czwartek, 1 marca 2018

Od Ferishii


- CZEKAJ!!! - Wykrzyknęłam, kiedy Angua zbyt pochopnie przystąpiła do wypicia zgniłozielonego płynu.
Nie zdążyłam jej jednak powstrzymać. Wadera zdążyła już pochłonąć eliksir. Za wcześnie. Nie wykonałyśmy jeszcze gestu oczyszczenia - znaku półksiężyca namalowanego na czole łapą unurzaną w czystej wodzie z dodatkiem ekstraktu z szałwii.
Bez tego drobnego gestu pozbawione duszy ciało wadery stawało się podatne na wpływy różnych sił nieczystych, jak to określił mój podręcznik.
Serce ścisnęło mi się, kiedy musiałam patrzeć, z jak niewyobrażalnym bólem zmaga się moja przyjaciółka. Mogłam się tylko domyślać, co w tamtym momencie czuła.
Skrzywiłam się widząc, jak zaczyna zapalczywie drapać się w pierś, jakby pod jej skórą został uwięziony jakiś demon, którego tylko w ten sposób można uwolnić.
Oprzytomniałam dopiero wtedy, kiedy zapach krwi tryskającej z jej piersi uderzył w moje komórki węchowe. Kilka kropel splamiło mi futro, ale nie przejęłam się tym. Skoczyłam w jej stronę, chcąc ją unieruchomić; ochronić przed nią samą.
- Coś ty zrobiła... - wychrypiała, kiedy się do niej zbliżyłam. To były jej ostatnie słowa, nim straciła przytomność.
Jej ciało stężało na moment, lecz po chwili wszystkie mięśnie rozkurczyły się, zastygając w bezruchu. Odstąpiłam na krok do tyłu, czując, jak w gardle narasta mi gula, a do oczu zaczęły napływać łzy. Straciłam ją. Ogarnęło mnie uczucie nieopisanej pustki. Zupełnie tak, jakby ktoś za pomocą zaklęcia wymazał wszystkie moje uczucia, wspomnienia, troski... zostawiając jedynie wszechogarniający ból.
Przełknęłam głośno ślinę, chcąc dodać sobie odwagi. Zaczęłam znów niepewnie zbliżać się do - to słowo nawet nie chciało mi przejść przez myśl - ciała wilczycy. Jej zamglone oczy makabrycznie wpatrywały się w przestrzeń. Czułam się niezmiernie bezsilna wiedząc, że nie mogę na powrót tchnąć w nie życia. Chciałam je tylko zamknąć, by moja przyjaciółka mogła spać spokojnie wiecznym snem.
Podskoczyłam jak oparzona, kiedy Angua wykonała gwałtowny ruch łapą, jakby chciała mnie odepchnąć. W pierwszym odruchu ucieszyłam się, że to nie koniec, że jeszcze żyje, jednak szybko zorientowałam się, że w dalszym ciągu coś jest nie tak.
Jej ciałem zaczęły wstrząsać liczne spazmy. Rzucała się we wszystkie strony, widziałam jednak, że jej świadomość jest gdzieś indziej, że nie ma kontroli nad swoimi ruchami.
Rzuciłam się na nią, chcąc ją unieruchomić, jednak odrzuciła mnie z siłą, o jaką bym jej nawet nie podejrzewała. Syknęłam, kiedy moje żebra uderzyły o twardą posadzkę, ale szybko zacisnęłam zęby, wstałam i przystąpiłam do działania. Nie było czasu do stracenia.
Uwijając się jak w ukropie, zaczęłam odsuwać od "opętanej" wszystkie stoły i szklane naczynia. Nie mogłam jej unieruchomić, ale mogłam chociaż zadbać o to, by sama nie zrobiła sobie krzywdy. Kiedy oczyściłam już teren, ustawiłam pod ścianą małą kolekcję wywarów, które mogłyby mi się przydać, kiedy wróci jej przytomność.
Nagle w mojej głowie pojawił się pomysł. Niebezpieczny, ryzykancki i nie do końca rozsądny, ale wydawał mi się być jedynym ratunkiem w tej sytuacji.
W końcu chyba udało nam się oddzielić duszę Anguy od ciała... Dlaczego więc nie spróbować pociągnąć całego przedsięwzięcia dalej, tak, jakby wszystko poszło zgodnie z planem?
Zdjęłam ze stołu naczynie z parującym jeszcze wywarem z mniszka. Może to niezbyt higieniczne, ale zanurzyłam w nim język, chcąc upewnić się, że nie jest zbyt gorący. Nie zdążył jeszcze ostygnąć na tyle, by dało się go spokojnie wypić, jednak nie parzył. Uznałam, że to musi w tej sytuacji wystarczyć.
W dość brutalny sposób rzuciłam się na grzbiet wadery i nie mniej brutalnie pociągnęłam ją za sierść na karku, odchylając jej głowę do tyłu.
Wlałam jej wywar do pyska, choć już tak naprawdę niewiele go zostało - znaczna większość wylała się w trakcie moich manewrów.
Wilczyca szarpnęła się i zrzuciła mnie z grzbietu. Spodziewałam się tego, jednak i tak nie potrafiłam miękko wylądować na posadzce. Poczułam przeszywający ból w tylnej nodze; jęknęłam pod jego wpływem.
Wtem stało się coś niespodziewanego. Angua zaczęła kręcić się w kółko jak pijana wariatka, by po chwili upaść na ziemię w sposób tak niezgrabny, że gdyby nie powaga sytuacji, na pewno zaniosłabym się głośnym śmiechem. Podbiegłam do niej i widziałam, jak otwiera oczy.
- Ho... sie... stało...? - Wydusiła. Jęk. Widziałam, że cierpi, że nieprędko dojdzie do siebie. Serce mi się znów ścisnęło.
Odstąpiłam od niej na chwilę, by sięgnąć po kubek z zimną wodą. Podałam go wilczycy, która duszkiem wypiła zawartość.
- Nie udało się? - Zapytała. W odpowiedzi mogłam jedynie przecząco pokręcić głową.
- To nic. Znajdziemy jeszcze jakieś wyjście - próbowałam ją pocieszyć.
Słowa te zdawały się jednak nie dotrzeć do Anguy. Wyraźnie wgapiała się w jakiś punkt za moimi plecami, a ja widziałam w jej oczach narastające przerażenie. Podejrzewałam, że ma jakieś przywidzenia spowodowane przeżyciami sprzed chwili, jednak mimo tego odwróciłam głowę w tamtym kierunku.
Bogini światła przyglądała się nam w swojej ludzkiej postaci. Choć jej obraz migotał, dokładnie widziałam ściągnięte brwi i ręce skrzyżowane na piersiach w geście niezadowolenia.

An? To się porobiło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zachęcamy do komentowania!