Spojrzał krzywo na truchło. Wielkie cielsko pokryte było grubą warstwą zabłoconej sierści i twardej skóry, a wewnątrz niego figurował zapewne tłuszcz. Niezbyt widziało się mu, ażeby próbować przedzierać się przez tą odrzucającą powłokę, nawet jeśli zacząłby od dziur, jakie pozostawiły po sobie smocze kły.
- Wiesz... Może ty zacznij. Nie mam zamiaru próbować się przez to przegryźć. - Mruknął, łypiąc pełnym zniechęcenia wzrokiem, na jego towarzysza.
- Co? Och. - Zadumał się smok. - Jak ja zacznę, to już nie skończę. Zgłodniałem. - Odpowiedział dość łagodnie.
Zmarszczył nos. O wiele bardziej pasowała by mu miękka, smaczna, względnie czysta łania, albo nawet zając. Tyle, że wiedział, iż smoczysko za bardzo by się tym nie najadło. Bywało, nawet, że on sam nie był w stanie się tym nasycić, jeśli zdobycz była wyjątkowo wątła. "Ale cóż obchodzić go może smok, który przecież za niedługo ma zginąć?" - Pomyślał z przekąsem. Podniósł się bez słowa i zniknął w gąszczu krzewów.
- Ej, ty! Wracaj mi tutaj! - Warknął smok, a jego dudniący głos poniósł się echem przez las.
Grzecznie stanął w miejscu, pozwalając bestii siebie dogonić.
- Co ci się stało? Gdzie leziesz? - Wycedził przez zaciśnięte zęby jego towarzysz.
- Idę upolować sobie dwa zające, albo łanię - Odparł. - Ty możesz w spokoju zjeść sobie żubra.
Smok wyraźnie nie był zadowolony z takiego obrotu wydarzeń, ale z krzywą, nieprzystępną miną, wrócił się do ich tymczasowego obozu. Tymczasem on pochylił łeb, muskając nosem ziemię i zaciągnął się jej wonią. Świeży trop bliżej nieokreślonego, drobnego zwierzęcia, niezbyt go zainteresował. Mogła to być, wszak, nawet jakaś wiewiórka, czy ryjówka, którą miał "na raz". Ale za to, gdy wyczuł, iż mniej, niż godzinę temu, stąpało tu coś większego, od razu ruszył w tamtą stronę.
~*~*~
Zagubiony, bezbronny jelonek, któremu nie zdołały wyrosnąć nawet poroże, teraz kołysał się bezwładnie, między jego zębami. Dostrzegł w oddali Darsh'stana, który z kwaśną miną żuł jakąś kość, mrucząc pod nosem coś o "Zdrajcy" i "Hultajach". Prychnął, co stłumił nieco jego łup. I nagle, kiedy on sam zdołał tylko mrugnąć, na ziemię poczęło spadać, tysiące, miliony, ogromnych kropel wody.
Deszcz. Zawsze w tym nieodpowiednim momencie.
Rzucił się biegiem w stronę bestii, która odnalazła już jakąś jaskinię przy górze, i właśnie znikał wewnątrz niej ogon smoka. Wpadł do dusznej, pełnej kamieni dziury, krzywiąc się za każdym razem, gdy nastąpił na jeden z nich. Wypuści z pyska jelonka i zabrał się do konsumpcji, bez słowa. Towarzysz chyba także nie był w nastroju do rozmów, więc legł na ziemi, z cichym chrzęstem kamieni.
- Dzisiaj już nie ruszymy. Musimy czekać, aż skończy padać deszcz.
Darsh? ;p
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zachęcamy do komentowania!