środa, 30 listopada 2016

Od Ferishii

(c.d. Sethi'ego)

Leżałam w kałuży krwi, która nie mogła należeć do nikogo innego, jak do mnie samej. Każde kolejne uderzenie serca było coraz słabsze, coraz mniej pulsującej, ciepłej posoki opuszczało moje ciało. Świat powoli zasnuwał się ciemną mgłą, obrazy i dźwięki przestawały mieć dla mnie znaczenie.
A w końcu nie było nic.
Pierwszy ustąpił ból. Zdałam sobie sprawę, że opuścił mnie dokładnie w momencie, w którym straciłam nadzieję na przeżycie. Zupełnie tak, jakby chciał oszczędzić mi bólu fizycznego.
Ból psychiczny trwał jednak przy mnie. Nie mogłam pozbyć się smutku, złości i wielu innych negatywnych uczuć. Choć z jednej strony miałam świadomość, że nie mogłam nic więcej zrobić, by uratować Sethi'ego, watahę, a może i nawet cały świat, poczucie winy i tak mnie nie opuszczało. Aż żałowałam, że nie czuję już otwartych ran, połamanych żeber, że nic nie może odciągnąć uwagi od bólu, który czuła moja dusza.
Znalazłam się w krainie ciemności. Chociaż ciężko mi powiedzieć o znalezieniu się gdziekolwiek w sytuacji, w której nie miałam już ciała. Leżało martwe po "drugiej stronie". Wzdrygnęłam się, gdy tylko o nim pomyślałam. Zapewne niedługo nadlecą kruki, by pożywić się świeżym mięsem. Ta wizja nie podnosiła mnie na duchu. Próbowałam wmówić sobie, że nie ma to już znaczenia; tu, w zaświatach, byłam tylko bezradną duszyczką.
Otaczający mnie świat wyglądał dość przygnębiająco. Wszystko było tu ciemne, nawet płomienie lamp oliwnych dawały nienaturalnie słabe światło. Podziemie pozbawione było kolorów, dominowały tu czerń i szarości. Z każdego przedmiotu unosiły się obłoczki szarej pary.
Ustawiłam się w kolejce, w której stali inni tacy jak ja. Zaobserwowałam, że podziemie nie zna podziału na rasę, płeć, wiek. Wszyscy wyglądaliśmy tak samo; niewyraźne obrazy, będące jedynie cieniem dawnych nas.
Czytałam trochę o wierzeniach starożytnych Egipcjan. Wszystko wskazywało na to, że w ich wizji zaświatów było ziarnko prawdy. Każdy duch kolejno ustawiał się na szali wagi, by przejść Sąd Ozyrysa. Widziałam, jak Ammit, demon z głową krokodyla, tułowiem lwa i zadem hipopotama, pożera kilka dusz. Miałam nadzieję, że mnie nie czekał taki los, choć wiedziałam, że szansa na to, że nie zostanę zjedzona przez tego potworka, jest bardzo niewielka. Jakoś ciężko mi było uwierzyć, że Ozyrys pozwoli mi żyć w JEGO zaświatach.
W końcu nadeszła moja kolej. Ustawiłam się na jednej z szal, wbiłam wzrok w pióro. Waga nawet nie drgnęła. Zdałam test. Zadowolona zeskoczyłam z wagi. Mimo tego, przede mną pojawiła się sylwetka Ozyrysa, połączona nicią ze światem żywych. Ozyrys ciągle znajdował się na terenach Nerthveny, jedynie jego cząstka przybyła do zaświatów.
- Nie tak szybko, młoda damo. Idziemy na sąd. Tak. Widzisz... mało brakowało, a przeważyłabyś tę szalę. Musimy o tym podyskutować - uśmiechnął się do mnie szyderczo i pstryknął palcami. - Anubisie, zaprowadź ją proszę do sali rozpraw.
Ozyrys zniknął, a z ciemności wyłonił się czarnofutry szakal. Anubis.
- Chodź ze mną - rozkazał. 
Niechętnie ruszyłam za tym bogiem. Cały czas nie mogłam uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Szliśmy bez słowa wzdłuż wyłożonego ciemną cegłą korytarza. W pewnym momencie Anubis skręcił w boczną alejkę, a ja posłusznie podążyłam za nim. Zdałam sobie sprawę, że znaleźliśmy się w niewielkim pomieszczeniu.
- Wyciągnę cię z tego - oznajmił Anubis. - Musisz tylko mi zaufać. O, i dać się zabić, to też. Jesteś naznaczona przez Najwyższych. Twoja dusza nie może tak po prostu zniknąć. 
- Czekaj, co? Jakich najwyższych?! - Zapytałam. Sposób, w jaki się do mnie zwracał, nie pozwalał uwierzyć mi, że jest prawdziwym bogiem, stwierdziłam więc, że podczas rozmowy będę traktować go jak kogoś równego.
- Och, czyli ty... nie wiesz? Najwyżsi. Najstarsi. Prawdziwi bogowie... 
- Ty nie jesteś prawdziwym bogiem? - Przerwałam mu. Tego było dla mnie za wiele jak na jeden dzień: dowiedzieć się, że egipscy bogowie są prawdziwi, umrzeć, trafić do egipskich zaświatów i tam dowiedzieć się, że jednak prawdziwi nie są. Taa...
- Och, nie - uśmiechnął się półgębkiem. - Chociaż to zależy, jak na to spojrzeć. Ludzie wierzą w wiele rzeczy. Grecy mieli cały panteon bogów olimpijskich, Aztecy wierzyli w inne nadprzyrodzone istoty, a Egipcjanie wymyślili nas. Tak, wymyślili, zapisywali nasze imiona na piśmie, mówili o nas wnukom. To nie mit, że kłamstwo powtarzane wiele razy staje się prawdą. Żyjemy dzięki wierze ludzi. Prawdziwi bogowie nigdy nie pokazali im swojego oblicza. Ukazują się tylko nielicznym. Nawet ja ich nie widziałem, mocą nie dorastam im do pięt.  A ty... Ty masz w sobie cząstkę ich boskości. Nawet ja nie potrafię tego dokładnie wytłumaczyć. O, i... ech, przechodzimy chyba do tej części, w której muszę cię zabić. Wybacz mi, proszę.
Nie protestowałam. Nie przeszkadzało mi, że umrę z jego rąk, wiedziałam, że Ozyrys wydałby na mnie podobny wyrok. Czarny szakal rzucił się na mnie, jego kły i pazury rozszarpały moją duszę na strzępy.
*
Otworzyłam oczy. Klatka piersiowa poruszyła się, desperacko łapiąc pierwszy oddech. W pysku czułam smak zaschniętej krwi. Wciąż leżałam w szkarłatnej kałuży. Moje rany zasklepiły się, nie czułam bólu.
- Pstt, jestem tutaj! Pomogę Ci! - Szepnął do mnie Anubis. Aha, fajnie, siedział w mojej głowie. Miałam nadzieję, że niedługo sobie stamtąd pójdzie. Ale jeszcze nie teraz. Teraz był mi potrzebny.
Podniosłam się na cztery łapy i stanęłam twarzą w twarz ze zdziwionym Ozyrysem. Na pewno nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. 
Rzuciłam mu uśmiech, za którym kryło się wyzwanie. Teraz, z pomocą Anubisa, czułam się niepokonana.

(Sethi?)

Od Shadow - Po latach...

(c.d. tego)

Sprawdziłam swoje zapasy ziół i zauważyłam, że kilku mi brakuje. Więc pomyślałam że nazbieram kilka. Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Więc po kilku minutach byłam gotowa. Zapadał zmrok, z czego się cieszyłam. 
- Teleportacja cieniem? - Szepnęłam. Nigdy tego nie próbowałam, więc się stresowałam... Skupiłam całą swoją uwagę na jednym miejscu i teleportowałam się. To cholernie boli! Wreszcie! Trochę się zdziwiłam, bo pojawiłam się na czterech łapach, a nie upadłam... Całe szczęście, że koło mnie był właśnie aloes i rumianek. Wilcze zioło też! Szybko zebrałam te rośliny i położyłam pod pniem. Pobiegłam do najbliższego skupiska drzew i przyjęłam pozycję bojową... Nagle usłyszałam czyjś głos.
- Shadow... jednak znowu Cię  -tu splunął - widzę... - jego głos wydawał mi się znajomy...
- Tenebris! Do jasnej cholery! Ogarnij się! - Warknęłam i powoli zbliżałam się do wilka. Nigdy nie patrzyłam w jego oczy. 
- Shad! Nie pamiętasz mnie? To ja, Tenebi! - Tu uśmiechnął się zalotnie - przecież się mną... opiekowałaś, jeśli można to tak nazwać... ZOSTAWIŁAŚ NAS! NIE RATOWAŁAŚ! - Nagle zaczął krzyczeć i warczeć na mnie.
Tego płazem nie puszczę!
- Słuchaj, Tenebris! To, że nie uratowałam was, nie znaczy, że was nie kochałam! Sama byłam ranna, jak miałam Ci pomóc?! - Mówiłam coraz ciszej... - nie chciałam waszej krzywdy!
Tenebris spojrzał na mnie nienawistnym wzrokiem i zaatakował. Byłam gotowa. Szybko uskoczyłam i ugryzłam go w bark; nigdy nie umiał walczyć... Wilk krwawiąc, nie ustępował. Wyrwał się i pomimo bólu sam skoczył na moje plecy, na co nie byłam przygotowana. Wgryzł się w łopatkę... Czułam ciepło na futrze... moją krew... Tenebris próbował wgryźć się w barki, nie udało mu się, ponieważ szybko przewróciłam się i tym razem to ja byłam górą! Odsłonił brzuch i szyję. Przejechałam pazurami po brzuchu i lekko ugryzłam go w szyję. Polała się krew. Ja, wciąż czując krew, powoli opadałam z sił. To teleportacja... Teneb czując to odepchnął mnie, rozcinając mój brzuch...
- NIE! - Wrzasnęłam, widząc, jak chce wgryźć się w tchawicę.
Wilk zamiast mnie zabić, rozdrapał jeszcze moje plecy. Krew nadal się lała... Ale... nagle zauważyłam w jego oczach. Sama nie wiem co. Litość? Błaganie? Przeprosiny?
Przed oczami zrobiło mi się czarno... Ale wcześniej poczułam, że ktoś mnie podnosi...
* * * ** * * ** * ** * * ****** * * ** * **
Otworzyłam oczy i podniosłam łeb. Ten wysiłek był zbyt duży i znów zapadłam w sen. Zdążyłam się zorientować, że jestem w jamie Madowa...


(Madow? wyleczysz? XD)

wtorek, 29 listopada 2016

Od Shadow - Pora na wyjaśnienia?

