Ułożyłem się na swoim legowisku i zamknąłem ślepia, jednak nie pozwalałem sobie zasnąć, żeby pozostać ciągle czujnym. Był to też mały sprawdzian mojej silnej woli.
Pół nocy przeleżałem w jednej pozycji, słuchając odgłosów nocy i miarowego oddechu Minho, gdy nagle w głosie lasu zabrzmiała jedna fałszywa nuta - trzask łamanej gałązki niedaleko mojego mieszkania.
Cały wysiłek włożyłem w to, żeby nie drgnąć nagle, nerwowo, tylko powoli otworzyłem oczy i wstałem. Spojrzałem na wejście do jamy - noc była ciemna, czyli księżyc skrył się za chmurami. Same cienie.
Wychyliłem się delikatnie, by poszukać wzrokiem intruza. W ciemności ledwie dostrzegłem ciemny kształt, który sunął powoli i bezszelestnie w stronę mojego domu. Kierował się prosto na wejście, więc zapewne wiedział gdzie musi iść.
Westchnąłem cicho i wstąpiłem w cień, spływając powoli mrokiem za owego intruza. Gdy pojawiłem się, stworzenie zatrzymało się i obróciło łeb. Wzdrygnąłem się, ponieważ w ciemności dostrzegłem kontury dużego ptaka, który miał rozłamany dziób, gdzieniegdzie prześwitywała skóra biała skóra zamiast piór a jedno ze skrzydeł znajdowało się pod nienaturalnym kątem w stosunku do reszty ciała.
- Fuj - wycedziłem. Ptak zabulgotał coś, co chyba miało być jakimś krakaniem, czy coś, i rzucił się w moją stronę, kłapiąc zniszczonym dziobem. Odrzuciłem owo coś uderzeniem łapy i usłyszałem chrupnięcie łamanego kręgosłupa, lub choć kości.
Stworzenie poleciało jakieś dwa metry i upadło w liście. Nie chciałem nawet sprawdzać co to jest, więc szybko wstąpiłem w cień i znalazłem się w swojej jaskini z powrotem.
Zamiast położyć się na legowisku, usiadłem tuż przy wejściu do jamy i siedziałem tak do rana, nasłuchując i wypatrując czegokolwiek. Na całe szczęście, aż do świtu nic już nas nie nękało, a ja przy pierwszych promieniach słońca zdrzemnąłem się na kwadrans, wciąż w pozycji siedzącej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zachęcamy do komentowania!