środa, 30 sierpnia 2017

Od Kivuli Moto - Kompletny brak komunikacji

Podniosłam powoli jedną z powiek do góry, by przyzwyczaić się do światła słonecznego, padającego wprost na mnie. Kątem oka dostrzegałam mieniącą się rosę, spoczywającą na jednym z liści. Ptaki po raz kolejny odgrywały oklepaną już dawno melodię, która dawała mi znać, że zaczyna się ściemniać. Codziennie wieczorem ta sama śpiewka - nic nadzwyczajnego, żadnych nowości. Życie toczyło się tu w swoim tempie, nic na siłę. Skrzywiłam się zauważając, że jeden z - jak mniemam - wróbli pomylił mnie z drzewem. Założę się, iż nie mają one krzty rozumu, chociaż pierwszy raz mi się to zdarzyło. Zrezygnowana obróciłam głowę w stronę ptaszka, spoglądając na niego z pogardą. Nie będzie mi nikt zakłócał spokoju, którym w tym momencie zostałam obdarowana.
- Weź stąd spadaj! - zawołałam tylko do skrzydlatego towarzysza, po czym natychmiast stąd sfrunął. Zadowolona ze swojego wyczynu uśmiechnęłam się pod nosem, zamykając swe ślepka. W końcu przydałaby mi się choć chwila odpoczynku od tego zgiełku, prawda?
W chwili, gdy już miałam zasypiać, nad mą głową pojawiło się tysiące maleńkich świateł, które w pewnych momentach pojawiały się i znikały. Ten widok zawsze napawał mnie zachwytem, gdyż nie na co dzień w moich stronach można było zobaczyć takie rzeczy. To miejsce od dołączenia do tej watahy wydawało mi się magiczne i jak na razie żadna sytuacja, w której się znalazłam, nie przebijała widoku tych drzew. Zaślepiona blaskiem, który bił od roślin nie spostrzegłem, iż gałąź, na której się znajdowałam zaczynała pękać. Wiedziałam, że za chwilę mogłam się spotkać z ziemię.
Nim pod moimi łapami złamał się konar, zdążyłam szybko uskoczyć na twardą glebę. Wokół mnie rozległ się głuchy trzask, słyszalny na kilkaset metrów od mojego położenia. Miałam małą nadzieję, iż nikt prócz mnie nie słyszał tego, gdyż nagle mogłoby się tutaj zrobić zbiegowisko. Jednak zanim zdążyłam cokolwiek pomyśleć, do moich nozdrzy dotarł nieznajomy zapach. Pierwsze, co przyszło mi do głowy, to jeleń, który najwidoczniej musiał zgubić się w tych plątaninach korytarzy. Właściwie to dobrze, że się tutaj pojawił, gdyż zaczynał doskwierać mi głód. Wysunęłam swe pazury, by za moment wbić je w ciało zwierzyny.
Po momencie zawahania rzuciłam się na stworzenie, chcąc już zatapiać w nim swe kły. Jednak zamiast krótkiej, na kilka centymetrów sierści, pod moimi łapami wyczułam najprawdziwsze futro, co kompletnie zbiło mnie z tropu. Przecież żadne zwierzę, przebywające na terenach tego miejsca nie posiada takiego owłosienia. Żadne, prócz wilków... Stwór, znajdujący się pode mną zaczął unosić się z ziemi, natychmiastowo zrzucając mnie ze swoich pleców. Upadłam na trawę, brudząc przy tym praktycznie całe ciało. Spojrzałam na intruza z wściekłością, mówiąc:
- Co ty do cholery robisz!? - ryknęłam na towarzysza, stojącego naprzeciwko mnie. Bezczelnie wtargnął na moje tereny, na dodatek bez usprawiedliwienia. Jak inaczej miałabym się wobec niego zachować, skoro to "coś" nawet nie chciało mi odpowiedzieć.
Czekałam jeszcze kilka minut, by za chwilę usłyszeć cichy warkot. Ta znajomość chyba nie miała dalszej przyszłości, a już na pewno nie z nim.
Teemo? :> Trochę dałam Ci tutaj popalić...

Od Darsh'tiana


Ciemne chmury zwiastowały nadchodzącą zmianę pogody. Pierwsze kropelki deszczu już opadały z nieba, zraszając moje łuski cienką warstewką wody. Deszcz nie był mi straszny - smocza skóra ma to do siebie, że nie nasiąka wodą, o ile oczywiście nie jest pokryta piórami czy innymi dziwnymi tworami. Wszystkie znaki na niebie i ziemi mówiły jednak, że nie będzie to zwykły kapuśniaczek, ani nawet gwałtowna burza z piorunami. To miało być gradobicie. Skrzywiłem się. Nie będzie bowiem zaskoczeniem, jeżeli powiem, że nie lubię uczucia, jakie wywołują uderzające o łuski kryształki lodu. No bo kto by lubił? Ucieszyłem się, że jestem w Vyrthyrze, gdzie nietrudno znaleźć schronienie przed niekorzystnymi warunkami atmosferycznymi.
- Nie jest za dobrze, Neythiri. To nie będzie zwykła burza. Zanosi się na gradobicie... - poinformowałem moją towarzyszkę, umieszczając w słowach subtelną sugestię, abyśmy najprościej mówiąc wzięli łapy za pas.
- Trzeba się gdzieś schować! - Wykrzyknęła, a ja wyczułem nutę rezygnacji w jej głosie, zniekształconym z powodu opuchniętego nosa.
- Chodź za mną - poleciłem będąc już w biegu, gdyż nie chciałem tracić cennego czasu.
Obejrzałem się na Neythiri, która ruszyła za mną. Wyglądała dość śmiesznie, usiłując cały czas przytrzymać rumianek w bolącym miejscu i jednocześnie biegnąc. Zwolniłem trochę, dając jej szansę na dogonienie mnie.
Zniknęliśmy w ukrytej pod jednym ze skalnych mostów jaskini, do której dotarliśmy w sam raz na czas - gradobicie właśnie się zaczęło, a kawałki lodu zdążyły nam obić jedynie znikające w wejściu ogony.
Pierś Neythiri unosiła się i opadała rytmicznie. Ja również potrzebowałem chwili czasu na uspokojenie oddechu, choć - w przeciwieństwie do smoczycy - nie miałem oporów, by szeroko otworzyć pysk i wywalić język na zewnątrz, by przyspieszyć cały proces.
Usłyszałem ciche piśnięcie nad głową i spojrzałem w górę. Najwyraźniej nie tylko my znaleźliśmy schronienie w tej ciemnej, wilgotnej jaskini. Do sufitu uczepionych było kilkadziesiąt niewielkich nietoperzy, zajętych nie czym innym, jak zwisanie głową w dół. Przesunąłem się trochę na bok w obawie, że mogę zostać skropiony czymś jeszcze mniej przyjemnym niż grad. Kawałek sklepienia nad Neythiri był wolny od tych skrzydlatych ssaków, nie potrafiłem jednak ocenić, czy celowo stanęła w takim miejscu, czy też był to zwykły zbieg okoliczności.
Widok zaczerwienionego, opuchniętego nosa smoczycy wciąż wzbudzał we mnie ukłucie współczucia i chęć pomocy. Spojrzałem na kwiaty rumianku, które cały czas trzymałem w łapie - teraz były pogniecione i nie wyglądały najlepiej, ale nie umniejszało to ich właściwości. Wiedziałem, że przykładanie samych płatków do bolącego miejsca na niewiele się zda.
Znalazłem skałę z niewielkim wyżłobieniem, które idealnie nadawało się na miseczkę. Wrzuciłem do niej zgniecione zioła i zebrałem wodę z opadającego gradu. Całość podgrzałem własnym ogniem. Poczekałem chwilę i bez słowa podałem napar Neythiri. 
- Lubię burzę, kiedy mam gdzie się przed nią schować - oznajmiłem, gdy panujące między nami milczenie zaczęło mi nieco przeszkadzać. Spojrzałem w stronę wyjścia z jaskini, licząc na to, że smoczyca podejmie temat.

wtorek, 29 sierpnia 2017

Od Shadow


Gdy w pełni odzyskałam świadomość, przyjrzałam się Lagunie.
- Co się stało? - zapytałam zdezorientowana, wadera opowiedziała mi wszystko, co robiłam przez sen. To ja lunatykuję? Podsumowałam to krótkim zaśmianiem się. 
- Dla mnie to nie było takie śmieszne. - popatrzyła na mnie z uśmiechem.
- No, dla mnie też nie. - spoważniałam - Mi się to śniło... Tylko trochę inaczej to wyglądało... - dodałam i opowiedziałam jej o moim śnie. Zapewniłam ją, że dla mnie to codzienność, chociaż nieraz przyprawiały mnie o dreszcze. Gdy porównałyśmy mój sen do rzeczywistości, zaczęłyśmy się śmiać, ponieważ ugryzł mnie tylko komar, a moja świadomość przekształciła go w kto wie jakiego stwora.
Gdy już się opanowałyśmy, wstałam i przyjrzałam się Lagunie, która wciąż pokładała się ze śmiechu. Nie wyglądała mi na samotniczkę, prędzej na członkinię watahy. Wyglądała na zadbaną i dożywioną, nie to co ja w tym momencie. Mimowolnie przypomniałam sobie, jak śmiesznie i musiała wyglądać ta cała sytuacja w oczach Laguny.

