Wydałem z siebie straszliwy krzyk, po tym jak jeden szew nagle się rozpruł.
- Sorry, stary. - powiedział ze skruchą Toxic. - Ta twoja Kivuli, bo wiem że to nie Ginger, to tam krwią rzyga, a ja raczej nie mogę pracować przy dwóch ciałach. Co z nią zrobić?
No nie, Toxic, najmądrzejszy cień z wszystkich, którzy mi służą, pyta się mnie o radę!
- Niech ją przebadają i wyleczą. - jęknąłem, gdy cień wyjął mi sznurek z ciała. Na próżno moje wycie, ale przynajmniej mogłem się wyżyć.
Kivuli została zabrana.
- Ile jeszcze? - zapytałem cicho przez zęby. Cień westchnął.
- I tak będziesz leżeć. - zaśmiał się, a ja powoli przyzwyczajałem się do bólu. Usłyszałem dziwne dźwięki z sąsiedniej improwizacyjnej salki. Najwidoczniej z waderą nie było najlepiej. W sumie też bym tak miał, bo świadomość że patrzysz na kogoś umierającego doprowadza do zawrotów głowy, no ale czyżby do wymiotów krwią? Ach, zapomniałem. Walka.
- No Yinuś, jak widać, koleżanka też przeżywa. - zaśmiał się Toxic, ale po moim morderczym spojrzeniu od razu przestał.
Ciekawy byłem, czy Kivuli mocno cierpi...
Przez opka do Shad, moja wena R.I.P [*]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zachęcamy do komentowania!