(c.d. Madowa)

Odwzajemniłam uścisk Madowa, ale po chwili odepchnęłam wilka.
- Jest dobrze - wciąż płakałam... 
- Wcale nie! - Wilk widział moje łzy... Wściekła warknęłam na Madowa... Czasem te sny są zbyt realne! Uśmiechnęłam się wolno i zaczęłam tłumaczyć. 
- No więc, Madow... W starym stadzie można powiedzieć, że byłam taką opiekunką, która naprawdę jest wojowniczką. Przydzielono mi troje szczeniąt. Tenebrisa, Arema i Kimmo. Wszyscy bawili się ze sobą świetnie. Ja uczyłam ich walczyć i polować. Po pewnym czasie zaczęli traktować mnie jak swoją matkę. Kiedy inne stado nas napadło, zostałam raniona pierwsza więc nie mogłam im pomóc... -głos mi się łamał, ale starałam się opanować - widziałam ich wyrzut i strach w oczach... Potem, kiedy jakoś odzyskałam siły chciałam iść ratować alfę... Niestety nie zdążyłam... Widziałam jej śmierć, kiedy tak powoli ją zabijali... - opowiadałam tak i opowiadałam... opowiedziałam całe morderstwo Alf...- Idę po zioła. Nie martw się. 
-Więc to Ci się śni?- zmartwił się... 
-Tak- ucięłam i wybiegłam do zapasów. 

Od Madowa

(c.d. Shadow)

- Co się stało? - zapytałem
- NIC! - wrzasnęła na mnie.
Nie wiedziałem co w takiej chwili zrobić... Czułem że jest załamana. Pewnie tym snem... Gdybym ją pocieszył, ona mogłaby źle zareagować... Ale... Przytuliłem nieśmiało waderę. Bałem się że się na mnie rzuci, jednak ona tego nie zrobiła. Chciała na początku odejść, bo czułem jak w pierwszym momencie drgnęła, ale później wahając się, odwzajemniła uścisk. Siedzieliśmy tak chwilę w zaciszu, trzymając się razem. W końcu puściłem waderę.
- Co się stało...? - zapytałem ponownie.


(Shadow? Sorki że takie krótkie, ale nie wiem co dalej robić, i co ty zrobisz xP]

poniedziałek, 28 listopada 2016

Od Qwerty'ego - Niebezpieczeństwo

Któregoś ranka usłyszałem ponownie głosy błagające o pomoc.
Usłyszałem nie tylko to. Ktoś patrzył się na mnie. Już wiedziałem, że nie jestem bezpieczny. Nagle usłyszałem głos
- Głośniej, bo Cię nie usłyszy! - Najwyraźniej była mowa o mnie. Wzbiłem się gwałtownie w powietrze, kiedy ktoś chciał się na mnie rzucić. To jeden z morderców. Nie, ja musiałem, musiałem go zabić. Przyszedł na zwiady. Zanurkowałem wprost na niego wbijając mu szczęki prosto w głowę. Zacząłem dostawać furii wściekłości. Drapałem, gryzłem, rozszarpywałem. To trwało dość szybko. O jednego człeka mniej. W furii zawarczałem na cały głos:
- Pewnego dnia nie będziecie mieć nikogo! Tak jak ja! Wy bezdusznicy! - Usłyszeli mnie, lecz nie wiedzieli, skąd ten głos dobiega. Znikłem w chmurach, gdy przybiegli na miejsce zbrodni. Zaczęli krzyczeć, wariować, przeklinać, ale to na nic.
Poleciałem do Shadow.
- Czy byli u Ciebie ludzie? - zapytałem nerwowo.
- Nie. Coś się stało? - powiedziała przestraszona.
- Ludzie, przyszli mnie zabić. O jednego mniej... - nie zdążyłem dokończyć zdania, a ona mi przerwała.
- Nie, nie wierzę. Powróciłeś do mordów? Miałeś z tym skończyć! Jak możesz?! - Krzyczała ze łzami w oczach.
- Nie moja wina. Znów mnie zaczęli poszukiwać. Nie jestem bezpieczny. Czy mogę u Ciebie przenocować? - Objaśniłem.
- Nie wiem. Muszę pomyśleć. - odparła ze smutkiem w głosie. Po chwili westchnęła:
- No dobrze. Zostań. - przytaknęła.

(Shadow?)

Nowa wadera - Rachel!

(Mamy drobnych uwag co do Twojego formularza, proszę, zapoznaj się z czerwonym tekstem)

(obrazek właściciela wilka, klik)

Od Shadow - Poważna rozmowa?

(c.d. Qwerty'ego)

Przyłożyłam zielony liść na ranę Qwerty'ego i po tej czynności spytałam łagodnie
- Co się stało? - Wilk nie odpowiadał... No cóż, nie kontynuowałam rozmowy. W pewnym momencie za mocno przyłożyłam aloes i Qwerty warknął. Ja zdenerwowana tym również warknęłam. 
- Ogarnij się Qwerty!- zabrzmiało to chłodno, i dobrze!
Wskazałam łbem na ziemię i wybiegłam do lasu...

Minęła dobra godzina, zanim zauważyłam sarnę.. Młoda, czyli wystarczy mięsa dla mnie i Qwerty'ego. Już byłam gotowa do skoku kiedy usłyszałam głos, znajomy...
- Zostań, Shadow - skąd go znam?!
- Kim jesteś? I czemu jesteś na terenie watahy?! - Domyślałam się, kto to jest... Warknełam, wiedziałam że jest młodszy...
- Tenebris!? Co ty tu robisz, szczeniaku?! - Mój głos był chłodny i byłam gotowa na walkę...
- To, co kazano mi zrobić... - jego wzrok mnie wnerwiał! Jak ten szczyl może...?!

-Mooorag?! Morag! - To był Qwerty! 
Tenebris spojrzał na mnie z przerażeniem i uciekł. Więcej go świat nie zobaczy, tego byłam pewna!

- Idę! - powiedziałam, lecz najpierw pobiegałam upolować królika. Co się udało. Zebrałam też kilka liści aloesu.


(Qwerty?)
(notka od Feri: Ej, to może ja teraz odpiszę Qwerty'emu na to, co on napisał do mnie? I wtedy on tu wróci, i będzie się wszystko fabularnie zgadzało? Wtedy Qwerty nie musi odpisywać na to opo. Jeszcze nie musi cx)

sobota, 26 listopada 2016

Od Shadow - Poczęstunek... razem z koszmarem?

(c.d. Madowa)

Podniosłam głowę, trochę zaspana. Zganiłam się w myślach; "Nie zasypiaj, jeśli go nie znasz!".
-To dla nas?- spojrzałam na zwierzynę, dopiero teraz poczułam jaka jestem głodna! Madow skinął łbem a ja uznałam że jednak nie zacznę pierwsza. 
-Jedz. U mnie w watasze -głos mi się załamał, ale starałam się to opanować. Jednak wilk to zauważył- ten kto upolował miał pierwszeństwo.
Madow, widząc że nie zjem pierwsza wgryzł się w mięso sarny, poszłam w jego ślady. Wkrótce, kiedy byłam najedzona uznałam że pójdę spać. Obawiałam się snu. Od czasu odejścia stada. Wilk wskazał łbem na moje posłanie.
Podbiegłam do legowiska i położyłam się. On też poszedł spać. Usnęłam... By znów przeżywać ten sam koszmar... 
Który był ze mną przez całe, samotne życie...

Mój sen... Nie chciałam nigdy o nim mówić...
Wygląda on tak, jak prawdziwy...


Widzę moją watahę... starą watahę... w pewnym momencie widać inne stado... biegnące na watahę... co dziwne, nie zaatakowali Alf tylko wykradli szczeniaki... Szczeniaki których byłam opiekunką... drugą matką... Ten wyrzut w oczach, i panika... Najgorsze jest to że sama byłam ranna i nie mogłam im pomóc... Nagle sen zmienia się i widzę śmierć Alf... Widzę jak ich powoli zabijają...

Czuje jakieś trącanie i głos... Który powoli przebija się przez koszmar...
-Morag! Morag!- To był Madow!
Poderwałam się z legowiska z płaczem... Czemu to ja mam takie dziwne sny?!
-Gdzie jestem?!- nic nie pamiętałam... Dopiero po chwili skojarzyłam fakty...- Oh matko.... przepraszam Madow!
Warknęłam, sama nie wiem czemu... może mój sen tak na mnie wpłynął? 
-Co się stało?- jego spokojny głos mnie denerwował...
-NIC!- wrzasnęłam i w pierwszym odruchu chciałam go ugryźć...


(Madow?)

Od Madowa - Nocowanie

(c.d. Shadow)

-Prowadź - powiedziała Wadera
A więc ruszyłem. Szliśmy bardzo długo, podróż była bardzo męcząca... Czyli jakieś 5 minut. W końcu doszliśmy, a ja wpuściłem Morag do środka. Przyszykowałem trochę liści, gałęzi mchu na posłanie dla wilczycy. Zmrok powoli zapadał. Zdecydowałem, że pójdę po coś do jedzenia. Zostawiłem Morag, w końcu sama powiedziała, że chce spać. Nie chciałem jej "przeszkadzać". Postanowiłem, że wybiorę się na polowanie na sarnę. Przyniosę go też jej... Wspólnie go zjemy. W końcu to mój gość. Wybrałem się nad małą łączkę. Tam było ich najwięcej. Ukryłem się w krzakach wymyślając strategię. Zakradłem się do najbliższej i odłączonej łani. Szybko do niej podbiegłem i wbiłem kły w jej kark. Od razu zdechła. Sarny się spłoszyły, a ja uciekałem do swojej jaskini. W końcu dobiegłem i zaniosłem łanię pod nos wadery.

(Shadow? Podzielisz się ze mną? x3)

Od Qwerty'ego - Spotkanie z alfą

(c.d. tego)

Kiedy przechadzałem się po lesie, zauważyłem białego wilka. Wadera, która ma na imię Freshia. 
- Witaj. Czego tutaj szukasz? - spytała miłym głosem.
- Szukam jakiegoś jelenia, którego dam w prezencie Shadow. Popatrzyła na mnie przez chwilę.
- Tam, na łące najczęściej bywają. Życzę szczęścia, ale musisz uważać bo są bardzo szybkie. - chwilę się namyślałem.
- Dziękuję. A Ty, co tutaj robisz? - przez chwilę popatrzyłem na jej piękne, białe futro.
- Ja sobie spaceruję, i przy okazji oglądam czy watasze wszystko w porządku. Ale chwila, masz zamiar polować ze zranioną łapą? - popatrzyła na moją łapę.
- Dlatego chcę upolować jelenia w podzięce dla Shadow, która zrobiła tą zieloną papkę, i mi ją nałożyła. - objaśniłem. Na ogół jestem miły, ale czasami wścibski. Teraz stałem się podejrzliwy. Stała spięta, i odpowiadała bardzo nerwowo, choć starała się to ukryć.
- Czy wszystko w porządku? - spytałem.
- Wybacz, ale muszę już iść. - powiedziała pośpiesznie, i pobiegła przed siebie. Ja biegłem za nią, z oczekiwaniem, że mi odpowie. Postanowiłem jej zagrodzić drogę.
- Pytam: Czy wszystko w porządku? Jesteś spięta i nerwowa. A wiem to na pewno. - jedynie nie mogłem wczytać z jej myśli co ją gnębi.
- Przepraszam, nie mam czasu. Mógłbyś już sobie pójść?
- Nie. Muszę się dowiedzieć. - odparłem spokojnie jak gdyby nigdy nic. Ona ominęła mnie, i biegła dalej przed siebie.
- Proszę, zostaw mnie!  - Biegliśmy długo. W pewnym momencie zatrzymała się, ze zmęczenia.
- Odejdź. - westchnęła. Mówiła jeszcze coś pod nosem, ale nie słyszałem co.
- Lepiej odprowadzę Cię do Twojej kryjówki- trochę czekałem na jej odpowiedź.

