- Masz rację… Idziemy… - Powiedziałam i wzrokiem wskazałam
wyjście z biblioteki. Obie bez słowa ruszyłyśmy w tamtą stronę. Pozwoliłam
Fershii, by mnie wyprzedziła. Nim wyszłam na zewnątrz, zatrzymałam się na chwilę.
Czułam, że łapy się pode mną uginają. Czy się bałam? Może trochę, ale… Było
coś gorszego. Co? Utrata boskiej części mojej duszy przerażała mnie. Owszem, mogła uratować życie moje i Feri, ale jednocześnie straciłabym całą moc. Po za
tym nie było pewności, że procedura się uda. Każda z części „rytuału” była
śmiertelnym niebezpieczeństwem. W moim sercu powoli budził się bunt. Czemu
tylko ja mam ryzykować?! Warknęłam na siebie w duszy. Przestań! Miałaś swoją
szansę, zrezygnowałaś, to trzymaj się swojego wyboru. Położyłam uszy po sobie i
wybiegłam na zewnątrz. Ferishia już na mnie czekała.
- Coś się stało? Dlaczego tam tak długo siedziałaś?
- Nic. – Rzuciłam krótko. – Chodźmy.
Wbiegłyśmy do ciemnego lasu. Siedziałyśmy przy księgach
dłużej, niż mi się wydawało. Na niebie zawisł już księżyc, nieboskłon usiany był
tysiącami gwiazd. Wszystko zdawało się mnie przytłaczać. Gołe korony drzew
wyglądały strasznie ponuro w księżycowej poświacie.
- Czego właściwie szukamy? Czy nie jest jeszcze za wcześnie
na te rośliny? – Spytałam.
- Chyba nie… - Odpowiedziała Feri, ale w jej głosie usłyszałam
wahanie. – To typowa roślina dla tej krainy, na pewno już ją wiele razy widziałaś.
-Która dokładnie? – Wadera szczegółowo opisała okaz flory,
łącznie z tym, z której części łodygi (kłącza) musimy pozyskać sok. W połowie
jej wypowiedzi stwierdziłam, że rzeczywiście wiem, o jaką roślinę chodzi. Pamiętałam
nawet gdzie rośnie, problem polegał na tym, że teoretycznie rosła tam ona, ale
wiele lat temu. Podzieliłam się Ferishią swoimi przypuszczeniami.
-Myślę, że nie mamy za wiele wyboru, musimy tam iść i
przekopać polankę. Na pewno znajdziemy kłącza. Jakie szczęście, że nie chodzi
na przykład o sok z liści, bo musiałybyśmy czekać jeszcze kilka miesięcy.
Czym prędzej udałyśmy we wskazane miejsce. Okazało się, że „przekopanie
polanki” nie będzie takie łatwe, jak się wydawało. Ziemia była zmrożona. Z
wielkim trudem udało nam się wykopać płytki dół, jednak nie zauważyłyśmy nawet
śladu poszukiwanego kłącza. Postanowiłyśmy, więc zmienić taktykę, ja lekko
podgrzewałam grunt, a Ferishia rozgrzebywała ziemię. Było to o wiele łatwiejsze,
jednak nie przemyślałyśmy do końca skutków. Gdy wreszcie udało nam się natrafić
na potężną łodygę, okazało się, że nieco się przypaliła. Nici z soku.
Spróbowałyśmy odgarnąć jeszcze trochę gleby, lecz nie znalazłyśmy prawie nic,
prócz kilku starych szyszek. Westchnęłam głośno.
-Chyba musimy poszukać gdzieś indziej …