środa, 14 marca 2018

Od Nefertete - Przyjaciel czy wróg?


Falcon w duchu dziękowała Amonowi, że pozbyła się Ginger. Dłuższe przebywanie w jej towarzystwie powodowało dyskomfort psychiczny. Zadawała pytania, a mimo to wciąż się jej bała w dodatku była tak przywiązana do swojej ukochanej watahy, że nie potrafiła myśleć racjonalnie po opuszczeniu jej terenów. Nef nie miała ochoty niańczenie, tej jakże niewychowanej i pozbawionej dobrych manier wadery. A najgorsze było to jej niezdecydowanie i widok walczących ze sobą myśli hybrydy. Jakby chciała zapytać, a potem nagle się wycofywała. 
Zamierzała wrócić do tuneli i zamknąć się w nich na parę dni, jednak musiała uzupełnić zapas swojego pokarmu. Nie miała najmniejszego zamiaru wykonywać poleceń Ferishii co do pilnowania granic. To godziło wręcz w jej dumę wilkora, z czego alpha doskonale zdawała sobie sprawę, nie zamierzała więc jej za do "karać" czy wyrzucić. Równie dobrze mogłaby nie dołączać do społeczności i żyć zaraz za jej granicami, ale chciała mieć czyste sumienie i przy okazji przykrywkę. Nikt z jej rodu, a tym bardziej Ven. Nie uwierzyli by, że dołączyła, do watahy zwykłych wilków. 

Uzbrojona w kilka niewielkich fiolek Nef kierowała się w stronę przeciwną do terenów watahy, wprost do niewielkiego lasu i położonego w nim strumienia. Potrzebowała jedynie 4 probówek cennej krwi, aby spokojnie przeżyć. Z daleka czuła zapach gnieżdzących się tam potworów. Ich terytorium, nie wykraczało poza drzewa, nie cierpiały słońca a chowanie się w cieniu drzew, ułatwiało im życie. 
Jednak pośród odoru chimer, wyczuła coś znacznie... mniej splugawionego. Czystą duszę. A dokładniej zapach półsmoka. 

- Co ona tutaj robi? - warknęła pod nosem, przeklinając Amona i ruszyła wręcz biegiem śladem hybrydy. 

Weszła na tereny lęgowe stworzeń i przemknęła niezauważona obok gniazda. Z oddali słyszała szum wody i ciche powarkiwania. Musiała zmienić położenie i to jak najszybciej. Jej pozycji nie sprzyjał wiatr i ustawienie drzew. Stanęła po zawietrznej stronie. Mieszanka zapachu Gi i jednej... nie, dwóchChimer dosięgnęła jej czułego węchu, prowadząc ją wprost do celu.
Dostrzegła białą waderę, nieświadomą faktu, że jej przeciwnik nie był sam. 

Nie zastanawiając się nad tym co robi, Nefertete wyskoczyła z oddzielających ją od wadery zarośli, zaraz za stojącą, płaczącą z przerażenia wilczycą. 
- Czyś ty kompletnie postradała zmysły? - wilkor wysyczał przez zęby. - Jak można być tak głupim, żeby wejść na ich tereny dobrowolnie? Co ty w ogóle tutaj robisz, co? 
Biała odwróciła się do niej przodem i zaczęła jąkać coś nieskładnie. 
- Przestań, nie chce nawet tego słuchać. - Nefi przetarła pysk łapą. 

Wilkor nie miał ochoty na walkę, a tym bardziej w obronie półsmoka. Wszelkie tego typu gesty były jej obce i nienaturalne. Wręcz uwłaczające. Najzwyczajniej w świecie ogłuszył wilczyce, uderzając w tył głowy jednym precyzyjnym ciosem. Nieprzytomna wadera upadła na ziemię z głuchym odgłosem i zaskoczeniem w oczach.

Falcon patrzyła na nią chwilę i przeniosła spojrzenie na wychodzącą z krzaków Chimerę. Była zmuszona użyć swoich umiejętności. 
Zmaterializowała niewielki sztylecik i przecięła swoją łapę, następnie przycisnęła ją do ziemi pozwalając by krew wsiąkała w grunt. Wraz z pierwszą wypływającą kroplą opuściła swoje ciało i zaczęła patrzeć na wszystko oczami trzech potworów w jednej chwili. Manipulacja przyszła jej bez problemu. Wystarczyła odpowiednio mocno naciskać na chęć powrotu do leży i wywołanie zewu potomstwa, by pozbyć się przeciwników. Uzupełnianie zapasów ich krwi, musiała przełożyć na inny dzień. 
Przywróciła sobie wzrok i znużona wzięła na plecy, po raz kolejny dnia dzisiejszego, białą. 