(Ferishia?)

Od Rayleigha

(c.d. Amortei)

- Nie mam znajomych, rozumiesz?
- Jakoś trudno mi to zrozumieć - mruknąłem.
- To już nie jest mój problem  -znowu ruszyła przed siebie, chcąc mnie zbyć. Stawiała dostojne kroki. Chwilę się temu przyglądałem. Ku memu zdziwieniu lekko się zarumieniłem. Pewnie dlatego, że gdyby nie jej głos, naprawdę można by pomylić ją z wyglądu i zachowania z basiorem...
Nie, nie, co ja sobie myślę! Machnąłem głową, odrzucając stwierdzenie i szybko dogoniłem waderę.
- Głuchyś czy co? Kazałam ci mnie zostawić - prychnęła, a jej długie, biczowate wąsy zakołysały na wietrze.
To zdanie jeszcze bardziej trudno mi zrozumieć...
- Naprawdę tak lubisz samotność? - Odpowiedziałem pytaniem, ale szybko mnie zgasiła: 
-TAK.
Kolejny kawałek drogi szliśmy w milczeniu. Drzewa po obu stronach zagęszczały się.
- Długo jeszcze będziesz się za mną ciągnął jak smród po ogonie? - Przerwała ciszę i wlepiła we mnie swoje cztery czerwone ślepia.
- Będę za tobą łaził dopóki się nie zaprzyjaźnimy - walnąłem prosto z mostu.
Karo jako jedyną przez te wszystkie lata pamiętałem jako osobę, której obojętna była moja natura i jako jedyną, która chciała ze mną przebywać cały dzień... Chociaż ciągle nie akceptowałem swojej złej strony i mnie bolała, postanowiłem, że jakakolwiek nie byłaby jej natura, to się z nią zaprzyjaźnię.
- Chyba mocno uderzyłeś się w głowę, kolego - rzuciła
-Co? Nie, nie uderzyłem się nigdzie...
- Eech. Może inaczej. Chyba oszalałeś - poprawiła, przewracając głową
- Mówię serio - stanąłem przed nią. 
- Ja też mówię serio - Karo wyminęła mnie długimi krokami, lecz ja znowu zagrodziłem jej drogę. Zareagowała drgnięciem warg. 
- Wiem, na co się piszę. Rozumiem, że wielu chciało cię oszukać, ale ja jestem całkowicie szczery. Naprawdę chcę twojej przyjaźni - popatrzyłem prosto w jej cztery oczy. 
- Przestrzeń osobista. Wiesz co to? - Odezwała się.
Troche się cofnąłem, ale nie spuszczałem kontaktu wzrokowego. Raz kozie śmierć, mówią... może wyglądało to jak wyzwanie, ale ja walki nie chciałem, tylko udowodnienia szczerości. Nie wierzę, że ma aż tak zimne serce. Każdy, nawet najbardziej zły, posiada głęboko ukryte te dobre uczucia. Odkopię je. Chcę tego, nie wiem czemu...
- Przyjaźń, mówisz? To nie takie proste jak myślisz, mały. Nic o mnie nie wiesz. Nikt nic nie rozumie... - zmarszczyła brwi
-Uh, chociaż daj mi szansę - nalegałem. Zaśmiała się.
- Proszę - dodałem
- Irytujący jesteś, ale...- zaczęła, a ja czekałem aż dokończy zdanie

<Amortea? Wybacz, że musiałaś tyle czekać, ale szkoła>

Od Qwerty'ego - Wyjaśnienie

(c.d. Shadow)

- Te sytuacje rodzinne mnie dobiły. Postanowiłem więc dołączyć do jakiejś watahy, żeby było mi raźniej - odpowiedziałem. - Ludzie cały czas mnie poszukują, więc muszę się ukrywać. Chcą mnie najzwyczajniej zabić - objaśniłem. Shadow po chwili ciszy powiedziała:
- Chyba jesteś ranny! - popatrzyła przez chwilę na mój brzuch. - Może Ci pomóc? - przytaknąłem. 
Nie raz robiła takie zielone papki, które nakładała na ranę, a po kilku dniach nie było po nich śladu. Od lat czułem do niej sympatię, a nawet więcej. Już wiedziałem, że to nie przyjaźń, lecz trochę miłości z mojej strony.
- Gotowe - powiedziała przykładając listek na koniec. Moje oczy zaiskrzyły przyciągającym blaskiem.

(cdn)

Od Shadow - Spotkanie...?

(c.d. Qwerty'ego)

Kiedy byłam już wypoczęta i najedzona, uznałam że przejdę się zobaczyć tereny watahy. Usłyszałam czyjeś krzyki i odruchowo schowałam się za najbliższym drzewem. Uznałam że lepiej nie mieszać się co tam się dzieje... Wycofałam się powoli i już chciałam odbiec kiedy wpadłam na... Qwerty'ego. Zaskoczona tym kogo widzę, warknęłam. 
- Co tu robisz?!- moja wściekłość chyba nie była uzasadniona, więc uspokoiłam się.
-Co ty tu robisz Shadow?!- usłyszałam jego głos i od razu przeszły mnie ciarki.... To był taki rodzaj głosu który wprost uwielbiam!
-Uhm... można powiedzieć że tu mieszkam... chyba mnie przyjęli...- Wilk spojrzał na mnie z nieukrywaną radością
-Przyjęli do watahy?! Do tej watahy!?- cieszył się, czego ja powoli nie rozumiałam.
-No tak...- Qwerty jest fajnym wilkiem, ale nie wiem czemu się tak ekscytuje. Znam go dość długo, więc nie mogłam skłamać że to nie ja... Chciałam wiedzieć czemu on też jest w tej watasze... Czasem moja ciekawość mnie denerwuje...



(Qwerty? (: )

Od Shadow - Miła pogadanka...

(c.d. Madowa)

Usłyszałam jakiś głos.. Wilk? Podniosłam głowę i spojrzałam na niego, też miał czarne futro. 
-Co tu robisz?- zapytałam łagodnie...
Wilk, jak potem dowiedziałam się że jego imię to Madow, zaproponował mi spędzenie nocy w jego jamie? Norze? Nie wiem jak to nazwać. Zbyt długo nie byłam w żadnej watasze. Sama nie wiedziałam czy w ogóle mnie przyjmą...
-Uhm... wolałabym tu jednak poleżeć... ale w sumie jak wygląda życie w watasze?- uśmiechnęłam się lekko. Madow opowiadał a ja słuchałam go z zainteresowaniem. W końcu skończył opowiadać. Zapadł zmrok a ja stwierdziłam że może jednak przenocuję u niego.
-Prowadź- powiedziałam. Wilk uśmiechnął się do mnie i pobiegł przed siebie, ja biegłam za nim.


(Madow?)

Od Madowa - Nowa wadera?

(c.d. Shadow)

Przechadzałem się po terenach. Miałem już swoją jaskinię. Była ona długa... No cóż. Nudziło mi się, więc postanowiłem że się przejdę. Jakoś dzisiaj byłem bardzo optymistyczny. (Może dlatego że wstałem wreszcie o normalnej godzinie, wyspany i nie poparzony przez słońce?) Byłem taki radosny tego dnia że aż zacząłem sobie podśpiewywać. Oczywiście cicho, aby nikt nie usłyszał. Widziałem, jak ptaki przelatują nad moją głową. Przespacerowałem się dalej. Zobaczyłem, jak nasza Alfa Ferishia rozmawia z jakąś waderą. Czy to możliwe, że mamy nowego członka? Trochę już byłem w watasze, i poznałem kilka wilków. Co prawda niektórych z widzenia, ale to też się liczy! Była to wadera, której futro było czarne jak węgiel. Postanowiłem, że poczekam chwilę, nie chcę się wtrącać w ich sprawy. Po chwili alfa odeszła, a wadera jakby nigdy nic się położyła i usnęła. Zmrok powoli zapadał, ale... Jeszcze nie było tak ciemno. Zdecydowałem, że podejdę do niej. Wyglądała słodko. W ogóle, wszystkie wadery wyglądają słodko...! Uh... Nieważne.
- Uhh... Przepraszam - szturchnąłem ją lekko łapą - Uh... Może chciałabyś spać u mnie? Nie chcę aby ktoś spał na ziemi... Z tego co usłyszałem może tu dołączysz...

(Shadow? Cx Może przyjdzie jeszcze później do tego obrazek :P)

piątek, 25 listopada 2016

Od Shadow - (nie)Przyjemne pierwsze wrażenie

Poszukiwałam właśnie jakiegoś zwierzęcia na ofiarę kiedy moją uwagę przykuł inny, nie znany mi zapach. Przyjaciel? Wróg? Nie wiedziałam kto to jest więc byłam czujna i przygotowana do walki. Parę minut potem usłyszałam kroki. Teraz wiedziałam że to wilk. Usłyszałam głos, jak się okazało, wadery.
- Co tu robisz?- jej głos był nawet przyjemny!
- Poluję... Nie wolno mi? - Robiłam się podejrzliwa... Wadera spojrzała na mnie chłodno.
- To teren watahy...
- Jakiej watahy?!- rzuciłam dość chłodno. Wadera patrzyła na mnie już milszym wzrokiem lecz ja nie umiałam się odprężyć. Domyśliłam się że to Alfa. Już chciałam odejść kiedy wadera odezwała się do mnie;
- Jestem Ferishia, a ty?
- Morag - skłamałam. Moje stare imię w watasze; Która już dawno powinna zniknąć z mojej pamięci.
- Szukasz czegoś? - Jej ton głosu mnie zadziwił, nie umiałam sobie poradzić z tym miłym tonem. 
- Chciałam znaleźć coś do jedzenia. Moja stara wataha dawno nie istnieje, a ja muszę coś jeść- warknęłam
- Nie masz watahy?- zapytała z troską. Spojrzałam na Ferishię chłodno, to nie jest najlepszy temat do rozmowy...
- Nie! I jakoś nie skaczę do nieba z tego powodu! - zabrzmiało to chamsko... wiem, spojrzałam na wilczycę.
Wspomnienia bolą... Oczy zaszły mi łzami... "Opanuj się, Shadow!" pomyślałam. 
- Przyjmiecie mnie?- spojrzałam na Ferishie smutno...
- Zastanowię się... - Wilczyca popatrzyła na mnie i odeszła. Uznałam że spędzę tu noc. Ułożyłam się i zapadłam w krótki i niespokojny sen...


