sobota, 2 września 2017

Od Yin'a - Kwiat Lotosu cz. 3


Ruszyli więc kierując się na północny wschód, gdzie zaczął padać rzęsisty deszcz. Skrzydła skrzydlatego ledwo unosiły się w tym deszczu. Lało dobrą godzinę, ale mimo to i tak lecieli dalej. Przez kolejne osiem minut oczy powoli otwierał Barbaro. Toxic wyraźnie, mimo że był cieniem, był zmęczony lataniem z potężnym na plecach.
- Odpocznijmy może trochę. - zaproponował cień. Basior jednak go zlekceważył. Lecieli bez ani jednej mapy, ponieważ nie były zdatne do odczytania. Kolejna godzina stawała się nie do zniesienia. Skrzydlaty obniżył nieco swój lot i zaczął się rozglądać. Nie wiedział, gdzie są, jaką drogą mają zawrócić. Musiał odnaleźć swojego przyjaciela. Wskazał Toxicowi przemoczoną łapą na jakąś jaskinię, a ten posłusznie oddalił się z potężnym na plecach do niej, zostawiając skrzydlatego w tyle. Yin wyraźnie był zmęczony tą podróżą, jednak sam nie podążył za śladem cienia. Wylądował na kamieniach, kiedy uderzył piorun. Tak jak wtedy.
- Muszę coś upolować dla tego no... Jak mu tam... - mruknął sam do siebie i ruszył. Liczył dokładnie każdy krok, aby nie zgubił się sam w gąszczu. Zapadał zmrok, a wilk wciąż nic nie upolował. 

~~~

Minęło kilka minut, było już ciemno. 
- Zajebiście, teraz się już zgubiłem. - warknął. Usłyszał szelest, który na początku zignorował. Stanął, próbując podpatrzeć, co się poruszyło, wydając owy dźwięk. Piękny, pokaźnych rozmiarów jeleń stał wprost na celowniku skrzydlatego. Poczekał chwilę, aż zaciekawione zwierzę podeszło bliżej. Przyczaił się, a wręcz położył się na ziemi aby go rogaty nie zauważył. 
Rzucił się na zwierzę, które w trybie natychmiastowym zaczęło uciekać. Skrzydlaty nie miał szans dogonić go w locie, więc za nim pobiegł. Niby taki pryszcz go dogonić. Pech chciał jednak, by Yin zranił się niefortunnie w łapę, uniemożliwiając mu dalszą gonitwę za rogatym. Wzbił się nisko w powietrze i powrócił do swoich towarzyszy.

~~~

Cień opatrzył ranę skrzydlatego, gdy potężny sam poszedł na polowanie. Wrócił jakieś dwadzieścia minut później z tym samym jeleniem, którego próbował dogonić skrzydlaty. 
- Stój. - rozkazał ów szef do lwa, który natychmiast zatrzymał się. Yin wziął głębokie naczynie. - Jak cała krew spłynie, możesz go przyrządzić. - powiedział obojętnie. Krew białego jelenia była cenną zdobyczą.

Kiedy wszystka krew płynęła do trzech misek (tak, trzech, bo jedna była za mała), Toxic wlał do ośmiu mniejszych buteleczek ze sznurkiem tę samą krew, a potężny rozpalił ogień. Skrzydlaty zasnął kamiennym snem. 

(Sen)

Rok 2048. Skrzydlaty był człowiekiem. 
Wstał ospale i ziewnął. Ubrał się, wziął telefon oraz portfel i ruszył na miasto. Po drodze szturchnął kilka osób, nie robiąc sobie z tego byle problemu. Założył słuchawki na uszy i podszedł do drapacza chmur. Spojrzał nieco w górę i ruszył ku wejściu do wieżowca. Wyłączył muzykę i schował słuchawki, którymi owinął wyciszony telefon. 
- Pokój na trzy dni. - rzucił do recepcjonisty, wyjmując banknot. 
- Proszę, oto twój kluczyk Akky. - powiedział, dając mu kluczyk do pokoju numer dwieście dwadzieścia dziewięć. Akky (Yin, więcej mówić już nie będę!) był tu widziany z młodymi dziewczynami na noc, a sam cieszył się złą sławą wśród ludzi. Poszedł na ósme piętro, skręcił w lewo, potem w prawo i stanął naprzeciwko drzwi z napisem "Pokój 229". Przekręcił cicho kluczyk, wyjął go i wszedł do środka. Rozejrzał się chwilę i położył się na łóżku. Po chwili jednak wstał, zamknął drzwi i wyszedł z budynku. Swoje kroki postawił w stronę sexshopu. Wszedł do środka, a po chwili wyszedł z dużą, przepełnioną torbą i wrócił do swojego pokoju. Rzucił ją na łóżko i rozłożył rzeczy na łóżku.
- Kajdanki, knebel, bat są. - mruknął do siebie. W jego szarych oczach pojawił się przebłysk tego, co chciał teraz zrobić. Musiał poczekać jeszcze kilka godzin. - Muszę zadzwonić do Shante, żeby dzisiaj przyszła. - ponownie mruknął, po czym wyciągnął telefon i zamiast do niej dzwonić, napisał jej o której ma przyjść. Usiadł na łóżku i zaśmiał się, bawiąc się palcami.

(Koniec snu)

Yin obudził się w dość dobrym nastroju i ruszył w kierunku potężnego, który siedział oczekując go...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zachęcamy do komentowania!