piątek, 21 października 2016

Od Sethi'ego - Matka, pamięć i Wrota Śmierci

(c.d. Ferishii)

Pytanie wadery całkowicie mnie zamurowało, co miałem jej powiedzieć... "Jestem w połowie psem i jem trawę", super wymówka, tylko by mnie wyśmiała, zorientowała się, że mówię prawdę i odeszła. Założę się, zawsze tak było i będzie. Nie jest to najmilszą opcją, więc udało mi się tylko wydusić:
- No, ten... Grypa, tak. Mam grypę.
Krople zimnego potu bezustannie spływały mi po pyszczku, nie uwierzy w to, nie jest przecież aż tak głupia. Przyjrzała mi się dokładnie, miała dziwną minę. Widziała, że łgałem.
- A tak naprawdę?... - Dopytała zniecierpliwiona, a ja westchnąłem przerażony.
Powiedzieć prawdę czy nie, te moje wahania doprowadzały mnie do szału. Jak skłamię, będę miał wyrzuty sumienia, a jeśli powiem prawdę, Ferishia odejdzie i już nigdy jej nie zobaczę, dlaczego moje życie jest takie porąbane? Wtedy coś za mną powiedziało:
- Powiedz jej.
Stanąłem dębem, nie chciałem się odwracać. Wilczyca była blada jak kreda, a ja zbyt przestraszony, żeby spojrzeć za siebie. Nie jestem typem mięśniaka, nie obronię nawet siebie, a jeśli to był ktoś kogo znam... Nie sądzę. W końcu jednak dałem radę.
- Mama? - Ja... Nie wiedziałem co powiedzieć.
Tam stała moja matka (Jej wygląd: klik), zwariowałem, na pewno. Uszczypnę się i po sprawie, to był tylko sen, a ona nie istnieje. Zrobiłem to i nic, ciągle ją widziałem, łzy zbierały mi się w oczach, chyba zaraz się popłaczę. Istniała, jak?
- Czy to? - Zapytała zdziwiona towarzyszka, potaknąłem.
Podbiegłem do niej, wciąż nie wierząc, że to prawda. Przytuliłem ją, ale tylko upadłem twarzą w trawę. Przeniknąłem przez jej ciało, jak przez ducha.
- Niestety mam tylko pięć minut, żeby Ci coś przekazać kochanie. - Mówiła moja rodzicielka. - Po pierwsze, nie wiedziałam, że ty już...
- Nie, ona nie. - Przerwałem jej, wiedziałem o co chodzi, moje policzki zarumieniły się, Feri też, było nam oboje wstyd.
- Och, przepraszam. - Powiedziała mama, po czym dodała. - A po drugie, musisz jej to wyznać, zawsze mów prawdę, pamiętaj... - Ucałowała mnie w czoło i znikła w świetle, po raz pierwszy ją widziałem, a tak krótko.
Spojrzałem waderze prosto w oczy, bałem się to powiedzieć, jednak było to słuszne.
- Pies.
- Co? - Dopytała, nie wiedziała o co mi chodzi.
- Moja matka jest, to znaczy była psem. Ojciec wilkiem. - Ulżyło mi, w końcu się komuś wygadałem, nareszcie.
Popatrzyła się na mnie przeszywającym wzrokiem, zanim cokolwiek powiedziała, zatkałem jej usta i postanowiłem jej o wszystkim opowiedzieć, bez wyjątku.

- Czyli teraz jesteś wilkiem? - Zapytała, gdy skończyłem mówić.
- Tak. - Odpowiedziałem krótko.
- Nie za bardzo wiem, co powiedzieć, chodźmy. - Powiedziała i nie odzywała się więcej.
Nie winię jej za tą reakcję, sam bym tak postąpił, gdyby ktoś nagle mi oświadczył, że nie jest tą osobą, o której bez przerwy tak myślał. Nie chciałem siebie znać, powinienem w ogóle tutaj nie być, zostać przy ojcu i zaopiekować się z nim. Ale ja byłem głupi wynosząc się z domu!... Tępy jak dzida jestem!
- Auć! - Krzyknąłem po cichu, żeby nikt nie usłyszał.
Coś mi w pamięci szwankuje, przestawia się, nie wiem. Nie chce teraz o tym myśleć, muszę się uspokoić, poskładać się do kupy i nie przesadzać za bardzo z poniżaniem siebie. Wtem coś mi zaświtało w głowie... Mapa, miałem ją aktualnie przy sobie. Powiedziałem wilczycy, żeby się na chwilę zatrzymała i rozwinąłem kawałek papieru. Był tam ciągle ten napis, a pod nim pojawiła się strzałka, która wskazywała... Czyżby? Pewnie się myli, sprawdziłem jeszcze raz i kolejny raz. Co to miało znaczyć?
- Auu! - Znowu coś mi się z pamięcią stało, jakby zniknąłem.

Sumienie podpowiadało mu, co się stało. On jednak już zniknął.
21.10.XXXXr.

Wilk otrząsnął się, pojawił się na nowo w tym samym ciele, lecz z inną duszą, która była pusta, chciwa i nieczuła. Ferishia podbiegła do niego, zaciekawiona tym zajściem, a on ją odepchnął, nieświadomy tego, co robi. Dawny on, by jej powiedział co się stało, jednak ten obecny jest jego dokładną odwrotnością, przeciwieństwem, alter-ego. Nie zasłużył sobie na to, jedno życzenie nagle zmieniło jego całe życie.
- Jestem Ozyrys! Bóg śmierci i cierpienia! Władca tej krainy i wszystkich dusz na niej chodzących! Pokłońcie mi się niewdzięcznicy! - Wypowiedział te słowa wyniosłym głosem.
Po tych słowach każde ze stworzeń w obrębie Nerthveny ukłoniły się z niewiadomych przyczyn. Jego moc, była jedną z najpotężniejszych na całym świecie, moc śmierci. Potrafiła uleczać, ale też i niszczyć. Ozyrys był jednym z bogów Egiptu, jego potępiona dusza próbowała powoli wstąpić w ciało Setha. Natomiast jego dusza z całych sił chciała ją wyprzeć, opadała z sił każdego dnia, aż w końcu wniknęła do jego kruchego ciała. Załamanie Sethiego dodawało jeszcze tylko mocy Ozyrysowi, stawał się potężniejszy i silniejszy niż zwykle. Wadera bała się o swoje życie, o Setha...

[Feri? Otóż wstąpił we mnie duch literacki, wyzwolił swoją moc i napisał to za mnie ;P]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zachęcamy do komentowania!