czwartek, 6 października 2016

Od Ferishii - Niegościnna pustynia

(c.d. tego)

O pień grubego drzewa opierała się wadera o śnieżnobiałym futrze, wydawała się niewielka na tle rośliny. Z jej pyska wydostawało się miarowe sapanie.
Ból kostki, na początku niemal niezauważalny, po wielu dniach wędrówki stał się nieznośny. Ferishia musiała zatrzymać się na chwilę, aby wykonać prowizoryczny opatrunek. Za bandaż posłużyły jej włókna przedziwnej rośliny, której nigdy wcześniej nie widziała. Wyglądała jak przerośnięty aloes o nieciekawej barwie. Zużyła całą buteleczkę maści na stłuczenia. Cóż, na teraz musi wystarczyć.
Zwątpienie ogarnęło wilczycę. Nie wiedziała, czy da radę iść dalej. Może powinna zawrócić? Nie, zdecydowanie nie. Za daleko już zaszła. Zresztą i tak granice Nerthveny były już niemal na wyciągnięcie ręki, jak wyczytała ze starych map znalezionych w bibliotece. Nie powinna poddawać się, będąc tak blisko celu.
Podniosła się z trudem i ruszyła przed siebie. Nie mogła już pozwolić sobie na szybkie tempo, miała więc okazję, by obserwować okolicę z większą dokładnością. Już od kilku dni otaczały ją rozległe równiny pokryte pożółkłą trawą, na których raz na jakiś czas można było natrafić na pojedyncze drzewa o wąskich pniach i szerokiej koronie. Jakże wiele dziwów widziała podczas swojej wędrówki! Były złote góry, które okrywały okolicę lśniącym pyłem, drażniącym płuca i powieki. Były też dziwne łaciate stworzenia o szyjach, które wydawały się sięgać wyżej niż drzewa. 
W końcu udało się jej dotrzeć do celu. Gorące piaski pustyni parzyły jej łapy za dnia, lecz nie zapewniały ciepła nocą. Okolica naznaczona była przedziwnymi formacjami skalnymi, pnącymi się w górę niczym kamienne rośliny. (klik - niedługo dodamy to miejsce do terenów) Cóż, te prawdziwe nie chciały tutaj rosnąć. Księgi podawały, że jest to nieprzyjazne miejsce, jednak wadera nie była przygotowana na tak trudne warunki. Już od dłuższego czasu nic nie jadła, skończył się jej zapas suchego mięsa. Nie miała wody w ustach od co najmniej dwudziestu godzin. To, w połączeniu z ciągłymi zmianami temperatury, bardzo osłabiło ciało Ferishii.
Zrezygnowana przysiadła w cieniu monolitu. Już była gotowa płakać, kiedy na horyzoncie ukazała jej się niewielka oaza. Może znajdzie tam jakieś gryzonie? Albo chociaż owoce?
Nowe siły napłynęły do jej ciała. Wstała i zaczęła radośnie biec w stronę oazy. Ale zaraz, gdzie ona się podziała? Czyżby była to tylko fatamorgana, zdradziecki wytwór zmęczonego umysłu?
Wilczyca legła na gorącym piasku. Zasyczała z bólu, jednak nie to wydawało jej się teraz największym problemem. Zginie tu z głodu i pragnienia, zostawi swoją watahę bez opieki? Z całych sił próbowała powstrzymać łzy, nie chciała się odwodnić. Schowała głowę między łapy i leżała tak ładnych parę minut, czując, jak południowe słońce nachalnie zalewa jej ciało ciepłem.
- Pomóc w czymś? - Usłyszała nagle. Podniosła głowę, nadstawiła uszu.
Na piasku siedział mały stworek, jakiego nigdy wcześniej nie widziała. Miał niewielkie oczka, czarny nosek i sierść w kolorze piasku. A najdziwniejsze były jego uszy - wielkie jak satelity! Jego zapach nie różnił się zbytnio od wilczego.
- T-tak, proszę... - wypowiedzenie tych słów przyszło Ferishii z trudem, miała sucho w ustach i gardle.
- Chodź za mną. Wiem, gdzie jest woda. To kawałek stąd. No, w drodze opowiesz mi osobie - stwierdził entuzjastycznie.
Nie ufała nieznajomemu, ale nie widziała w tym momencie innego wyjścia.
Wstała chwiejnie i niepewnym krokiem ruszyła za zwierzątkiem o dużych uszach. Ogon mizernie ciągnął się jej po ziemi, futro miała brudne i pozlepiane, skórę pokrytą ranami. Ona, władczyni Nerthveny, wyglądała gorzej niż zwykły kundel stołujący się na śmietnikach!
- Jestem Ramil, dla przyjaciół Rami. No już, ruchy! - Poganiał ją towarzysz. - Czekałem tu na ciebie od dawna!
Kiedy wypowiedział te słowa, znamię na łapie Ferishii nieznacznie zalśniło.

C.D.N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zachęcamy do komentowania!