(ktokolwiek? xD)

Od Qwerty'ego - Nocne polowanie

Na sam początek - co każdemu pewnie wiadomo - najlepiej zapoznać się z terenem. Ta opcja to u mnie tradycja rodzinna...
Postanowiłem rozruszać moje skrzydła, więc wzbiłem się w powietrze. Usłyszałem krzyk wołający o pomoc, i choć nigdy nikomu nie pomagałem, to poczułem właśnie to... Wahałem się przez chwilę, ale uczucie było silniejsze ode mnie. Ledwo dotknąłem łapami ziemi, a już nikogo nie było. Jedynie mały żółwik, któremu wyczytałem w myślach, że ktoś chciał mnie schwytać, ale nie wiedział co to było. Duże, brodate, śmierdzące, i jeżdżące na karych koniach, które nie miały nigdy odpoczynku. Ja wiedziałem już kto to. Ponownie wzbiłem się w powietrze, i wypatrywałem. Ale to na nic... Zaczął padać deszcz, więc postanowiłem gdzieś zamieszkać na jakiś czas. I w tej samej chwili gdy tak myślałem, znów ten sam głos... Obniżyłem trochę lot, by się przyjrzeć. Była tam wyrzutnia sieci, którą wcelowali we mnie. Ja, błyskawicznie zareagowałem. Postanowiłem ukryć się gdzieś, by dali mi spokój. Lecz zauważyłem waderę, którą potajemnie darzyłem sympatią. Była to Shadow.

(Shadow?)

Od Anguy

(c.d. Amaimona)

„Na pastwę losu?” Zaśmiałam się w myślach. Raczej morskiemu ślimakowi w morzu źle nie było. Samotny pewnie też nie był. Ale no cóż, raczej go nie zniechęcę. W sumie ten wilk wydał mi się… dziwny? Nie byłam pewna, co jest nie tak. Ale to, co zrobił z tym ślimakiem… Trochę jak dziecko? Nie byłam pewna.
- Ty też masz zwierzaka, z tego co zauważyłem - powiedział Amaimon.- To kruk, prawda? Opowiesz coś o nim? – Spojrzałam kątem oka na ptaka. Nasze spojrzenia się spotkały. Na chwilę dostrzegłam w jego małych jak czarne koraliki oczkach blask, niby tysiąc słońc.
- To nie jest mój zwierzak …
- Co masz na myśli? – Zapytał wilk.
- To moja rodzina! – Wypaliłam w nerwach. Wilk na chwile położył uszy po sobie i cofnął o parę kroków. – Nie mów o nim zwierzątko… - Wysyczałam przez zęby.
- Już dobrze, dobrze … Przepraszam… Nie wiedziałem… - Amaimon zaczął się usprawiedliwiać.
- Yhhh, no dobrze. Niepotrzebnie wybuchłam… Chciałeś coś o nim wiedzieć?
- Tak.
- Jest ze mną od zawsze. Nauczył mnie jak sobie radzić w brutalnym ludzkim świecie, gdzie każdy może okazać się naszym wrogiem. Był moim jedynym przyjacielem. Nigdy mnie nie opuszczał. – Uśmiechnęłam się lekko. – Jakimś cudem zjawił się tu ze mną. Nie mam pewności, ale to chyba dzięki niemu tu jestem.
- Czemu tak sądzisz? – Basior drążył temat.
- Niezbyt dobrze pamiętam dzień, kiedy tu trafiłam. Wszystko jest jakby za mgłą… - Przymknęłam na chwilę oczy, starając przypomnieć sobie wszystkie szczegóły. – Chyba ludzie ścinali drzewa, a ja wpadłam w furię. I wtedy coś wystrzeliło z moich pleców, a ja zemdlałam. Nigdzie nie mogłam znaleźć kruka. Biegłam a gdy go usłyszałam, spostrzegłam Feri… I byłam już tu …
- Ciekawe…
- A jak było u ciebie? – Spytałam zaciekawiona.

(Amaimon?)

Qwerty

Fierce Deity by Starcanis

Nowa wadera - Shadow!

(grafika google, autor nieznany)

Od Meurtrière - Wiewiórka ze skrzydłami? Może...

(c.d. Anguy)

Denerwuje mnie większość rzeczy, które tutaj się dzieją. Ta wataha okazuje się jedną z moich życiowych porażek, dlaczego? Bo zamieszkują ją sami idioci. Mogę się tak naprawdę mylić, ale nikt nie ma prawa podważyć mojego zdania, gdyż jest ono MOJE, a nie czyjeś. Szanuję wypowiedź innego wilka pod warunkiem, że on szanuje mnie. Nie jest moją winą, że ta sfora, czy wataha, jest prowadzona w sposób niedorzeczny i pretensjonalny. Każdy chodzi sobie gdzie chce, nie przestrzega zasad panujących tutaj i nie przestrzega "godzin pracy". Cholernie głupie jest być organem rządzącym, jeśli się nie wie, jak to robić. Równie dobrze mogłabym pójść ze skargą do Alphy, ale po co? Przecież mnie nie posłucha albo po prostu wyśmieje, czy tam wydali z tego miejsca za oszczerstwa.
Lepiej po prostu zachowywać się jak każdy i nie wykazywać żadnego zainteresowania władzą.
A więc zaczęłam dzień od... Konkretnie, to spałam do południa, zmęczona wcześniejszym wieczorem. Cały czas ganiałam za zwierzętami, próbując coś upolować, bez oczekiwanego skutku. Miałam nadzieję na wielkiego jelenia, który mógłby wyżywić połowę watahy, ale udało mi się tylko złapać dwa króliki, na dodatek chude i mało mięsiste. Chodziłam bez przerwy głodna, zwierzęta za szybko przede mną uciekały, więc postanowiłam się wczoraj wcześniej położyć, myśląc, że dzisiaj będzie już bardziej udany dzionek. Lecz znając mojego pecha, będzie podobnie jak tamtejszy dzień, chciałabym raczej tego bardzo uniknąć.
Muszę się wykąpać - Ta myśl utknęła mi w głowie, gdyż śmierdziałam, a nawet bardziej... Nie dało się tego określić, po prostu osoby w moim towarzystwie zatrułyby się wdychaniem tego. Nie chciałam spowodować kolejnej śmierci, więc postanowiłam szybko pognać pod wodospad i się ogarnąć. Pragnęłam, aby nikogo tam nie było, przecież powinni być zajęci swoimi sprawami. Tak, tak... To było możliwe, nawet bardzo. Teraz jednak nie mogłam się wycofać, trułam się obecnością we własnym ciele, moja sierść była nie do wytrzymania.

Byłam na miejscu, lekko poddenerwowana. Miałam chęć ustrzec się przed krępującym spotkaniem i długą, dość milczącą rozmową. Zanurzyłam się powoli pod lodowatą, głęboką wodą. Przeszedł mnie dreszcz, ale nie ze strachu, tylko z przeziębienia, które mogło mnie z niedługo dopaść. Nie było tam żadnego zwierzęcia, musiały się nie dostać do tych terenów, ale nie przeszkodziło mi to w kąpieli. Pływałam zwinnie pod wodą, przy tym się relaksując. Pływanie od dziecka było moim talentem, nawet jednocześnie pasją. Rozwijałam się w tym kierunku, bardzo długo potrafiłam wstrzymać oddech.
Po piętnastu minutach spędzonych pod wodospadem, zauważyłam dziwne światło, powoli przybierające kształt. Powoli udało mi się zobaczyć skrzydła, puszysty ogon, pyszczek. Czyżby to była skrzydlata wiewiórka? Może z powodu jakiejś mutacji genetycznej, ale nie... Wtem ujrzałam w postaci wilczycę, o krwistoczerwonym ubarwieniu. Wydawało mi się, że już kiedyś ją widziałam. Zaczęłam się wyłaniać i po chwili powiedziałam:
- Czy my się znamy?
Wadera nie zdziwiła się mymi słowami, musiała już wcześniej mnie dostrzec, miałam nadzieję, że mnie nie podglądała, było by to denerwujące, ale za razem bardzo wstydliwe dla mnie. Chwilę milczała, nie wiedziałam, jak zareagować. Wciąż stała tyłem do mnie, tak, jakby bała się mnie ujrzeć, zobaczyć. Jednak po momencie się odwróciła, trochę zdziwiona, chyba z powodu mojego nietypowego wyglądu. Ja postanowiłam się do nie na wejściu nie zrażać. Spróbowałam się uspokoić.

[An?]

środa, 23 listopada 2016

Od Wilgi

(c.d. Meurtrière)

Rany pulsowały niemiłosiernie, zalewając mnie falami czerwonego bólu. Najdotkliwszą z nich była ta na karku. Oczyma pamięci zajrzałam do mojego małego magazynu wewnątrz jaskini. Czy na półce stały jeszcze jakieś maści zapobiegające zakażeniu, kiedy ostatni raz na nią patrzyłam? Wydaje mi się, że został tam jeszcze jeden mały pojemniczek, no ale pewności nie miałam. Cóż, w tej chwili i tak nie mogłam nic na to poradzić.
Odwróciłam się na pięcie i już miałam uciekać, ale jakieś dziwne uczucie kazało mi zostać i pomóc waderze, która jakże bohatersko postanowiła mnie uratować. Nie, żebym sobie nie dawała rady. Z pewnością rozprawiłabym się z tą krwiożerczą bestią w pojedynkę. Teraz wilczyca miała kłopoty. Ech, tak to jest, kiedy pomagasz innym. Dlatego lepiej dbać o siebie. Mimo wszystko nie mogłam odejść. Czyżby empatia? Nie, niemożliwe. Tylko… ta wiewiórka wyglądała dość interesująco. Tak. Jak się jej już pozbędę, to ją sobie wypatroszę, wypcham i postawię na półce. I sprawdzę, czy jej organy nie mają przypadkiem jakichś magicznych właściwości.
Rzuciłam się w kłębowisko latającej sierści i kurzu, jakie wytworzyły wokół siebie nieznajoma i opętana wiewióra. Syknęłam cicho, gdy ruch mięśni przywołał kolejną falę bólu. Zacisnęłam tylko mocniej zęby. Od bólu się nie umiera.
Białe kły mignęły w powietrzu i pochwyciły rude stworzonko. Chybiłam jednak, zęby wbiły się w jego ogon, co dało mu niezłe pole do popisu. Ostre kły zaczęły szarpać skórę mojego pyska, toteż zwolniłam uchwyt. Mimo wszystko poczułam trochę ciepłej… posoki? Nie!
Za dobrze znałam ten smak. Gorzki sok rośliny, którą w moich stronach nazywano gimbuśnikiem (nie pytajcie mnie, skąd się ta nazwa wzięła). Silna trucizna, ponadto skuteczny środek wczesnoporonny. Kiedyś pijałam napoje z niewielkim dodatkiem tego specyfiku, żeby powoli uodparniać się na truciznę. Pewnego razu jednak przesadziłam. Jak zapewne zdążyliście się zorientować, żyję i mam się dobrze, ale wtedy byłam już jedną łapą w grobie. Splunęłam, starałam się oczyścić zęby językiem. Krew tego stworzenia najprawdopodobniej była równie trująca.
Wiewiór pognał w krzaki, a ja tylko spojrzałam na wilczycę. Przyjęłam postawę ciała świadczącą o pewności siebie, co musiało wyglądać dość komicznie w połączeniu z moim miejscami poszarpanym futrem.
- Radziłabym ci dobrze przepłukać pysk. Skubaniec chyba był trujący – uśmiechnęłam się krzywo.

