piątek, 2 lutego 2018

Od Shadow

Reszta dotarła, co wcale mnie nie cieszyło. Oddaliłam się nieco, i przyglądałam grupce z bezpiecznej odległości. Basior o czerwonych oczach i interesującym kolorze futra, biała wadera, z niebieskimi "dodatkami", bo inaczej określić tego nie umiałam i jakieś stworzenie, nie przypominające wilka. Pominęłam zastępcę Yina.
- Przepraszam, ale słyszałam że Oddział II po wykończeniu Fungeo zostanie podzielony i przydzielony do dwóch pozostałych. - skuliłam po sobie uszy, gdy biała smoczyca usadowiła się niedaleko nas.  - Tian Shama. - przedstawiła się. Nawet w Cieniu nie widziałam tak ogromnych stworzeń. Ferishia, która była chyba najpoważniejszą osobą tutaj.
- Owszem, to prawda. Tian, bez urazy oczywiście, ze względu na twoje rozmiary, zostaniesz przydzielona prawdopodobnie do Oddziału III, ponieważ Oddział I ma już dużo smoków. - odpowiedział, jakby biały smok był jego przyjacielem. Nie pałałam do niej sympatią, zwłaszcza do kolców na jej grzbiecie. Cała rada zgodziła się z basiorem, prócz mnie. Milczałam, spoglądając na nich oskarżycielsko. Przez nich nie mogę uczestniczyć we własnej walce. Rozmowy trwały, co chwilę przerywane były podniesionym głosem któregoś z przywódców, bądź śmiechem, wynikającym ze zmęczenia. Nie chciałam tu walczyć, za żadne skarby. Powinnam była teraz być na własnym polu bitwy, i sama zajmować się swoim oddziałem. Zamrugałam kilkakrotnie, i zamknęłam otwarty pysk. Bałam się smoków, nigdy nie pałałam do nich specjalnym zaufaniem. To... to bydle tu stało, i jak gdyby nigdy nic rozmawiała z nimi. Walczyłam ze sobą, nie wiedziałam co zrobić. Miotałam się między wojną tutaj - a wojną w Cieniu. W moim znienawidzonym, ale jednak domu. Chciałam znaleźć jakiś ciemniejszy skrawek, coś, co pozwoli mi zmienić miejsce. Wrócić do tamtej krainy, nie siedzieć w Nerthvenie. Zostawić to wszystko za sobą, i zacząć od nowa w moim domu. Tak byłoby najprościej...  Nie umiałam jednak poddać się od tak, chociaż tak bardzo to chciałam zrobić. Wróciłam do "żywych", i zauważyłam, że z Yin'em jest coś nie tak. Przy każdym kroku krzywił się z bólem, na jego korpusie widniała podłużna rana. Zacisnęłam zęby, i zmrużyłam podejrzliwie oczy. Wcześniej tego nie miał...
- Przepraszam, muszę wyjść na chwilę. - powiedział szybko, i wybiegł. Obróciłam gwałtownie głowę, przeprosiłam i wybiegłam za basiorem. Od pewnego czasu zachowywał się jak totalny idiota, i gadał od rzeczy.
- Lecę z tobą. - rzuciłam krótko, ucinając wszelkie pytania. Ku mojemu zirytowaniu, pojawił się jakiś wilk, który przetransportował mnie przed jakąś improwizowaną salkę.
- Nie możesz wejść. - uciął Toxic. Warknęłam, gdy drzwi zatrzasnęły mi się przed nosem. Przez chwilę nie wiedziałam co robić. Uspokoiłam oddech, i przymknęłam oczy, przeniosłam tą drugą "ja" do Cienia. Co mi szkodzi, zorientować się, jak to wszystko wygląda?

