Alfy! - wyjąkał ze strachem.
- I co z tego? - spytałem z obojętnością w głosie.
- To, że to byli ludzie, przez których Ty też cierpisz... - w moich oczach pojawił się ogień. O mało nie wpadłem w szał. Razem z Yotoko wyszedłem na powietrze.
- Jakim cudem, skoro teraz zaczęli mnie znowu poszukiwać? - byłem bardzo zdziwiony, aczkolwiek myślałem o własnych uczuciach...
- Rozgłosili pogłoskę o Tobie, i kazali tępisz każdą watahę. Zabijają tylko szczeniaki, wadery i alfy, natomiast basiory zostawiają w spokoju. - objaśnił z przestrachem. Wtem podeszła do nas Shadow.
- Co się tu dzieje?! Kto to jest?! - zaczęła warczeć, tak jak ja na początku tego spotkania.
- Shadow, to Yotoko. Yotoko, to jest Shadow. - Yotoko ukłonił się waderze. Patrzyła na każdy jego ruch, po czym poprosiła mnie na bok.
- Co Ty robisz?! Obcych do naszej watahy sprowadzasz?! - o mało tego nie wywrzeszczała. 
- Chodzi o to, że ich watahę też dopadli mordercy mojej rodziny... Porywaj a szczeniaki, wadery i alfy. - objaśniłem. Zacząłem rozmyślać o mojej skrytej miłości do wadery.
- To poproś tego basiora i to przy mnie, aby się natychmiast oddalił...

**********

Kilka minut później zrobiłem to, o co mnie poprosiła. Yotoko oddalił się, a ja wiedziałem że oczy zaczęły mi błyszczeć przyciągającym blaskiem. Shadow położyła się spać. Czułem się okropnie... Miałem wątpliwości, czy ja i Shadow...

(No właśnie... Shadow?)

Od Qwerty'ego - Jak zaczęli mnie szukać?

(c.d. Shadow)

Przełknąłem ślinę i zacząłem opowiadać.
- Pewnego dnia usłyszałem głosy wołające o pomoc. Postanowiłem pomóc osobie w potrzebie, lecz gdy zauważyłem kto tak nawołuje... - przerwałem na chwilę. Wiedziałem, że Shadow przysłuchuje się z uwagą. - O mało nie byłem w sieci. Uciekłem z tego miejsca. Kilka dni później usłyszałem, że coś poruszyło się za krzakiem, a jednocześnie "Wołaj głośniej, bo Cię nie usłyszy!". To coś, a r4aczej ktoś za krzakiem przypatrywał się mi... Postanowił się na mnie rzucić, ale byłem już nad ziemią. Wzniosłem się jeszcze w górę, i zanurkowałem po czym z całą prędkością wbiłem się temu człowiekowi w kark. Ściskając go, zauważyłem bliznę, którą zbyt dobrze pamiętałem. To był jeden z morderców, którego ugodziłem w przeszłości w rękę. Przybiegli, ale mnie już tam nie było, ponieważ przyleciałem do Ciebie. - po tym dokończyłem sarnę. Przypomniało mi się, że na łapie...
- Shadow, muszę Ci coś dać. Proszę...- wręczyłem jej piękny naszyjnik. Spojrzała na mnie łagodnie.
- Dziękuję. Wiesz co? - zawahała się.
- Co? - popatrzyła na mnie, a ja na nią.
- Lubię Cię... - no, to fakt, ponieważ od dawna się w niej podkochiwałem...

(Shadow?)

niedziela, 11 grudnia 2016

Od Shadow - Czasem mam go dość

(c.d. Qwerty'ego)

- Qwerty! Zrozum, że nie zawsze będę Ci dupę ratować - mruknęłam idąc do swojej tymczasowej nory. Była przyjemna jak dla mnie. 
- No przepraszam! - Warknął przyjaźni,e a ja uśmiechnęłam się. Taki jakiego znam. 
Dotarliśmy do nory, a ja wyjęłam truchło sarny. Wystarczy dla niego, ja nie byłam głodna, usiadłam więc na ziemi i czekałam spokojnie. Gdy wilk zjadł zapytałam chłodno:
- Co tym razem przeskrobałeś?
Qwerty spojrzał na mnie, a ja spodziewałam się wyjaśnień. 
- Dalej...- wciąż miałam chłodny ton, ale moje oczy nie zdradzały tego, że jestem zainteresowana tą historią.
Wilk usadowił się wygodnie i chyba chciał opowiadać...



