sobota, 29 lipca 2017

Od Shadow

----------------------------

Basior odwrócił wzrok a ja nie odważyłam się podążyć za jego spojrzeniem.
- Shadow? - Zapytał i spojrzał mi w oczy. - Czy ty jesteś Shadow? -poprawił się, a mnie lekko wryło w ziemię. Skąd on mnie znał? Przekrzywiłam głowę, jedno ucho opadło mi na głowę.
- Tak. -odparłam z dozą niepewności. Basior rozłożył skrzydła i zmusił mnie do cofnięcia się pod drzewo, tak że dotykałam plecami kory.- Po co to? Skąd mnie znasz? -zapytałam trochę ostrzej, nie podobało mi się to. Uciszył mnie łapą, a ja miałam ochotę go teraz ugryźć.
- Pozwól.. że to ja zadam Ci kilka pytań. -bąknął- Więc tak, czy to nie Ty czasami z Qwertim... 
- Skąd go znasz? -przerwałam mu szybko, kolejne pytanie do listy "skąd on zna...?". Odchrząknął, niecierpliwiłam się na odpowiedź. Zamachałam z wolna ogonem, nie wiedząc jakiej reakcji się spodziewać.
- Kolega z dawnych lat. Niedawno się z nim spotkałem, opowiedział mi wszystko, więc wiem... -w pewnym momencie przerwał, a ja zauważyłam motyla. Kiedy byłam mała, uwielbiałam za nimi gonić. Podskakiwałam w próbie złapania go, ale za każdym razem mi uciekał, każde kłapnięcie zębami liczyło się z paniczną ucieczką motyla. Zaśmiałam się, gdy wielobarwne stworzonko uciekło panicznie uderzając w powietrze skrzydełkami. Podbiegłam do basiora dysząc. Mój towarzysz powstrzymywał śmiech.
- Czemu ze mną nie biegłeś? -zapytałam go, łapiąc oddech po zabawie z motylkiem, któremu zafundowałam traumę do końca życia, albo przez najbliższe parę dni.
- Uważam to za dziecinne, ale tylko trochę. - rzekł tonem filozofa, jakby był nie wiadomo kim. Odwrócił się i poszedł w swoją stronę.
- Hej! Gdzie idziesz? Poczekaj! -krzyknęłam za nim, spróbowałam go dogonić ale gdzieś zniknął. Zrezygnowałam z poszukiwań w dniu dzisiejszym. Uznałam że odpocznę na mchu, który wyglądał w miarę miękko. Umościłam sobie posłanko i położyłam, podwijając pod siebie łapy. Nim zdążyłam się zorientować, odpłynęłam w krainę snu. 

***

Obudziło mnie poranne słońce, które nieśmiało wychylało się zza chmur. Otworzyłam oczy i przeciągnęłam się, szybko otrzepałam igiełki, które przyczepiły się do mojego grzbietu. 
"Dalej nie wiem, jak on się nazywa..." pomyślałam i rozejrzałam, świat skąpany był w ciepłych barwach poranka, słońce odbijało swoje promienie w rosie, która osiadła na trawie. Uśmiechnęłam się, dla takich chwil warto żyć. Wokoło panowała cisza, przerywana tylko śpiewem ptaków i cichym trzaskaniem gałązek, które pękały pod ciężarem mojego ciała. Rozejrzałam się, napawając ciszą i rześkim powietrzem. Nie wiem, ile czasu minęło, ale słońce znajdowało się już wyżej. 
Zdecydowałam, że odnajdę basiora. Zainteresował mnie swoim zachowaniem, ale najbardziej gnębiła mnie świadomość że wie, co z Qwerty'm, zniknął gdzieś i nie wracał...
Przypomniałam sobie, w którą stronę poszedł basior, zniknął gdzieś za krzakami. Podążyłam tamtym śladem i już po chwili widziałam jaskinię. Zapukałam kilka razy i czekałam, aż basior wyjdzie. Wreszcie ujrzałam jego sylwetkę, po kilku sekundach stanął przede mną z uśmiechem.
- Cześć, Shadow. -powiedział ciepło, a ja lekko się uśmiechnęłam, polubiłam basiora, chociaż nie wiem nawet jak mu na imię.
- Cześć... -zawahałam się i dałam do zrozumienia że chciałabym poznać jego imię.
- Yin. - dokończył za mnie a ja uśmiechnęłam się z wdzięcznością. Pasowało do niego to imię.
- Więc Yin... Proponowałabym obejrzeć do reszty wschód słońca i pogadać. - basior przystał chętnie na moją propozycję, więc w krótką chwilę już siedzieliśmy i rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Przeleciał koło nas motylek i tym razem to on za nim gonił, zaśmiałam się gdy kłapnął zębami zaraz przy przerażonym stworzonku.

***

Wschód był cudowny, ale po krótkiej chwili minął. Yin wstał i powoli zaczął zmierzać w stronę jaskini, pobiegłam za nim z uśmiechem, nie często byłam tak radosna... Ale teraz odczuwałam spokój i... radość? Nie wiem, zignorowałam te uczucia ale uśmiechnęłam się radośnie. 
-Yin! Zaczekaj! - krzyknęłam za basiorem, który przystanął, przyspieszyłam kroku i po chwili straciłam panowanie nad biegiem, co skończyło się stoczeniem z reszty pagórka. Zatrzymałam się na moim towarzyszu, który wybuchł śmiechem.
- No co? - zapytałam z miną niewinnego szczeniaka, robiąc maślane oczy. 


--------------------------

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zachęcamy do komentowania!