piątek, 16 lutego 2018

Od Ferishii


Przewracałam się z boku na bok, nie mogąc znaleźć pozycji, w której moje ciało nie czułoby żadnego nieprzyjemnego ucisku ze strony porozrzucanych po twardej ziemi kamyczków. Już teraz miałam zły humor, myśląc o tym, jak niewyspana będę następnego dnia. Słyszałam miarowe oddechy Dewi'ego i Slash'a, świadczące o tym, że prawdopodobnie nie mieli oni podobnych problemów z zaśnięciem. 
Spali dość głęboko, a rytm ich oddechów nie zmienił się nawet wtedy, gdy moje uszy wychwyciły też inne dźwięki.
Rozliczne pluski dochodzące ze strony pobliskiego jeziora początkowo wzięłam za odgłosy kopyt zwierzyny, która przyszła tam, by ugasić swoje pragnienie. Nic niezwykłego czy niepokojącego.
Wkrótce jednak usłyszałam też rozmowę, a raczej dość ostrą wymianę zdań. Nadstawiłam uszu, chcąc wychwycić jakieś konkretne słowa, lecz rozmówcy znajdowali się zbyt daleko. Mogłam jedynie stwierdzić, że słyszę jeden damski i kilka męskich głosów.
Przekręciłam się na brzuch, sztywno opierając wszystkie łapy o ziemię, gotowa do skoku. W końcu mogli to być wrogowie.
Rzuciłam pełne podejrzeń spojrzenie w kierunku Slash'a. Czyżby nas wystawił? Spał jednak spokojnie, co trochę mnie uspokoiło.
Wtem od strony jeziora dobiegł mnie głośny krzyk, poprzedzony licznymi warknięciami i głośnym chlupotem wody.
Najciszej jak umiałam, podniosłam się i przyczajonym krokiem ruszyłam w stronę jeziora. Nie chciałam zostać zauważona.
Blade światło księżyca oświetlało okolicę, a pierwsze promienie słońca zaczynały nieśmiało wyglądać zza horyzontu. Nigdzie nie widziałam wilków, jedynie rozorana łapami ziemia przy brzegu jeziora wskazywała na ich niedawną obecność. I oczywiście zapach. Zapachy strachu, złości i krwi mieszały się ze sobą, tworząc połączenie, które przyprawiło mnie o lekkie zawroty głowy.
Na migoczącej tafli jeziora dostrzegłam jednak kształt, ciemny i nieregularny, a wokół niego wciąż powiększającą się plamę. W pierwszym odruchu nie zorientowałam się, co to jest, lecz po chwili świadomość dotarła do mnie z gwałtownością właściwą uderzeniu pioruna.
Wybiłam się z tylnych nóg niczym sprężyna, chcąc jak najszybciej skrócić odległość pomiędzy mną a tonącym. Nie minęło dużo czasu, a znalazłam się w zmieszanej z krwią wodzie. Skupiona na celu, zupełnie przestałam uważać na otoczenie. Nie miałam pewności, czy napastnicy zniknęli już na dobre, jednak nie to zajmowało w tym momencie moje myśli.
Chwyciłam tonącą za skórę na karku i wyciągnęłam na brzeg. Nie bałam się, że ściągnie mnie na dno. Już nie walczyła. Jej ciało było zimne, powoli zanikało w niej życie.
Kiedy rozłożyłam ją na piaszczystym wybrzeżu, nie wiedziałam już, za co powinnam się zabrać. Wadera z pewnością miała wodę w płucach, której trzeba było się pozbyć, ale otwarta, krwawiąca rana na szyi wymagała nie mniej pilnej pomocy. Zaskomlałam cicho, wyrażając swą bezradność. Myśli galopowały mi jak szalone, łapy się trzęsły... Sama byłam zaskoczona, że nie potrafię wziąć się w garść i podejść do sprawy na chłodno.
Drgnęłam, gdy po obu moich stronach pojawiły się cienie. Cholera, zasadzka?
Szybko jednak odetchnęłam z ulgą, kiedy w cieniach rozpoznałam Dewi'ego i Slash'a. Ten pierwszy zdawał się w ogóle mnie nie zauważać.
Pochylił się nad ranną, jego źrenice rozszerzyły się niemalże na całą szerokość oczu. Niemalże słyszałam przyspieszone bicie jego serca.
- Rena? - Wyszeptał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zachęcamy do komentowania!