piątek, 15 września 2017

Od Kalego - Krasnoludzki spirytus


Oderwaliśmy się po chwili, słysząc zbliżającą się gromadkę wilków. W większości znajomych, jak się okazało. Porozmawialiśmy chwilę. Nie znałem tylko dwóch osób. Jedną z nich okazała się Laguną. Wadera przedstawiła się uroczo, ale wydawało mi się, że czuje się nieswojo w naszym towarzystwie. Była skrępowana i mało się do nas odzywała. Za to basior, którego również nie spotkałem wcześniej, nie wyglądał mi na miłego, a bardziej chamskiego. 
- A widzisz ? Doczekałaś się... - Ukłonił się przed moją ukochaną i spojrzał na nią. Zazdrość gryzła mnie już wtedy od środka. Jego słowa również wzbudziły moją podejrzliwość i to, że Abra już go znała...
Kast zaproponował "świętowanie" naszego wielkiego momentu. Nie bardzo mi się to podobało, bo jednak wolałbym spędzić resztę tego czasu Abrą. Impreza miała być u niego, więc ruszyliśmy do jego domu.

***

Po pewnym czasie byliśmy już prawie przy jego jaskini. Droga nie była zbytnio interesująca, zwłaszcza dla mnie, no ale co mogłem na to poradzić. Nie chciałem być chamski i przegonić wszystkich mówiąc "spier... Ne chcę was tu !", ale na to miałem największą ochotę...
- Kali, wszystko okey ? - Zapytał troskliwy głos w mojej głowie.
- Abigail... - Burknąłem.
- Widzę, że coś cię gryzie. Czemu się nie cieszysz ? - Spytała wciąż przez umysł.
- Może potem. Nie mam ochoty teraz o tym mówić... - Oznajmiłem.
- Zgoda... - Odpowiedział załamany głos Abigail, po czym rozłączyło kontakt.

***

Dotarliśmy w końcu. Jaskinia basiora była bardzo podobna do poprzedniej, ale podobała mi się bardziej niż tamta. Wydawała się przytulniejsza, większa...
- Spoko jaskinia... - Powiedziałem, rozglądając się. Grupa poparła moje zdanie
- Wiem, ale dzięki. - Odpowiedział, śmiejąc się pod nosem. - To co ? Wyciągamy Krasnoludzki Spiritus ?! - Roześmiał się.
- Uuuuu... !!! - Odezwała się cała gromada.
- Nie gadaj, że to jeszcze masz ?! - Krzyknął podekscytowany Vinci, bo tak się nazywał. Podbiegł do Kasta i zaczął się na Niego gapić. W końcu Kah'stan wyciągnął szklaną butelkę i odkorkował ją. Po jaskini rozleciał się specyficzny zapach.
- To to ! - Krzyknął Vin. - Myślałem, że już dawno to wypiłeś ! - Dodał.
- Samemu ?! Pogięło Cię ?! Miałbym zgona przez miesiąc... - Zaśmiał się Kah'stan. - Trzymałem to... - Powiedział podnosząc butelkę wysoko do góry. - NA SPECJALNĄ OKAZJĘ ! - Krzyknął na całą krainę, po czym, jak szalony, przechylił delikatnie butelkę i wlał sobie kilka łyków do pyska. Nie poznawałem go.
- Tego się nie spodziewałam... Powoli przestaje mi się to wszystko podobać... - Abigail znowu zaczęła używać telepatii. Jej głos był bardzo zirytowany. Miałem wrażenie, że zaraz wybuchnie.
- Spokojnie. To w końcu impreza... - Odpowiedziałem jej i zerwała połączenie.
Impreza rozkręcała się w najlepsze. Kieliszki co chwilę były napełniane, a Kah'stan i Vinci byli już porządnie pijani. Ja wypiłem jedynie jeden kieliszek do tego czasu. Nie miałem ochoty utracić świadomości tego dnia. Jednak wszyscy przyciskali mnie. " No dawaj! To twój dzień!" mówili. Niestety, uległem po długich namowach. Nie pamiętam już, ile wypiłem. Przestałem liczyć po piątym... Kieliszku. Pamiętam tylko jeden dialog, odbyty z Kastem.
- E..eee Kah'staan... ? Wie...esz coo ? - Spytałem już doszczętnie pijany.
- Co..oo... - Odpowiedział ledie przytomny basior.
- Gów...no.. ! - Roześmialiśmy się jak głupi.
Czemu akurat ten ? Nie mam pojęcia...

***

Obudziłem się rano. Kawałek dalej ode mnie leżała Abigail, na przeciwko Vinci, gadając coś przez sen, a obok, wtulona we mnie Abra. Nie widziałem jednak Laguny i Kah'stana. Wstałem, odczuwając jeszcze skutki Krasnoludzkiego Spiritusu. Łapy plątały mi się między sobą i nie mogłem utrzymać równowagi. Poszedłem napić się wody z misek, które były przygotowane na stole. Przypomniało mi się, że Laguna zrobiła je specjalnie dla nas, żebyśmy mieli popitkę. Nikt z niej jednak nie korzystał... Pamiętam, że Luna nas bardzo pilnowała. Była taka sztywna i każdego irytowała. Szkoda, że jej nie słuchaliśmy.
Po wypiciu pełnej miski wody położyłem się znowu spać.

***

Kaliiii... - Usłyszałem czyjś głos, ale nie zareagowałem. - Jak mogliśmy do tego dopuścić... Wszyscy w tak złym stanie... Wszystko przeze mnie...
Otworzyłem powoli oczy, żeby zobaczyć, co się dzieję. Zobaczyłem wpatrzoną we mnie Abigail i Lagunę. Z boku stał Kah'stan, odwrócony tyłem.
- Dzień dobry ! - Zaśmiała się Abigail. - Masz, pij. - Podała mi kubek z jakimś odwarem.
- Co to zaś jest... - Powiedziałem półprzytomny, chwytając kubek.
- Odwar z kory brzozy. Szybciej minie ci kac. - Zaśmiała się, a ja wypiłem miksturę.
- Co z Abrą ? - Zapytałem przejęty.
- Słabo się czuje... Chyba jest zbyt młoda, żeby pić alkohol... - Powiedziała załamana, a ja warknąłem na Kah'stana. On odszedł gdzieś w głąb jaskini bez słowa.
- A jak wy się czujecie ? - Zapytałem.
- Ja mało wypiłam. Wszystko pamiętam... Chociaż niektórych scen wolałabym nie widzieć... - Zasmuciła się. - Kah'stan i Vinci mają mocne organizmy i widocznie przyzwyczajone do tego "Krasnoludzkiego Spiritusu"... Laguna, ty niczego nie piłaś, nie ?
- Samą wodę... Nie lubię alkoholu. - Oznajmiła poważnie biała wadera.
- Chyba też przestanę lubić... - Wzdychnąłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zachęcamy do komentowania!