Przekrzywiłem głowę, patrząc na ślimaka. Jego skorupa wyglądała, jakby była najeżona kolcami. Miała brązowo-kremową barwę.
- Ładny - powiedziałem. - Pewnie trujący, dziad jeden.
Angua uśmiechnęła się lekko. Nie mogłem oderwać wzroku od ślimaka. Postanowiłem sprawdzić, czy faktycznie jest trujący i lekko dotknąłem kolca na jego skorupie.
Jestem idiotą.
Nie, nie idiotą - wariatem, a to zupełnie co innego.
Krzyknąłem i przewróciłem się na plecy. Zaniepokojona Angua podeszła do mnie.
- Amaimon? Nic ci nie jest?
- Nie - uśmiechnąłem się szeroko. - Nie jest trujący.
Fakt, czasem mi odbija, nie da się temu zaprzeczyć.
- Nie rób tak więcej, myślałam, że coś ci się stało - powiedziała wadera.
- Taki już jestem. Ale dobrze, nie zrobię tego więcej przy tobie.
Uśmiechnęliśmy się do siebie i ruszyliśmy dalej, pozostawiając ślimaka samego. Po chwili zawróciłem i wziąłem go na łapę, aby następnie przełożyć go sobie na łeb.
- Zawsze chciałem mieć zwierzątko, a on byłby smutny, gdybym go tam zostawił na pastwę losu. Nikt nie chce być samotny - wyjaśniłem widząc zdziwioną minę Anguy. - Ty też masz zwierzaka, z tego co zauważyłem. To kruk, prawda? Opowiesz coś o nim?
Zrobiła się ze mnie straszna gaduła.
<Angua?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zachęcamy do komentowania!