***

Zachciało mi się pić, więc niepewnie podeszłam do wody i zanurzyłam pysk. Zaczęłam chłeptać wodę, pilnując się, by jak coś zwiać przed jakimś stworzeniem czy czymś takim.
- Jest tu bezpiecznie? - zapytałam Laguny, która niepewnie skinęła głową i zamyśliła się. Zamoczyłam łapy w wodzie i weszłam głębiej. Co krok dno było coraz niżej. Wycofałam się, gdy grunt gwałtownie opadł, a moja głowa znalazła się pod powierzchnią. Poczułam coś mokrego a zarazem oślizgłego na mojej łapie, odskoczyłam jak oparzona, ale to "coś" dalej było na miejscu i nie miało zamiaru odpuścić. Zapiszczałam cicho, zaczęłam skakać dziko, by to "krwiożercze stworzenie" ze mnie zeszło, ale ono tylko rzucało się na wszystkie strony. 
- Co jest do cholery? - krzyknęłam, próbując zrzucić to "coś". Pomogłam sobie drugą łapą i strząsnęłam to do wody. - ble... - mruknęłam i obejrzałam się na Lagunę. Wadera pokładała się ze śmiechu, jakbym była jakimś nadwornym śmieszkiem. Spojrzałam na nią z fochem i skuliłam uszy. 
- Żałuj, że nie wi.. widziałaś swojej miny. - wydusiła z siebie, gdy udało jej się przerwać atak śmiechu.
- No co? Co cię tak śmieszy? Mogłam umrzeć. - burknęłam, udając wielce obrażoną.

Od Yin'a


Wracałem do jaskini, kiedy ujrzałem Shadow. Dzisiaj ogółem wszystkie wilki były ponuro nastawione, co z resztą dało się zauważyć po waderze.
- Co? - rzuciłem do niej i ruszyłem do swojego legowiska. Poszperałem trochę pomiędzy poduszkami i odnalazłem mapę.
- Chcę zobaczyć zachód. Mówiłam już. - westchnęła Shadow, po czym ze znudzenia potruchtała w miejscu.
- Dobra... Ale później pójdziesz ze mną do pewnego miejsca. - powiedziałem. Moja towarzyszka ruszyła przodem.

~Po zachodzie.~

- To... Gdzie my idziemy? - spytała Shadow, omijając gałąź. Stanąłem przed wielkim wejściem do nieznanej mi jaskini.
- To tu. - odpowiedziałem. Nawet nie rozmyślałem, co tam mogło być. Po prostu pociągnąłem ją za łapę i ruszyliśmy. Z każdym krokiem było ciemniej. Po jakiś dziesięciu minutach wędrówki ujrzałem światełko. Puściłem Shadow i machnąłem łapą. Szybko dobiegliśmy, jakbyśmy byli końmi wyścigowymi (jak macie coś do koni, nie czytajcie dalej). Na środku stała wielka skrzynia z napisem: CZŁOWIEK-WILK, WILK-CZŁOWIEK. Rzuciłem Shadow fiolkę z napisem WILK-CZŁOWIEK. 
- No to pijemy! - krzyknąłem.

Abigail

Misia

Uwaga! Właściciel tej postaci nie odzywał się do nas od dłuższego czasu, w związku z czym zostaje ona oddana do adopcji! Wystarczy, że do nas napiszesz, a postać będzie Twoja!

poniedziałek, 28 sierpnia 2017

Clarisse

Uwaga! Właściciel tej postaci nie odzywał się do nas od dłuższego czasu, w związku z czym zostaje ona oddana do adopcji! Wystarczy, że do nas napiszesz, a postać będzie Twoja!

Fire road. by wadera-viven

Od Teemo

Znów robiło się ciemno. Znów zmarnowałem kolejny dzień na szukaniu nowej watahy. Zastanawiałem się, czy to, co robię, nie jest zwykłą stratą czasu. Może jest mi dane pozostać do końca życia samotnikiem?
Znalazłem się w lesie. Postanowiłem poszukać sobie jakiegoś pierwszego lepszego drzewa lub nory i zapaść w głęboki sen.... gdy nagle w oddali, kątem oka dostrzegłem jakieś błękitne światło.
Zaciekawiony poszedłem w tamtym kierunku. Im bliżej byłem, tym bardziej światło zaczęło przypominać miliony jasnych punktów na gałęziach drzew.
Zatrzymałem się i próbowałem przyjrzeć się bliżej tym światłom. Było w nich coś hipnotyzującego.
Nagle usłyszałem trzask gałęzi. Ktoś wie, że tu jestem. Rozejrzałem się szybko wokół, zamarłem w bezruchu i użyłem mocy, robiąc się niewidzialny. Odczekałem kilkanaście minut w zupełnym bezruchu, starając się bezgłośnie oddychać. Potem wolnym krokiem ruszyłem dalej.
A raczej miałem taki zamiar, bo coś skoczyło i przygniotło mnie do ziemi.
No tak.
Mój kamuflaż znika, gdy się poruszę. Czemu ja ciągle o tym zapominam?
Sądząc po warknięciu, jakie wydał napastnik po tym jak zrzuciłem go z pleców, wywnioskowałem, że to wadera. Podniosłem się z ziemi, szykując się na potencjalny kolejny atak.

Od Vinci'ego


Wilczyca ruszyła tylko w jej sobie znanym kierunku. Ja z trudem opanowałem śmiech. Wyczułem, że odpowiadam jej, gdy jestem nonszalancki i kulturalny. Postanowiłem zabawić się w tylko sobie znaną grę. A mianowicie dwa dni będę kimś innym, a jeden dzień sobą. Zobaczymy, jak ona na to zareaguje. 
Wstałem i podbiegłem do smukłej wilczycy.
- Przepraszam cię... no wiesz... za tamto zachowanie... - popatrzyłem na nią błagalnie i aż rozpłynąłem się w satysfakcji. Wilczyca nie wiedziała, co powiedzieć, gapiła się tylko na mnie jak zaklęta.
- No, nie obrażaj się... plose... - skuliłem ogon i położyłem uszy po sobie - plose...
- Nie zawracaj mi głowy - powiedziała w końcu - Zaraz znowu staniesz się sobą... a uwierz mi... to boli...
"Uwielbiam ból..." - powiedziałem w myślach.
Zamiast tego powiedzieć zacząłem się czołgać i płaszczyć jak przed przywódcą stada. 
- Co ...co ...Ty ROBISZ??!!! - aż podskoczyła z przerażenia.
"Uwierz mi, dużo mnie to kosztuje... ale czego się nie robi dla sprawy?"
- Vinci... przestań... - mówiła
A ja nadal się płaszczyłem i czołgałem. 
- VINCI, PRZESTAŃ - wrzasnęła - przestań, a ci wybaczę... okey?
- Mówisz... serio? - zapytałem cienko.
- Tak... w końcu... każdy może mieć gorsze dni, czyż nie? - uśmiechnęła się.
"Mam cię bratku... nie myślałem, że tak łatwo mi z tobą pójdzie" - mówiłem.
Oczywiście na wszelki wypadek zachowałem ostrożność, gdyby tylko udawała.
- To... co robimy? - popatrzyłem na nią z "nadzieją" w oczach.
- A co chcesz robić? Jak sam wiesz, nie dysponuję pełną sprawnością fizyczną... - zaczęła się śmiać.
- Może... pływanie? - wiedziałem, że lubi pływać, bo gdy była uśpiona, ja rozeznałem się gdzieniegdzie. 
- N nie wiem... a jak nie dam rady? - "już się rozkleja ?.."
- Oczywiście że dasz! - zamachałem "ochoczo" ogonem na boki.
- Vinci... ja cię w ogóle nie poznaję... - kręciła głową na boki.
"Pewnie teraz myślisz: Jak można tak się przemienić? Hehe, widocznie ja jestem do wszystkiego zdolny!"

