środa, 30 sierpnia 2017

Od Kivuli Moto - Kompletny brak komunikacji

Podniosłam powoli jedną z powiek do góry, by przyzwyczaić się do światła słonecznego, padającego wprost na mnie. Kątem oka dostrzegałam mieniącą się rosę, spoczywającą na jednym z liści. Ptaki po raz kolejny odgrywały oklepaną już dawno melodię, która dawała mi znać, że zaczyna się ściemniać. Codziennie wieczorem ta sama śpiewka - nic nadzwyczajnego, żadnych nowości. Życie toczyło się tu w swoim tempie, nic na siłę. Skrzywiłam się zauważając, że jeden z - jak mniemam - wróbli pomylił mnie z drzewem. Założę się, iż nie mają one krzty rozumu, chociaż pierwszy raz mi się to zdarzyło. Zrezygnowana obróciłam głowę w stronę ptaszka, spoglądając na niego z pogardą. Nie będzie mi nikt zakłócał spokoju, którym w tym momencie zostałam obdarowana.
- Weź stąd spadaj! - zawołałam tylko do skrzydlatego towarzysza, po czym natychmiast stąd sfrunął. Zadowolona ze swojego wyczynu uśmiechnęłam się pod nosem, zamykając swe ślepka. W końcu przydałaby mi się choć chwila odpoczynku od tego zgiełku, prawda?
W chwili, gdy już miałam zasypiać, nad mą głową pojawiło się tysiące maleńkich świateł, które w pewnych momentach pojawiały się i znikały. Ten widok zawsze napawał mnie zachwytem, gdyż nie na co dzień w moich stronach można było zobaczyć takie rzeczy. To miejsce od dołączenia do tej watahy wydawało mi się magiczne i jak na razie żadna sytuacja, w której się znalazłam, nie przebijała widoku tych drzew. Zaślepiona blaskiem, który bił od roślin nie spostrzegłem, iż gałąź, na której się znajdowałam zaczynała pękać. Wiedziałam, że za chwilę mogłam się spotkać z ziemię.
Nim pod moimi łapami złamał się konar, zdążyłam szybko uskoczyć na twardą glebę. Wokół mnie rozległ się głuchy trzask, słyszalny na kilkaset metrów od mojego położenia. Miałam małą nadzieję, iż nikt prócz mnie nie słyszał tego, gdyż nagle mogłoby się tutaj zrobić zbiegowisko. Jednak zanim zdążyłam cokolwiek pomyśleć, do moich nozdrzy dotarł nieznajomy zapach. Pierwsze, co przyszło mi do głowy, to jeleń, który najwidoczniej musiał zgubić się w tych plątaninach korytarzy. Właściwie to dobrze, że się tutaj pojawił, gdyż zaczynał doskwierać mi głód. Wysunęłam swe pazury, by za moment wbić je w ciało zwierzyny.
Po momencie zawahania rzuciłam się na stworzenie, chcąc już zatapiać w nim swe kły. Jednak zamiast krótkiej, na kilka centymetrów sierści, pod moimi łapami wyczułam najprawdziwsze futro, co kompletnie zbiło mnie z tropu. Przecież żadne zwierzę, przebywające na terenach tego miejsca nie posiada takiego owłosienia. Żadne, prócz wilków... Stwór, znajdujący się pode mną zaczął unosić się z ziemi, natychmiastowo zrzucając mnie ze swoich pleców. Upadłam na trawę, brudząc przy tym praktycznie całe ciało. Spojrzałam na intruza z wściekłością, mówiąc:
- Co ty do cholery robisz!? - ryknęłam na towarzysza, stojącego naprzeciwko mnie. Bezczelnie wtargnął na moje tereny, na dodatek bez usprawiedliwienia. Jak inaczej miałabym się wobec niego zachować, skoro to "coś" nawet nie chciało mi odpowiedzieć.
Czekałam jeszcze kilka minut, by za chwilę usłyszeć cichy warkot. Ta znajomość chyba nie miała dalszej przyszłości, a już na pewno nie z nim.
Teemo? :> Trochę dałam Ci tutaj popalić...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zachęcamy do komentowania!