(c.d. Ferishii)
Położyłem się na ubitej ziemi i czekałem zniecierpliwiony, ale jednocześnie przestraszony. Bałem się o przyszłość watahy, ale ten strach przewyższała jedynie obawa o waderę. Nie wiedziałem co zrobić, jak zareagować, więc tylko odwróciłem głowę w drugą stronę, żeby nie widzieć tego, co się w tym momencie dzieje. Musiałem coś zrobić, ale z moimi obrażeniami nie było to w jakikolwiek sposób możliwe. Nie mogłem nawet patrzeć się na walkę, bo od razu zbierało mi się na wymioty i ostry ból głowy - Moja choroba się odzywała, nie chciałem tego. Musiałem być tak głupi, żeby wypowiedzieć to cholerne życzenie! To wszystko było moją winą i to ja powinienem naprawiać mój błąd, a nie niczemu winna Ferishia.
Nagle usłyszałem trzask łamanych kości, to mnie już kompletnie dobiło, rozpłakałem się. Wiedziałem, że nie mógł być to Ozyrys, Bogowie szybko się regenerują i rzadko można im zadać tak poważne obrażenia. To musiała być wilczyca.
- Tchórz! Słyszysz to, jesteś tchórzem! - Krzyczałem sam do siebie, próbując tłumić płacz. To była jedyna racjonalna rzecz, która mogłem teraz robić - Obwiniać siebie.
Rany zadane przez moją towarzyszkę, piekielnie szybko znikły z Boga i zaczął zmierzać w moją stronę. Czekałem już tylko na śmierć, już się jej nie bałem, wręcz przeciwnie, już jej po prostu oczekiwałem, myśląc o lepszym życiu, które spotka mnie w zaświatach. Nie przejmowałem się niczym, nawet zniszczeniami, które może na świecie wyrządzić Ozyrys.
- Ozyrysie! Nie skończyłam jeszcze z tobą! Jak śmiesz nazywać się bogiem?! - Feri nagle przerwała, musiała nabrać tchu, by mówić dalej. - Jak ktoś, kto wykorzystuje słabszych i wcale ich nie szanuje, może zyskać u ludzi boską cześć?! Nie jesteś bogiem. Jesteś niczym. Zadufanym w sobie, egoistycznym, szkaradnym potworem!
Miała rację, on na nic nie zasługuje, a już zwłaszcza, na miano "Boga". Olbrzym zaśmiał się tylko, pogardliwie spoglądając na wilczycę. Dawała mi znak, że zyskałem trochę na czasie.
Nagle na niebie zerwały się chmury, które mogły zwiastować koniec świata. Z nich zaczął powstawać dziwny wir, który wędrował prosto w moją stronę.
- O Bogowie... - Udało mi się tylko wypowiedzieć, zwyczajnie mnie zatkało, nie wiedziałem, o co w tym wszystkim chodzi. Nie chciałem wiedzieć.
*Sethi...* - Powtarzał głos w moich myślach. - *Zaraz zostaniesz wysłany do miejsca, z którego będziesz mógł tylko raz powrócić.*
Nie miałem pojęcia, co to znaczy. Jak miałem tym uratować watahę przed zagładą?
*Będziesz tam musiał znaleźć Kamień Błogosławieństwa, który uchroni watahę przed atakiem...* - Ciągnął. - *Los tego miejsca jest w twoich rękach. By powrócić, otrzymujesz ode mnie Kamień Powrotu, ale pamiętaj, masz na to tylko jeden dzień, inaczej zostaniesz tam NA ZAWSZE.*
W moich łapach pojawiło się małe zawiniątko. W tej chwili miałem zostać wciągnięty przez ogromny wir do innego wymiaru, ale zdołałem powiedzieć:
- Ferishia! Za niedługo wrócę! Ale pamiętaj... - Nie udało mi się dokończyć, gdyż już zostałem wciągnięty, straciłem grunt pod stopami i wszystko wokół mnie znikło.
[Ferishia? Będę za 24h ;)]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zachęcamy do komentowania!