********

Doszliśmy do małego zaleśonego na około jeziorka. 
- To jak, wskakujemy? - udałem napalonego szczeniaka.
Widziałem, że jest nieprzekonana. 
- A może wolisz powoli się zanurzać? -Wyzwoliłem z siebie czarną magię, która delikatnie opatuliła ją i uniosła nad ziemię- Wiem że umiesz się zamieniać w co zechcesz ale nie możesz się przemęczać...-skupiłem umysł i Laguna (nadal mi się chce śmiać) powoli i delikatnie poleciała nad jeziorko. Gdy była na środku, powoli zacząłem ją zaniżać, a gdy była już do połowy zanurzona, zacząłem ją kierować tak jak zabawkową motorówkę.
- Super!! - śmiała się całą sobą. W tedy z uśmiechem najszczerszym, na jaki siebie zmusiłem (pomijając mdłości, z którymi walczyłem) wszedłem w taflę wody i zacząłem iść obok wilczycy. 
- Jednak umiesz być miły, Vin !- wzdrygnąłem się, gdy wymówiła moje zdrobnienie...

Wróciłam!

Cześć, kochani! Wróciłam już z wczasów i mogę znów zajmować się blogiem. Bez zbędnego owijania w bawełnę biorę się już do nadrabiania zaległości. Pojawiło się nowe pytanie tygodnia. 

Przygotowałam też listę szczęściarzy z okresu mojej nieobecności, w której uwzględniłam nowych członków, biorąc pod uwagę datę przesłania przez nich formularzy. Szczęściarzami w tym czasie zostali: Tsunade, Kayn de Vera (x2), Yin (x2), Ambra, Kivuli Moto, Neythiri, Misia, Deidara, Kali, oraz Shadow.

Pozdrawiam i życzę wszystkim udanej końcówki wakacji!
Ferishia

czwartek, 17 sierpnia 2017

Uwaga!

Pragnę wszystkich poinformować, że w dniach 17-28 sierpnia będę za granicą i na pewno nie będę miała dostępu do wszelkich usług Google, w tym do Bloggera oraz Gmaila.
Jako, że jestem tu jedyną administratorką, logicznym jest, że Wasze opowiadania oraz formularze nadesłane w tym czasie nie będą mogły zostać opublikowane - co nie znaczy, że nie możecie ich wysyłać! Wszystko, co nadeślecie mi w tym okresie, zostanie opublikowane zaraz po moim przyjeździe.
Postaram się pojawiać na chacie (chociaż tutaj wchodzi w grę spora różnica czasowa) i być do Waszej dyspozycji w prywatnych wiadomościach na Howrse, jednak nic nie mogę obiecać - w kraju, do którego jadę, internet jest cenzurowany i może się okazać, że te strony będą zablokowane.

Jeżeli martwicie się o cotygodniowe Ringi albo o Szczęściarza - nie martwcie się! Wszystko nadrobię, kiedy już wrócę.

Tymczasem życzę Wam udanej końcówki wakacji!

Ferishia

środa, 16 sierpnia 2017

Teemo

Uwaga! Ta postać została uznana za zaginioną, co oznacza, że jej właściciel nie odzywał się do nas od dłuższego czasu. Nie jest ona przeznaczona do adopcji. Właściciel postaci może w każdej chwili napisać do nas, a postać wróci na bloga.

(pinterest.com)

poniedziałek, 14 sierpnia 2017

Od Laguny - Imię


Basior zaczął być całkiem inny, niż dotychczas. Trochę przesadnie... Miły. Nie pasowało mi to do niego, no ale cóż... Szczerze powiem, że już bardziej lubiłam tamtego wilka, ale ten nie był już tak wredny...
Zaprosił mnie na spacer, więc przyjęłam zaproszenie. Może udałoby mi się z nim chociaż porozmawiać. Byłam zszokowana i jąkałam się na każdym kroku. Dodatkowo doskwierał mi okropny ból.
Po chwili wyszliśmy z nory wilka. Mieszkał w bardzo ładnym miejscu. On już przestał być, niestety, miły...
- No, koniec tych dyplomacji. - Burknął.
- Nie... - Odpowiedziałam z załamaniem w głosie. On tylko na to prychnął. - Czemu... ? - Zapytałam ze smutkiem.
- Takie życie, mała. - Zaśmiał się, tak jak zawsze... Popatrzyłam na niego ze zdziwieniem.
- Czyli nie potrafisz być miły. Widzisz ? - Powiedziałam kpiąco. - Nawet MI potrafisz zepsuć humor... - Dodałam cicho z wyrzutem.
On spojrzał tylko na mnie ze złością w oczach.
- To miała być groźba ? - Spojrzałam na niego śmiejąc się.
- Nie umiesz się zamknąć ? - Warknął.
- A ty potrafisz być miły ? - Chciałam, żeby sam sobie odpowiedział. Basior, milcząc, ruszył do przodu. Poszłam za nim.

*****

Po dość długim, milczącym spacerze, musiałam na chwilę odsapnąć. Przez ruch, ból podwajał się. Usiedliśmy na jednym ze skalistych brzegów przy Jeziorze Marzeń. Było popołudnie. Wszędzie latały feniksy, a innych stworzeń nie zauważałam.
- Patrz na tamtego - Szepnął. - Właśnie umiera...
- Żeby odrodzić się na nowo. - Przerwałam mu i dokończyłam za niego.
- Dokładnie. - Ziewnął kładąc się.
- Mogę w końcu zapytać, jak masz na imię? - Powiedziałam poważnie.
- Potrzebne ci to ? - Zaśmiał się, wpatrując dalej w Feniksy.
- Tak. Nie wiem, jak się do ciebie zwracać... No bo niby jak? - Zakręciłam oczami.
- Normalnie... - Wstał, odwrócił się w moją stronę i uniósł łapę. - Jestem Vinci.
- No w końcu... - Mruknęłam z uśmiechem. - Laguna.
- Laguna?! - Zaczął się głośno śmiać. - Nazywasz się... LAGUNA?! - Wyśmiał moje imię. Turlał się po ziemi ze śmiechu. Zrobiło mi się głupio, no i przykro...
- Masz coś do mojego imienia?! - Warknęłam na niego.
- Czy mam COŚ?! - Podkreślił ostatnie słowo. Jeszcze bardziej się roześmiał. Próbowałam coś jeszcze powiedzieć, ale w sumie nie było po co. Odeszłam, nie patrząc na jego reakcję.

niedziela, 13 sierpnia 2017

Od Laguny - Nowa znajoma?

- Pomocy!!! Pomocy...!!! Błagam... - Krzyczałam jak najgłośniej potrafiłam, jednak nie usłyszałam żadnej odpowiedzi. Stwór był coraz bliżej... Nie wiedziałam, co miałam zrobić.
- Schować się czy uciekać...? - Zastanowiłam się. - Jak uciekać ze skręconą łapą... - Powiedziałam załamana, wpatrując się w łapę. Następnie rozejrzałam się po okolicy, wypatrując jakiejś... nory? Czego kolwiek...
- Drzewa... Drzewa... Więcej drzew?! - Rozmawiałam sama ze sobą przerażona. - No czego się spodziewać... Po lesie... - Westchnęłam.
W tle coraz głośniej słychać było chód olbrzyma. Zauważyłam w końcu szczelinę pod drzewem i wślizgnęłam się tam... Mając nadzieję, że bestia mnie nie wywącha. Posypałam się jeszcze piaskiem, by zamaskować zapach i siebie.
Po kilku minutach siedzenia w napięciu, ujrzałam ogromne stopy. Zastygłam w bezruchu. Mój oddech nawet ucichł. Słyszałam tylko bicie mojego serca i odgłosy potwora...
Bestia zaczęła intensywnie wąchać... Schyliła się powoli, rozglądając się na boki. Nie miałam już ucieczki. Odwrócił w końcu głowę w moją stronę. Widział mnie, wyraźnie... Głośno ryknął na mnie, rozdmuchując cały piasek.
- Aaaa! - Krzyknęłam i zerwałam się z posłania. Zdezorientowana rozglądnęłam się na boki...
- Co... Co się stało... - Zapytał samą siebie. Byłam u siebie w jaskini, nie było jeszcze świtu. Doszłam do wniosku, że musiał to być koszmar. Tak dawno nic mi się nie śniło, że w pełni uwierzyłam we wszystko, co miało miejsce tam. Kiedy doszłam już do siebie, wstałam i poszłam zaczerpnąć wody. Nie byłam głodna, więc odpuściłam sobie polowanie. Moim dzisiejszym śniadaniem były jagody. Czemu by nie?

