(c.d. Finley)
Spadła na mnie kupa futra. Miałem kłaki w pysku.
- Fuj! - powiedziałem wypluwając część z nich. Wadera się tylko zaśmiała.
Wziąłem futro i dałem je na posłanie. W końcu zapadł już totalny mrok. Finley położyła się na półce skalnej, a ja na swoim posłaniu. Po krótkiej chwili słyszałem tylko ciche chrapnięcia wilczycy. Ja nie spałem. Jakoś nie mogłem. Wyszedłem na dwór. Niebo było bardzo jasne, jak na noc. Księżyc świecił jaśniej niż kiedykolwiek. Posiedziałem jeszcze chwilę i wróciłem do swojego posłania. Z rana obudziły mnie promienie słońca. Cicho pisnąłem z bólu. Za długo stałem na słońcu. Wstałem, ziewnąłem i przeciągnąłem się. Wadera jeszcze spała. Postanowiłem że pójdę po coś do jedzenia. Powędrowałem chwilę po terenach. W końcu znalazłem stado królików. Niewiele myśląc, wziąłem w zęby swoją zdobycz i pobiegłem w stronę jaskini Finley. Na moje nieszczęście, właśnie wychodziła z jaskini, a ja na nią wpadłem. Leżałem nad nią. Było bardzo niezręcznie. Nasze nosy niebezpiecznie stykały się ze sobą. Kiedy myślałem że gorzej już być nie może, do jaskini Finley przyszła jakaś biała wadera.
(Finley? Biała wadera zwana Ferishia? xP)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zachęcamy do komentowania!