(Qwerty? Sry że późno XD)

Przepraszam za tak późne wstawienie opowiadania, problemy z internetem. ~Feri

wtorek, 6 grudnia 2016

Od Anadil

(c.d. Amidii)

Wadera okazała się być miła i zdecydowanie fajnie mi się z nią rozmawiało. Chętnie zostałabym dłużej, ale... No właśnie.
- Halo, ziemia do Anadil! Mówiłam coś do ciebie!- fuknęła Amidia.
- O co chodzi?- zmarszczyłam brwi. Miałam ważne sprawy, które musiały być wykonane...
- Pytałam co tutaj robisz? No wiesz, sama w lesie.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. 
- Jakby to ująć... No więc a propos już muszę lecieć, mam ważne zajęcia.
- A jakie?
Nie zdążyłam odpowiedzieć, ponieważ usłyszałam coś za krzakami. Wiedziałam! Byłam we właściwym miejscu! Nachyliłam się i wreszcie go zauważyłam.
Bóbr.
-Złapię go- wyjaśniłam - Na pewno go złapię!
-Haha, no powodzenia.- zaśmiała się Amidia.
Powoli czołgałam się do zdobyczy, bezszelestna, niewyczuwalna...
Głupi futrzak spojrzał na mnie, fuknął i uciekł.
- Aarrrghhhhh!!! - wrzasnęłam. - Cholera!!! Znowu!
Amidia pokładała się ze śmiechu. Zauważyła, że patrzę na nią jak na wyjątkowo obrzydliwego robala i wstała.
- To było mega zabawne!- uśmiechnęła się.
Obnażyłam kły.
- Tak? A ty złapiesz jakiegoś zwierzaka? Noo?!
Wadera się zmieszała.
- Nie złość się, przepraszam.- wymamrotała.
- No!- tupnęłam i poklepałam koleżankę po karku.
Zaczęłam powoli węszyć, aż zwietrzyłam zwierzynę. Tym razem jednak nie był to bóbr...
- Chyba w pobliżu kręci się coś dużego...- szepnęłam, a łapy się pode mną ugięły.

(Amidia?)

niedziela, 4 grudnia 2016

Od Azraela - Utrata

(c.d. Murtagha)

Pokiwałem ze zrozumieniem głową i lekko się uśmiechnąłem.
- Ja bym jednak wolał towarzysza, który się odzywa. - Stwierdziłem. Nie wytrzymał bym zbyt długo w ciągłej ciszy. Było by to dla mnie dość denerwujące. Wolę z kimś porozmawiać na poziomie.
Po chwili takiego rozmyślania zahaczyłem rogiem o dojść grubą gałąź.
- Kurwa. - warknąłem czując ból w okolicy czubka roga. Na ziemi przed moją łapą był widoczny odłamek roga. Nie był jakiś długi, ale mimo wszystko teraz wglądam brzydko. 

( Sady?)

Od Meurtrière - Jedną łapą w grobie...

(c.d. Wilgi)