****

- Jakie nudy... - Westchnęłam, leżąc i wiercąc się na kocu. Na zewnątrz było bardzo gorąco, nie dałabym rady nigdzie wyjść. Nikt też do mnie nie przychodził, bo nie miałam tu jeszcze znajomych. Pomijając Vincenta, którego nie miałam ochoty widzieć... Postanowiłam się przespać, a późnym wieczorem, kiedy już się schłodzi, wyjść gdzieś, żeby kogoś może... Poznać ?

****

Przebudziłam się po drzemce. Do jaskini docierało już mało światła, więc była to pora do wstania. Wstałam powoli rozciągając się i spojrzałam na zegar.
- Dziewiętnasta... Idealnie. - Szepnęłam zadowolona przecierając oczy. Szybko ogarnęłam się i zaczęłam czesać. Powoli się pobudzałam. Po jakimś czasie byłam już gotowa do wyjścia.

****

Przekroczyłam próg nory. Okazało się, że jest pełnia, co nadawało baśniowy klimat, a przy okazji, rozjaśniało świat. Panowała głucha cisza. W tle tylko świerszcze i nic poza tym. Powietrze było bardzo wilgotne, co nie do końca mi się podobało. Celem mojej podróży były stawiki. Zaciekawiło mnie to miejsce... A poza tym, nie było jakoś bardzo daleko.
Spokojnym truchtem, doszłam do celu. Chyba słusznie wybrałam, bo było tam cudownie. Świetliki latały wszędzie. Do tego kumkanie żab... Piękne odgłosy natury. Woda była płytka, więc nie miałam gdzie popływać, ale chociaż miałam gwarancję, że nie wyskoczy na mnie rekin...
Usiadłam przy brzegu, wsłuchując się.
- Ech... Chyba to był zły pomysł. Nikt nie chodzi na nocne spacery... - Westchnęłam, tracąc nadzieję na zawarcie nowej znajomości.
- Ja też tak myślałam... - Odezwał się cichy, niepewny głos. Wyraźnie wadery. Rozglądnęłam się i nadstawiłam uszy. - Tutaj jestem... - Dodała schodząc ze skały.
- Czeeeść ? - Przywitałam się zaskoczona.
- Witaj. Jestem Kayn de Vera. Możesz mi mówić Kayn. - Przedstawiła się sympatycznie i z uśmiechem.
- Laguna, w skrócie Luna... - Podałam Jej łapę. Ona delikatnie Jej tylko dotknęła. Biła od Niej... Sama nie wiem co... Troska? Była bardzo serdeczna, miła i sympatyczna. Bałam się, że ja na niej nie robię tak dobrego wrażenia...

Kayn de Vera?

sobota, 12 sierpnia 2017

Od Vinci'ego



Popatrzyłem na nią, jak ona mi działała na nerwy! 
- Tak....umiem być miły -przekręciłem głowę na bok i zapytałem wyćwiczonym kulturalnym tonem- Czy zechciała by Pani wyjść ze mną na krótki spacer? Dla zdrowia oczywiście... przecież nie mamy ochoty, żeby Szanowna Pani straciła kondycję...? - ukłoniłem się przed nią i czekałem.
Zerknąłem na waderę, była w szoku i patrzyła się na mnie z otwartą buzią. 
- A więc? Czekam na Pani decyzję... ale chcę podkreślić, że to dla Pani zdrowia! - uśmiechnąłem się łagodnie i przyjaźnie .
Wrażenie, jakie na niej wywarłem, w zupełności mi wystarczyło. 
- Z... to...Tak... dobrze - i powoli wstała, gdy już miała zrobić krok, przeszył ją ból, zaczęła się przewracać, ale wtedy złapałem ją delikatnie. Przez przypadek mój pysk był zaledwie o pięć centymetrów od jej pyska. Otworzyła oczy i napotkała mój wzrok. Przez trzy sekundy tak staliśmy, gdy się ocknąłem i postawiłem ją delikatnie na czterech nogach. Jej spojrzenie wytrąciło mnie na chwilę z równowagi, ale teraz wróciłem do siebie. 
- Jeżeli to Pani nie będzie przeszkadzało, pójdę obok Ciebie. Tak na wszelki wypadek, jakby Pani miała się przewrócić- "Co ty do jasnej cholery wyprawiasz?! Ogarnij się!" - skarciłem samego siebie 
Wyszliśmy przed moją jaskinię. Słońce delikatnie ogrzewało nasze futra i wiał ciepły wiaterek. 
- Ładnie tu....-przyznała .
- A myślałaś, że mieszkam w jakiejś dziurze? - no, koniec tych dyplomacji...
- Nie... - odpowiedziała, a ja prychnąłem.

piątek, 11 sierpnia 2017

Od Laguny - A Ty...


Widziałam już zdenerwowanie w zachowaniu basiora. Lekko się przestraszyłam i postanowiłam już więcej go nie wkurzać. Nie chciałam przecież, żeby coś mi zrobił...
Następnie rozkazał mi, co oczywiście mi się nie spodobało. Miałam się napić zjeść i znowu zasnąć... Nie chciałam tam dłużej być, więc gdyby nie to "zasnąć", wszystko byłoby cacy. Podał mi potem szklankę wody. Martwiłam się, że rozpuścił tam znowu tą znieczulająco-usypiającą tabletkę, ale napiłam się.
- Spokojnie, dodałem tam tylko tabletkę śmierci... - Zaśmiał się basior. Ja nabrałam się na jego głupi żart i wyplułam wodę z powrotem do szklanki, krzycząc.
- Dobra, nic tam nie ma... - Zakręcił oczami. - Pij, bo dawno już tego nie robiłaś. - Burknął.
- To nie było śmieszne... - Oburzyłam się.
- Dla mnie było ! - Roześmiał się gwałtownie basior. Ja wypiłam całą wodę ze szklanki kiedy tylko się odwrócił. Nie lubię, jak ktoś patrzy na mnie, kiedy piję czy jem. On zaś poszedł gdzieś indziej, a ja zaczęłam drzemać.
***
Moją drzemkę przerwał głęboki głód. Postanowiłam zawołać basiora i poprosić, by przyniósł mi cokolwiek do jedzenia. Obudziłam się z bardzo dobrym humorem i nie miałam ochoty się kłócić.
- Kelner ! - Wrzasnęłam ze śmiechem w głosie.
- Tu nie ma żadnych kelnerów, księżniczko! - Odezwał się chamskim tonem wilk.
- No choć tu... Proszę... ? - Spróbowałam zawołać go miłym tonem. Basior powolnym krokiem wszedł do pomieszczenia, w którym leżałam i popatrzył na mnie zdziwiony.
- A ty co taka... Miła ? - Podszedł do mnie.
- Dasz mi jeeeść... ? - Ominęłam jego pytanie i popatrzyłam na niego litościwym wzrokiem.
- Błagasz mnie?! - Zaśmiał się zszokowany.
- Oczywiście, że tak. - Odparłam z odpowiednią powagą.
- Wiesz, że twoje żarcie czeka na ciebie w tam tym pomieszczeniu ? - Spytał ironicznie.
- A, okey. Było tak od razu. - Zaśmiałam się.
- Nie wiedziałem, że potrafisz być miła... - Zastanowił się.
- No widzisz. Jeszcze dużo o mnie nie wiesz. Przecież nawet nie wiesz, jak mam na imię... - Powiedziałam wstając. Basior na chwilę zagapił się na ścianę, głęboko zastanawiając się. - Nie jesteś dżentelmenem najwidoczniej...
- Ojojoj. To nie ja wybierałem swój charakter, jakbyś nie wiedziała. - Zaśmiał się kolejny raz kpiąco. Ja zdążyłam już wstać na równe łapy i nieco się rozciągnąć.
- A Ty... Potrafisz być miły? - Popatrzyłam na niego wątpiąco.

