środa, 30 listopada 2016

Od Ferishii

(c.d. Sethi'ego)

Leżałam w kałuży krwi, która nie mogła należeć do nikogo innego, jak do mnie samej. Każde kolejne uderzenie serca było coraz słabsze, coraz mniej pulsującej, ciepłej posoki opuszczało moje ciało. Świat powoli zasnuwał się ciemną mgłą, obrazy i dźwięki przestawały mieć dla mnie znaczenie.
A w końcu nie było nic.
Pierwszy ustąpił ból. Zdałam sobie sprawę, że opuścił mnie dokładnie w momencie, w którym straciłam nadzieję na przeżycie. Zupełnie tak, jakby chciał oszczędzić mi bólu fizycznego.
Ból psychiczny trwał jednak przy mnie. Nie mogłam pozbyć się smutku, złości i wielu innych negatywnych uczuć. Choć z jednej strony miałam świadomość, że nie mogłam nic więcej zrobić, by uratować Sethi'ego, watahę, a może i nawet cały świat, poczucie winy i tak mnie nie opuszczało. Aż żałowałam, że nie czuję już otwartych ran, połamanych żeber, że nic nie może odciągnąć uwagi od bólu, który czuła moja dusza.
Znalazłam się w krainie ciemności. Chociaż ciężko mi powiedzieć o znalezieniu się gdziekolwiek w sytuacji, w której nie miałam już ciała. Leżało martwe po "drugiej stronie". Wzdrygnęłam się, gdy tylko o nim pomyślałam. Zapewne niedługo nadlecą kruki, by pożywić się świeżym mięsem. Ta wizja nie podnosiła mnie na duchu. Próbowałam wmówić sobie, że nie ma to już znaczenia; tu, w zaświatach, byłam tylko bezradną duszyczką.
Otaczający mnie świat wyglądał dość przygnębiająco. Wszystko było tu ciemne, nawet płomienie lamp oliwnych dawały nienaturalnie słabe światło. Podziemie pozbawione było kolorów, dominowały tu czerń i szarości. Z każdego przedmiotu unosiły się obłoczki szarej pary.
Ustawiłam się w kolejce, w której stali inni tacy jak ja. Zaobserwowałam, że podziemie nie zna podziału na rasę, płeć, wiek. Wszyscy wyglądaliśmy tak samo; niewyraźne obrazy, będące jedynie cieniem dawnych nas.
Czytałam trochę o wierzeniach starożytnych Egipcjan. Wszystko wskazywało na to, że w ich wizji zaświatów było ziarnko prawdy. Każdy duch kolejno ustawiał się na szali wagi, by przejść Sąd Ozyrysa. Widziałam, jak Ammit, demon z głową krokodyla, tułowiem lwa i zadem hipopotama, pożera kilka dusz. Miałam nadzieję, że mnie nie czekał taki los, choć wiedziałam, że szansa na to, że nie zostanę zjedzona przez tego potworka, jest bardzo niewielka. Jakoś ciężko mi było uwierzyć, że Ozyrys pozwoli mi żyć w JEGO zaświatach.
W końcu nadeszła moja kolej. Ustawiłam się na jednej z szal, wbiłam wzrok w pióro. Waga nawet nie drgnęła. Zdałam test. Zadowolona zeskoczyłam z wagi. Mimo tego, przede mną pojawiła się sylwetka Ozyrysa, połączona nicią ze światem żywych. Ozyrys ciągle znajdował się na terenach Nerthveny, jedynie jego cząstka przybyła do zaświatów.
- Nie tak szybko, młoda damo. Idziemy na sąd. Tak. Widzisz... mało brakowało, a przeważyłabyś tę szalę. Musimy o tym podyskutować - uśmiechnął się do mnie szyderczo i pstryknął palcami. - Anubisie, zaprowadź ją proszę do sali rozpraw.
Ozyrys zniknął, a z ciemności wyłonił się czarnofutry szakal. Anubis.
- Chodź ze mną - rozkazał. 
Niechętnie ruszyłam za tym bogiem. Cały czas nie mogłam uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Szliśmy bez słowa wzdłuż wyłożonego ciemną cegłą korytarza. W pewnym momencie Anubis skręcił w boczną alejkę, a ja posłusznie podążyłam za nim. Zdałam sobie sprawę, że znaleźliśmy się w niewielkim pomieszczeniu.
- Wyciągnę cię z tego - oznajmił Anubis. - Musisz tylko mi zaufać. O, i dać się zabić, to też. Jesteś naznaczona przez Najwyższych. Twoja dusza nie może tak po prostu zniknąć. 
- Czekaj, co? Jakich najwyższych?! - Zapytałam. Sposób, w jaki się do mnie zwracał, nie pozwalał uwierzyć mi, że jest prawdziwym bogiem, stwierdziłam więc, że podczas rozmowy będę traktować go jak kogoś równego.
- Och, czyli ty... nie wiesz? Najwyżsi. Najstarsi. Prawdziwi bogowie... 
- Ty nie jesteś prawdziwym bogiem? - Przerwałam mu. Tego było dla mnie za wiele jak na jeden dzień: dowiedzieć się, że egipscy bogowie są prawdziwi, umrzeć, trafić do egipskich zaświatów i tam dowiedzieć się, że jednak prawdziwi nie są. Taa...
- Och, nie - uśmiechnął się półgębkiem. - Chociaż to zależy, jak na to spojrzeć. Ludzie wierzą w wiele rzeczy. Grecy mieli cały panteon bogów olimpijskich, Aztecy wierzyli w inne nadprzyrodzone istoty, a Egipcjanie wymyślili nas. Tak, wymyślili, zapisywali nasze imiona na piśmie, mówili o nas wnukom. To nie mit, że kłamstwo powtarzane wiele razy staje się prawdą. Żyjemy dzięki wierze ludzi. Prawdziwi bogowie nigdy nie pokazali im swojego oblicza. Ukazują się tylko nielicznym. Nawet ja ich nie widziałem, mocą nie dorastam im do pięt.  A ty... Ty masz w sobie cząstkę ich boskości. Nawet ja nie potrafię tego dokładnie wytłumaczyć. O, i... ech, przechodzimy chyba do tej części, w której muszę cię zabić. Wybacz mi, proszę.
Nie protestowałam. Nie przeszkadzało mi, że umrę z jego rąk, wiedziałam, że Ozyrys wydałby na mnie podobny wyrok. Czarny szakal rzucił się na mnie, jego kły i pazury rozszarpały moją duszę na strzępy.
*
Otworzyłam oczy. Klatka piersiowa poruszyła się, desperacko łapiąc pierwszy oddech. W pysku czułam smak zaschniętej krwi. Wciąż leżałam w szkarłatnej kałuży. Moje rany zasklepiły się, nie czułam bólu.
- Pstt, jestem tutaj! Pomogę Ci! - Szepnął do mnie Anubis. Aha, fajnie, siedział w mojej głowie. Miałam nadzieję, że niedługo sobie stamtąd pójdzie. Ale jeszcze nie teraz. Teraz był mi potrzebny.
Podniosłam się na cztery łapy i stanęłam twarzą w twarz ze zdziwionym Ozyrysem. Na pewno nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. 
Rzuciłam mu uśmiech, za którym kryło się wyzwanie. Teraz, z pomocą Anubisa, czułam się niepokonana.

(Sethi?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zachęcamy do komentowania!