- Radziłabym ci dobrze przepłukać pysk. Skubaniec chyba był trujący. - Powiedziała wadera, niechętnie się przy tym uśmiechając.
Spojrzałam na nią, świdrując ją wzrokiem i dając do zrozumienia, że poradzę sobie sama. Nie potrzebuję niańki, jeśli o to jej chodzi. A zresztą, nawet gdybym sobie tego pyska wodą nie przemyła, to co mogłoby mi się takiego stać? To była tylko jakaś durna wiewióra, która jak podejrzewam, była niespełna rozumu i nie mogła "myśleć" racjonalnie. Wilczyca raczej zgłupiała, wypuszczając to coś na wolność, mogło jeszcze komuś zaszkodzić i wywołać panikę w watasze. A mogłam sama ją zabić... Tak, przecież ja mogłam to zrobić.
Wadera przybrała pewną siebie postawę, trochę niewspółgrającą z jej obecnym stanem zdrowia. Patrzała ciągle na mnie z góry, gdyż bez przerwy leżałam powalona na ziemię nie chcąc, a właściwie nie mogąc się ruszyć. Już nigdy więcej nie chcę spotkać takiej cholernej wiewiórki, tylko sprowadziła na mnie, a konkretnie na NAS kłopoty. Muszę się jakoś spróbować uspokoić. Ale jak? 
Mój ryj był cały poszarpany, lała się z niego fala krwi, która przybrała dziwny odcień szkarłatu. Moje ciało... Było u góry pozbawione futra, przez co wyglądałam trochę jak zombie, czyhające na czyiś mózg. Podobnie wyglądała też wadera spoglądająca na mnie ukradkiem, co było dosyć denerwujące. Miałam ochotę jej przywalić, chociaż nie byłoby to najlepszą opcją, zwłaszcza po tym, że mnie "uratowała z opresji". Dziwnie to brzmi, wręcz idiotycznie.
- To idziemy, czy masz zamiar się tak na mnie gapić? - Wtrąciłam w końcu, niecierpliwiąc się do reszty. Wadera tylko odwróciła ode mnie wzrok.
Miała już wstawać, gdy wydałam z siebie przeraźliwy pisk, płosząc przy tym wszystkie zwierzęta znajdujące się w obrębie tego otoczenia. Nie dam sobie rady, pomyślałam i znów się położyłam, czekając aż ból ustanie, co w tej chwili było raczej niemożliwe. Muszę otworzyć portal, to jedyne wyjście, ale nie jestem pewna, czy znów uda mi się tutaj dostać. Są na to marne szanse, a ja nie mam ochoty znowu dołączać do kolejnej z tych pieprzonych watah, nie ma to sensu.
Brak jakichkolwiek innych opcji jednak mnie do tego zmusza, więc po chwili namysłu wypowiedziałam zaklęcie pozwalające podróżować mi po innych wymiarach:
- Dimension... - Ostatkiem sił udało mi się to powiedzieć i nie zemdleć, straciłam bardzo dużo siły.
- Co... Co to jest?! - Krzyknęła spanikowana wadera, nie wiedząc co sądzić o zaistniałej właśnie sytuacji, sama bym tak postąpiła.
Spojrzałam na nią łaskawie, o mało nie kwicząc z bólu, rozchodzącego się po całym mym ciele. Śmierdziałam padliną i cała przesiąkłam krwią, to była najobrzydliwsza rzecz, która kiedykolwiek mi się tutaj trafiła.
- To jest portal... - Powiedziałam cicho. - Prowadzi do innego wymiaru... Pomoże mi... - Przerwałam, doznałam strasznego ataku bólu. - Pomoże mi się przemieścić.
Towarzyszka przemierzyła wzrokiem wytwór, to znaczy portal i znów obejrzała się na mnie. Jej wzrok był pełen podejrzeń, nie odrywał się od mich oczu. Po chwili w końcu powiedziała, dosyć podekscytowana:
- Idę z tobą.
Nie chciałam się z nią kłócić, więc tylko potaknęłam. Moją jedyną myślą w tej chwili, była porządna kąpiel, która pomogłaby mi pozbyć się tego smrodu, dochodzącego z mojego cielska.
Wstałam już od niechcenia i powoli pognałyśmy w stronę otwartej przed nami dziury. Jeśli się nie mylę, w tym wymiarze powinna się znajdować woda lecząca wszystkie rany od tych najmniejszych - Zadraśnięcia się drzazgą - po te największe - Rozcięcia sobie głowy skałą. Wskoczyłyśmy wreszcie do środka i tylko już oczekiwałam, aż będziemy na miejscu.