Kali

(autor nieznany)

Od Kah'stana - Pierwszy dzień w watasze

Słońce świeciło, przyjemnie grzejąc mnie całego. Poszedłem na spacer razem z Abrą. Chcieliśmy pozwiedzać naszą nową watahę. Wcześniej mieszkaliśmy parę miesięcy w Watasze Wilków Popiołu, ale po upływie czasu stwierdziliśmy że wolimy przenieść się do tej. Gdy usłyszałem plotki, że jest tu Vinci, nie zastanawiałem się długo. Vinci jest moim kompanem od szczenięcych lat. 
- Nad czym tak rozmyślasz? - Popatrzyła na mnie Abra. 
Poznałem ją w tamtej watasze i polubiliśmy się tak, że uważa mnie za swojego brata, a ja ją za młodszą siostrę. 
- Podobno jest tutaj Vinci... pamiętasz? Mówiłem ci kiedyś o nim - popatrzyłem na nią.
- Spokojnie, z moją pamięcią jeszcze nie jest tak źle! - roześmiała się. - Myślisz, że cię rozpozna?
- Nie wiem... ale pewnie tak... - westchnąłem.
- Chciałabym, żeby Abigail w końcu tutaj się przeniosła... no i Kali... - Miała rozmarzone spojrzenie.
Uśmiechnąłem się pod nosem, Abii kochała się w Kalim, a Kali w niej, ale jeszcze żadne nie powiedziało tego na głos. 
Zresztą tak samo jak ja do Abigail...
- Tak... mam nadzieję, że szybko się przeniosą...
- Kast?!... - usłyszałem znajomy głos z naprzeciwka - Co ty tutaj robisz?..
Popatrzyłem w tamtą stronę i zobaczyłem Vinci'ego.
- Vin! - na moim pysku pojawił się szeroki uśmiech.
Przyjaciel w ogóle się nie zmienił, no może trochę... miał więcej mięśni. 
Vinci zaczął biec w moją stronę z szerokim uśmiechem, ruszyłem biegiem na niego. I oboje się zderzyliśmy, przewracając na ziemię. Śmialiśmy się jak szczeniaki, a Abra tylko kręciła głową z uśmiechem. 
- Ile to już minęło? - zapytał.
- Ponad rok... - odpowiedziałem mu.
Przyjaciel dopiero teraz zobaczył Abrę i trochę spoważniał. 
- Twoja dziewczyna? - popatrzył na mnie.
- Nie! - zaprzeczyłem. - Dziewczyna mojego kolegi, dla mnie jak siostra, więc masz się dobrze zachowywać!..
- Jestem Vinci - przedstawił się.
- Abra - odpowiedziała. - Kast, jeszcze mnie popamiętasz za te słowa!
- No co? Przecież mówię tylko prawdę!...

czwartek, 10 sierpnia 2017

Od Neythiri


Kiedy Darsh'tian podbiegł do mnie, nadal nie otrząsnęłam się jeszcze z lekkiego szoku. Spojrzałam z wyrzutem na netcha - najwyraźniej stworzonko było tylko lekko przerażone, nic poza tym. Gdyby tylko 'Tian powiedział mi wcześniej, że bliższe spotkanie z nim skutkuje poparzeniem. Chociaż, zaraz... On próbował to powiedzieć, ale ja, jak na zawodową gapę przystało, nie posłuchałam. Uch, gdybym mogła na chwileczkę cofnąć czas, nos nie piekłby mnie teraz jak oszalały...
- Wszystko w porządku? - spytał smok, próbując obejrzeć poparzone miejsce.
Pokiwałam głową, na co ten parsknął i przewrócił oczami.
- Aleś ty w gorącej wodzie kąpana! Chciałem cię ostrzec. Czemu nie posłuchałaś? - zapytał z wyrzutem, wyraźnie niezadowolony.
- No... Bo... - wyjąkałam bez ładu i składu. Nie próbowałam nawet się obronić. Wiedziałam, że popełniłam błąd - Przepraszam. Powinnam była cię posłuchać - przyznałam skruszona.
Nieco udobruchany Darsh'tian usiadł koło mnie. 
- Nic się nie stało. Pokaż mi miejsce poparzenia, spróbuję coś na to poradzić. - sapnął.
Posłusznie oderwałam łapy od nosa, który zaczął pulsować świeżym bólem pod wpływem dotyku smoczych pazurów. 'Tian przyjrzał się oparzeniu i orzekł:
- Ból powinien minąć za parę godzin. Sparzone miejsce powróci jednak do normy nie mniej niż za parę dni.
Zawiedziona spuściłam bolący nos na kwintę. Spojrzałam jeszcze na smoka i zaryzykowałam pytanie:
- A nie da się jakoś tego przyspieszyć?
Darsh'tian przekrzywił głowę na bok. Uśmiechnął się lekko.
- Owszem, da się.
Zamachałam ogonem z radości.
- No to na co jeszcze czekamy? - przestąpiłam z łapy na łapę.
Smok westchnął.
- W Vyrthyrze możemy znaleźć rumianek, który uśmierzy ból i zdejmie nieco opuchliznę. Postaram się go znaleźć, a ty - skierował moją głowę w kierunku strumyczka płynącego przez gaj - ochłodź nos w wodzie.
Czułam się trochę niezręcznie. Mogłam mu pomóc, przecież razem szybciej odszukalibyśmy roślinę. 
- A razem nie poszłoby szybciej? - zapytałam niepewnie. Smok jednak pokręciło przecząco głową.
- Dam sobie radę w kilka minut. Spokojnie. A teraz idź i ochlap trochę ten nieszczęsny nos - mrugnął do mnie wesoło i oddalił się z nosem przy ziemi.
Usiadłam przy wartkiej strużce wody, zniżyłam głowę i zanurzyłam w niej nos. Faktycznie, chłód przyniósł ukojenie. Wytknęłam język i zaczęłam chłeptać łapczywie wodę. Kiedy zaspokoiłam pragnienie, położyłam się na trawie z głową na łapach. Wtem na mój kark spadła kropla wody. Za nią dwie następne. Uniosłam wzrok do góry i napotkałam czarne, burzowe chmury.
- Ojć, niedobrze - mruknęłam cicho, po czym podniosłam się z jękiem. Smocze ciało nie jest najlżejsze..
- Darsh'tian? - zawołałam cicho.
Smok wyłonił się zza drzewa. W łapie trzymał kwiat rumianku. 
- Tak? 
- Chyba zbiera się na...
Nie zdążyłam dokończyć, bo mój towarzysz chyba także poczuł drobne kropelki. Skrzywił się lekko.
- No, cóż. Przyłóż to sobie do źródła bólu. - polecił, a sam spojrzał w górę, jakby chciał coś wyczytać w chmurach.
Zrobiłam, jak mi kazał. Miał rację - już prawie nie czułam uciążliwego uczucia. 
Nagle poczułam, że 'Tian szturcha mnie w bok. Spojrzałam na niego pytająco.
- Nie jest za dobrze, Neythiri. To nie będzie zwykła burza. Zanosi się na gradobicie...

Kah'stan

Abra



Kayn de Vera

Uwaga! Właściciel tej postaci nie odzywał się do nas od dłuższego czasu, w związku z czym zostaje ona oddana do adopcji! Wystarczy, że do nas napiszesz, a postać będzie Twoja!

http://wallpapercave.com/wp/KydUsiM.jpg

Od Vinci'ego

 
Chodziłem tam i z powrotem po lesie. Tułałem się od jednego ciekawego krzaka do drugiego. Nie wiem czemu, ale tak mi się czasem chciało. Dzisiaj zaskakująco miałem dobry nastrój. Wyszedłem z lasu i przystanąłem w cieniu, bo ujrzałem waderę, która gadała sama ze sobą. Na początku wydawało mi się, że jest to dosyć śmieszne, ale każdy ma swoje dziwne odchyły. Po kulturalnym przywitaniu się stwierdziłem, że wadera mnie zaciekawiła. Pomyślałem, że nie będę jej jeszcze pokazywał swojego prawdziwego ja. Wyczułem że jest dosyć delikatna i wrażliwa, dlatego jak na razie będę się z nią obchodził delikatnie.
- Jesteś nowa ?-popatrzyłem jej głęboko w oczy, a ona (co mnie rozbawiło) nie mogła się od nich oderwać
- Tak -odpowiedziała cicho- A Ty?
- Jestem na pewno dłużej niż Ty-uśmiechnąłem się do niej lekko.
Pokiwała głową. Z uznaniem stwierdziłem, że przynajmniej z nią normalnie mi się rozmawiało w porównaniu z Laguną, która była po prostu nie do zniesienia. Czekałem, aż ona zada nurtujące ją pytania
- A... ile masz lat ? Kim jesteś? ....
- Trzy. Kim jestem? Chymm...- udałem, że się zastanawiam - Sobą...


(Tsunade?) - Nie mam ostatnio weny

Od Vinci'ego

I znowu mnie wkurza!
Wziąłem głęboki wdech i postanowiłem ją lekko zignorować. I tak rana już wyglądała dużo lepiej niż przedtem.
- Zjedz, napij się i połóż się spać-powiedziałem .
- Nie !..dłużej tu nie zostanę!-odpowiedziała.
- Nie mam ochoty zszywać cię ponownie -warknąłem- Ale jeżeli tak bardzo chcesz, to Cię zaniosę do twojej groty...
Wadera popatrzyła na mnie spode łba ale nic nie powiedziała
- Bym zapomniał ...chciałaś wody ?-uśmiechnąłem się ironicznie
Po chwili podałem jej szklankę z przeźroczystym płynem
Ona popatrzyła na niego, jakby to była trucizna, ale napiła się parę łyków
- Spokojnie, dodałem tam tylko tabletkę śmierci...-zachichotałem
- Że co??!-wrzasnęła
- Dobra, nic tam nie ma...