(Meri?)

niedziela, 20 listopada 2016

Od Sethi'ego - Niebezpieczeństwo... - To moje drugie imię

(c.d. Ferishii)

Położyłem się na ubitej ziemi i czekałem zniecierpliwiony, ale jednocześnie przestraszony. Bałem się o przyszłość watahy, ale ten strach przewyższała jedynie obawa o waderę. Nie wiedziałem co zrobić, jak zareagować, więc tylko odwróciłem głowę w drugą stronę, żeby nie widzieć tego, co się w tym momencie dzieje. Musiałem coś zrobić, ale z moimi obrażeniami nie było to w jakikolwiek sposób możliwe. Nie mogłem nawet patrzeć się na walkę, bo od razu zbierało mi się na wymioty i ostry ból głowy - Moja choroba się odzywała, nie chciałem tego. Musiałem być tak głupi, żeby wypowiedzieć to cholerne życzenie! To wszystko było moją winą i to ja powinienem naprawiać mój błąd, a nie niczemu winna Ferishia.
Nagle usłyszałem trzask łamanych kości, to mnie już kompletnie dobiło, rozpłakałem się. Wiedziałem, że nie mógł być to Ozyrys, Bogowie szybko się regenerują i rzadko można im zadać tak poważne obrażenia. To musiała być wilczyca.
- Tchórz! Słyszysz to, jesteś tchórzem! - Krzyczałem sam do siebie, próbując tłumić płacz. To była jedyna racjonalna rzecz, która mogłem teraz robić - Obwiniać siebie.
Rany zadane przez moją towarzyszkę, piekielnie szybko znikły z Boga i zaczął zmierzać w moją stronę. Czekałem już tylko na śmierć, już się jej nie bałem, wręcz przeciwnie, już jej po prostu oczekiwałem, myśląc o lepszym życiu, które spotka mnie w zaświatach. Nie przejmowałem się niczym, nawet zniszczeniami, które może na świecie wyrządzić Ozyrys.
- Ozyrysie! Nie skończyłam jeszcze z tobą! Jak śmiesz nazywać się bogiem?! - Feri nagle przerwała, musiała nabrać tchu, by mówić dalej. - Jak ktoś, kto wykorzystuje słabszych i wcale ich nie szanuje, może zyskać u ludzi boską cześć?! Nie jesteś bogiem. Jesteś niczym. Zadufanym w sobie, egoistycznym, szkaradnym potworem!
Miała rację, on na nic nie zasługuje, a już zwłaszcza, na miano "Boga". Olbrzym zaśmiał się tylko, pogardliwie spoglądając na wilczycę. Dawała mi znak, że zyskałem trochę na czasie.
Nagle na niebie zerwały się chmury, które mogły zwiastować koniec świata. Z nich zaczął powstawać dziwny wir, który wędrował prosto w moją stronę.
- O Bogowie... - Udało mi się tylko wypowiedzieć, zwyczajnie mnie zatkało, nie wiedziałem, o co w tym wszystkim chodzi. Nie chciałem wiedzieć.
*Sethi...* - Powtarzał głos w moich myślach. - *Zaraz zostaniesz wysłany do miejsca, z którego będziesz mógł tylko raz powrócić.*
Nie miałem pojęcia, co to znaczy. Jak miałem tym uratować watahę przed zagładą?
*Będziesz tam musiał znaleźć Kamień Błogosławieństwa, który uchroni watahę przed atakiem...* - Ciągnął. - *Los tego miejsca jest w twoich rękach. By powrócić, otrzymujesz ode mnie Kamień Powrotu, ale pamiętaj, masz na to tylko jeden dzień, inaczej zostaniesz tam NA ZAWSZE.*
W moich łapach pojawiło się małe zawiniątko. W tej chwili miałem zostać wciągnięty przez ogromny wir do innego wymiaru, ale zdołałem powiedzieć:
- Ferishia! Za niedługo wrócę! Ale pamiętaj... - Nie udało mi się dokończyć, gdyż już zostałem wciągnięty, straciłem grunt pod stopami i wszystko wokół mnie znikło.

[Ferishia? Będę za 24h ;)]

sobota, 19 listopada 2016

Zmiany!

Jak być może zdążyliście się zorientować, na blogu zaszły pewne zmiany! Zacznijmy od tych drobniejszych:
Od teraz pytanie tygodnia nie będzie umieszczane w zakładce, a na lewym pasku bocznym bloga, przez co stanie się lepiej widoczne. Mam nadzieję, że skłoni to członków do odpowiadania na nie.
Będziemy również codziennie losować szczęściarza, który dostanie nieco PD i Ringów.
Wprowadziliśmy również prezent urodzinowy - Twój wilk dostanie 10 PD i 50 Ringów w tym wyjątkowym dniu. Jak na razie jeszcze nie przydzieliłam zaległych prezentów, ale o tym za chwilę.

Punkty za opowiadania będą przydzielane w inny sposób, na Waszą korzyść. 1 Punkt Doświadczenia przypadać będzie na każdą rozpoczętą dwusetkę słów, czyli przykładowo za opowiadanie liczące 150 słów dostaniesz 1 PD, za 415 słów 3 PD itd.


Od teraz na blogu obowiązywać będzie inny formularz dołączeniowy, w którym znajduje się więcej pól. W związku z tym, prosimy KAŻDEGO członka o wypełnienie formularza (dostępnego w zakładce Dodaj wilka) JESZCZE RAZ. Pola, które chcecie pozostawić bez zmian, a są oznaczone gwiazdką, oznaczcie znakiem X (ale nie zapomnijcie się podpisać xp). 

kalendarium pojawiły się znaki zodiaku, które dają niewielkie bonusiki. W związku z tym pozwalam Wam na zmianę daty urodzin Waszej postaci.
Prezenty urodzinowe przydzielone zostaną Wam po przesłaniu nowego formularza, jeśli wilk obchodził urodziny podczas pobytu w watasze (np. dołączył w sierpniu, miał urodziny we wrześniu, więc dostanie prezent).

A teraz to, na co wszyscy czekali! Hierarchia wreszcie skończona. W związku z tym pozwalam Wam na ponowne rozdzielenie punktów do statystyk oraz zmianę ścieżki, bez żadnych negatywnych konsekwencji.
Aby dowiedzieć się, iloma punktami dysponujesz, zsumuj ze sobą punkty siły, zręczności, wytrzymałości, mocy, dodatkowe HP (tzn. ilość HP minus 100, czyli np. jeżeli masz 115 HP, to wychodzi 15 punktów) oraz punkty do rozdania.

Podobają się Wam nowości?
Zachęcam do dyskusji w komentarzach!

Od Madowa - Zaskoczenie

(c.d. Finley)

Wadera polizała mnie w nos i wyskoczyła z moich "sideł". Finley i biała wadera trochę podyskutowali, a potem Finley gdzieś sobie pobiegła. Zostałem sam z białą wilczycą. 
- To... chcesz tu dołączyć, tak? - Zapytała wadera
- Uh... Tak... - powiedziałem
- Świetnie! - ucieszyła się - Ja jestem Ferishia. 
- Madow... - dodałem
Po krótkiej rozmowie, uzgodniliśmy jaką mam hierarchię, oraz inne tego typu sprawy. Ferishia sobie poszła, a ja nie miałem co robić. Ciekawiło mnie gdzie podziewa się teraz Finley... Postanowiłem że pójdę po coś do jedzenia. Poszwendałem się chwilę po terenach, i znalazłem małe stadko sarn. Czułem tu zapach innego wilka, bodajże wadery. Ta woń była mi znajoma, ale nie mogłem sobie przypomnieć kto to był... Nagle sarna się spłoszyła, i leciała wprost na mnie. Nie chcąc dostać z kopyta, odsunąłem się. I nici z polowania... Zapomniałem zapytać wadery, gdzie śpię, więc poszedłem do jaskini Finley. Położyłem się, i czekałem aż przyjdzie. Zauważyłem ją. Weszła do jaskini, ale ja to zignorowałem. Nagle położyła się na mnie. Byłem... trochę zdziwiony.
- Ej! - powiedziałem - Co ty robisz?! - Nie powiedziałem tego w tonie złości, tylko bardziej takiego zdziwienia.

(Finka?)

piątek, 18 listopada 2016

Od Finley - Nieudane polowanie

(c.d. Madowa)

Spojrzałam basiorowi w oczy. Czułam się trochę dziwnie, no ale moja wina. W dodatku poczułam zapach alfy. Liznęłam basiora w nos i szybko spod niego wyskoczyłam.
- Finley, co tu się wyprawia? - Spytała biała wadera patrząc na nas. - I kim on jest? - Dodała.
- A, tak to Madow, spotkałam go wczoraj wieczorem i chciałby dołączyć do watahy - powiedziałam popychając go w stronę wadery. Basior był trochę spięty, a wadera najwidoczniej zdziwiona tym co tu się zdarzyło.
- To ja was tu zostawię - powiedziałam odbiegając w środek lasu. Przydało by się zrobić zapasy dla watahy. jak postanowiłam tak i zrobiłam. Pobiegłam na dużą polankę, gdzie było stadko łani. Z trudem się trzymające przez zimę i śnieg. Drugiej łowczyni nie znalazłam, ale z nimi sobie raczej poradzę. Wdrapałam się na drzewo i przeskakiwałam z gałęzi na gałąź. Kiedy wreszcie byłam nad jedną z łani, skoczyłam na nią. Nie wycelowałam dobrze i dostałam od niej z racicy. Musiałam wrócić bez niczego, a do tego z krwawiącym bokiem. Ze zwieszoną głową wróciłam do jaskini, kładąc się na posłaniu basiora. Dopiero wtedy poczułam, że ktoś już tam leży.

( Madow? )

Od Madowa - Gwieździsta noc

(c.d. Finley)

Spadła na mnie kupa futra. Miałem kłaki w pysku. 
- Fuj! - powiedziałem wypluwając część z nich. Wadera się tylko zaśmiała.
Wziąłem futro i dałem je na posłanie. W końcu zapadł już totalny mrok. Finley położyła się na półce skalnej, a ja na swoim posłaniu. Po krótkiej chwili słyszałem tylko ciche chrapnięcia wilczycy. Ja nie spałem. Jakoś nie mogłem. Wyszedłem na dwór. Niebo było bardzo jasne, jak na noc. Księżyc świecił jaśniej niż kiedykolwiek. Posiedziałem jeszcze chwilę i wróciłem do swojego posłania. Z rana obudziły mnie promienie słońca. Cicho pisnąłem z bólu. Za długo stałem na słońcu. Wstałem, ziewnąłem i przeciągnąłem się. Wadera jeszcze spała. Postanowiłem że pójdę po coś do jedzenia. Powędrowałem chwilę po terenach. W końcu znalazłem stado królików. Niewiele myśląc, wziąłem w zęby swoją zdobycz i pobiegłem w stronę jaskini Finley. Na moje nieszczęście, właśnie wychodziła z jaskini, a ja na nią wpadłem. Leżałem nad nią. Było bardzo niezręcznie. Nasze nosy niebezpiecznie stykały się ze sobą. Kiedy myślałem że gorzej już być nie może, do jaskini Finley przyszła jakaś biała wadera. 