[Will?]

Od Shadow - Sama nie wiem...

(c.d. Madowa)

Wciąż byłam zmęczona ostatnią walką, w której o mało nie straciłam życia... Prawie zeszłam na zawał, kiedy zorientowałam się, że Madow leży koło mnie. Warknęłam na niego, żeby się odsunął, a ten jak gdyby nigdy nic leżał dalej. Kiedy warczenie nie skutkowało, po prostu zepchnęłam basiora z posłania i krzyknęłam 
- Obudź się! - Mój krzyk usłyszała Finley, co trochę mnie zdziwiło, a Madow podniósł się trochę przerażony, bo zobaczył stojącą nad nim Finley a ja uśmiechnęłam się buntowniczo. Nie mogłam wstawać, bo moje rany wciąż bolały i przeszkadzały. Warknęłam tylko ostrzegawczo do basiora. Spróbowałam usiąść, ale ból zwyciężał, więc upadłam na posłanie.

(Finley? Zemsta?)

(Mad? jak chcesz xD)

Od Amidii

Światłość, jaką przyniosło słońce, obudziła mnie. Przeciągnęłam się i głośnym ziewnięciem powitałam nowy dzień. Poczułam w brzuchu charakterystyczne ssanie. Stwierdziłam, że najwyższa pora coś zjeść. Opuściłam jaskinię i ruszyłam w stronę lasu. Po chwili poszukiwań natknęłam się na porośnięty smakowitymi jagodami krzaczek. Napełniłam nimi brzuch, a wtedy nagle wyczułam obcy zapach. Wilczyca! Przestraszyłam się nieco, mogła stwarzać zagrożenie. Ciekawość jednak wygrała, ruszyłam tropem nieznajomej. Nagle udało mi się ją zauważyć. Była sama. Na oko mogłam stwierdzić, że jesteśmy w podobnym wieku. Nie wyglądała groźnie. Wiedziona impulsem podeszłam do niej i zaczęłam przyjazną rozmowę. Okazało się, że wadera ma na imię Anadil.

(Anadil?)

sobota, 3 grudnia 2016

Od Madowa - To wszystko było jakieś dziwne...

(c.d. Shadow)

Od kiedy Morag wyszła po zapasy... Nudziłem się. Chodziłem w kółko... Nie mając nic do roboty, wyszedłem z jaskini i poszedłem się przejść. Zwiedziłem wszystkie tereny watahy i wróciłem do watahy, znów się nudząc. Postanowiłem że położę się spać... Śnił mi się... DZIWNY sen. 
Stałem w jakimś nienormalnym miejscu. Wszystko było białe. Biała przestrzeń. Nagle zobaczyłem Morag i Finley. Biegały wokół mnie. Czułem się niezręcznie i dziwnie. Nagle Finley zniknęła. Przeniosło mnie do innego miejsca. Widziałem jak Morag stała z jakimś wilkiem. Nie rozumiałem co mówili, ale wiedziałem że się kłócili. Nagle tajemniczy wilk zaatakował wilczycę. Po dość długiej walce... Nagle obudziłem się i stałem tuż przed nią. Wilka już nie było, za to była trochę krwawiąca Morag. Wziąłem jej ciało i poszedłem do swojej jaskini. To wszystko było jakieś dziwne... Gdy byliśmy w moim domu, położyłem ją na posłanie. Po pięciu minutach wadera otworzyła oczy i na chwilę podniosła łeb. Chciałem jej zadać pytania co się stało, ale tylko gdy otworzyłem pysk, wadera ponownie usnęła. Miałem wyraz twarzy coś w stylu "Are you fucking kidding me?". Opatrzyłem jej rany, w chwili kiedy spała. Zachciało mi się spać. Ze względu na to, że położyłem na swoje posłanie waderę, nie miałem gdzie się położyć. Położyłem się obok niej. Zazwyczaj, gdy śpię sam, przytulam się do jakiejś skóry lub futra. Tak, wiem że to dziecinne, ale pomaga mi zasnąć... Eh... Przytuliłem się do niej. Wadera się obudziła, ja jeszcze spałem. Delikatnie wciąż się do niej tuliłem. Na zrządzenie losu, koło mojej jaskini spacerowała Finley. Przechodząc przed wejściem zobaczyła mnie i Morag.