Laguna?

P.S. Nie mam weny...

Hope odchodzi!

Z przykrością ogłaszamy, że Hope opuszcza szeregi watahy z powodu braku warunków na pisanie. Będziemy tęsknić! Pamiętaj, że jeżeli zdecydujesz się wrócić, powitamy Cię z otwartymi ramionami!

piątek, 4 sierpnia 2017

Od Laguny


Po przyjęciu propozycji wadery położyłyśmy się w cieniu. Nigdy nie umiałam spać w ciągu dnia, więc tym razem nie było wyjątku. Leżałam z głową położoną na łapach i obserwowałam klucz ptaków w oddali. Wzdychałam co chwila z nudów, bo znudziło mi się to już po paru minutach... To nie była jakaś sensacja. Widziałam ładniejsze rzeczy. Wiatr powiewał delikatnie, nieco ochładzając mnie.
W pewnym momencie postanowiłam pójść napić się. Wstałam po cichu, bo zauważyłam, że Morgum zasnęła. Podeszłam do tego "przeklętego" jeziorka, w którym przed chwilą o mało co nie zginęłam. Schyliłam spokojnie łeb, sięgając wody.
- Aa...aa !! - Usłyszałam krzyk. Był to znajomy głos. Od razu nadstawiłam uszy i stanęłam czujnie. Potem słychać było tylko dziwne sapanie. Szybko odbiegłam od jeziorka i rozejrzałam się. Kawałek dalej od drzewa stała Morgum wymachując łapami i przewracając się co moment. Znowu zszokowana, oglądałam zdarzenie z daleka. Nie wiedziałam, że wadera lunatykuje. Kolejny raz przewróciła się. Leżała bez ruchu na ziemi. Postanowiłam do niej podejść i zapytać, co się dzieje. Wtedy zauważyłam frunącego w jej stronę ogromnego, jak na swój gatunek, komara. Brzydzę się robactwa, więc znowu się odsunęłam o krok. Owad podleciał do wadery i zaczął gryźć ją w szyję.
Nie to, że nie chciałam jej pomóc, odstraszając go, ale sama sobie po chwili przecież poradziła...
Po tym jak komar wbił się w jej skórę, wilczyca zaczęła się mocno wiercić. Za moment znowu uspokoiła się. Podbiegłam do niej szybko i schyliłam się.
- Morgum.. ? - Zapytałam nie pewnie. Myślałam, że wilczyca jest w pełni wiadoma.
- Morgum ? - Powiedziałam już głośniej ze strachem w głosie. Wadera ocknęła się i popatrzyła na mnie. Była całkiem zdezorientowana i przestraszona.
- Morgum ! - Odetchnęłam z ulgą.
- Co się stało ? - Zapytała.
Ja zaczęłam opowiadać wszystko, co się z nią działo. Ona wsłuchała się dokładnie w moje słowa. Dzisiaj już sporo jej naopowiadałam. Ja byłam mocno zszokowana lunatykowaniem wilczycy, ale ona śmiała się z tego wszystkiego.
- Dla mnie to nie było takie śmieszne. - Popatrzyłam na nią z uśmiechem.
- No, dla mnie też nie... - Spoważniała - Mi się to śniło, tylko... Trochę inaczej to wyglądało. - Dodała, po czym zaczęła opowiadać o swoim śnie. Stwierdziłam, że wadera ma na prawdę okropne koszmary. Zapewniła, że dla niej, to już codzienność. Głęboko jej współczułam. Ja rzadko kiedy miewam sny, więc dla mnie jest to całkiem coś nowego.
Porównanie snu z rzeczywistością było rzeczywiście zabawne. Wadera twierdziła, że w koszmarze zaatakowała ją jakaś istota i wyssała jej krew. Przypomnę, że w realu ugryzł ją jedynie komar.
Przez to obydwie zaczęłyśmy. się śmiać..

Od Shadow


Usłyszałam kroki, które po krótkiej chwili zanikły. 
"Co jest, do cholery?" pomyślałam i zaraz przede mną wyskoczył Yin. Krzyknęłam przerażona, bo nie spodziewałam się, że podejdzie tak blisko. Basior tylko się zaśmiał, położył łapę na mojej grzywce.
- Cóż... Swoim krzykiem możesz się nie uchronić. - wyszczerzył zęby i przeniósł wzrok na zająca.- O! Zając!
Chwycił mnie za łapę i złapał do pyska, weszliśmy do jego jaskini. Usiadłam sobie i poczekałam, aż zając będzie zdatny do zjedzenia.
- Podano do stołu. - usłyszałam jeszcze czyjś poważny głos. Zmarszczyłam brwi, to ktoś tu jeszcze był?
- Sha... Shadow? - zapytał niepewnie Yin, odwróciłam głowę.
- Kto to kuźwa jest?! - spotkałam się z oszołomionym spojrzeniem Yin'a, gdy tylko zauważył moje zdziwienie, pomieszane z wściekłością. 
- To... - zaczął - jest Toxic. - powiedział poważnym tonem i zaczął jeść. Też niepewnie zaczęłam spożywać doprawionego zająca, był smaczny. 

***

Toxic ogarnął miejsce naszego posiłku i zniknął. Miałam wrażenie, że to stworzenie... jest jego cieniem. Wyglądał podobnie jak niektóre z Cienia. Byli pomagierami, ale też wojownikami i przydawali się w walce. Może Toxic też był taki? Zastanawiałam się, patrząc na wydłużające się cienie. Tak prosto byłoby teraz wrócić do Cienia i odpocząć... Mogłabym zostawić to wszystko i spotkać się z moją przyjaciółką. "Ciekawe, co ona teraz robi. Miałyśmy się spotkać." pomyślałam, lekko zawiedziona. Tęskniłam za nią. Zamknęłam oczy i napawałam się ciszą, Yin został w jaskini, by coś przygotować. Otworzyłam oczy, słońce powoli znikało. Poczułam chłód, ale nie było wiatru. Zignorowałam to, wmawiając sobie, że to tylko wymysł mojego organizmu. Zdecydowałam się, by już wrócić do Yin'a, basior krzątał się po jaskini. Walczyłam jeszcze przez chwilę z chęcią pozostania tutaj, ale wróciłam.
- Jestem. - rzuciłam w nicość, nie zastanawiałam się zbytnio, gdzie może znajdować się Yin. - Przejdziemy się? Chciałam znowu zobaczyć zachód. - zapytałam, rzucając słowa w ciemność i nasłuchując, czy basior przypadkiem tu nie idzie.

