Otworzyłam powoli oczy, promienie słońca poraziły mój zbolały wzrok. Jęknęłam, ale jakoś udało mi się wstać.
Zaczęłam się rozglądać dookoła, Vinci i mój Kali jeszcze spali.
Za to Kah'stan jak gdyby nigdy nic krzątał się po kuchni.
Ruszyłam powoli w jego stronę, ale on mnie wyprzedził i podszedł do mnie.
- Jak tam siostra ?- nie jesteśmy rodzeństwem z więzami krwi, ale gdy się poznaliśmy od razu stwierdziliśmy, że zostajemy rodzeństwem.
- Wiesz.... - zachwiałam się- źle...
- No właśnie widzę...-posadził mnie na krześle
- Jak to....możliwe, że ty ..-mamrotałam bez ładu i składu
- Widzisz...mam mocną głowę, gdy jeszcze wędrowałem razem z Vinci'm.. .kiedyś po prostu doszliśmy do miasta Krasnoludków... Słynęli z najmocniejszych trunków w okolicy... no... to były czasy...-opowiadał
Słuchałam, starając się skupić, gdy nagle zaczęło mnie mdlić, więc jak oparzona pognałam w stronę wyjścia.
Ledwo dobiegłam do zarośli, gdy już zwróciłam zawartość swojego żołądka.
Nie wiem, ile spędziłam na tej czynności czasu, ale gdy już zupełnie nic nie miałam w środku, po prostu padłam zbolała i ledwo żywa.
Usłyszałam jak Abigail do mnie podchodzi.
- Abra! Jezu kochany !-ukucnęła przy mnie- Luna, Kast, chodźcie do mnie !
- N-nick m-mi nie jest...-wydułkałam
- Właśnie widzę - odpowiedziała.
- Abra...-usłyszałam nad sobą Kah'stana
Po chwili zostałam przeniesiona na legowisko Kasta.
Dostałam zimny okład i jakiś ohydny wywar.
- Pij to - zażądała Abigail
Posłusznie wypiłam do dna i zrobiłam się senna...
Nie wiem, ile tak spałam, ale obudziłam się i zobaczyłam przed sobą Kalego
- Hej, kochanie-odzywa też nie wyglądał najlepiej
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zachęcamy do komentowania!