(c.d. Ferishii)
- Że gdzie mnie ty wysłałeś?! - Zapytałem się głosu w mojej głowie, dość zniecierpliwiony oczekiwaniem na odpowiedź.
Cisza. Cisza.
Brak jakiejkolwiek duszy w tym miejscu był dla mnie dość denerwujący, ale wiedziałem, że muszę tu zostać i znaleźć ten kamyczek, żeby "uratować" watahę, z tego co mi mówił ten głos - Prawdopodobnie bóg, ale nie jest to jeszcze takie oczywiste, by przesądzać coś na ten temat. Mógł mi chociaż wytłumaczyć kim jest, i jak mogę się z nim porozumieć, wtedy byłoby mi o wiele łatwiej oraz nie stałbym teraz jak kołek, nie wiedząc, co ze sobą w tej chwili począć. Proszę o wyjaśnienia, pomyślałem i wbiłem wzrok w ziemię, która do normalnej ziemi wcale nie była podobna. No może odrobinkę.
Właściwie, to dlaczego zajrzał MI do głowy i mnie wysłał do tej krainy? Równie dobrze mógł Ferishii (Która między innymi lepiej by sobie z tym poradziła), ale nie! Bo to ja musiałem się tutaj "teleportować" i harować jak wół, by cokolwiek zrobić dobrze. Okey, na razie jeszcze nic nie zrobiłem - A powinienem, bo mam już tylko 23h, które jak się założę, miną w ekspresowym tempie i nim się obejrzę, będę musiał zamieszkać w tym przedziwnym miejscu. Tylko jak mam tu cokolwiek odnaleźć, jeśli właściwie nie wiem, czego szukam i jak to konkretnie wygląda.
Wokół mnie rozciągało się szerokie pasmo pustynne, możliwe, że nigdy się niekończące, przez co bardzo łatwo mogłeś się tutaj zgubić. Wszędzie stały jakieś skały, porośnięte wieloraką roślinnością, do których nie miałem odwagi podejść, gdyż ciekła z nich lawa. No cóż... Cały ten świat wyglądał po prostu jak po niekończącej się Apokalipsie, wznawiającej się codziennie. Chmury miały lekko karminowy kolor, bardziej podchodzący pod fiolet niż czerwień. Z nich prosto w formacje skalne, wybijały się dziwne rozbłyski energii, z którymi się jeszcze nigdy nie spotkałem. Totalna pustka, jak już było wcześniej wspomniane, pozostało tylko modlić się, żeby był to jakiś przeokropny koszmar senny, który tak naprawdę nigdy nie miał miejsca.
Czy ja naprawdę sobie zasłużyłem na taki los?
Mapa, zajrzyj do mapy. - Podpowiadał głos w głowie, z łaski swojej raczył się do mnie odezwać.
- O jaką znowu mapę Ci chodzi? - Zapytałem, wciąż nie rozumiejąc Jego słów.
Idiota... - Powiedział bóg i znowu się ulotnił.
- Dzięki, że jesteś dla mnie taki miły. - Parsknąłem i udawałem, że ta sytuacja wcale nie miała miejsca.
***
- Mapa! - Krzyknąłem po dziesięciu minutach, zastanawiając się nad słowami, które usłyszałem. - Wreszcie zrozumiałem!
Tutejsze powietrze było nie do wytrzymania, ciężko było w nim oddychać, ale jakoś dawałem radę, musiałem. To wszystko dla watahy... Tak, dla watahy...
Wyciągnąłem natychmiast mapę, rozwinąłem ją i... I nic, nie wiedziałem, jak się nią posługiwać, gdyż znów były na niej jakieś niezrozumiałe napisy: "πέτρα ευλογίες". Dlaczego wszystko zawsze musi być takie skomplikowane. Westchnąłem głęboko i wznowiłem próby porozumienia się z "Tym czymś".
- Halo? Jesteś tam? Potrzebuję twojej pomocy. Wiesz może, co to jest za mapa i co oznaczają te znaki? - Zapytałem dość głośno, nie czekając zbyt długo na odpowiedź.
Hmm... To prawdopodobnie jest "μυστήριο" (Czyt. mystírio). Starożytna mapa, stworzona przez najstarszych bogów, mających swe miejsce na tym prymitywnym, ludzkim świecie. Pokazuje twe największe pragnienia i sposób, jak do nich dotrzeć. Bardzo przydatna, ale gdy wpadnie w niepowołane ręce, może spowodować... TO. - Odezwał się głos i zamilkł na chwilę, wiem, czym było "to", pewnie pustkowie w którym się teraz znajduję. - Musisz z nią uważać, gdyż często doprowadzała do licznych wojen, nawet między rodziną. Wiele osób zginęło niepotrzebnie i nie chcę, by się to jeszcze kiedykolwiek powtórzyło, a więc strzeż jej, jak własnego oka.
- A kim właściwie jesteś? - Dopytałem naprawdę ciekawy, chcąc wiedzieć, kim jest osoba siedząca sobie w mojej głowie.
Czy naprawdę mnie nie poznajesz? - Zapytał z troską, pokręciłem przecząco głową. - Jestem synem Boga Re i Bogini Nut, następcą ich tronu. Byłem bóstwem starszym niż sama religia egipska, jednakże nigdy nie dorównywałem władzy mojemu ojcu, a on Najwyższym Bogom. Czy teraz już mnie sobie przypominasz, Seth'cie?
- Zaraz, zaraz. Najwyżsi? A co z... Innymi religiami?
Otóż każdy człowiek na Ziemi ma prawo, by czcić innego Boga, nieprawdaż? - Potaknąłem. - Przykładowo Chrześcijanie wierzą w JEDNEGO Boga, z którym tak na marginesie mam dobry kontakt, wracając do tematu "ich" Bóg teoretycznie istnieje, tak jak Bogowie greccy, czy właśnie my - egipscy, ale wszyscy jesteśmy tylko wymysłami ludzkiej wyobraźni i z czasem te kłamstwa o naszym istnieniu zaczęły nabierać prawdy. Jednak są Bogowie Najwyżsi władają wszystkim, mają całkowitą kontrolę nad światem, a nawet całym wszechświatem. To Oni kontrolują każde posunięcie tych Pomniejszych, dając głupią wiarę w nas pozostałym istotom.
- Nie bardzo rozumiem... - Powiedziałem zmieszany i zakłopotany tymi wszystkimi informacjami, o których przed chwilą się dowiedziałem.
Tu nie ma co do rozumienia. - Odparł Seth. - A teraz zabieraj się do pracy, mapa wskaże Ci Kamień. Zapamiętaj dobrze moje słowa...
No i zniknął.
Teraz musiałem poradzić sobie sam i z pomocą mapy odnaleźć ten kamień, co będzie dla mnie dość sporym wyzwaniem, gdyż jeszcze nigdy nie byłem w innym wymiarze (Praktycznie jak większość wilków), a to przysparzało mi problemów z rozeznaniem w terenie, nawet z pomocą "μυστήριο". Mogłem już tylko w końcu ruszyć się z miejsca i zdążyć, by nie zostać już tutaj na zawsze, co było jedną z moich największych motywacji. Rusz się, pomyślałem i pognałem wprost przed siebie mając nadzieję, że idę w dobrą stronę.
***
Dwadzieścia godzin do końca.
Jeden kamień.
Wiele wyzwań stojących mi na drodze.
[Ferishia? Zaczerpnięta wiedza z Twojego opowiadania, ale zinterpretowana według mnie]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zachęcamy do komentowania!