sobota, 3 lutego 2018

Od Yin'a


- Nie pałam zaufaniem do tego... czegoś. - obrzuciła smoka zniesmaczonym spojrzeniem. Widocznie Shadow nie pasowała obecność tego smoka. Wszyscy zaczęli patrzeć na nią z wyrzutami. Zasłoniłem ją automatycznie z debilnym uśmiechem na pysku (JAPOŃCZYKI CZY TAM CHIINCZOKI ATAKUJO!) przerwałem tą niemiłą emmm... Konwersację. 
- To o czym mówiliście gdy nas nie było? - spytałem z trwającym na pysku uśmiechem mimo bólu w szwach. Atmosfera się rozluźniła. Widziałem, jak Tian Shama patrzy na waderę.

*****

-  Shadow... - zatrzymałem ją. - Nie powinnaś tego robić. 
No nie, przez wojnę kompletnie głupieję! Coraz mniej używam moich typowych słów. No, ale wracając...
- W sensie czego? Ja tylko wyraziłam swoje zdanie! - prychnęła do mnie i uniosła dumnie łeb.
- Chodźmy już na nasz teren. - rzekłem po paru sekundach ciszy.

*****

- Czy tam też panuje wojna? - spytałem w drodze. Shadow nic nie odpowiedziała. - Coś cię gryzie, tak? 
Wilczyca obudziła się z intensywnego myślenia. 
- Nie, nie, nic. - powiedziała. Właśnie dochodziliśmy do naszego Oddziału. Od razu podbiegłem do Dewiego, zostawiając Shadow znacznie z tyłu. Kątem oka patrzyłem na nią. Stała, wpatrzona w dal... Może... Nie, nie Yin. Nie powinna go w takiej chwili widzieć.


Po rozmowie z moim zastępcą znów do niej podszedłem.
- Shadow, złap mnie za skrzydło. - oznajmiłem a ta wytrzeszczyła na mnie oczy.
- Że co proszę?!
- Złap. - rzuciłem krótko. W tym momencie świat się zmienił.
- Co do... - nie skończyła, ponieważ ją uciszyłem. Najwidoczniej nadal mnie jeszcze szukają, ale porzucają jakąkolwiek nadzieję na znalezienie mnie.
- Widzisz, ty masz swoje dwa światy i ja również. - oznajmiłem krótko wilczycy. Zaczęła się przyglądać. Rozejrzałem się - nikogo nie było, czyli mogliśmy bezkarnie pochodzić sobie po moim "drugim domu".
- Chwila, czy to czasami nie jest...
- Tak. - powtórnie jej przerwałem. - Tutaj właśnie przychodzę w wolnym czasie. Mam tu wielu znajomych, którzy też kiedyś tak jak my chodzili po ziemi. Byli ludźmi, wilkami, smokami i innymi stworzeniami. - wyjaśniłem.
- A Qwerty? - spytała ze łzami w oczach.
- Też. Ale rzadko go spotykam. Ciągle musi gdzieś się chować przed Śmiercią. Czyli generalnie tak jak ja.
- Chwila, chwila. Czyli te wszystkie wojny to wasza sprawka? - spytała zirytowana moją zaistniałą wypowiedzią.
- Tutaj akurat nie mogę się z tobą zgodzić. - rzekłem nadzwyczajnie spokojnie.
- Możemy go znaleźć? Mogę się z nim zobaczyć? - zaczęła obsypywać mnie pytaniami.
- Shadow! - powiedział znajomy głos.
- Wyjdź przyjacielu! - krzyknąłem. Scarrus i Qwerty wylądowali obok nas.
- Cześć, skarbie. - powiedział Qwerty do wadery i polizał ją w nos.
- Jak tam u was? - podpytałem.
- A wiesz, Śmierć cię szuka, z resztą jak widać - bez skutku. Nas miała już w lochu, ale przekupiliśmy strażników, by nas wypuścili. - poinformował mnie Qwerty.
- U nas trwa wojna. - powiedziała wadera. Qwerty popatrzył na nią ze łzami, a ona na niego.
- Przyjdziemy, Shadow... Przyjdziemy...
- STRAŻ! - krzyknął Scarrus, a my wszyscy zniknęliśmy. My byliśmy na ziemi, oni znów uciekali...


Musiałem chwilę poczekać aż wilczyca otrząśnie się z tego spotkania.
- Już wszystko w porządku? - podpytałem niepewnie. Pokiwała głową wydając stłumione: "Yhm." i rozpłakała się w moje futro. Odsunąłem ją. - Shadow, proszę cię, mamy ważne i ważniejsze sprawy, wiem o tym. Uwierz mi, jeżeli powiedział że przyjdzie, to tak rzeczywiście będzie. - starałem się ją uspokoić, co raczej mi nie wychodziło.


