poniedziałek, 19 lutego 2018

Od Ferishii


Fakt, że na całej polance znalazłyśmy tylko jeden okaz rośliny, nie napawał mnie optymizmem. Jakby tego było mało, musiałyśmy niechcący uszkodzić go, próbując wydostać kłącze z ziemi.
Poczułam lekki niepokój. Wymieniłam porozumiewawcze spojrzenie z Anguą, która zdawała się odczuwać podobne emocje.

Chyba musimy poszukać gdzieś indziej...
Tylko gdzie? Powtórzyłam sobie w głowie charakterystykę atdalisany*. Przed oczyma stanął mi obraz rośliny o długich na około pół metra, językowatych liściach, wśród których skrywa się jeden  okazały kłos kwiatowy o złocistoczerwonych płatkach. Nas jednak interesowało to, co pod ziemią. Jaskrawoczerwone, dość spore, rozgałęzione kłącze, soczyste, o silnym zapachu przywodzącym na myśl gnijące buraki.
Atdalisana nie toleruje gleb suchych, kwaśnych. Ponadto po zebraniu szybko traci swoje właściwości, dlatego wykorzystuje się jedynie świeżą roślinę.

Świetnie. Czyli targowisko odpada. Raczej nie ma też sensu pytać po znajomych, bo o ile znała kilku zapalonych zielarzy, żaden z nich nie pałał się raczej przydomowym ogrodnictwem.

Hm, chyba przydałoby się założyć własny ogródek. Pomyśleć, ile czasu bym zaoszczędziła, gdybym nie musiała przy okazji każdego problemu przeczesywać  połowy Nerthveny w poszukiwaniu roślinek. Tak, ogródek i inwentaryzacja biblioteki. Ale najpierw sprawy bieżące.

- Jest jeszcze tylko jedno miejsce, gdzie atdalisana rośnie o tej porze roku - przypomniałam sobie. - Jeśli tam jej nie znajdziemy, to nici z naszego planu.

- Znam to miejsce? - Zapytała.

- Tak, to niedaleko. Rozległe Mokradła, mówi Ci to coś?

Wilczyca zamyśliła się na chwilę, lekko mrużąc przy tym oczy. W końcu uśmiechnęła się krzywo.
- Często tam chodziłam, żeby szukać ziół.

- Świetnie. W takim razie ruszajmy - zabrzmiało to tak... lekko, zwyczajnie. Starałam się nie pozwolić, by ton mojej wypowiedzi oddawał powagę sytuacji.

~*~

- Jest! - Krzyknęła Angua, gdy ja już powoli zaczynałam tracić nadzieję na znalezienie czegokolwiek.

Podbiegłam do niej. Kiedy znalazłam się na miejscu, zobaczyłam roślinę w jej pysku. Przyjrzałam jej się uważnie. Była mała, pomarszczona, ogółem daleko jej było do okazu zdrowia. Ale cóż, będzie musiało nam wystarczyć. Nie wyrażałam na głos swojego rozczarowania; wadera doskonale zdawała sobie sprawę z naszego położenia.

- Druga roślina to zwykły mniszek lekarski, mam go u siebie w zapasach.

Angua potaknęła głową na znak, że zrozumiała, do czego zmierzam.

- Możesz jeszcze się wycofać - spojrzałam jej głęboko w oczy.


*jakby ktoś się zastanawiał, skąd ta nazwa, to to jakieś słowo po łotewsku

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zachęcamy do komentowania!