czwartek, 3 sierpnia 2017

Od Tsunade

Był wieczór, postanowiłam iść na spacer. Siedziałam nad wodospadem. To jedno z moich ulubionych miejsc. Mało tutaj wilków. Cisza i spokój. Coś, co lubię najbardziej. No i samotność... to nie tak, że nikt mnie nie lubi. To też nie jest tak, że mam wielkie wymagania wobec innych. Po prostu mój charakter jest beznadziejny. Chociaż, nie. Nie powiedziałabym, że jest beznadziejny. Jak każdy mam wady i zalety, ale lubię siebie i nie narzekam na mój charakter, w końcu to wydarzenia z przeszłości miały na niego wpływ. A przeszłości nie mogę zmienić. Nie chcę też o niej zbyt wiele rozmyślać, bo to wszystko już było, ważniejsze jest to, co będzie teraz. Właśnie na to mam wpływ. A postawiłam sobie jasny cel, by zmienić życie na lepsze, by nie popełnić błędów z przeszłości. Więc odcięłam się od tego wszystkiego, uciekłam... czy uciekłam to dobre określenie? To nie tak, że bałam się tego, co może się stać i po prostu uciekłam ze strachu. Wiedziałam dobrze, co może się stać i chciałam choć raz sama zrobic coś dla siebie, nie dla innych, jak to było dotychczas. Dlatego też jestem teraz tutaj. Tylko na razie prócz Deidary i Feri nie znam tu nikogo... w sumie on miał wpływ na to, że jestem akurat tutaj, a nie w innej watasze. Ale to chyba normalne, że chcę być blisko przyjaciela. Przyjaciela, który ma charakter jeszcze trudniejszy ode mnie. Ja nie mówię na głos wielu rzeczy, które czuję, więc unikam konfliktów, za to on nie boi się wyrazić swojego zdania... czasami jego słowa mnie ranią, ale jednak wciąż jest moim przyjacielem. Kiedyś mi pomógł, pamiętam jego czyn do dziś i bardzo go doceniam. Kiedy jesteś sam i nikt nie zwraca na Ciebie uwagi... to naprawdę cholernie wiele dla Ciebie znaczy, gdy ktoś nie jest taki, jak inni i nie przechodzi obok Ciebie obojętnie. Ale wciąż zastanawiam się, dlaczego to zrobił. Pomógł mi. Ale mimo to nie był do mnie od początku przyjacielsko nastawiony. Miałam nawet wrażenie, że go irytuję, nie lubi mnie. Na szczęście myliłam się. I znalazłam w nim przyjaciela. Dowiedziałam się, co to znaczy prawdziwa przyjaźń... Dziękuję Ci, Deidara, chyba nigdy nie dowiesz się, jak wdzięczna jestem, jak wiele dla mnie znaczy to, co zrobiłeś, żadnymi słowami i czynami nie będę w stanie tego Ci okazać... 
- Dlaczego mówisz sama do siebie? - podskoczyłam, gdy usłyszałam czyjś głos...
- Słucham? - rozejrzałam się, ale nikogo nie zauważyłam
- Tutaj jestem! - nagle przede mną, nie wiadomo skąd znalazł się młody wilk
- Och... - byłam lekko zdziwiona tym, że jest tutaj ktoś jeszcze o tej porze
- Czemu jesteś taka... wystraszona? - zapytał.
- Po prostu... długo tutaj jesteś? - odpowiedziałam pytaniem na jego pytanie.
- Prawdopodobnie dłużej niż Ty. - odparł.
- Przepraszam, po prostu czasami się zapominam i myślę na głos. - zaczęłam tłumaczyć.
- Nie przepraszaj. - usiadł obok mnie.
Siedzieliśmy chwilę w ciszy. Widać było, że nad czymś dumał, a ja nie chciałam mu przerywać. W mojej głowie jednak zaczęły kłębić się pytania "Kim jesteś?", "Skąd się tu wziąłeś?", "Jak wiele słyszałeś?", "Co sobie o tym pomyślałeś?", "Czy... nie powiesz nic, nikomu?" z rozmyślań wyrwał mnie jego głos. 
- Pierwszy raz Cię widzę. - oznajmił.
- Pewnie to dlatego, że dopiero co dołączyłam do tej watahy. - wytłumaczyłam.
- Pewnie tak... - odparł.
- Jestem Tsunade, ale możesz mi mówić Tsuna. - przedstawiłam się.
- Ja jestem Vinci. - również się przedstawił.
- Miło mi Cię poznać. - odparłam nieśmiało.

Tsunade

Uwaga! Właściciel tej postaci nie odzywał się do nas od dłuższego czasu, w związku z czym zostaje ona oddana do adopcji! Wystarczy, że do nas napiszesz, a postać będzie Twoja!

środa, 2 sierpnia 2017

Walka na Arenie - Yin

Yin postanowił spróbować swoich sił w walce z ognistą żabą fruwającą!


W tym poście znajdują się informacje, które mogą przydać Ci się w walce - przeczytaj je uważnie!



Znalezione obrazy dla zapytania fire frog



OGNISTA ŻABA FRUWAJĄCA - płaz wielkości przeciętnego dzika o niezwykle agresywnym nastawieniu. Potrafi ziać ogniem (co ciekawe, nagromadzony w gardzieli ogień prześwituje przez skórę, sprawiając, że żaba ta jest łatwa do wypatrzenia w ciemnościach), a z grzbietu wyrastają jej skórzaste skrzydła.
Występowanie: Zapomniane Bagnisko

Statystyki przeciwnika: Siła: 70 | Wytrzymałość: 40 | Zwinność: 50 | Moc: 50
HP przeciwnika: 120


Twoje statystyki: Siła: 60 | Zwinność: 70 | Wytrzymałość: 70 | Moc: 25
Twoje HP: 125


WYBRANA ARENA:
Bezkresna pustynia, nazywana też suchym oceanem. Miejsce gorące, suche i nieprzyjazne; ciężko znaleźć tu ślady życia, choć pustynia jest domem dla wielu wyjątkowych stworzeń. W walce możesz wykorzystać między innymi ogromną przestrzeń czy grząskie podłoże.


Wygraj walkę, a otrzymasz 6 PD i 30 Ringów!


Prosimy o wykonanie pierwszego ruchu w komentarzu pod tym postem. Powodzenia!

Od Yin'a


Właśnie miałem ujrzeć otwór do mojej jaskini, gdy nagle usłyszałem radosny głos Shadow. Pobiegłem truchtem. Kilkanaście metrów przed nią zwolniłem, zaczynając się bezszelestnie skradać. Przycupnąłem za nią, oczekując chwilę. Wymierzyłem, obliczyłem i... 
- AAAA! - krzyknęła nie dość, że głośno (aż mi bębenki prawie poszły), to jeszcze śmiesznie (wyobraźmy sobie papużkę, która cały czas kłapie dziobem). Zaśmiałem się tylko. Moje łapy dotknęły jej grzywki.
- Cóż... Swoim krzykiem możesz się nie uchronić. - wyszczerzyłem swoje zęby. Przy wejściu zauważyłem martwego zająca. Świeże mięso, świeża krew. - O! Zając! 
I porwałem go, jednocześnie pociągając Shadow za łapę. Toxic doprawił zająca i odpowiednio go przyrządził. 
- Podano do stołu. - powiedział poważnym tonem. Shadow go spostrzegła. Zmarszczyła brwi.
- Sha... Shadow? - spytałem niepewnie.

Od Shadow


Basior klepnął mnie lekko łapą.
- Gonisz! - krzyknął ze śmiechem. zerwałam się z miejsca, popędziłam za uciekającym wilkiem. Zabawa trwała w najlepsze, byłam tuż za Yin'em, gdy on nagle się zatrzymał, rozczapierzając skrzydła. Za nami była przepaść, nie zdążyłam wyhamować i wpadłam z impetem na basiora, który poleciał do tyłu. Gdyby nie Yin, już dawno leżałabym plackiem na dole. Stanęłam na skraju przepaści, szukając wzrokiem mojego towarzysza. Przed oczami przemknęła mi jakaś postać, serce momentalnie podeszło mi do gardła. Odwróciłam się i ujrzałam uśmiechniętego basiora.
- Yin! -krzyknęłam łamiącym się głosem, podbiegłam do niego i wtuliłam się w jego futro. - Dziękuję...
Bardzo się o niego bałam, z tego wszystkiego poczułam jak z moich oczu ciekną łzy. Rozpłakałam się? 
- Czy... ty płaczesz? -zapytał w końcu, odsunęłam się od niego i obtarłam łzy. Pokiwałam niepewnie głową, nie wiedząc jak basior zareaguje. Bardzo się o niego w tamtym momencie martwiłam, co jest ze mną nie tak? Zadałam sobie to pytanie i poczułam czyjeś spojrzenie na sobie.
- Dlaczego płaczesz? - znowu usłyszałam jego głos. Nie chciałam mu odpowiadać, za żadne skarby...
- Bałam się... o Ciebie. - szepnęłam speszona, gdy Yin patrzył na mnie zmartwiony. Przemogłam się, by mu to powiedzieć. Między nami zapadła niezręczna cisza, którą przerywało tylko moje zduszone łkanie. Znowu wtuliłam się w jego futro. Nie zareagował, tak jakby tego nie zauważył...

***

- Chodźmy. Robi się chłodno. -powiedział cicho, pokręciłam głową. Chciałam zapolować, mieć czas dla siebie i swoich myśli.
- Ty idź. Ja chcę zapolować. - uśmiechnęłam się i nie czekając na odpowiedź Yin'a, odbiegłam w stronę lasu. Jasne popołudniowe słońce było teraz przesłonione przez wysokie drzewa, które dawały cień. Wyczułam woń zwierzyny, był to zając. 
- Idealnie. - szepnęłam i zakradłam się od tyłu do niedoszłej ofiary. Zajączek poruszył uszami, ale zignorował chrupnięcie podłoża, wrócił do spożywania zieleninki. Dzieliły mnie od niego jakieś dwa metry, zbliżyłam się jeszcze trochę i rzuciłam w pościg za ofiarą. Uciekał w popłochu, od najbliższych sekund zależało jego życie. Wygram albo ja albo on ucieknie. Zając opadał z sił, zwolnił kroku, a ja wykorzystałam szansę zaatakowania go. Wbiłam kły w jego kark, poczułam, jak gorąca krew ścieka mi do gardła. Ofiara szamotała się przez chwilę, wypuściłam półżywą istotkę i zagryzłam zęby na jego szyi, pozbawiając go życia. Wróciłam zadowolona do jaskini, gdzie liczyłam, że zastanę basiora. Wypuściłam zwłoki z pyska.
- Yin! Wróciłam! - zawołałam wilka z uśmiechem, mój głos poniósł się echem po wnętrzu jaskini.