<Dziewczyny? ( ͡° ͜ʖ ͡°)>

piątek, 2 grudnia 2016

Od Sethi'ego - Houston, mamy problem

(c.d. Ferishii)

- Że gdzie mnie ty wysłałeś?! - Zapytałem się głosu w mojej głowie, dość zniecierpliwiony oczekiwaniem na odpowiedź.
Cisza. Cisza.
Brak jakiejkolwiek duszy w tym miejscu był dla mnie dość denerwujący, ale wiedziałem, że muszę tu zostać i znaleźć ten kamyczek, żeby "uratować" watahę, z tego co mi mówił ten głos - Prawdopodobnie bóg, ale nie jest to jeszcze takie oczywiste, by przesądzać coś na ten temat. Mógł mi chociaż wytłumaczyć kim jest, i jak mogę się z nim porozumieć, wtedy byłoby mi o wiele łatwiej oraz nie stałbym teraz jak kołek, nie wiedząc, co ze sobą w tej chwili począć. Proszę o wyjaśnienia, pomyślałem i wbiłem wzrok w ziemię, która do normalnej ziemi wcale nie była podobna. No może odrobinkę. 
Właściwie, to dlaczego zajrzał MI do głowy i mnie wysłał do tej krainy? Równie dobrze mógł Ferishii (Która między innymi lepiej by sobie z tym poradziła), ale nie! Bo to ja musiałem się tutaj "teleportować" i harować jak wół, by cokolwiek zrobić dobrze. Okey, na razie jeszcze nic nie zrobiłem - A powinienem, bo mam już tylko 23h, które jak się założę, miną w ekspresowym tempie i nim się obejrzę, będę musiał zamieszkać w tym przedziwnym miejscu. Tylko jak mam tu cokolwiek odnaleźć, jeśli właściwie nie wiem, czego szukam i jak to konkretnie wygląda.
Wokół mnie rozciągało się szerokie pasmo pustynne, możliwe, że nigdy się niekończące, przez co bardzo łatwo mogłeś się tutaj zgubić. Wszędzie stały jakieś skały, porośnięte wieloraką roślinnością, do których nie miałem odwagi podejść, gdyż ciekła z nich lawa. No cóż... Cały ten świat wyglądał po prostu jak po niekończącej się Apokalipsie, wznawiającej się codziennie. Chmury miały lekko karminowy kolor, bardziej podchodzący pod fiolet niż czerwień. Z nich prosto w formacje skalne, wybijały się dziwne rozbłyski energii, z którymi się jeszcze nigdy nie spotkałem. Totalna pustka, jak już było wcześniej wspomniane, pozostało tylko modlić się, żeby był to jakiś przeokropny koszmar senny, który tak naprawdę nigdy nie miał miejsca.
Czy ja naprawdę sobie zasłużyłem na taki los?
Mapa, zajrzyj do mapy. - Podpowiadał głos w głowie, z łaski swojej raczył się do mnie odezwać.
- O jaką znowu mapę Ci chodzi? - Zapytałem, wciąż nie rozumiejąc Jego słów.
Idiota... - Powiedział bóg i znowu się ulotnił.
- Dzięki, że jesteś dla mnie taki miły. - Parsknąłem i udawałem, że ta sytuacja wcale nie miała miejsca.

