czwartek, 22 lutego 2018

Od Hiro

   Spojrzałem na alfę i westchnąłem, przymykając ślepia i lekko pochylając głowę.
– Po prostu powiedziałem, że jestem członkiem stada od niedawna – wyrzuciłem z siebie, siadając i drapiąc się łapą za uchem. Po chwili spojrzałem na alfę, która lekko pokręciła łbem.
   – Widzisz Snuffles? Hiro nie stanowi dla nas zagrożenia. – Gdy alfa to powiedziała, brązowy basior spojrzał na mnie przelotnie i skinął głową w stronę Feri, po czym podszedł do mnie i szturchnął mocno, aż musiałem podeprzeć się łapą.
   – Trochę szacunku! Jesteś przed alfą – warknął, a ja spojrzałem na niego i zamrugałem kilka razy ślepiami.
– I co z tym? – Rzuciłem do niego, tonem lekko kpiącym, ale spokojnym i spojrzałem na alfę. – Mogę już spadać? Nie najadłem się, a tam jeszcze czeka na mnie mój jelonek. – Mój ton był dość zrzędliwy, bo byłem już serio głodny.
    Gdy Feri skinęła głową, wszedłem w cień i w ułamku sekundy znalazłem się kilka metrów dalej.
Przeskakiwałem przez cienie tak długo, aż znalazłem się na drodze. Chciałem właśnie skierować się w miejsce, gdzie został mój upolowany jelonek, ale...
   – Kurde. Zapomniałem drogi – powiedziałem załamanym głosem i uderzyłem łapą w grunt. - Debil.
Skierowałem się przed siebie, mając nadzieję znaleźć jakieś znajome miejsce, punkt czy cokolwiek.   
  Byłem wciąż głodny, a poza tym musiałem znaleźć dom!

***

   Po około dwóch godzinach wreszcie udało mi się dotrzeć do swojej szczeliny w skale, gdzie położyłem się na kupie liści i ziemi. Zamknąłem ślepia, żeby zasnąć, wyciszając umysł i uspokajając oddech. Nie było jednak dane mi zasnąć, ponieważ niemal natychmiast usłyszałem pod swoją jaskinią jakieś głosy.
   Zgrzytnąłem zębami, i wstałem po cichu, zbliżając się do jamy. Już im ku*wa dam. Było to takie fajne, odludne miejsce, a tutaj nagle jakieś schadz...
– Zabiorę Feri do labiryntu rozchwianych mostów. – Usłyszałem jakiś męski głos, który delikatnie drżał z podniecenia, jakby mówiący był bardzo podekscytowany. Nadstawiłem ucha.
   – Tak – odpowiedział jakiś chłodny, również męski, głos. – Tam będę już czekać. To ma być cicha akcja. Jasne? – Zapytał ten sam osobnik, a ja wyjrzałem ledwie zza krzaka. Pierwsze, na co zwróciłem uwagę, była pora - było już późno, a cienie wydłużały się. Cienie skały sięgały lasu, więc w razie co, mogłem się tam natychmiast przenieść. Spojrzałem w dół, w stronę źródła głosów.
   Przed skałą, tuż przy niej, ujrzałem dwa basiory. Jeden z nich, zdecydowanie młodszy od towarzysza, o szarym futrze. Uśmiechał się szeroko, będąc zwrócony do mnie bokiem.
Drugi z nich, potężniejszy basior o burej sierści i poważnym pysku również stał bokiem.
   – Już jutro w południe zakończy się panowanie Ferishi. Zabiję ją tam, a ty przejmiesz panowanie nad stadem. - Potężniejszy basior, właściciel chłodnego i spokojnego głosu, pochylił łeb i zaśmiał się gardłowo. Młodszy po chwili również zachichotał, jednak bardziej szalenie.
   – Muszę dać znać Feri. - Przeszło mi przez myśl, więc zamknąłem oczy i użyłem mocy. Otworzyłem ślepia, stojąc już między drzewami, i puściłem się pędem ku drzewu życia.
   Niestety, nie zastałem tam Feri, był jednak wcześniej poznany Snafi, Snufi...ech..jak on...
  – Sofik! - rzuciłem, podbiegając do niego. Zdziwił się i rozejrzał, co chyba znaczyło, że się pomyliłem. Ach, walić to. – Potrzebuję twojej pomocy...ja i całą wataha - wydyszałem, łapiąc oddech. Wziąłem głęboki oddech, by podzielić się z nim spiskiem, o którym usłyszałem. W głowie już byłem jednak pewien pewnej rzeczy - jeśli oskarży mnie o kłamstwo, to mu chyba flaki wypruję!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zachęcamy do komentowania!