środa, 23 listopada 2016

Od Wilgi

(c.d. Meurtrière)

Rany pulsowały niemiłosiernie, zalewając mnie falami czerwonego bólu. Najdotkliwszą z nich była ta na karku. Oczyma pamięci zajrzałam do mojego małego magazynu wewnątrz jaskini. Czy na półce stały jeszcze jakieś maści zapobiegające zakażeniu, kiedy ostatni raz na nią patrzyłam? Wydaje mi się, że został tam jeszcze jeden mały pojemniczek, no ale pewności nie miałam. Cóż, w tej chwili i tak nie mogłam nic na to poradzić.
Odwróciłam się na pięcie i już miałam uciekać, ale jakieś dziwne uczucie kazało mi zostać i pomóc waderze, która jakże bohatersko postanowiła mnie uratować. Nie, żebym sobie nie dawała rady. Z pewnością rozprawiłabym się z tą krwiożerczą bestią w pojedynkę. Teraz wilczyca miała kłopoty. Ech, tak to jest, kiedy pomagasz innym. Dlatego lepiej dbać o siebie. Mimo wszystko nie mogłam odejść. Czyżby empatia? Nie, niemożliwe. Tylko… ta wiewiórka wyglądała dość interesująco. Tak. Jak się jej już pozbędę, to ją sobie wypatroszę, wypcham i postawię na półce. I sprawdzę, czy jej organy nie mają przypadkiem jakichś magicznych właściwości.
Rzuciłam się w kłębowisko latającej sierści i kurzu, jakie wytworzyły wokół siebie nieznajoma i opętana wiewióra. Syknęłam cicho, gdy ruch mięśni przywołał kolejną falę bólu. Zacisnęłam tylko mocniej zęby. Od bólu się nie umiera.
Białe kły mignęły w powietrzu i pochwyciły rude stworzonko. Chybiłam jednak, zęby wbiły się w jego ogon, co dało mu niezłe pole do popisu. Ostre kły zaczęły szarpać skórę mojego pyska, toteż zwolniłam uchwyt. Mimo wszystko poczułam trochę ciepłej… posoki? Nie!
Za dobrze znałam ten smak. Gorzki sok rośliny, którą w moich stronach nazywano gimbuśnikiem (nie pytajcie mnie, skąd się ta nazwa wzięła). Silna trucizna, ponadto skuteczny środek wczesnoporonny. Kiedyś pijałam napoje z niewielkim dodatkiem tego specyfiku, żeby powoli uodparniać się na truciznę. Pewnego razu jednak przesadziłam. Jak zapewne zdążyliście się zorientować, żyję i mam się dobrze, ale wtedy byłam już jedną łapą w grobie. Splunęłam, starałam się oczyścić zęby językiem. Krew tego stworzenia najprawdopodobniej była równie trująca.
Wiewiór pognał w krzaki, a ja tylko spojrzałam na wilczycę. Przyjęłam postawę ciała świadczącą o pewności siebie, co musiało wyglądać dość komicznie w połączeniu z moim miejscami poszarpanym futrem.
- Radziłabym ci dobrze przepłukać pysk. Skubaniec chyba był trujący – uśmiechnęłam się krzywo.

(Meri?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zachęcamy do komentowania!