środa, 2 listopada 2016

Od Wilgi

(c.d. Murtagha, tak jakby oraz Meurtrière)

Przewróciłam oczami, prychnęłam i wyszłam bez słowa. Z obrzydzeniem prześlizgałam się obok mantykory, nie chcąc dotknąć jej obrzydliwego cielska. 
Otrzepałam się po opuszczeniu jaskini i skierowałam kroki w stronę mojego domu. Niepotrzebnie zmarnowałam kilka godzin mojego życia na śledzenie jakiegoś palanta, który odczuwa pociąg seksualny do rozszarpanych zwłok brzydkich potworków. Świat zwariował.
Człapałam dalej, nie starając się być jakaś szczególnie ostrożna; nie zależało mi na dyskrecji. Stawiałam kroki na ubitej ścieżce prowadzącej do lasku, na skraju którego znajdowała się moja jaskinia, o ile tak mały twór można określić tym mianem.
Znałam doskonale drogę, a jednak... Łapy poniosły mnie w nieznane miejsce, nie wiedziałam nawet, kiedy to się stało. Gdy tylko zorientowałam się, że siedzę w gęstych krzakach, wyskoczyłam z nich. Otrzepałam się z kawałków gałązek i uschniętych liści, które wplątały mi się w sierść.
- Czego tu szukasz?! - Usłyszałam nagle.
Jak to możliwe, że nie zauważyłam, iż mam towarzystwo? Kierunek wiatru wskazywał, że powinnam przynajmniej wyczuć delikwenta.
- A co cię to obchodzi! - Burknęłam. Nie byłam w nastroju do rozmowy. Nie wiedziałam, gdzie jestem, jak wrócić stąd do domu. Ogarnęła mnie złość, doprawiona nutką strachu.
Stałam chwilę, nieco skołowana. Zupełnie, jakby w powietrzu unosił się jakiś środek odurzający, nie mogłam zebrać myśli.
Zlustrowałam nieznajomego, a raczej - nieznajomą wzrokiem. Na chude, wręcz zbyt chude ciało, naciągnięta była pokryta biało-czarna sierść, która nie wyglądała na miłą w dotyku. Całość opierała się na długich, chudych łapach. Ogólnie mówiąc, każda część ciała tej wadery - łapy, uszy, ogon, pysk - była długa i chuda. Z głębokich oczodołów spoglądały dwie tarcze, które zdawały się nie mieć wyrazu. Było w nich coś przerażającego.
- To ty mnie tu ściągnęłaś?! - Zapytałam, nie próbując nawet ukryć zirytowania.
Wygięła usta w czymś na kształt krzywego uśmiechu.
- Nie, niby jak? - Zapytała, w jej głosie dało się wyczuć dziwną nutę.
Prychnęłam pod nosem, właściwie sama już nie wiem, cóż wtedy powiedziałam. Otępienie ogarniało mnie coraz bardziej, mogłam je również zobaczyć na twarzy nieznajomej. Gęsta, ciemna mgła oplotła nas niczym wełniany koc, utrudniając oddychanie. W ciemności dało się zobaczyć świecące, czerwone oczka, które nas obserwowały.

(Meri?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zachęcamy do komentowania!