***

- Mapa! - Krzyknąłem po dziesięciu minutach, zastanawiając się nad słowami, które usłyszałem. - Wreszcie zrozumiałem!
Tutejsze powietrze było nie do wytrzymania, ciężko było w nim oddychać, ale jakoś dawałem radę, musiałem. To wszystko dla watahy... Tak, dla watahy...
Wyciągnąłem natychmiast mapę, rozwinąłem ją i... I nic, nie wiedziałem, jak się nią posługiwać, gdyż znów były na niej jakieś niezrozumiałe napisy: "πέτρα ευλογίες". Dlaczego wszystko zawsze musi być takie skomplikowane. Westchnąłem głęboko i wznowiłem próby porozumienia się z "Tym czymś".
- Halo? Jesteś tam? Potrzebuję twojej pomocy. Wiesz może, co to jest za mapa i co oznaczają te znaki? - Zapytałem dość głośno, nie czekając zbyt długo na odpowiedź.
Hmm... To prawdopodobnie jest "μυστήριο" (Czyt. mystírio). Starożytna mapa, stworzona przez najstarszych bogów, mających swe miejsce na tym prymitywnym, ludzkim świecie. Pokazuje twe największe pragnienia i sposób, jak do nich dotrzeć. Bardzo przydatna, ale gdy wpadnie w niepowołane ręce, może spowodować... TO. - Odezwał się głos i zamilkł na chwilę, wiem, czym było "to", pewnie pustkowie w którym się teraz znajduję. - Musisz z nią uważać, gdyż często doprowadzała do licznych wojen, nawet między rodziną. Wiele osób zginęło niepotrzebnie i nie chcę, by się to jeszcze kiedykolwiek powtórzyło, a więc strzeż jej, jak własnego oka.
- A kim właściwie jesteś? - Dopytałem naprawdę ciekawy, chcąc wiedzieć, kim jest osoba siedząca sobie w mojej głowie.
Czy naprawdę mnie nie poznajesz? - Zapytał z troską, pokręciłem przecząco głową. - Jestem synem Boga Re i Bogini Nut, następcą ich tronu. Byłem bóstwem starszym niż sama religia egipska, jednakże nigdy nie dorównywałem władzy mojemu ojcu, a on Najwyższym Bogom. Czy teraz już mnie sobie przypominasz, Seth'cie?
- Zaraz, zaraz. Najwyżsi? A co z... Innymi religiami?
Otóż każdy człowiek na Ziemi ma prawo, by czcić innego Boga, nieprawdaż? - Potaknąłem. - Przykładowo Chrześcijanie wierzą w JEDNEGO Boga, z którym tak na marginesie mam dobry kontakt, wracając do tematu "ich" Bóg teoretycznie istnieje, tak jak Bogowie greccy, czy właśnie my - egipscy, ale wszyscy jesteśmy tylko wymysłami ludzkiej wyobraźni i z czasem te kłamstwa o naszym istnieniu zaczęły nabierać prawdy. Jednak są Bogowie Najwyżsi władają wszystkim, mają całkowitą kontrolę nad światem, a nawet całym wszechświatem. To Oni kontrolują każde posunięcie tych Pomniejszych, dając głupią wiarę w nas pozostałym istotom.
- Nie bardzo rozumiem... - Powiedziałem zmieszany i zakłopotany tymi wszystkimi informacjami, o których przed chwilą się dowiedziałem.
Tu nie ma co do rozumienia. - Odparł Seth. - A teraz zabieraj się do pracy, mapa wskaże Ci Kamień. Zapamiętaj dobrze moje słowa...
No i zniknął.
Teraz musiałem poradzić sobie sam i z pomocą mapy odnaleźć ten kamień, co będzie dla mnie dość sporym wyzwaniem, gdyż jeszcze nigdy nie byłem w innym wymiarze (Praktycznie jak większość wilków), a to przysparzało mi problemów z rozeznaniem w terenie, nawet z pomocą "μυστήριο". Mogłem już tylko w końcu ruszyć się z miejsca i zdążyć, by nie zostać już tutaj na zawsze, co było jedną z moich największych motywacji. Rusz się, pomyślałem i pognałem wprost przed siebie mając nadzieję, że idę w dobrą stronę.

***

Dwadzieścia godzin do końca.
Jeden kamień.
Wiele wyzwań stojących mi na drodze.

[Ferishia? Zaczerpnięta wiedza z Twojego opowiadania, ale zinterpretowana według mnie]