czwartek, 22 lutego 2018

Od Nefertete - Nie ufaj wilkorom


Drzwi do tunelu zatrzasnęły się z hukiem za białą waderą. Ta lekko przerażonym wzrokiem spojrzała za siebie. Ciszę przerwał lekko rozbawiony głos czarnej wilczycy. 
- Do watahy jest zaledwie 20 minut biegu, na wschód. Marszu z półsmokiem na plecach 30. - Falcon uśmiechnęła się pod nosem i zaprowadziła waderę do rozległego salonu. 
Wszystkie sprzęty, meble, wystrój były tak ludzkie jak tylko mogły. W centrum stały dwie kanapy ustawione w literę L, naprzeciwko nich, na ścianie wisiały 4 telewizory, włączone z rozdzielonymi ekranami, na każdym z nich wiadomości z innych zakątków świata. Pod ścianą stał barek wypełniony butelkami pełnymi wszelkiego rodzaju alkoholi. Wystrój składał się na różne odcienie szarości, bieli i czerni. Nie było to miejsce ciepłe, pełne uczuć czy też przypominające ogólnie rozumiany "dom ". Było to miejsce surowe, chłodne, zapewne wiele mówiące o jego właścicielce. Na ścianach wisiało kilka obrazów, każdy przedstawiał wilkory, dumny ród i jego poszczególnych członków. Tych którzy nie żyli jak i tych, którzy wciąż należą do świata żywych. Jedno miejsce zaś, było puste. Wyraźny brak obrazu odznaczał się wśród ścian zapełnionych nimi. A miejsce to, naznaczone było śladami. Pięcioma głębokimi i podłużnymi szramami w ścianie. Wyglądającymi na wydrapane. 

Nefertete weszła do pomieszczenia i położyła łapę na przedmiocie, znajdującym się na stoliku do kawy. Zdematerializowała go i odwróciła się do swojej towarzyszki.
- Skąd... - wyrwało się z ust Kivuli - Jak to wszystko wybudowałaś, czy też skąd masz te rzeczy ? - zapytała rozgladając się, zaciekawiona i lekko oszołomiona wyglądem tego miejsca.
- Ludzie są łatwi do kontrolowania. Wystarczy parę kropel odpowiedniego wywaru, podstawowe umiejętności wnikania w czyjeś ciało.. - Sokół wzruszyła ramionami. - Nic wielkiego. - Wilkor przeszedł obok półsmoka wracając na długi korytarz, który zdawał się nie mieć końca. 
Biała wilczyca, widocznie zainteresowana dalszymi pomieszczeniami, poszła za nią, jakby na chwilę zapominając o tym, że jest tutaj nie z własnej woli.
- I to wszystko zrobili ludzie? - dopytała 
- Tak, zrobili, wnieśli, założyli elektrykę, zrobili remont generalny, malowanie, zamykanie tuneli nieprzydatnych lub niebezpiecznych. Jak chcą to potrafią. Niewielu rzeczy nie robili w tym miejscu ludzie. 
- A te obrazy? - Gi skakała wzrokiem po malunkach. Większych, mniejszych, starszych, nowszych. Niektóre z zamalowanymi oczami inne, z rysami i zadrapaniami. Każde jednak z dumnie stojącym wilkorem. Żadne jednak nie przedstawiało Nefertete.
- Obrazy jak obrazy - odparła Falcon. 
- Dlaczego te wilki są większe od... normalnych. Mam na myśli również Ciebie. Jesteś co najmniej o połowę większa ode mnie. Z pewnością większą od basiorów, jakie widuję w Firth Athaill. 
- Nie jestem wilkiem, tylko Wilkorem. Nie uczyli cię nigdy? - zapytała lekko rozbawiona, wiedząc dokładnie, że jedynie niewielką populacja magicznych stworzeń wiedziała, o istnieniu królestwa wilkorów i tego jak bliskie kontakty mają z ludźmi, jak i również sekretów które strzegą.
Idąc tunelem minęły kilkoro drzwi, na które Ginger patrzyła, jakby miała zaraz skoczyć na nie i rozszarpać, by dowiedzieć się co kryją w środku. 
Sokół zatrzymała się przy jednych otworzyła. Ukazując wejście do ogromnej biblioteki. Składała się z kilku pięter, ciągnących się w dół, gdzieś głęboko w podziemiach, połączonych licznymi schodami i drabinami, oraz sekretnymi przejściami. Zapach kurzu, ksiąg i starości unosił się w powietrzu. Kolory ścian tego pomieszczenia znacznie różniły się od reszty. Były ciepłe, przyjemne i miłe dla oka. To pomieszczenie z pewnością miał i duszę.
- A, odpowiadając na twoje pytanie, jest pewna sentencja, którą przekazuje się w szlachetnych rodach. "Nigdy nie ufaj wilkorom" - szepnął wilkor i wkroczył do pomieszczenia, przechodząc między regałami. - No dobrze. Czas na resztę nurtujących cię pytań, które chcesz zadać. - odparła Nefertete i podeszła do stojącej w niewielkiej wnęce kanapy, jednej z trzech, wskoczyła na nią i obracając w łapach błyszczący przedmiot, zaprosiła wzrokiem waderę do zajęcia miejsca naprzeciwko. - Mogę Cię potem oprowadzić. Jak już przez to przejdziemy, pobiorę twoją krew.. - zahaczyła pazurem o ostrze przedmiotu, który okazał się srebrnym sztyletem - i możesz iść do swojej watahy. Zajmie nam to mało czasu lub dużo. Wszystko zależy od Ciebie. Nie napalaj się raczej na powrót tutaj. A co do twoich zmartwień o watahę, nikt nawet nie zauważy, że zniknęłaś na parę godzin. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zachęcamy do komentowania!