Moje łapy dotknęły chłodnej posadzki, zbroczonej świeżą krwią. Kilka wilków odwróciło łby, przyglądając mi się z zainteresowaniem. Widziały mnie, jakbym normalnie się do nich przeniosła. Ale wcale tak nie było. To tylko moja część przyszła im towarzyszyć. Niektórzy po prostu przeze mnie przebiegali, i nie zauważali żadnej zmiany. Mieli to głęboko gdzieś. Powietrze było ciężkie, a atmosfera była napięta.
- Mamy chwilę spokoju. - powiedziała złotooka. Wszędzie rozpoznałabym ten głos - Ad. - Opatrzcie rannych, ja tymczasem sobie porozmawiam z rekrutami. - wstała, i sztywnym krokiem przeszła do swojej komnaty. Zauważyłam, że na improwizowanej półce leżał niewielki naszyjnik, z czymś ciekłym w środku. Taki sam, jaki ona nosiła na szyi. Dotknęła go delikatnie łapą, i szybko się otrząsnęła, jakby nie chciała wracać myślami do tamtego okresu. Walczyłam z pokusą, by się pojawić, ale zdrowy rozsądek przeważył szalę. Pozostałam w tej postaci, i czekałam na rozwój akcji. Wadera podeszła do jednego z młodzików, który wcale nie zląkł się jej stalowego spojrzenia.
- Nie walczysz na froncie. - wycedziła. Basior tylko skinął głową, udając skruchę, chociaż w jego oczach dalej błyskała ta sama ignorancja co wcześniej. - A teraz won. - warknęła, i odwróciła się w moją stronę. W jej złotych oczach błysnęła ulga, którą szybko zamaskowała, ponownie przybierając wzrok zimnej suki.
- Shad, wiem że tu jesteś. - powiedziała, siadając. Zauważyłam, że stara się opanować drżenie głosu. Zmusiłam się, do nabrania wyrazistszej postaci, co wcale nie było takie proste. Jeszcze trochę, i tu się przeniosę. Chociaż, to może wcale nie takie złe?
- Jestem tu, Raven. - wyplułam ostatnie słowo z pogardą. Nie pasowało do niej. Bałam się spotkać z nią twarzą w twarz. Wadera mierzyła mnie lodowatym spojrzeniem, wytrzymałam jej wzrok. Słyszałam podniesione głosy innych wilków, wszystko zaczęło zlewać się w jednostajny bełkot.
- Shad... - stęknęła, a w jej oczach pojawił się strach. - Nie radzę sobie. Wojna mnie zniszczyła, z resztą jak każdego innego... - przekrzywiłam głowę. Jak ta suka śmiała tak kłamać. To ona od początku walczyła o tę posadę, i jako pierwsza stanęła na froncie. Słuchałam jej dalej, coraz bardziej tracąc wiarę w to, co mówi. - Pomóż mi... - szepnęła błagalnie, a w jej oczach zalśniły łzy.
- Nie. - wydusiłam z siebie po długim milczeniu. - Nie... nie potrafię. - dodałam, już nieco pewniej. - Ja.. Wybacz mi. - z trudem powstrzymałam łzy. W oczach Raven pojawiła się wściekłość.
- Ja tu, do kurwy nędzy, karku nadstawiam za twoją posadę mordercy, a ty... ty się ode mnie odwracasz? - wydarła się. Przełknęłam ślinę. Nie umiałam jej na to odpowiedzieć.
- Potrzebują mnie gdzie indziej. - wychrypiałam. Słone łzy spłynęły po moich policzkach, gdy wróciłam tam, gdzie naprawdę potrzebowałam być.

Zakaszlałam, i powstrzymałam łzy, gwałtownie zbierające się w moich oczach. Musisz być silna. Yin dalej nie wyszedł z salki. Byłam otępiała, i nieco przerażona. Ale też byłam... spokojna. Wiedziałam, na czym stoję, tak jakby cała ta burza się uspokoiła. Jakby nagle zaczęło wychodzić słońce, którego tak długo szukałam. Po kolejnych kilku minutach oczekiwania, z salki wyszedł otępiały basior.
- YIN! - krzyknęłam, z niebywałą ulgą. Spojrzał na mnie nieobecnym wzrokiem, ale w jego oczach błysnął spokój. Którego ja tak długo nie umiałam znaleźć.
- Jest wojna... - powiedział, jakby dopiero teraz to ogarnął. Przysiadł, Toxic podparł go i podał mu jakiś lek.
- Jest, trwa już kilka dni. Musimy się pozbierać, i ją wygrać, prawda? - uśmiechnęłam się, podchodząc do niego. Skrzywił się, gdy próbował wstać. Basior, który towarzyszył Yin'owi, kazał mu odpoczywać. On jednak uparł się, że to rozchodzi. Wyglądało to komicznie, uśmiechnęłam się delikatnie. Po kilku godzinach odpoczynku, do którego zmusiłam go ja, wreszcie mógł wrócić do żywych. Tian i cała reszta czekała na nas w tym samym miejscu co wcześniej.
- Nie pałam zaufaniem do tego... czegoś. - obrzuciłam smoka zniesmaczonym spojrzeniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zachęcamy do komentowania!