(c.d. tego)
- Ach, coś jakaś małomówna jesteś - stwierdził Ramil.
Może to dlatego, że mój język jest bardziej wysuszony, niż ten piasek, po którym stąpam? - pomyślałam. Jeszcze nigdy w życiu nie było mi tak gorąco. Na całym grzbiecie czułam charakterystyczne pieczenie wywołane oparzeniami słonecznymi. Bolała mnie głowa, a zdradziecki umysł co chwilę podsuwał ulotne wizje soczystozielonych oaz.
Ramil dreptał przed siebie zdecydowanie zbyt szybko, bym mogła za nim nadążyć. Był irytująco energiczny. Całą drogę nucił coś pod nosem i próbował nawiązać ze mną rozmowę.
Woda wyłoniła się zza piaszczystego wzniesienia tak nagle, że w pierwszej chwili uznałam ją za kolejną iluzję. Przekonałam się jednak o jej prawdziwości, gdy uradowana zbiegłam po osuwistym zboczu i zanurzyłam język... ba, cały pysk w upragnionej cieczy.
Woda, choć brudna i nagrzana słońcem, smakowała dla mnie jak ambrozja. Czułam, jak substancja przywraca mi życie, jak jej kojące dłonie powoli uzdrawiają moje ciało. Piłam tak łapczywie, że na tę chwilę zapomniałam o oddychaniu. Odeszłam od brzegu i zaczęłam ciężko dyszeć.
- Hej, opanuj się, bo pękniesz! - Krzyknął stworek. Właśnie, nie wiedziałam nawet, jakiego Ramil był gatunku.
- Uspokój się, już skończyłam - wysyczałam, przewracając oczami.
Weszłam po pas do wody, chcąc się odrobinę schłodzić. Dopiero teraz poczułam się na tyle komfortowo, by rozejrzeć się po okolicy. Nad jeziorkiem rosło kilka dziwacznych drzew o nielicznych, dużych liściach, które wyrastały tylko na czubku rośliny. Czyżby palmy? A więc znaleźliśmy się w oazie. Zawsze myślałam, że miejsca takie jak to tak naprawdę nie istnieją, że są tylko wytworem poetów umieszczanym w zapiskach, by uatrakcyjnić księgi. A jednak oazy były prawdziwe. Wtem przypomniałam sobie o pewnej nurtującej mnie sprawie.
- Ty... wiedziałeś, że mam tu przyjść, prawda? Skąd? - Zapytałam, przekrzywiając głowę.
Ramil po raz pierwszy od kiedy go poznałam przybrał wyraz pyska, którego nie można nazwać głupkowatym.
- Chodź, pokażę ci - zaproponował. - Tylko nie mów o tym nikomu, to wielka tajemnica mojego ludu - oznajmił, uśmiechając się półgębkiem.
Wyszłam z jeziorka i podążyłam za stworkiem. Krople wody skapywały mi z futra, znacząc trasę gęstą siatką kropek.
Nie doszliśmy daleko. Ramil zaprowadził mnie w krzaki. Odsunął kilka gałęzi łapą, żebym miała dobry widok i wskazał ruchem głowy na... kozie bobki?!
- Widzisz te tam, wielbłądzie kupki? - Zapytał. Nie dał mi czasu na odpowiedź, posłał mi pełne powagi spojrzenie i przybrał wykładowczy ton - Pewnie o tym nie wiesz, ale mają one właściwości magiczne, które oddziałują na żuki gnojaki. Na podstawie tempa i kierunku, w którym te robaczki toczą gnój, możemy stworzyć przepowiednie.
Uniosłam brew w geście zdziwienia, jednak nie śmiałam mu nie wierzyć. Nie wiedziałam nic o tej pustyni, o tutejszych zwyczajach i regułach rządzących tym światem. Zaczęłam wodzić wzrokiem za błyszczącymi robaczkami, próbując odgadnąć, co też może wynikać z ich zachowania, jakie przepowiednie kryją się za ruchami ich malutkich łapek.
A Ramil wybuchł śmiechem. Nawet się zakrztusił z tego wszystkiego.
- Ha, dałaś się nabrać!
Posłałam mu piorunujące spojrzenie.
- Tak naprawdę - powiedział, wciąż nie mogąc złapać oddechu. Przerwał na chwilę, by się uspokoić, po czym kontynuował - to jestem kapłanem w pobliskiej świątyni. Wszystkie znaki dawane mi przez boginię zapowiadały twoje przybycie. Jak zawsze nieomylna, w końcu to bogini - zamyślił się, widziałam dumę w jego oczach. - Muszę cię tam zaprowadzić, to nasze przeznaczenie.
