środa, 2 listopada 2016

Od Ferishii - Boskie objawienie

(c.d. tego)

Znów wstąpiliśmy na znaną tylko Ramilowi trasę, wyznaczoną piaskiem równie gorącym jak wszystko dookoła. Teraz, gdy nie dokuczało mi już pragnienie, mogłam iść dużo szybciej. Zamieniłam nawet kilka zdań z towarzyszem podróży. Słońce powoli zbliżało się ku horyzontowi, zapowiadając nadchodzący chłód. 
W końcu dostrzegłam świątynię skąpaną w pomarańczowoczerwonym blasku. Im mniejszy dystans dzielił mnie od budynku, tym większy zachwyt ogarniał moje zmysły. Zaskoczył mnie przepych i finezja wykonania. Nikt nie mógłby spodziewać się takiego cudu architektury na samym środku pustyni.
Kolumny wyciosane z najwyższej jakości piaskowca poprzecinane były siateczką otworów, w których wiatr wygrywał spokojne melodie. Wykonane z jasnożółtego marmuru schody nie nosiły na sobie żadnych oznak mijającego czasu, stawianie na nich łap wydawało mi się być profanacją tak cudnego dzieła. Ściany świątyni pokryte były misterną siatką obrazów i hieroglifów, wykutych cienkim i precyzyjnym dłutem. 
Jeszcze większy przepych dało się zauważyć w środku. Za metalowymi (oczywiście, że rzeźbionymi) drzwiami kryło się wnętrze, którego strop podparty był filigranowymi kolumienkami. Wszystko pokryte było barwnymi obrazami, ani jeden centymetr kwadratowy powierzchni nie został pominięty. Nawet podłoga opatrzona była wzorami. Na samym środku sklepienia znajdował się okrągły otwór, który wpuszczał światło do pomieszczenia.
Wewnątrz panowała cisza, której nawet Ramil nie ośmielił się zakłócić. Ostrożnie stawiając łapy, podeszłam do ściany, by przyjrzeć się malunkom. Przedstawiały wilki, ludzi i różne wydarzenia.
- To historie naszej bogini. Ona od niepamiętnych czasów kieruje żywotem stworzeń na pustyni - usłyszałam.
Odwróciłam się, by zlokalizować źródło głosu. Przy wykonanej z ciemnego drewna ławie siedział stworek tego samego gatunku, co Ramil. Skierowałam kroki w jego stronę. Był wyraźnie starszy od poznanego wcześniej stworzonka. Na jego pysku dało się zobaczyć srebrne nitki siwizny. Ubrany był w dziwne szaty, głowę przyozdobił czymś na kształt korony. Na stoliku rozłożył rozmaite zwoje papirusu, w powietrzu unosiła się woń inkaustu wymieszana z zapachem lampek oliwnych.
- Opowiedz mi o niej - poprosiłam, nie potrafiłam ukryć zaciekawienia w głosie. Nigdy nie wierzyłam w bogów, ale miałam wrażenie, że w tym miejscu da się wyczuć ich obecność.
- Dobrze. Siadaj, dziecko. W naszej świątyni każdy może poczuć się jak w domu. Jestem Echet, główny kapłan w tej świątyni. Poznałaś już Ramila, mojego praktykanta. Jesteśmy ludem tej pustyni, mniejszymi kuzynami lisów. Słyszałem kiedyś, jak jak ktoś nazwał naszą rasę Fen-ekh, lud piasku. No, ale to cię pewnie nie interesuje. A więc nasza bogini...
Źrenice jego oczu momentalnie się rozszerzyły, pyszczek otworzył się w wyrazie zdumienia. Wziął głośny wdech i ukłonił się. Poczułam na plecach powiew ciepłego wiatru.
- Wasza bogini przyszła tu osobiście - głos wydawał się nie mieć źródła, jak gdyby dochodził ze ścian budynku.

C.D.N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zachęcamy do komentowania!