(Finley? Biała wadera zwana Ferishia? xP)

Od Finley - Wstyd i większy wstyd

(c.d. Madowa)

Trochę zajęło mi szukanie tych królików, ale w końcu je znalazłam i przyszłam z wielką ilością gałęzi i liści do jaskini. Usłyszałam, jak basior śpiewa coraz głośniej. Było to tak śliczne, że nie chciałam mu przeszkadzać. Trudno mi było wytrzymać bez powiedzenia czegoś. W końcu moje adehade się wyrwało i zaczęłam śpiewać z basiorem. Ten momentalnie przestał. Trochę mnie to zasmuciło, i po co ja to robiłam.
- Słyszałaś coś? - Spytał basior, kręcąc łapą w ziemi, odwrócony już do mnie. - Głupio się czuję.
- Ja.. - nie wiedziałam, co powiedzieć. - Wybacz, nie powinnam - powiedziałam, idąc w tył jaskini. Wygrzebałam stamtąd skórę. Ułożyłam posłanie z liści i patyków, a potem przykryłam to skórą. Szybkim ruchem wskoczyłam na półkę, gdzie miałam trochę futra i zrzuciłam je na basiora.
- Ojć, wybacz - powiedziałam ze śmiechem.

( Mad? )

Od Madowa - Złapany na Gorącym Uczynku

(c.d. Finley)

- Problem jest w tym, że nie za bardzo jestem... "Parkourem" - powiedziałem.
- Oh... Ale! - powiedziała - Są tu takie jakby... Schodki.
- Więc po nich mam wejść? - zapytałem z ciekawością .
- Tylko problem jest w tym, że są dość strome...
- Oh... - powiedziałem - Ale i tak spróbuję!
Wadera pokazała mi schodki. Były to wgłębienia w jaskini. Spróbowałem wejść na jednego. Jakimś cudem udało mi się dotrzeć do prawie ostatniego schodka. Niestety poślizgnęła mi się łapa i mocno rypnąłem o ziemię. 
- Auć! - ryknąłem
- Nic ci nie jest? - zapytała wadera
- Au... Nie, nic mi nie jest. Tylko walnąłem mocno o ziemię - powiedziałem z ironią. 
- No oj, już nie przesadzaj -powiedziała wadera. - Czyli skoro się tam nie wespniesz... To znaczy że będziesz spać na ziemi?
- Na to wychodzi... - powiedziałem zrezygnowany.
- Hmm... Poczekaj - powiedziała wadera
- Uh... Okej - powiedziałem, widząc, jak wadera wychodzi z jaskini
Pewnie poszła po coś co posłuży mi za posłanie. Straaaasznie się nudziłem. Chodziłem wokoło jaskini nie mając co robić. Robiło się powoli ciemno, a Finley nadal nie było. Postanowiłem że zacznę śpiewać. Nie za głośno. Nie chciałem aby ktokolwiek to usłyszał... A więc zacząłem śpiewać... [klik]
W połowie mojego śpiewu nie zauważyłem że coraz głośniej śpiewam. Nagle za moimi plecami pojawiła się Finley, trzymająca na plecach dwa zające i jeszcze inne materiały do mojego posłania. Nie zauważyłem jej, więc kontynuowałem moją pieśń.

(Finley?)

czwartek, 17 listopada 2016

Od Meurtrière - Krwiożercza... Wiewióra?!

(c.d. Wilgi)

Wokół nas pojawiła się mgła, zakrywająca wszystko wokół. Nie widziałam nawet tej - oskarżającej o głupoty - wadery. Moje oczy powędrowały w jej stronę, szukając postaci wzrokiem, tak samo jak ja, nie była zadowolona z "pary" unoszącej się nad nami. Po chwili zauważyłam małe czerwono ślepka wodzące za nami spojrzeniem. Nie wiedziałam, jak w tej sytuacji zareagować, więc stałam tylko nie ruszając się, i obserwując stworzenie, które wlepia się w nas oczyma.
Wilczyca zrobiła pierwszy krok. Podeszła do zwierzęcia, jak gdyby nigdy nic i zawołała:
- Chodź tu! Cip, cip, cip! - Nie wiem dlaczego, ale nawoływała to coś, jak kurę. Jeśli miała rację, że jest to właśnie ten ptak, z chęcią bym go zjadła. Myślę tylko o jedzeniu...
- To nie kura idiotko! - Wykrzyknęłam do niej, nie reagowała, ale widać, że ledwo co się powstrzymywała.
Nagle zza krzaków wyskoczyła straszna bestia. Nie, zaraz... To wiewiórka?! Tak, to bardzo straszne zwierzę. Ha! Omal nie wybuchłam ze śmiechu. To tępe zwierzątko nie mogło nam nic zrobić, przecież to takie małe, praktycznie nierozumne. Wątpię, że cokolwiek rozumie.
- Wiewiórka... - Westchnęła wadera, zmieszana całą sytuacją.
Czy takie stworzenie może stać się niebezpieczne?
Otóż tak. W chwili nieuwagi zwierzęciu zaczęło się pienić dziwną, mocno zielonkawą masą. Wyostrzyły jej się kły i po chwili były już wielkości orzecha. Gdy spojrzałam w jej stronę zauważyłam, że próbuje rzucić się na wilczycę.
- Uważaj! - Krzyknęłam szybko.
Niestety nie usłyszała i nie zdołała uniknąć ataku. Wiewióra zaczęła się wgryzać w jej skórę, starając się odrywać powoli płaty skóry, co zazwyczaj kończyło się niewypałem.
- Aaa!!! - Ryczała bez opamiętania, starając się zrzucić zwierzę, co nie był łatwe.
Nie wiedziałam co zrobić, panikowałam.
*Rusz się* - Powtarzałam w głowie, miałam zamiar uciekać... Ale coś mnie tutaj zatrzymywało. Nie byłam tchórzem, musiałam jej w końcu pomóc i odciągnąć wściekłe zwierzę do lasu. To będzie dla mnie ogromne wyzwanie.
Zaszarżowałam prosto na waderę i starałam się przechwycić postać kłami. Udało mi się, niestety zwierzątko zaczęło drapać mnie po twarzy, krwawiłam, nic nie widziałam.
Czekałam już tylko na pomoc ze strony pseudo-towarzyszki. Lecz ona nie zmieniała swej pozycji, zajmując się sobą i nie zważając na to, że wiewiórka chce mnie zabić, czy co tam zamierza.

[Wilga?]
PS. Wygląd krwiożerczej wiewióry: klik Wiem, że to Obcy ;)

środa, 16 listopada 2016

Od Amortei

(c.d. Rayliegha)

Bez słowa odwróciłam się i odeszłam od basiora. Denerwujący typ, takiego najbardziej nie znoszę. Znałam się z nim w młodości, ale nasze kontakty nagle się urwały, a więcej nie miałam okazji go spotkać. Chciał się przywitać? Pff, śmieszny. Nie witam się z nikim. Kątem oka zauważyłam, że basior nieśmiało podąża za mną. Uśmiechnęłam się ironicznie i przystanęłam. Wilk zrównał ze mną krok.
- Nie rozumiesz tego, co do ciebie mówię? - zapytałam.
- Znaliśmy się kiedyś... - powiedział, spuszczając wzrok.
- Kiedyś - podchwyciłam, a on spochmurniał. - Nie mam znajomych, rozumiesz?
- Jakoś trudno mi to zrozumieć - mruknął.
- To już nie jest mój problem.

(Ray?)

wtorek, 15 listopada 2016

Od Cheveé

(c.d. Aury de Noir)

Uśmiechnęłam się lekko. 
- Wracamy? - zapytałam, a basior pokiwał głową. 
Odwróciłam się, próbując przypomnieć sobie trasę, którą tutaj przyszliśmy. Nagle zdałam sobie sprawę z tego, że wszystko jest takie same... 
- To tędy - powiedział Aura, wskazując na ścieżkę prowadzącą między zaroślami.
Nie przypominałam sobie, żebyśmy szli tutaj ścieżką. Może jej nie zauważyłam, pomyślałam i postanowiłam zdać się na znajomość terenu basiora. Ruszyliśmy dróżką, która zdawała się nie mieć końca. Pokonaliśmy kilka rozwidleń. Po jakimś czasie ścieżka zniknęła wśród zarośli. Zgubiliśmy się. Nagle usłyszeliśmy głosy i podążyliśmy w tamtym kierunku. Może znajdziemy kogoś, kto nam pomoże? W końcu moim oczom ukazała się wioska pełna małych domów, między którymi krążyły radosne istotki trzymając się za ręce i tańcząc. Roześmiałam się z ich okrąglutkich twarzyczek i spojrzałam na Aurę, jednak jego mina pozostała niewzruszona.

(Aura?)

poniedziałek, 14 listopada 2016

Od Finley - Posłanie

(c.d. Madowa)

Spojrzałam na wyodrębnioną półkę skalną, która robiła za moje posłanie. Co prawda było tam dużo miejsca, ale był jeden mały problem.
- Umiesz się wspinać? - Spytałam. Było mi trochę głupio, że zapomniałam o tak znaczącym fakcie. A mianowicie o trudach wspinaczki. 
- No nie wiem. - odpowiedział i o dziwo się nie zająknął.
- Dobra, pomogę ci, a jeżeli się nie uda, to umościmy ci jakieś posłanie z futra, gałęzi i trawy. - powiedziałam i lekko podskoczyłam szczęśliwa z tego pomysłu. - A przy okazji czegoś się nauczymy - dodałam, patrząc na basiora z uśmiechem.

(Madow?)

Od Anadil - Puszek

(c.d. Aury de Noir)

Widząc basiora w pozycji bojowej zadygotałam że strachu. Łapy odmówiły mi posłuszeństwa, mimo, że miałam ochotę uciec gdzie pieprz rośnie. W akcie desperacji i przerażenia otoczyłam się Osłoną Pioruna. Sekundę potem na drogę przed nami wypadło TO.
"Coś" miało kolczasty, palący się grzbiet, z wystającymi gdzieniegdzie żebrami. Potężne łapy młóciły ziemię, wznosząc tumany pyłu. Z szerokiego łba bestii wystawały rzędy kłów, a w oczach płonęła żądza mordu. Maszkara była prawie trzykrotnie większa ode mnie.
Tak się akurat beznadziejnie złożyło, że monstrum miało w nas swój określony cel, bo zaszarżowało. Momentalnie uskoczyłam i zakryłam się ogonami, piszcząc że strachu.
Aura de Noir natomiast poczekał na stosowny moment, po czym uczepił się zębami łapy stwora. Potworowi zapewne było ciut niewygodnie z wściekły wilkiem kąsającym nogę, bo parsknął, uchwycił kłami basiora i odrzucił go na pobliski dąb.
Iso oczywiście nie stał bezczynnie. Z karku bestii wystawało już sześć strzał, a elf zgrabnie biegał dookoła maszkary, siejąc ją sztyletami.
Musiałam coś zrobić, ale co...
Jak zwykle najpierw zrobiłam, a potem pomyślałam.
Zanim zdążyłam uporządkować myśli, już byłam gotowa do skoku, a później odepchnęła się tylnymi łapami, lądując na karku wściekłego stwora.
Od razu poczułam ból. Spojrzałam na swoją łapę. Była przebita kolcem potwora. Nie zważając na to wbiłam pazury w zaskakująco mięciutkie futro.
- Spokój! Puszek! Reksio! Titelitury! Aaaaa!!!!!!
Wrzeszczała jak opętana. W sumie miałam powód. 
Płomienie na ciele bestii okalały moje ciało, sprawiając niewypowiedziany ból. Ostatkiem sił zmieniłam moje pazury w elektryczność. Ciepła krew zalała mi łapy. Usłyszałam tylko ogłuszający ryk maszkary i krzyk:
- Anadil! Anadil!
A potem zemdlałam.

