Falcon podniosła się z kanapy i zeskoczyła na drewniany parkiet. Kiwnęła głową w stronę Ginger, dając jej znak, by szła za nią. Wilkor szedł powoli w stronę drzwi znajdujących się głębiej w bibliotece. Otworzył je i wszedł do środka. Pokój był okropnie zimny. Przy ziemi unosiły się kłębki mgły, posadzka była lodowata, w niektórych miejscach wręcz oblodzona. Na ścianach znajdowały się półki z flakonikami pełnymi różnokolorowych substancji. Żadna nie była podpisana, jednak każda różniła się od innej. Kolorem, zapachem i działaniem. Wszędzie stały różnorodne sprzęty, wyglądające co najmniej niebezpiecznie.
- Dlaczego, żadna nie jest podpisana? - zapytała cicho wadera, wzrokiem podążając za długimi rzędami buteleczek.
- Są ustawione chronologicznie, kształt fiolki również mówi o tym jaką substancję zawiera. I w sumie... Nie tak trudno poznać. Wystarczy znać zapach, kolor... niektóre są mylące, ale najważniejsze, ze ja wiem co w nich jest. - wyjaśnił Falcon.
Nefertete podeszła do stołu, na którym stały puste flakoniki, posegregowane wielkością i kształtem. Wzięła niewielką, zdolną pomieścić zaledwie parę kropel i podała półsmokowi. Następnie z innego blatu wzięła pudełko ze skalpelami, wybrała nowy, nieużywany, wciąż zapakowany i wróciła do Gi.
- Napełnij - podała waderze ostrze. - Tylko nie za głęboko, skalpel jest wystarczająco ostry, żeby zabić cię jednym cięciem. Ale narzędzie musi być strylne. Otwórz ostrożnie opakowanie, natnij skórę i zbierz krew do flakonu. Jakbyś miała trudność z przecięciem łusek... hm coś na to zaradzę. - powiedziała wymijająco i wpatrywała się w Kivuli Moto.
Biała wilczyca patrzyła przerażona wręcz to na ostrze to na Nef. Wyglądała, jakby nie spodziewała się, że będzie musiała to zrobić sama.
- Tylko mi nie mów, że boisz się widoku krwi. - westchnął wilkor.
Półsmokiem wstrząsnął dreszcz.
- .t..tak - odparła po chwili uciekając wzrokiem.
- No dobrze, chodź. - Nefertete zabrała od niej to co trzymała i zaprowadziła smoka do obniżonego stołu. - Usiądź tutaj i połóż łapę na stole. Prawą lub lewą bez różnicy. - Nef wyjęła parę innych przyrządów. Między innymi bandaż, szczypce i środek odkażający.
Z jednej z półek zdjęła maleńki flakonik wypełniony pachnącym jak bazylia środkiem i podała wilkowi.
- Wypij to. Nie poczujesz bólu, a rana szybciej się zagoi, no i trochę przyćmi zapach krwi.
- Co to jest? - zapytała mierząc wzrokiem flakon.
- Zwykła mieszanka ziół, nic więcej.
Ginger wypiła zawartość flakonu, nie do końca przekonana, czy powinna to zrobić.
- Uwierz mi, gdybym chciała cię zabić, już dawno bym to zrobiła - odparła zrezygnowana Nef.
- A... A to co mówiłaś wcześniej? O... - zamyśliła się biała - że zostawisz mnie na pustkowiu.
- Mówiłam to, żebyś pozwoliła mi pobrać krew. Nie znęcam się nad wilkami - przewrócił oczami sokół. - Odwróć głowę, nie potrzebuje mdlejących wilków, wystarczy, że nosiłam cię tutaj z watahy. - mówiła pod nosem, bardziej do siebie niż do swojej towarzyszki.
Nef przypięła łapę wilka do stołu i zapaliła lampy cieplne. Odsunęła sierść, szczypcami delikatnie podważyła łuski, następnie oczyściła środkiem miejsce nad nadgarskiem i delikatnie przesunęła ostrzem po skórze. Niewielka ranka, na tyle głęboka, by krew swobodnie kapała, lecz też na tyle płytka, by nie przeciąć tętnicy. Wilkor podłożył flakonik i napełnił czerwoną cieczą lecącą coraz wolniejszym strumieniem. Następnie zamknął go i odstawił.
- Robiłaś to już wcześniej? - ciekawość Gi zwyciężyła.
- Tak - szepnął wilkor dość niechętnie.
Szybko zabandażował łapę cienkim bandażem uciskowym, który nie był w zupełności potrzebny, bo krew przestała lecieć zaledwie parę sekund później, i uwolnił z zapięcia.
- Gotowe. - mruknęła, nagle zirytowana czarna wadera. Kiwnęła głową do półsmoka, by szedł za nią.
- Tylko tyle potrzebujesz? - zapytał półsmok jakby zaskoczony patrzył na wielkość flakoniku.
- Tak, to w zupełności wystarczy.
Szła spokojnym krokiem przez laboratorium, a następnie bibliotekę, zamykając za każdym razem drzwi za Ginger.
- Zaprowadzę cię do wyjścia. - powiedziała Nefi i oblizała pysk z krwi, skapującej nagłym strumieniem z rany między rogami.
Zaledwie chwilę potem, obie stały przy wyjściu z tuneli, a wrota powoli otwierały się przed nimi. Wyprowadziła półsmoka i obeszła niewielkie wzniesienie.
- Tak jak mówiłam, wataha jest tam - wskazała łapą na wschód - Widzisz te drzewa? Gdy je miniesz, będziesz widziała granicę watahy. - powiedziała jakby zmęczonym głosem i odwróciła się chcąc udać w stronę z powrotem do wejścia do tuneli. - I następnym razem, znajdź sobie bezpieczniejsze miejsca do spania - dodał Falcon na odchodne nawet się nie odwracając.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zachęcamy do komentowania!