poniedziałek, 5 marca 2018

Od Kivuli Moto - Konfrontacja z bestią

 
Kivuli zdawała sobie sprawę, że jej towarzyszka z każdą kolejną sekundą oddala się od niej coraz bardziej. Łapy wilkora mocno wbijały się w ziemię, pozostawiając po sobie głębokie ślady. Wiatr owiewał jej kruczoczarne futro z każdej strony, zmywając z ciała wadery pozostałości po zeschniętej krwi. Nie obejrzała się ani na chwilę za swą kompanką - zebrała wszystkie potrzebne informacje i prawdopodobnie chciała się w końcu odciąć od "problemu", który tylko by jej przeszkadzał. Moto też wiedziała, że ta znajomość jest całkowicie toksyczna. Pragnęła oddać przysługę Nef i nie wchodzić jej już nigdy więcej w drogę, gdyż to mogłoby tylko sprowadzić na nią klątwę lub (co gorsza) natychmiastową śmierć od jednej z jej trucizn. Oczywiście, chciała się o niej czegoś dowiedzieć, lecz nie miała zamiaru więcej jej usługiwać, by poznać kilka informacji. To było zbyt ryzykowne, a ta relacja na pewno by go dużo przysporzyła (bynajmniej w takim, a nie innym przekonaniu żyła wilczyca).
Moto rozejrzała się, poszukując miejsca, jakie przed momentem wskazała wadera. Miała nadzieję, że gdy wkroczy na tereny swej watahy nikt nie zauważy jej kilkugodzinnej nieobecności, a już na pewno nie alfa stada. Chciała w końcu poczuć ciepłe powietrze nadchodzące od granic, kompletnie różniące się od tego poza nią - zimne i całkowicie ostre. Nie spodziewała się, że tak będzie jej brakować Świetlistego Lasu i pobliskiego jeziorka ze słodkawą wodą, którą chłeptała litrami po każdym wyczerpującym dniu w pracy skrytobójcy. Ach! Było to zawsze, jak spełnienie marzeń po całej dobie biegania wkoło Nerthveny, nie będącej wcale małą krainą. Nie, żeby to w większym stopniu przeszkadzało hybrydzie, ale czasem miała po prostu ochotę uciec od typowego dla niej stylu życia i pobiec wprost przed siebie. Tak, by nikt (włącznie z nią samą) nie wiedział, gdzie ona tak naprawdę się znajduje. Chyba czytam za dużo ksiąg, o przygodowej tematyce, pomyślała cicho chichocząc z samej siebie, pierwszy raz od dłuższego czasu spoglądając przed siebie - nic prócz śladów łap nie pozostało po jej dawnej towarzyszce. Nie zastanawiając się dłużej zrobiła parę kroków w tył i szybkim kłusem pognała na wschód.
Z każdym mijanym metrem widziała obok siebie coraz więcej znanych jej już widoków - góry usytuowane w oddali, na które nikt nie ma odwagi wejść, lasy tak szerokie, że nie lada wyzwaniem byłoby zmierzenie ich wszerz oraz gigantyczne wodospady, uchodzące za miejscową atrakcję dla nowych członków watahy. Były to tylko nieliczne z miejscowych dóbr, lecz równie piękne i niepowtarzalne jak pozostałe. Moto uwielbiała przebywać na świeżym powietrzu wśród tych rozległych krajobrazów, aczkolwiek zawsze po spojrzeniu na nie rodziła jej się w głowie pewna myśl, o której za wszelką cenę starała się zapomnieć. Nie chciała rozpamiętywać przeszłości, lecz sama obecność tutaj dokuczliwie jej o tym napomykała. Widok szczęśliwych wilków zamieszkujących na terenie watahy, panorama, a także wiedza o tym, iż smoki mają dostęp do większości terenów krainy, w jakiej pomieszkiwała - to w większości składało się na jej bezustanne przygnębienie. Pragnęła zapomnieć, lecz chciała też pamiętać.
Zanim zdążyła się obejrzeć znajdowała się tuż przy bramie, która miała być dla niej przepustką do spokojnego życia, nieusłanego też zanadto różami. Wodziła po niej wzrokiem, nie mogąc wyciągnąć w jej stronę choćby łapy - w tym momencie nagle zaczęła się poważnie wahać nad tym, czy jej decyzja (choć najbezpieczniejsza) była na pewno prawidłowa. Spuściła łeb delikatnie w dół, nie chcąc wywołać nawet szelestu liści, znajdujących się pod jej obolałymi opuszkami. Przyglądała się podłożu na którym stoi, konkretnie nie wiedząc, czego tak naprawdę tam szuka. Jej myśli krążyły teraz wokół Nefertete, opowiadającej jej o tych wszystkich rzeczach, których zdołała się dowiedzieć podczas licznych obserwacji, aczkolwiek zatrzymała się na jednym zdaniu, przez nią wypowiedzianym: "jesteś drugim pół smokiem jakiego spotkałam". Drugim, powtórzyła w myślach Kivuli, odwracając się w stronę zachodzącego słońca, czy gdybym została, mogłabym dowiedzieć się czegoś na jego temat? Moto jeszcze raz tylko spojrzała na bramę i już dobrze wiedziała, jaki wybór będzie tym koniecznym, a jednocześnie najbardziej pożądanym. Tak, to na pewno musiało się źle zakończyć.
Oddech wadery przyspieszył, gdy tempo poruszania się wzrosło do galopu. Pragnęła z całej siły wierzyć, że to, co teraz robi jest dla niej i dla jej zdrowia całkowicie dobrym rozwiązaniem, aczkolwiek nie potrafiła na dłużej oszukiwać siebie samej. Do jej oczu napłynęły łzy, mieniące się w blasku słońca,  momentalnie zaczynając spływać po policzkach mieszańca. Kolejny raz odsuwała od siebie miejsce, które zdążyła pokochać, w którym miała tyle przecudownych wspomnień. Przestała to już odbierać, jaką skromną ucieczkę, niemającą żadnego znaczenia, lecz teraz myślała o tym, jak o zdradzie. Było to pierwsze słowo, nasuwające jej się na myśl w chwili, gdzie postanowiła uciec od miejsca zamieszkania, jak we wszystkich fantastycznych powieściach (a przynajmniej jak w tych, które miała przyjemność kiedyś przeczytać). Wiedziała także, iż dobrze robi - będzie mogła dowiedzieć się rzeczy o niej samej.