(Aura de Noir? O, tu masz zdjęcie Puszka ;) klik )

Od Murtagha

(c.d. Azraela)

- Hm... - spojrzałem na potwora, a potem przeszedłem pod nim, sprawdzając, co to ma między nogami.
- Samiczka. No to Blood. - uśmiechnąłem się pogodnie, nie zwracając przez ten moment uwagi na Azraela. Dopiero potem zrównałem z nim krok.
- Zastanawiasz się, czemu... Hm. Bo to świetny kompan. Nie gada, jest posłuszna... - powiedziałem beztrosko.

(Azi?)

niedziela, 13 listopada 2016

Od Madowa

(c.d. Finley)

Jeden wilk rzucił się na Finley. Ja w międzyczasie odpychałem pozostałe wilki telekinezą. Wilk który zaatakował Finley był Alfą. Wilczyca wgryzła się mocniej w jego kark, aż wreszcie basior odpuścił. Widać było że nie dawał już siły i niespecjalnie chciał kontynuować tą walkę. Jakoś wydostał się z pułapki Fin i pobiegł do innych. Nic nie mówiąc odszedł. Wadera wyglądała jakby nic się jej nie stało. Otrzepała się i podeszła do mnie. 
- Już nie wrócą. - powiedziała - Nie mogą...
- Mówiłaś coś o terenach watahy... - powiedziałem - Jesteś tu alfą?
Wadera popatrzała na mnie jak na głupka, po czym zaczęła się śmiać.
- Nie - trochę spoważniała - Nie jestem Alfą.
- Aha... - powiedziałem - To... Może oprowadzisz mnie po terenach?
- Jasne - przytaknęła
Wilczyca oprowadzała mnie po terenach. Było ich sporo, a mnie zaczęły boleć nogi. Finley to zauważyła.
- Jesteś zmęczony? - zapytała
- Tak... - mruknąłem
- Ugh... - mruknęła do siebie - Nie masz jeszcze jaskini... W sumie... Możesz tą jedną noc kimnąć u mnie.
- N-naprawdę? - trochę zdziwiła mnie ta propozycja. W końcu spanie w jaskini... Z Waderą... No ale cóż... Tylko tą jedną noc.
Poszliśmy do jaskini Finley. Jej wnętrze było dość małe. Na końcu pachniał zapach jedzenia. Na górze zobaczyłem wyodrębnioną półkę skalną.
- Too... gdzie ja śpię? - zapytałem

<Fin? ( ͡° ͜ʖ ͡°)>

Od Azraela

(c.d. Murtagha)

Spojrzałem na mantykorę i się zamyśliłem.
- Imię dla niej. Jeśli męskie do Shibudo, a damskie Blood. Tak mi się takie podobają - powiedziałem. Wytłumacz mi jedno, dlaczego ty cały czas chodzisz z truchłem mantykory? - spytałem zaciekawiony. Było to dla mnie dziwne, ciekawe, pociągające, niczego złego o tym nie mogłem powiedzieć.
- Przejdziemy się i ci opowiem. - powiedział basior ruszając do przodu. Ruszyłem więc prosto za nim. Ciekawiło mnie co tam u mojego ojca, ale przecież zawsze mogę go odwiedzić.

( Sady? )

sobota, 12 listopada 2016

Od Rayleigha - Głupia sytuacja

(c.d. Azraela)

Przeszliśmy prze dziwnie wielkie drzewo. Nim dobrze się rozejrzałem, Różowowłosy podbiegł do jakiejś białej wadery. Powoli poszedłem za nim. Krótko porozmawiali i przyjęła go do watahy.
- Ja także chciałbym dołączyć. Rayleigh jestem - odezwałem się, gdy długowłosy odszedł gdzieś z tym czarnym z pelerynką.
- Mogę pracować jako zielarz lub pielęgniarz - uśmiechnąłem się do alfy uprzedzając jej pytania.
- Nie ma problemu. Jestem Ferishia, miło mi powitać cię w naszych szeregach Rayleigh!- odpowiedziała
- Dziękuję. To ja pójdę pozwiedzać okolicę...- pożegnałem się i pobiegłem za zapachem basiorów, którzy zniknęli z zasięgu mego wzroku.
Oczywiście nie dość, że po godzinie szukania zgubiłem trop, to jeszcze siebie samego w lesie. Świetnie.Z aczynałem się denerwować. 
Nagle poczułem zapach krwi i to wilczej, bardzo świeżej krwi. Już kiedyś to czułem... o tak dobrze pamiętam ten dzień zły i dobry jednocześnie. Moje ciało przeszły ciarki i natychmiast pobiegłem w tamtą stronę. Gdy dotarłem na jakąś polankę, dostrzegłem coś, od czego nie jeden puściłby pawia.
Ogromny, czarny, dwuogoniasty osobnik siedział przy truchle zapewne kiedyś białego wilka.
Wszędzie walały się członki ciała. Krew ofiary zafarbowała większość roślin na około. 
Jak to mawiają ręka, noga, mózg na ścianie... no może nie do końca, bo mózg był dosłownie zmiażdżony na ziemi. Ktoś tu kogoś baaaaardzo wkurzył.
- Widzisz, kolego... - zaczął mówić sprawca, oblizując przednie łapy z czerwonej cieczy. - Gdybyś posłuchał poprzednim razem, że ze mną się nie zadziera to MOŻE jeszcze byś żył. Hahah. - zaśmiała się.
Tak teraz byłem pewien, że to TA osoba. Przełknąłem ślinę i zrobiłem krok w stronę wadery.
- Karo Czarna Pani? Czy to ty?

~~~Kilka miesięcy wcześniej- Wataha Walecznych Kłów~~~
- Zboczeniec!
- Drań! 
- Oszust! 
- Słabeusz! 
- Ofiara losu!
- Odmieniec!
- Potwór!
I inne takie obelgi i ataki co do mnie. Nie wytrzymałem. Zawyłem z bólu i zbudziło się moje drugie ja, którego tak nie chciałem nigdy uwolnić...
Moje oczy zapłonęły ogniem o intensywnie żółtym kolorze. Ogarnęła mnie furia i rozszarpałem trzy wilki na strzępy, a dwa kolejne udusiłem. Nie potrafiłem tego powstrzymać... z jednej strony ciągnęło mnie do większego rozlewu krwi, a z drugiej coś krzyczało - Dlaczego to robię?!
Zacząłem świrować i biegać w koło. Wtedy usłyszałem brawa.
- Cóż za akcja! Niebywała szybkość... ale wciąż za słaba motywacja do zabijania - ktoś powiedział, a po chwili w cieniu drzew dostrzegłem błyszczące na czerwono dwie pary ślepi. Nie panując nad sobą zaatakowałem... i oberwałem mocno w pysk.
- Karo Czarna Pani...
- Och, widzę, że mnie znasz.
Nie zabiję cie, bo zafundowałeś mi właśnie kolację, ale uważaj sobie. Jeszcze raz spróbujesz się do mnie zbliżyć, to nie żyjesz - powiedziała ostrzegawczo wadera, jak się okazało i zaczęła jeść truchło jednego z wilków.
Pamiętałem ją z opowieści innych... ale pierwszy raz spotkałem.
Zawarczałem cicho.

- Ach, chcesz abym ci pomogła z resztą ofiar, tak? W sumie nie mam nic do roboty, więc spoko - powiedziała i przełknęła kawał mięsa.
Problem w tym, że ja nie chciałem, ale moja demoniczna moc się tego domagała...
Musiałem zabić resztę.

Jak powiedział,a tak zrobiliśmy.
W środku nocy cicho uśmierciliśmy resztę wilków, nie zostawiając dowodów, że to my. Żeby straszniej było sprawiło nam to... przyjemność.
Zdążyłem tylko wydukać
- Nienawidzę siebie - i uciekłem jak najdalej mogłem.
~~~~
- Karo... nic się nie zmieniłaś od tamtej nocy - odezwałem się, ale wadera jakby mnie nie widziała zabrała się za jedzenie. Odrywała coraz większe kawały i wszystkie połykała w całości.
- Tak...to na pewno TY - rzuciłem, a ona w końcu się do mnie odwróciła.
Zamrugała ślepiami.
- Czego chcesz panie "nienawidzę siebie"? - Zirytowana poruszyła wargami.
W zasadzie sam nie wiedziałem, dlaczego ją zaczepiłem. Czyżby mój demon znowu zapragnął się wydostać? Nie... nie teraz, kiedy ktoś mnie ciepło przyjął. Nie mogę.
- Przywitać się? - Odparłem bezmyślnie.
- Weź wyjdź - odwarknęła

Od Murtagha

(c.d. Azraela)

Czekałem na zewnątrz na Azraela, dyskutując z moją mantykorą. W sumie... Powinienem nadać jej jakieś imię. Spytam się basiora, może on mi podpowie...
- O. Już jesteś? - popatrzyłem na niego, przerywając dialog. - I jak poszło? - zapytałem, sprawdzając łapą stan truchła.
- Tak w ogóle, to potrzebuję jakiegoś imienia dla niej. - powiedziałem, wskazując drugą łapą potwora.

(Azi?)

Od Finley - Nowy (nie)przyjaciel

(c.d. Madowa)

Spojrzałam na basiora, który na mnie wpadł. Wyglądał jakby uciekał, ciekawe tylko przed czym. Do tego śmiesznie się jąkał. 
- Przed czym ty tak uciekasz? - Spytałam, patrząc, czy aby na pewno nic tu nie biegnie. Nagle usłyszałam warkot kilku wilków. Wcale mi się to nie podobało. Ale nie miałam zamiaru uciekać. Po chwili przed nami pojawiły się cztery muskularne basiory.
- D-dlatego - powiedział czarny basior. Zamachnęłam złowrogo ogonem i cicho warknęłam.
- Nie macie prawa gonić go na tych terenach - powiedziałam, podchodząc do nich. We mnie nie było ani odrobinki strachu, wręcz przeciwnie, adrenalina we mnie buzowała. Jak kiedyś podczas walk. Tylko teraz nie było Thomasa.
- Bo co nam zrobisz, laluniu? - parsknął jeden z nich, łapiąc mnie za łapę zębami. Był szybki i nie zdążyłam odskoczyć. Ugryzłam go w okolice szyi, aby trochę się wzmocnić. Ten jednak dalej mnie trzymał.

