niedziela, 10 grudnia 2017

Od Vinci'ego - Kłopoty


Gdy Wilczyca uciekła, ja tylko usiadłem na brzegu i ją obserwowałem. Musiałem ją jednak źle ocenić, ona była na prawdę chytra i bystra. Nie to, co inne wilczyce, które tylko chichotają i machają zalotnie ogonami. 
Laguna jest zupełnie inna niż reszta. 
- Ciekawe, czy znajdziesz swoją grotę...-powiedziałem 
Ruszyłem leniwie w przeciwną stronę, mam teraz ochotę się wyspać i że by mi nikt ani nic nie przeszkodziło. 

Byłem już w połowie drogi, gdy poczułem dziwny dreszcz przeszywający moje ciało. 
Zatrzymałem się i zacząłem nasłuchiwać. 
Mój słuch w ogóle nic nie odbierał. 
Zacząłem iść spokojnie dalej, gdy po paru krokach znowu dreszcz się powtórzył. 
- Co u diabła? - Zirytowany przystanąłem i obróciłem się w tamtą stronę
I znowu nic nie zobaczyłem ani nie usłyszałem, ale tym razem postanowiłem użyć swojej czarnej magii, żeby wyczulić swój słuch. 
Skupiłem się na tym i w tym samym momęcie usłyszałem jak ktoś wskakuje do wody. Po szybkim oddechu i delikatnym popiskiwaniu zorientowałem się, że to Luna.
Zdziwiłem się jej zachowaniem gdy nagle usłyszałem głośny ryk i skok do wody. 
Jakieś ogromne stworzenie wpadło i goniło Lunę. 
- Cokolwiek to jest, dzisiaj zakończy swój żywot... - warknąłem i ruszyłem pędem ratować Wilczycę.
Czarną magią pomogłem sobie biec jeszcze szybciej. 
Po chwili wypadłem nad jezioro i mnie zamurowało. 
Nie było widać Laguny, za to w jeziorku rzucała się wściekła Moyandra (jak źle napisałam to wybaczcie).
- W mordę jeża....-syknąłem- Ej Ty tam !! 
Zawołałem, żeby zwrócić na siebie uwagę. 
Muszę odwrócić jej uwagę od Luny. 
- Jesteś taka wolna, że mnie nie dogonisz !-zacząłem się śmiać, na co potwór z rykiem rzucił się w pogoń.
Wiedziałem, że w walce sam na sam nie dam rady, jestem jeszcze zbyt słaby do tej karykatury. 
Czułem na plecach jej oddech (dosłownie), nawet moja czarną magią niezbyt mi pomagała. 
Lawirowałem pomiędzy drzewami, gdy nagle łapa tego stwora podcięła mi nogi, a ja upadłem i poturlałem się na jakąś ścieżkę. Podniosłem się od razu i ruszyłem za drogą.
Niestety okazało się, że to ścieżka pułapka, nie miałem dokąd uciec, a jedynym wyjściem było zagrodzone przejście przez tego stwora.
- Cholera... - jęknąłem, bo znałem swoje marne położenie - Czyli tak zginę ??
Niewiele myśląc, rzuciłem się w wir bitwy, gryzłem, szarpałem, ale to na niewiele się zdało. 
Moyandra parę razy rzuciła mną o ziemię tak mocno że traciłem dech w piersi. 
Cały czas się nie poddawałem, jeżeli ja miałem zginąć, to pogrzebię razem ze mną tą bestie. 
Rzuciłem się po raz kolejny, ale chybiłem i ostre kły wbiły się w moje ciało, przebijając skórę i mięśnie łamiąc dwa żebra. 
Ból zamroczył mi oczy i teraz po prostu już się poddałem. 
Wiadomo, coś tam jeszcze próbowałem zdziałać, ale to już kropelka w morzu....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zachęcamy do komentowania!