piątek, 16 lutego 2018

Od Yin'a



- Jakieś wieści od was? -  spytała Ferishia, Shadow pokręciła zrezygnowana łbem. Biała wilczyca najwidoczniej się zmartwiła naszym stanem.
- Przepraszam, nic na to nie poradzę... - szepnęła Shad do alfy.. - Mam dość napiętą sytuację z Ad... to znaczy Raven. - poprawiła się, i szybko spotkała się ze zdziwionym spojrzeniem innych. Wytłumaczyła innym pokrótce jak to wszystko wygląda, pomijając najwidoczniej dużo istotnych szczegółów. Pod wieczór wszyscy podsumowaliśmy minione dwa dni. Co prawda mój ból ustępował, ale ja wciąż nie byłem zadowolony z tego, jak prezentuje się nasza pozycja w wojnie. I tak nie mogłem zdziałać nic więcej, niż po prostu ogarnąć się po kolejnej operacji. Wciąż odpoczywałem, ale nie zraziło mnie to przed wydawaniem rozkazu. Nie opuszczał mnie też humor, co oznaczało że już niedługo stanę na nog... Przepraszam, łapy. Shadow cały czas przy mnie siedziała i słuchając Toxic'a, smarowała mi rany specjalnymi maściami. Kilka wilków poszło zobaczyć jak sytuacja, i ogarnąć stworzenia, które przybywały do naszej krainy.
Wadera ponownie do mnie podeszła i posmarowała mnie jakąś maścią, a niedługo potem przywołała dwóch towarzyszy, po czym jeden został mnie pilnować. Ni kij się nie ruszył, a ja próbowałem go opanować - bez skutku. Nawet próbowałem zagadać, ale ponownie czekało mnie rozczarowanie. Przywołałem Toxic'a, aby z nim pogadał. Mijały godziny, jakbym nie znał się na zegarku powiedział bym dni, miesiące, lata? No, nieważne.
- Toxic. - odkaszlnąłem poważnie. Za pierwszym razem nie usłyszał, a więc powtórzyłem nieco (znacznie) głośniej: - TOXIC!
I tym razem podziałało skuteczniej.
- Idziemy. - rzuciłem do niego krótko, a ten skinął głową.
- A wy gdzie? - spytał cień grubym basem. No, nie widziałem co prawda kim wcześniej był (przed śmiercią oczywiście), ale podejrzewam że nie był raczej jakimś wojownikiem.

Ciało jego nie było aż tak przezroczystej barwy, można by pomylić go z moimi sługusami, których przygarnąłem do siebie z litości, inaczej by ich dusze prędzej, czy też może później - zostały zgładzone. Ach, mam jednak serduszko po części mięciutkie jak grzyby po deszczu, a z drugiej strony twarde jak kamień, co nie było naturalnym zjawiskiem. Prawda? No, załóżmy że się wszyscy zgadzają, no, ale do rzeczy!


Teleportowałem się z moim cieniem (a piździć tamtego od Shadow) do naszego świata.
- Jezus Maria Świnto Godzino. - powiedział, łapiąc się za głowę.

Główny hol był zupełnie zniszczony, a cmentarz niewdzięcznych dusz - po nim ani śladu nie zostało. Jakby I i II wojna światowa razem wzięte, o .

- Yin, Yin... - szepnął ktoś. Podleciałem jak oparzony.
- Çañe? - spytałem.
- Refæ. - odpowiedziała postać za mną.
- Stary! - rzuciłem się na Qwera.
- Tutaj trwała wojna. Czarny tu był. Chciał informacji. O tobie i Shad. - poinformował mnie.
- Ciekawe po co. - podrapał się po brodzie mój cień.
- Ze względu na moją bohaterką postawę, chociaż wiem, Śmierć mnie szukała, ale to nieistotne, mogę powrócić na ziemię. - wyszczerzył zęby.
- Ten fakt jest nieco... Hmmm... - przerwałem na chwile namysłu. - W samą porę. Podejrzewam że Shad...
Wilk nie pozwolił mi dokończyć. Wrócił, stary, dobry Qwer...
- Zabić, mam rozumieć? Wróci do Ad? - obsypał mnie pytaniami.
- Nie wiem. - odpowiedziałem. Zapadła cisza, gdy nagle uświadomiłem sobie, co on ma na myśli. - Cholera jasna, to dlatego starała się przejść do świata cienia?! - krzyknąłem i w moment z moimi dwoma towarzyszami znaleźliśmy się na ziemi.
- Yin, nie tu. - uświadomił mnie basior.

Kolejny raz się teleportowaliśmy. Tym razem do części rzadko odwiedzanej (czyt. nigdy) cienia. No, można by stwierdzić że tutaj niedawno urzędował Czarny.
- Jest i Ad. - wskazał mi łapą wilczycę. Swoim własnym cieniem z pomocą Qwertiego mogłem sprawdzić czy ona teraz tu była.
- Nie ma. Idziemy. - powiedziałem rozkazująco. Mieszkańcy zaczęli nam sie przyglądać i nie wiedząc czy nas atakować, czekali. Przywołano Ad. No, Yin! Pokaż co potrafisz! pomyślałem sobie, ale Qwerty mnie powstrzymał.
- Przybywamy w pokoju. - obwieścił. Zaś tamta wadera skinęła głową. - Jak zapewne wiesz, że szukamy...
- Shad. Mam rację? - wyszczerzyła się
- Taaaa. - przeciągnął trochę i zniknęliśmy. Znowu się położyłem udając ból, bo przecie się bym nie przyznał że sobie hasałem po jej świecie.

- Leżałeś? - spytała. Skinąłem głową. Skrzywiłem się nieco, bo kamyk wpadł mi do ucha. Dałem znak tak cichy, że nawet Shad go nie usłyszała. Z cienia wyszedł Qwerty. Wadera stała wpatrzona we mnie.
- A ty, nigdzie się na razie nie wybierasz. - powiedział poważnym tonem Qwerty, a wadera wpadła mu w ramiona. Uśmiechnąłem się nieco, lekko podnosząc kąciki warg.

Oto nasz Qwerty powrócił do żywych!!!!


Szaaaaadoł? NIESPODZIANKA!!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zachęcamy do komentowania!