- Będziesz się gęsto tłumaczyć. - mruknęła pod nosem i ruszyła powoli w stronę najbliższego wejścia do tunelu. Pomyślała nawet przez chwilę, by nauczyć Ginger walki z tymi istotami, a może i pomóc jej opanować smoczy ogień, jednak odgoniła te myśli. Nie miała na to czasu, w dodatku, podejrzewała, że jej towarzyszka, zwyczajnie nie chciała pomocy Nef.

Będąc już pod ziemią, znalazła pierwszą wolną komnatę, będącą sypialnią dla gości o skromnym wystroju. Łóżko, komoda, parę lampek, niewielki fotel i okrągły stolik. Zrzuciła ciężar na miękki materac i zmaterializowała misę wypełnioną krystalicznie czystą wodą. Postawiła ją obok, wiedząc, że wadera będzie jej potrzebować, gdy już się ocknie i zwyczajnie wyszła, zostawiając ją.

Przechadzająca się tunelami wadera uznała chwilę wytchnienia od półsmoka jako dobry moment, by zmyć z siebie zaschniętą krew. Widziała wielokrotnie obrzydzenie w oczach Kivuli, musiała więc zachować pozory normalności. Swoje kroki skierowała do komnaty na samym końcu długiego korytarza. Ogromna sypialnia, równie ludzka co reszta pomieszczeń. Chłodne odcienie ścian, niewielkie lampki rozwieszone w strategicznych miejscach, nadające pomieszczeniu tajemniczości i uroku. Duże łóżko, za duże nawet na ludzkie standardy stało w centrum na wprost drzwi. 
Falcon minęła je i udała się do łazienki. Ogromna wanna, wbudowana w ziemię, po chwili zaczęła napełniać się wodą. Lodowatą i można by pomyśleć, nieprzyjemną. Jednak nie dla wilkora. Kąpiel w temperaturze przewyższającej temperaturę ciała tych istot zwyczajnie sprawiała im dyskomfort. Jak można było się zatem domyślić, ich organizm był zupełnie inaczej przystosowany do środowiska niż ten, zwykłych wilków. Pracował w niskim zakresie temperatur, nie przekraczającym 7 stopni na plusie. Najwytrwalsi wojownicy, potrafili obniżyć temperaturę ciała do około -33 stopni. Nef jednak w zupełności wystarczała umiejętność kontroli organizmu na tyle, by utrzymać ją na stałym poziomie -9 stopni. 
Dodana do wody substancja, hamowała jej zamarzanie i powodowała utrzymanie się niskiej temperatury. 

Czarna wadera weszła do wanny i zanurzyła się. Niezagojone blizny dawały się we znaki, piekąc i reagując z olejkami zapachowymi. 
Wilkor mruczał pod nosem w języku demonów. Xeraficki, stał się dość niedawno jej drugim dialektem, a wszelkie inkantacje, przychodziły jej z zadziwiającą ją samą, lekkością. Dokładnie oczyściła rogi z krwi i nałożyła na ranę między nimi, mieszankę ziół. 
Po chwili czysta woda przybrała kolor ciemnej czerwieni, a gdy uczucie czystości przeszyło Sokoła, wyszła z balii i ociekając, poszła z powrotem do komnaty, w której zostawiła Kivuli Moto. Po drodze część wody zdążyła spłynąć z niej, zostawiając mokrą ścieżkę. Nie przejęła się tym. System grzewczy i kimatyzacyjny, oraz założona elektryka i pełna automatyzacja, dbały o suchość pomieszczeń utrzymując stały poziom wilgoci. 

Gdy Nefertete weszła do komnaty, mruknęła parę przekleństw w swoim języku i otrzepała się zrzucając resztki cieczy. Usiadła na fotelu naprzeciwko łóżka i wpatrywała się w wilczycę, czekając aż ta raczy się obudzić. Nie miała zamiaru prawić jej kazań, wiedziała, że ta jak tylko się obudzi, wyśpiewa wszystko. Choćby pod groźbą śmierci. Chciała wiedzieć co tam robiła i dlaczego zmieniła kurs nie idąc do watahy, tylko zmieniając kierunek na zupełnie przeciwny. Zaciekawiła ją, równie mocno co irytowała swoją lekkomyślnością.

< Kivuli? jakość tragiczna, ale tracę wenę :cc >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zachęcamy do komentowania!