-------------------------------
Świetlisty tunel wyrzucił mnie tuż przy drzewie życia. Aż przetarłam oczy ze zdziwienia. To na pewno te same tereny? Krajobraz wokoło, niby znajomy a tak odmienny od tego, który widziałam rano. Zachłysnęłam się świeżym, letnim powietrzem. Znowu jestem w domu. Prawdziwym domu. Ruszyłam biegiem w duł zboczy, przy którym rósł ogromny dąb. Dopiero w połowie drogi poczułam lęk i wyhamowałam. Nie jestem tu dla zabawy, nie po to, by cieszyć się nowym życiem. Mam misję i muszę ją wypełnić… Jeśli chcę przeżyć…
*** kilka lat później ***
Zbliżyłam nos do ziemi i kilka razy wciągnęłam powietrze. Już od dawna nie czułam tego zapachu. Wyprostowałam się i wzbiłam czym prędzej w powietrze, jednak nie wypatrzyłam nic nadzwyczajnego. Wylądowałam bezgłośnie kilkanaście metrów dalej. Ponownie poczułam znajomy zapach oraz coś nowego. Woń wkręcała się w nozdrza niczym śruba, mocna, denerwująca, rozpraszająca myśli. Smoki! A więc mieli rację. Ona naprawdę to zrobiła. Czas zapłacić za swoje grzechy. Bezgłośnie przebiegłam przez las, jak po sznurku udało mi się dobiec do niewielkiej polanki. Aż roiło się tam od gigantycznych gadów. Z brzuchem przy ziemi podczołgałam się bliżej. Dotarły do mnie jedynie strzępki rozmowy.
- ... ogłasz… awę …- Szmer stawał się coraz głośniejszy, po kilku następnych krokach udało mi się już zrozumieć całą wypowiedź.- Przemierzymy świat w poszukiwaniu innych smoków. Tu, w Krainie, chwilowo pozostanie tylko Darsh'tian, jako iż jest najmłodszy z nas. Jego obowiązkiem będzie zbieranie znajdujących się tu smoków w jedno zgromadzenie. – Warknęłam pod nosem, wśród zębatych bestii dostrzegłam wilka. Słońce skrzyło się w białej sierści.
- Ferishia… - Wysyczałam bezgłośnie. Jeden ze smoków w dalszych szeregach nagle odwrócił głowę i zaczął się rozglądać. Przypadłam do ziemi, wstrzymując oddech. Gad po chwili stracił zainteresowanie. Odetchnęłam w duchu i postanowiłam jak najszybciej się wycofać. Muszę dorwać waderę, gdy będzie sama. Może z jednym czy dwoma smokami dałabym sobie radę, ale nie z całym stadem.
***
Słońce paliło niemiłosiernie, a ja już od kilku godzin śledziłam białą waderę. Za każdym razem, gdy byłam gotowa do ataku, ktoś się pojawiał. Coraz bardziej wściekła sunęłam śladem Ferishi w coraz odleglejsze tereny Nerthveny. W końcu na horyzoncie ukazała się bezkresna pustynia. Nareszcie, tam ją dorwę! Przyśpieszyłam kroku i wyprzedziłam waderę. Ukryłam się za skałami oddzielającymi las od morza piachu. Miałam szczęście, gdy tylko wilczyca przechodziła obok wyskoczyłam i przygniotłam ją do ziemi. Wadera zaczęła się wyrywać, gdy to nic nie dało, przejechała pazurami po mojej twarzy. Przycisnęłam ją, mocniej wbijając szpony w ciało. Z ranki na policzku skapnęło kilka kropel krwi.
- Kim jesteś? – Warknęła Feri.
- Nie pamiętasz mnie? – Wyszczerzyłam się w złowrogim uśmiechu. Co prawda czas zrobił swoje. Futro wyblakło, skrzydła straciły wiele piór, jednak oczy pozostały te same…
- Angua…? – Szepnęła zdziwiona. – Ale co ty tu…? Skąd tu się wzięłaś? – Zaśmiałam się gorzko.
- Może lepiej spytaj, po co tu jestem. – Nachyliłam głowę i spojrzałam prosto w oczy wadery.
----------------------------
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zachęcamy do komentowania!