Wiedziałam, że tym razem nie kłamie.
C.D.N.
Ramil dreptał przed siebie zdecydowanie zbyt szybko, bym mogła za nim nadążyć. Był irytująco energiczny. Całą drogę nucił coś pod nosem i próbował nawiązać ze mną rozmowę.
Woda wyłoniła się zza piaszczystego wzniesienia tak nagle, że w pierwszej chwili uznałam ją za kolejną iluzję. Przekonałam się jednak o jej prawdziwości, gdy uradowana zbiegłam po osuwistym zboczu i zanurzyłam język... ba, cały pysk w upragnionej cieczy.
Woda, choć brudna i nagrzana słońcem, smakowała dla mnie jak ambrozja. Czułam, jak substancja przywraca mi życie, jak jej kojące dłonie powoli uzdrawiają moje ciało. Piłam tak łapczywie, że na tę chwilę zapomniałam o oddychaniu. Odeszłam od brzegu i zaczęłam ciężko dyszeć.
- Hej, opanuj się, bo pękniesz! - Krzyknął stworek. Właśnie, nie wiedziałam nawet, jakiego Ramil był gatunku.
- Uspokój się, już skończyłam - wysyczałam, przewracając oczami.
Weszłam po pas do wody, chcąc się odrobinę schłodzić. Dopiero teraz poczułam się na tyle komfortowo, by rozejrzeć się po okolicy. Nad jeziorkiem rosło kilka dziwacznych drzew o nielicznych, dużych liściach, które wyrastały tylko na czubku rośliny. Czyżby palmy? A więc znaleźliśmy się w oazie. Zawsze myślałam, że miejsca takie jak to tak naprawdę nie istnieją, że są tylko wytworem poetów umieszczanym w zapiskach, by uatrakcyjnić księgi. A jednak oazy były prawdziwe. Wtem przypomniałam sobie o pewnej nurtującej mnie sprawie.
- Ty... wiedziałeś, że mam tu przyjść, prawda? Skąd? - Zapytałam, przekrzywiając głowę.
Ramil po raz pierwszy od kiedy go poznałam przybrał wyraz pyska, którego nie można nazwać głupkowatym.
- Chodź, pokażę ci - zaproponował. - Tylko nie mów o tym nikomu, to wielka tajemnica mojego ludu - oznajmił, uśmiechając się półgębkiem.
Wyszłam z jeziorka i podążyłam za stworkiem. Krople wody skapywały mi z futra, znacząc trasę gęstą siatką kropek.
Nie doszliśmy daleko. Ramil zaprowadził mnie w krzaki. Odsunął kilka gałęzi łapą, żebym miała dobry widok i wskazał ruchem głowy na... kozie bobki?!
- Widzisz te tam, wielbłądzie kupki? - Zapytał. Nie dał mi czasu na odpowiedź, posłał mi pełne powagi spojrzenie i przybrał wykładowczy ton - Pewnie o tym nie wiesz, ale mają one właściwości magiczne, które oddziałują na żuki gnojaki. Na podstawie tempa i kierunku, w którym te robaczki toczą gnój, możemy stworzyć przepowiednie.
Uniosłam brew w geście zdziwienia, jednak nie śmiałam mu nie wierzyć. Nie wiedziałam nic o tej pustyni, o tutejszych zwyczajach i regułach rządzących tym światem. Zaczęłam wodzić wzrokiem za błyszczącymi robaczkami, próbując odgadnąć, co też może wynikać z ich zachowania, jakie przepowiednie kryją się za ruchami ich malutkich łapek.
A Ramil wybuchł śmiechem. Nawet się zakrztusił z tego wszystkiego.
- Ha, dałaś się nabrać!
Posłałam mu piorunujące spojrzenie.
- Tak naprawdę - powiedział, wciąż nie mogąc złapać oddechu. Przerwał na chwilę, by się uspokoić, po czym kontynuował - to jestem kapłanem w pobliskiej świątyni. Wszystkie znaki dawane mi przez boginię zapowiadały twoje przybycie. Jak zawsze nieomylna, w końcu to bogini - zamyślił się, widziałam dumę w jego oczach. - Muszę cię tam zaprowadzić, to nasze przeznaczenie.
Wiedziałam, że tym razem nie kłamie.
C.D.N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zachęcamy do komentowania!