( Mad, pomóż jej trochę cx )

piątek, 11 listopada 2016

Nowa wadera - Finley!

(autor nieznany, obrazek znaleziony na wrzuta.pl)

Od Aury de Noir - Skradziona korona

(c.d. Cheveé)

Spojrzałem na ciemne zakamarki przed nami. Była to gęsta puszcza, w której nie tylko siebie łatwo zgubić, ale jak widać i ważne dla siebie rzeczy.
- Jesteś pewna, że idziesz ze mną? - Spytałem, odwracając się do wadery.
- Jasne, chodźmy już po tą twoją zgubę - powiedziała wadera wchodząc w zarośla. Pobiegłem więc za nią, abyśmy siebie nie zgubili. Słychać było najprzeróżniejsze odgłosy, i wszędzie były niespotykane dotąd rośliny. Aż wreszcie za uwarzyłem na jednym krzaczku złoty przedmiot. Szybko do niego podbiegłem, aby go zabrać. Wtedy jednak korona szybko zniknęła, najpewniej przy pomocy jakiegoś małego stworzenia. Ruszyłem więc za nią. Z tego, co słyszałem, wadera biegła tuż za mną. Stworzenia nie dogoniliśmy, postanowiliśmy jednak odpocząć ze zmęczenia.
- Wybacz, że cię tu ciągnąłem - powiedziałem.

(Cheveé, i co teraz? )

Od Azraela - Rozmowa z Przywódcą

(c.d. Murtagha)

Spojrzałem na ciekawie wyglądające stworzenie. Przyciągało mnie do siebie. Po chwili ruszyliśmy za czarnym basiorem.
- Nigdy nie zwalam winny na innych - prychnąłem z uśmieszkiem. Przez całą drogę rozmowa jakoś się kleiła. Pierwszy do drzewa wszedłem ja.
- Chciałem dołączyć do watahy - wywaliłem prosto z mostu. Zauważyłem tam białą waderę.
- Jak się nazywasz i co chciałbyś robić? - Zapytała wadera.
- Mam wiele imion, ale Azrael wystarczy, a najchętniej wybiorę ścieżkę wojownika - odpowiedziałem udając miłego, aby nie wywaliła mnie na zbity pysk. Chwilę jeszcze porozmawiałem i wyszedłem.

Od Aury de Noir

(c.d. Anadil)

Ciekawe, co wadera nam teraz zafunduje. Kiedy Iso tu był, byłem o wiele szczęśliwszy, ale cały czas wiedziałem że znowu odejdzie. Że i tak tu z nami nie zostanie. Wcale mi się to nie podobało, ale nic nie mogłem z tym zrobić.
- To gdzie idziemy? - Spytałem waderę, która cały czas była na przedzie. Kiedy spytałem, od razu się odwróciła.
- Zobaczysz, jak dojdziemy - powiedziała ruszając dalej.
- Widzę, że wreszcie masz przyjaciółkę - szepnął do mnie elf.
- Znam ją dopiero jakiś czas. Więc nie, tylko znajoma. - westchnąłem. - Dobrze wiesz, że tak łatwo to ze mną nie jest. - uśmiechnąłem się. Szliśmy tak rozmawiając, kiedy w oddali usłyszałem jakiś ryk.
- Słyszeliście to? - spytałem zatrzymując się. Zastrzygłem uszami w tamtą stronę. Ryk powtórzył się o wiele głośniejszy i o wiele bliżej nas.
- Coś się zbliża, i co najmniej nie jest szczęśliwe - stwierdziłem, stając gotowy do ataku.

( Anadil? Co takiego tu ,,pełznie"?)

czwartek, 10 listopada 2016

Od Madowa

Uciekałem już chyba z 3 godziny przed tą bandą... Uwzięli się na mnie... Biegłem tak szybko, i tak nieuważnie, że nie zauważyłem, że wpadłem na jakiegoś wilka.
- Ouch! - powiedziałem - Uważaj tro... - Nagle zorientowałem się, że to wadera. Otrzepała się i spojrzała na mnie dziwnie.
- Uch... Sorry? - powiedziała
- Wa-Wa-Wadera... - jąkałem się - Cz-cześć...! Sorki że na ciebie wpad-d-dłem!
- Ehh... - mruknęła
- J-Jestem Madow, a-a ty? - zapytałem już trochę mniej się jąkając
- Finley - przedstawiła się.

(Finley?)

poniedziałek, 7 listopada 2016

Nowy członek - Madow!

"Daj każdemu dniu szansę stania się najpiękniejszym w całym twoim życiu."
Zephyr by wolfnighteyes

Od Amaimona

(c.d. Anguy)

Przekrzywiłem głowę, patrząc na ślimaka. Jego skorupa wyglądała, jakby była najeżona kolcami. Miała brązowo-kremową barwę.
- Ładny - powiedziałem. - Pewnie trujący, dziad jeden.
Angua uśmiechnęła się lekko. Nie mogłem oderwać wzroku od ślimaka. Postanowiłem sprawdzić, czy faktycznie jest trujący i lekko dotknąłem kolca na jego skorupie.
Jestem idiotą.
Nie, nie idiotą - wariatem, a to zupełnie co innego.
Krzyknąłem i przewróciłem się na plecy. Zaniepokojona Angua podeszła do mnie.
- Amaimon? Nic ci nie jest?
- Nie - uśmiechnąłem się szeroko. - Nie jest trujący.
Fakt, czasem mi odbija, nie da się temu zaprzeczyć.
- Nie rób tak więcej, myślałam, że coś ci się stało - powiedziała wadera.
- Taki już jestem. Ale dobrze, nie zrobię tego więcej przy tobie.
Uśmiechnęliśmy się do siebie i ruszyliśmy dalej, pozostawiając ślimaka samego. Po chwili zawróciłem i wziąłem go na łapę, aby następnie przełożyć go sobie na łeb.
- Zawsze chciałem mieć zwierzątko, a on byłby smutny, gdybym go tam zostawił na pastwę losu. Nikt nie chce być samotny - wyjaśniłem widząc zdziwioną minę Anguy. - Ty też masz zwierzaka, z tego co zauważyłem. To kruk, prawda? Opowiesz coś o nim?
Zrobiła się ze mnie straszna gaduła.

<Angua?>

Podsumowanie Wydarzenia: Halloween 2016

Event Halloween 2016 dobiegł końca. Dusze potworków wróciły do zaświatów, a kraina może cieszyć się spokojem (oraz zapachem ich gnijących ciał). Wiele wilków dzielnie walczyło, by zachować jako taki ład w krainie, jednak jak zawsze wyłonić trzeba tych trzech najlepszych.

3 miejsce: Sethi (57 pkt). W nagrodę otrzymuje 30 PD oraz magiczną dynię.

2 miejsce: Aura de Noir (64 pkt). W nagrodę otrzymuje 40 PD, magiczną dynię oraz wiedźmową różdżkę.

i wreszcie:
1 miejsce: Angua (77 pkt). W nagrodę otrzymuje 60 PD, magiczną dynię, wiedźmową różdżkę oraz niewidzialność.


Serdecznie gratulujemy zwycięzcom! Mamy nadzieję, że nagrody przypadły Wam do gustu.

Przydzieliłam Wam również cukierki, choć nieco pozmieniałam ich ilość, bo zwyczajnie dostalibyście ich zbyt wiele. Otóż 1 cukierek przypada na 10 punktów, nie na 1. Plus oczywiście gwarantowane 10 cukierków dla każdego.
Cukierki znajdują się teraz w Waszych ekwipunkach, proszę o wiadomość jeśli chcecie je zjeść.
Zrezygnowałam również z odejmowania punktów za niepodjęte/niedokończone walki.

Opisy przedmiotów otrzymanych za miejsca 1-3 oraz działanie cukierków znajdziecie na stronie wydarzenia (klik).

Poniżej podliczam każdemu z osobna punkty, coby nie było, żem się pomyliła. Żeby zobaczyć uzyskane przez każdego wyniki, wystarczy kliknąć w poniższy link. Poniżej również spis cukierków, które się Wam trafiły.

środa, 2 listopada 2016

Od Anguy

(c.d. tego)

- To ty… - wyszeptała, jasna postać nieznacznie skinęła głową. 
- Dlaczego? – Spytała wadera, wpatrując się uparcie w puste oczy. Istota odwróciła głowę, przybrała postać kobiety i podeszła do kryształowego globu. Zaszeleścił jedwab jej sukni. Dotknęła smukłą dłonią gładkiej powierzchni kamienia. Ten zajaśniał niby słoneczna tarcza.
To było jedyne wyjście. Rozległy się słowa.
- Ale dlaczego ja?
Nadawałaś się. Po za tym było w tobie coś… niezwykłego. Przeżyłaś, mimo śmierci matki, nie ja cię uratowałam. Sama byłaś silna.
- A to? – Angua wskazała na otaczającą ją jaśniejącą nicość. Kobieta zaśmiała się.
Na pewno nie tak to sobie wyobrażałaś.
- W ogóle sobie nie wyobrażałam – szepnęła An.
Na pewno.
- A czemu tutaj jestem? - Wadera wypytywała uparcie.
W końcu musiałaś się dowiedzieć.
- Zawsze byłaś przy mnie?
Przecież wiesz, od początku cie nie opuszczałam. Nie mów, że się nie domyśliłaś.
- Nie sądziłam, że jesteś… - słowa zamarły w jej gardle. Nie potrafiła sobie tego uświadomić, to było nierealne. Niemożliwe! Zacisnęła powieki, miała nadzieję, że to tylko sen, ale natrętne wspomnienia wracały. Nawet wtedy ten duszek nazwał ja światłem. – A kim ja jestem?
Światłem. Powtórzyła swoje wcześniejsze słowa. 
- Czyli? – Angua drążyła temat.
Awatarem.
- Co to znaczy?
Przedstawicielem bóstwa na ziemi, poniekąd jesteś mną, masz część mnie w swojej duszy.
- Czyli jestem boginią? – Wilczyca szepnęła z niedowierzaniem.
Nie do końca, czymś na kształt.
- A mogę wreszcie wrócić? – Rzekła z nadzieją w głosie.
Oczywiście. Nagle jaśniejąca postać zniknęła. Zmieniła się w chmurę maleńkich iskierek. Zaczęły krążyć wokoło Anguy, wilczyca nagle poczuła się senna. Nim wszystko zakryła ciemność, zobaczyła jeszcze wybuch jasności.
***
Wszystko zniknęło, blask, rój świateł, kryształowy globus. Była w watasze, tuż przy wodospadzie. Słyszała szum wody i czułą na sobie ciepło słonecznych promieni. Wspomnienia niesamowitych chwil z przeszłości wydawały się jedynie snem. Angua podniosła się i rozejrzała się. Na gałęzi tuż nad nią spostrzegła znajomy łepek kruka. Spojrzała na niego niepewnie, ten od razu zakrakał. Jak gdyby chciał się przywitać. Wadera podeszłą do wody i napiła się. Była wręcz lodowata. Nagle usłyszała za sobą czyjś głos, odwróciła się i…

(Ktoś chce popisać?)