Bardzo chciałam pójść już do siebie. Basior coraz bardziej działał mi na nerwy. Nigdy nawet nie słyszałam o tak wrednej i chamskiej osobie...
I to ja muszę mieć z Nim do czynienia ! Nie cierpię go. - Pomyślałam.
Ruszyłam więc przed siebie, a dokładniej w stronę mojego domu. Zaskoczył mnie jednak Vinci, który zaczął mnie przepraszać. Ba ! To było błaganie o "wybaczenie". Tak nagle by się zmienił ? Nie. Sądzi chyba, że jestem zwykłą, głupiutką wilczycą. Oczywiście, to nie prawda, ale czemu i ja nie mogłabym poudawać kogoś innego ? Jak się bawić, to na całego, a więc po chwili protestów i darcia się na niego, przyjęłam przeprosiny. Następnie padła propozycja, żeby udać się nad jakieś jezioro. Jezioro Marzeń, przy którym byliśmy, raczej nie nadawało się do pływania. Brzegi były skaliste i wysokie, a tuż przy powierzchni wody widać było skały. Nie chciałabym w taką uderzyć pływając. Dlatego udaliśmy się do mniej znanego jeziora w środku lasu.
***
W końcu dotarliśmy do wody. Basior dalej bawił się w "grę", więc i ja nie zrezygnowałam. Jednak wilk mnie zaskoczył. Zrobił dla mnie coś naprawdę fajnego i uszczęśliwił mnie... Może, jakbym nie wiedziała, że to ta zabawa, to byłabym w niezłym szoku. Potem on również wszedł do wody i zaczął iść obok mnie.
- Jednak umiesz być miły, Vin ! - Powiedziałam najmilej, jak potrafiłam. Użyłam zdrobnionej formy Jego imienia, żeby jeszcze to podkreślić. Vinciego wzdrygnęło, kiedy usłyszał moje słowa.
- Dobrze usłyszałem ? - Uśmiechnął się sztucznie. - Vin ? - Dodał, mając śmiech, na końcu języka.
- Tak. Jeśli nie chcesz, to nie będę zdrabniała Twojego imienia. - Powiedziałam z troską. On parsknął już po cichu.
- Nie przeszkadza mi to. - Stwierdził poważnie. Znowu udało mu się opanować. - A jest jakieś zdrobnienie od Twojego imie...nia ? - Parsknął z lekkim śmiechem w środku słowa "imię". Znowu bardzo mnie to zdenerwowało i zawstydziło. Zawsze wiedziałam, że moje imię jest... Dziwne, ale nigdy nie pomyślałam o tym, że z takiego powodu mogę być wyśmiewana.
- Luna. - Odparłam ze zirytowaniem. - Nie chce mi się już grać w Twoją durną grę. - Warknęłam i znowu zawróciłam w stronę jaskini... Choć nie do końca widziałam, gdzie jest.
- Cooo ... ? - Zatkało go. - Jak to możliwe, że Ty o tym wiedziałaś ?! - Spytał ze zdziwieniem i zaciekawieniem.
- Nie jestem tak głupia, za jaką mnie masz. - Odparłam, nie zatrzymując się. - A po za tym, jesteś słabym aktorem. - Zaśmiałam się chamsko. Basior warknął na mnie, ale zostawił w spokoju.
***
- W końcu mogę pójść do domu ! - Krzyknęłam uradowana, będąc już daleko od Vinci'ego. Położyłam się na trawie i zaczęłam turlać po niej jak głupi szczeniak. Jednak wtedy usłyszałam dość głośny szelest w trawie. Zerwałam się natychmiast i nadstawiłam czujnie uszy. Obracałam co chwilę głową, jednak niczego nie słyszałam. Wyczułam jakieś stworzenie niedaleko mnie. Większe ode mnie... Ale to nie jeleń czy dzik, bo nie czułam żadnego zapachu...
- Vinci... ? - Spytałam nie pewnym głosem. - To... To Ty ?? - Dodałam z przerażeniem. Jednak nikt nie odpowiadał. Miałam nadzieję że to on, ale wtedy zobaczyłam powoli wysuwającego się zza zarośli Matykorę. Nie dowierzałam. Zamurowało mnie. Szybko zaczęłam się zastanawiać, co robić. Potwór jedynie mnie obserwował, a ja nadal stałam jak skała. Zaczęłam mieć nadzieję, że mnie zostawi. Myślałam, że mnie nie widzi skoro nie atakuje, jednak po chwili rzucił się na mnie całym sobą, a ja błyskawicznie zaczęłam biec w stronę, z której przyszłam. Za sobą słyszałam jedynie jak potwór biegnie za mną i ryczy co chwilę. Miałam być chyba Jego dzisiejszym obiadem...
Potwór drasnął mnie pazurami, kiedy zwolniłam z braku sił. Wtedy jeszcze bardziej osłabłam. Jednak nie poddawałam się i ostatkiem sił przyspieszyłam. Dotarłam wreszcie. Jednak Vinci'ego tam nie było, a kawałek za mną było już słychać bieg Mantykory. Bez dłuższego zastanowienie rzuciłam się w głąb jeziora.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zachęcamy do komentowania!