Od Deidary - Mój pierwszy dzień

Otworzyłem oczy i głośno ziewnąłem. Pora wstać. Wyszedłem z jaskini, oglądając się dookoła. Warknąłem, ponieważ słońce raziło mnie w oczy. 
- Głupie słońce - burknąłem pod nosem sam do siebie. 
Dokładniej przyjrzałem się okolicy. Przede mną łąka, pole przykryte płachtą czerwonych kwiatów. Nic ciekawego. Kawałek dalej las pełen drzew i krzewów. Też nic ciekawego. Cóż, w końcu to las, a co to byłby za las bez drzew? Nie byłby wtedy lasem. Chyba. 
- Deidara, jakie Ty masz myśli od rana... 
Uderzyłem się łapą w głowę. Postanowiłem pójść nad jezioro. Orzeźwiająca kąpiel dobrze mi zrobi, jestem jeszcze taki śpiący, w dodatku jest tak gorąco. Idąc przez las, zrobiło mi się trochę chłodniej, korony drzew ochraniały mnie przed promieniami słońca. Jedyny pożytek z tych drzew. Jednak wielką wadą dla mnie było to, że siedziało na nich pełno ptaków. A ptaki ćwierkają. Niemiłosiernie tym mnie denerwując. Nienawidzę tych stworzeń. Tylko mi piszczą nad uchem... zdecydowanie od rana nie jestem w najlepszym humorze. Nie wyspałem się. W końcu wyrwałem się z rozmyślań, gdy zauważyłem, że doszedłem do celu. Jestem nad jeziorem. Rozejrzałem się. Nie widzę nikogo. Jednak mój nos mi podpowiada, że ktoś tu się zbliża. Jeśli się nie mylę, jest to jakaś wadera. Nie wiem jaka... ponieważ tak naprawdę prócz alfy, która przygarnęła mnie do tej watahy, nie znam nikogo. Zanurzyłem powoli łapy w jeziorze, chwilę później cały znajdowałem się pod wodą. Wstrzymałem na jakiś czas oddech, po czym wynurzyłem się z wody. Od razu lepiej się poczułem. Usiadłem przy brzegu jeziora i przyglądałem się swojemu odbiciu w tafli jeziora. - Deidara, kim ty właściwie jesteś, co Ty tutaj robisz? I co chcesz osiągnąć? - zacząłem głośno myśleć. 
W końcu nie wiem, jak się tutaj znalazłem, nikogo nie znam. Alfa przyjęła mnie do tej watahy, ale nie wiem, czy inne wilki mnie zaakceptują. Pierwsze wrażenie jest najważniejsze, a z moim charakterem wiem już na starcie, że ciężko będzie wywrzeć na nich dobre pierwsze wrażenie, w końcu ja nawet nie wiem, jakie oni mają wobec mnie intencje, nie mam pojęcia, czy mogę im zaufać. Ale jeśli chcę przeżyć, muszę to zrobić. Sam, na własną łapę, zbyt wiele nie osiągnę. Będę musiał z nimi współpracować. Mimo wszystko. Czuję, że będzie ciężko. Ale ja na pewno jakoś sobie poradzę... poczułem, że obok mnie usiadła jakaś wadera. Nie oderwałem wzroku od tafli jeziora, nic też nie mówiłem. Czekałem na jej krok.

Od Kivuli Moto - Niespodziewany wylew łez

POPRZEDNIA CZĘŚĆ
(GUANYIN TIANHOU)

Powoli otworzyłam oczy, nie mając pojęcia, co się święci. Jedyne, co teraz do mnie docierało, to strużki światła przedzierające się przez korony drzew. Moje ślepka powoli przyzwyczajały się do popołudniowego blasku słońca, jednak powietrze było przepełnione czymś dziwnym, przez co nie potrafiłam w pełni złapać oddechu. Możliwe, że przez rozkojarzenie od razu to do mnie nie dotarło, lecz wiem, czym była owa substancja, z którą nie raz miałam okazję się spotkać.
Para - była to pierwsza rzecz, jaka przyszła mi na myśl. Dziwne ukłucie w sercu przeszyło moje ciało, już i tak sparaliżowane z nagłego strachu. Bałam się odwrócić głowę, czy nawet delikatnie poruszyć łapą. To już miało mnie więcej nie spotkać! Nie teraz!
Przez moją głowę przechodziło wiele myśli, jednak jedna z nich przewijała się najczęściej - ucieczka. Tylko tego pragnęła w tej chwili. Chciałam uciec jak najdalej stąd, lecz coś mi podpowiadało, że to tylko pogorszy moją obecną sytuację.
- Halo? Co ci się stało? - zapytał nieznajomy głos, który i tak nie zwiastował nic dobrego. Po chwili odwróciłam się w stronę nieznajomego, gwałtownie odskakując na bok. Wzrok zastygł mi na jej szklistych oczach, przepełnionych nie bardzo rozumianą przeze mnie empatią. Już dawno nie widziałam, by ktoś patrzył na mnie w taki sposób... Nie! Przecież to jeden z nich, nie możesz im ufać!
- Nic! Idź sobie!!! - odpowiedziałam po chwili na jej wcześniejsze pytanie. Nie mogłam dać się temu złamać, nie teraz...
Smok popatrzył na mnie ze zdziwieniem, powolutku się wycofując ode mnie. Nie wiedziałam, co zrobić. Byłam teraz sam na sam z tą piekielną szkaradą, która nie chciała mi odpuścić. Po chwili ciszy postanowiła się w końcu odezwać pełnym przerażenia głosem:
- J... Ja chciałam tylko pomóc... - wycedziła łamiącym się głosem. Dlaczego ona się bała? Przecież to ja tu jestem ofiarą! To przez tego stwora zemdlałam na środku lasu, a teraz to ona... Nie daj się złamać poczuciu winy Moto - powtarzałam wciąż do siebie tą krótką formułkę, jakby od tego zależało moje życie.
- Proszę! - Moje oczy wypełniły się błękitnymi łzami, których w żaden sposób nie mogłam opanować. Byłam zbyt słaba na takie spotkania, to zdarzyło się za szybko. - Zostaw... mnie.
Ta sytuacja mnie przytłoczyła. Nie chciałam uronić tylu łez, w ogóle nie chciałam doprowadzić się do płaczu. To jednak było jedyne wyjście, na inne w tej chwili nie było mnie stać. Mogłam po prostu stać i płakać, trzęsąc się z obawy przed stworzeniem, stojącym przede mną.
Nim zauważyłam, ono było tuż przy mnie, wyciągając łapę w moją stronę. Mając nadzieję, że to podziała, zaczęłam krzyczeć w jej kierunku:
- Przestań!! Zostaw mnie w końcu w spokoju... - Odepchnęłam szybko jej łapkę, by znów pogrążyć się w melancholii. Smok jednak nie dawał za wygraną, wciąż próbując się do mnie zbliżyć w jakikolwiek sposób. Aczkolwiek - ja też nie byłam osobą, która tak łatwo się poddawała.

Guan? :3

Deidara

Uwaga! Właściciel tej postaci nie odzywał się do nas od dłuższego czasu, w związku z czym zostaje ona oddana do adopcji! Wystarczy, że do nas napiszesz, a postać będzie Twoja!


wtorek, 1 sierpnia 2017

Od Yin'a


Shadow zrobiła maślane oczy. Wstałem, po czym klepnąłem ją łapą.
- Gonisz! - wydarłem się ze śmiechu. Mimo tego, że moje urodziny były już niebawem, to mimo swych lat nadal zachowuję się jak szczeniak. Ale mniejsza. Wadera od razu zerwała się z miejsca próbując mnie dogonić. Już, już mnie doganiała gdy stanąłem, rozkładając skrzydła. Shadow wleciała na mnie niczym rozpędzony jednorożec (tak, jednorożec XD) popychając mnie ku głębokiej otchłani. Tak, właśnie po to rozłożyłem skrzydła, by ona się od nich odepchnęła i wylądowała w bezpiecznym miejscu. Rzuciłem się w głęboki dół. Shadow wychyliła głowę, patrząc, jak mimowolnie spadam w dół. Po chwili mocniej rozłożyłem skrzydła, pióra wypierały powietrze i... poszybowałem w górę tuż przed nosem mojej towarzyszki. Wylądowałem bezpiecznie.
- Yin! - krzyknęła oszołomiona wadera. Podbiegła do mnie i wtuliła się w moje futro. - Dziękuję. 
Na sierści poczułem jakby łzę... Czyżby Shadow zaczęła płakać? Dlaczego? Moje myśli znów zaczęły się kłócić.
- Czy ty płaczesz? - spytałem w końcu.