Wilkowi powoli zaczęło brakować tchu po bezustannym biegu. Jej ciało było całkowicie wyczerpane, a kolejne mięśnie odmawiały współpracy, jakby to od nich zależała wola organizmu. Na pysku hybrydy malowało się zmęczenie, spowodowane brakiem dłuższego snu lub drzemki od jakiegoś czasu. Mimowolnie (jakby to nie ona postanowiła to zrobić) jej cielsko padło na ziemię całe zgrzane, nie mogące wytrzymać nadmiernego wysiłku. Łaknęła teraz niemiłosiernie dawki odpoczynku, jakiej mógłby dać jej ten chwilowy postój. Nie miała zamiaru zostawać tu dłużej niż godzinę - nie chciała sprowadzać na siebie dzikich zwierząt, zamieszkujących tutejsze puszcze, ale i zbytnio wydłużać podróży (i tak prowadzącej, jak na razie donikąd). Z własnego doświadczenia wiedziała, iż samotne wyprawy po lesie nie przynoszą nigdy dobrych skutków, a więc i nie zamierzała powtarzać swoich przeżyć z przeszłości - gdy o mało co nie udało jej się zginąć. Tak, gdyby nie Lazurowe Róże, to nie wiadomo, co by się stało.
Szybko zakończyła swoje przemyślenia, nagle czując nieustanną chęć pragnienia. Jej język był już od dawna wysuszony, jednak starała się o tym nie myśleć, gdy miała ważniejsze sprawy na głowie. Jednakże teraz, gdy miała już wolną rękę nie mogła po prostu zlekceważyć odczuwającego coraz bardziej uczucia, towarzyszącego jej przy każdym przełyku śliny. Z niemałym bólem postanowiła się podnieść, by w miarę swoich możliwości znaleźć choć nieduże źródełko wody, co raczej w lasach nie powinno być szczególnie kłopotliwe. Zawsze znajdzie się gdzieś rzeka przepływająca przez sam jego środek, nawadniająca wszystkie rośliny żyjące wokół. Nawet teraz, gdy nie znała pobliskich terenów zadecydowała zdać się na swoją orientację w terenie (która przy zawodzie skrytobójcy musiała być naprawdę dobrze rozwiniętą umiejętnością). Przecież to nie jest niewykonalne, pomyślała, po czym zwróciła głowę w stronę otaczających ją gęstwin, jednak widok, który ujrzała kompletnie ją zmroził.
Dwa, żółtawe mieniące się ślepka spoglądały na nią z niemałą ciekawością. Postać nie wynurzała się spoza swojej kryjówki, aczkolwiek wyraźnie wyczuwając, iż hybryda je zobaczyła nie pozostało mu nic innego, jak tylko ukazać się przedstawicielowi innego gatunku. Stworzenie wykonując krok w przód wyłoniło z cienia masywną łapę, mogącą powalić Kivuli jednym zamachnięciem. Jego korpus nadal ukrywający się pod osłoną mroku można było łatwiej dostrzec, przez co wilczyca mogła spokojnie przeanalizować wygląd i posturę swojego przeciwnika. Potwór nie przypominał z żadnego jej wcześniej znanych - cielsko było pokryte grubymi warstwami brudnego futra, podczas gdy pod nim znajdował się mocny pancerz. Łeb na pierwszy rzut oka wyglądał jak ten lwi, aczkolwiek analizując dalsze partie ciała można było od razu wykluczyć tą opcję. Z grzbietu bestii wyłaniały się dwa nietoperze skrzydła, pozwalające jej na uniesienie się oraz patrząc na tył zamiast typowego ogona dało się dostrzec kolec jadowy należący do skorpiona. Stworzenie na pewno nie należało do przyjaznych, co potwierdzały kolejne kroki w stronę Moto. Wilczyca starała się szybko wycofać, jednakże jej trud poszedłby na marne - nie miała jakichkolwiek szans z potworem.
Ze ślepek zaczęły wypływać jej słonawe łzy, a chociaż nie była wierząca zaczęła natychmiastowo odmawiać paciorek. Wiedziała, że próba walki przyniosłaby jej śmierć, a więc i nawet nie chciała marnować swych sił. Czekała na to, aż istota wykona pierwszy (a może i nawet ostateczny) ruch. Traciła całe swoje nadzieje, wycofując się do tyłu, gdy do jej nozdrzy dotarł znajomy zapach, przesiąknięty zaschniętą krwią.
Nef.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zachęcamy do komentowania!