środa, 26 października 2016

Od Ferishii

(c.d. Sethi'ego)

Czułam się mniej więcej tak, jakby na moich plecach zaparkował słoń. Dosłownie. Jakaś obca siła bez zbytniej delikatności zmusiła me ciało, by wygięło się w pokornym ukłonie. W pierwszej chwili nie wiedziałam nawet, komu ja ten pokłon składam. Zirytowało mnie to bardziej niż przestraszyło.
- Ozyrys! Bóg śmierci i... - słowa docierały do mnie jak zza ściany, zduszone i niewyraźne.
Kiedy w końcu ucichły, siła zaczęła powoli wypuszczać mnie ze swoich okrutnych objęć. W końcu udało mi się wyprostować łapy, które były teraz obolałe i raczej niechętne do współpracy. Coś boleśnie przeskoczyło mi w plecach.
Podniosłam głowę, by spojrzeć na sprawcę zamieszania. Sethi? Niemożliwe. A jednak. Byłam pewna, że oczy mnie nie okłamują. Widziałam to samo szaro-białe umaszczenie, te same pasy na futrze. Nie było wątpliwości, że to on.
Zdrajca? Któż zdradziłby watahę jeszcze zanim w pełni do niej dołączył? Wydawało mi się to niedorzeczne. Sethi wydawał mi się być łagodny jak baranek, taki do rany przyłóż. Cóż, najwidoczniej pomyliłam się w jego ocenie.
- Co ty wyprawiasz?! - Krzyknęłam. Nie mogłam ukryć drżenia w głosie. Bałam się o siebie, o watahę.
Odwrócił głowę w moją stronę. Spojrzałam w jego oczy, rzucając mu wyzwanie. Nie, to nie były oczy Sethi'ego. Płonęły ogniem nienawiści, rządzą zniszczenia.
Dziesiątki chaotycznych myśli zaczęły przepływać mi przez głowę, a ja wiedziałam, że mam mało czasu na ich uporządkowanie. 
Czy to, co on wcześniej krzyczał o Ozyrysie było... prawdą? Czy duch Ozyrysa opętał basiora? To nie miało sensu. Przecież egipscy bogowie nie istnieją. Na własne oczy widziałam prawdziwych bogów, o ile da się to tak w ogóle określić. Oni nie mają imion, nie mają ciała ani formy. Są potężniejsi niż wszystko inne we wszechświecie, zbyt potężni, by nasze zmysły mogły ich poprawnie zidentyfikować.
A jednak. Seth... wróć, Ozyrys stał tu przede mną i wydawał się być prawdziwy. Filozoficzne rozmyślania musiałam odłożyć na później, miałam teraz poważniejszy problem.
Oblicze Sethi... Ozyrysa wygięło się w gniewnym grymasie. Bez słowa zaczął zbliżać się w moją stronę. Jego chód i postawa ciała wyrażały gniew, pewność siebie i władczość.
Czy on chciał ze mną walczyć? Czy bóg zniżyłby się do czegoś takiego? Czy miałabym z nim jakiekolwiek szanse? Czy zabijając go, zabiłabym także Sethi'ego?
Zalała mnie fala strachu. Sethi. No pewnie, że w ten sposób bym go zabiła. To w końcu jego ciało. Łza zakręciła mi się w oku. Czy miałam inne wyjście? Miałam do wyboru: ja, Sethi albo wataha. Nie widziałam sposobu, by uchronić nas wszystkich, a w ostateczności byłam skłonna oddać życie za watahę i za krainę.
Zauważyłam, że moje futro zaczyna zmieniać kolor na popielatoszary. Znamię na łapie rozbłysło fioletowym blaskiem. Proszę, nie teraz, błagałam się w duchu. Już raz mi się to zdarzyło i jedyne, co pamiętam z przemiany, to krwawa masakra. Teraz walczyłam sama ze sobą, by zatrzymać niekontrolowaną magię. 
Miałam nadzieję, że uda mi się znaleźć jakieś wyjście, by rozwiązać sytuację pokojowo.

(Sethi?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zachęcamy do komentowania!