Po paru minutach wadera uspokoiła się, a musieliśmy przygotować wyposażenie do wojny. Nie wiedzieć czemu Shad była w to bardzo zaangażowana. O dziwo trzymała się blisko mnie. Po skończonych przygotowaniach na straży postawiłem dwa wilki, które co trzy godziny się zmieniały by mogli się porządnie wyspać jak na wilka przystało. Ja postanowiłem pójść na wartę z Shadow, na co Dewi chętnie przystał.
- Czemu ty to robisz? - spytała mnie.
- Obiecałem mu że się tobą zaopiekuję. - odpowiedziałem. Nastała głęboka cisza, która była taka no... za cicha można by powiedzieć.
- Toxic, sprawdź, co się dzieje. - powiedziałem do cienia, a ten poleciał wraz z kilkoma innymi na zwiady, nam nic nie pozostało do roboty tylko na nich czekać. Po kilku, może kilkunastu minutach wrócili.
- Czysto. - rzucił w moją stronę cień.
- Nic? Kompletnie? - byłem zszokowany tym, co od niego usłyszałem. To było nie do pomyślenia!
- Yin... - szepnęła Shadow. - Yin... - powtórzyła wyraźniej, ale jakby ktoś ją podduszał. Odwróciłem się, powoli rozkładając skrzydła. Jeżeli byłby to Czarny, to gdybym nie rozłożył skrzydeł zadźgał by ją i mnie no, i resztę jakimś gównem, np. zwykłym kamieniem. Nikomu nie chciałem mówić, kto to jest Czarny.
- No panie Yin. - powiedział z pogardą.
- Może. - nawet się nie wzdrygnąłem. Skupiłem się na planie jak ją uwolnić.
- Poddajcie się, bo i tak zginiecie. - warknął ze śmiechem.
- Honor nakazuje. - stwierdziłem. - Wypuść. - rzuciłem krótko w jego stronę, a on ją mocniej do siebie przycisnął. Ooo nie! Co to to nie! Nie będzie mi jakaś pizda mówić co mam robić! Furia, która była, powróciła.
- Cóż, widzę że kolega hmmm... słabszy niż kiedyś. - zaśmiałem się.
- Co proszę? - spytał zirytowany, ale ja już byłem za jego plecami. KARK, GRZBIET, ŁAPY, SZYJA!!! Wypuścił ją. To było najważniejsze.
- Pokaż Yinuś, co potrafisz! - zaśmiał się po raz kolejny.
- CZAS STOP! - ryknąłem i cisnąłem potężną mocą w czarnego potworo-basiora, a ten, mimo zatrzymania czasu zniknął. - CZAS START! - krzyknąłem i upadłem na ziemię z bezsilności.
- Boże, Yin! - krzyknęła Shadow, szybko do mnie podbiegając. Z jej barku leciała krew i powędrowała przez moją sierść aż do pyska. Położono mnie w jamie. Wszyscy, oprócz Shad, Toxica i jego pomocników zostali wyproszeni.
- Czarny jest niezwykle silny. Ostatnio dostał posadę głównego zabójcy. Nie ma litości. No, jak na załączonym obrazku widać, chociaż dziwi mnie fakt że Czarny was wszystkich nie po wykańczał! - podsumował cień. No to super Yin. Musisz dojść do siebie.
- Opatrzcie Shad. - rozkazałem, a inne cienie zabrały się od razu do roboty. Położyły ją na drugim końcu jamy, groty (?) i po paru minutach usłyszałem głośne "Gotowe." 

Zastanawiał mnie fakt, że Czarny zniknął, że nie dokończył swojego dzieła.
- Dziwne, doprawdy dziwne. - mruknąłem do siebie, gdy podeszła do mnie Shad. Patrzyła na mnie ze łzami w oczach.
- Nie musiałeś tego robić. - załkała.
- Ale jednak.- uśmiechnąłem się do niej. 
- Tylko po co? - zapytała.
- No cóż bywa. Tak nakazuje honor chyba, nie? - starałem się podnieść głowę, ale mi nie wyszło.
- Leż i odpoczywaj. - warknęła troskliwie, a ja posłusznie zrobiłem to.
- Sądzę, że on tutaj jeszcze wróci. - stwierdził Toxic podchodząc do mnie. - Jak tam szwy? - zapytał w kierunku mojej osoby. - Nie bolą?
- Nie, jest w porządku. - stwierdziłem i spojrzałem na Shad. Z jej policzka leciała łza. - Nie płacz, musimy wygrać tą wojnę, słyszysz? - starałem się ją uspokoić, lecz bez skutku...
- Nie damy rady Yin... - rzekła niewyraźnie. Wyciągnąłem do niej łapę.
- Kiedyś ktoś mądry powiedział:  ,,Odwaga jest dobra, ale wytrwałość lepsza..."

Zacytowałem to, ponieważ opuściła ją wszelka nadzieja na wygraną, a dopiero co zaczynaliśmy. Normalnie jak dziewczyny z tymi waderami...
- No, w sumie. - przyznała mi rację Shadow. Uśmiechnąłem się do niej po raz kolejny.
- Nie warto się jeszcze poddawać. Po prostu nie warto... - powiedziałem ciszej, a wadera spojrzała mi z lekkim uśmiechem na pysku w oczy. Do jamy wpadł Dewi.
- Spokój? - zapytałem. Ten tylko pokiwał głową twierdząco, a za jego plecami wyłoniło się białe futro. Do nas przyszła Ferishia.
- Walczyliście z Czarnym? - spytała zaciekawiona od uszu po sam czubek ogona.
- Yin... On mnie... Uratował. - zaczęła niepewnie Shad. Feri do mnie podeszła i poklepała po barku z uśmiechem na pysku.
- Brawo! - pochwaliła mnie. Można by stwierdzić, że byłem dumny ze swojego wyczynu, więc wyciągnąłem -mimo bólu, ale lekkiego- dumnie głowę. 

Moja mała zemsta...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zachęcamy do komentowania!