Po głośnym ziewnięciu, jeszcze się przeciągnąłem i zauważyłem ,że dopiero zaczyna wychodzić słońce… Dawno tak wcześnie nie wstałem – pomyślałem i spojrzałem na Angela, który był w pełni gotowości do dalszej drogi.
- Ruszajmy, im szybciej tam pójdziemy, tym szybciej wrócimy – rzucił Angel
–Tak, masz rację – zgodziłem się z leporem.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Po chwili byliśmy już przed miejscem, gdzie nikt nie powinien przychodzić… Mroczne, chłodne ale zarazem klimatyczne. Skały robiły wrażenie, aczkolwiek nigdzie nie widziałem humanoida, o którym to tyle słyszałem.
- Może go nie ma – odparłem do moich towarzyszy.
- Na pewno jest… Obawiam się, że może czaić się nawet za rogiem – nie pocieszyła mnie Feri.
- Hmm, ostatnim razem jak tu byłem, wyglądało to trochę inaczej – wtrącił Angel.
- Co masz na myśli? – zapytała Feri zwracając głowę ku górze do lecącego nad nami lepora.
- No cóż, było trochę bardziej strasznie… - odpowiedział.
- Może dlatego, że byłeś sam? – zasugerowałem.
- Być może… - przytaknął
Wchodziliśmy coraz bardziej w głąb formacji skalnej… Nagle za nami pojawił się nasz przeciwnik, który był już gotowy do ataku. Feri najwyraźniej miała plan, bo pobiegła na pierwszy ogień i rzuciła mu się do szyi, co było dobrym pomysłem. Był to jego słaby punkt, gdyż szyja była najcieńsza ze wszystkich jego części ciała. Jednak jej atak skończył się tym, że stwór mocno zrobił skręt w lewo przez co wilczyca poleciała na skały, dość mocno uderzając się o nie… Szybko do niej podbiegłem, unikając humanoida, który zajął się w tym czasie leporem.
- Nic Ci nie jest? – spytałem zmartwiony.
- Nie, chociaż trochę boli mnie bok – odparła. – Nie sądziłam, że ma tyle siły – dodała.
- Ja też nie… - odpowiedziałem, przyglądając się jej bokowi, którym zaryła o skały, wydawało się, że to tylko drobne rany, ale jeszcze rana z cierni dawała jej po sobie znaki przez co trochę kulała. Nie mogąc pozwolić, by stała się jej jeszcze większa krzywda…
- Schowaj się w bezpiecznym miejscu, zajmę się tym – Nie mogę pozwolić, by stała Ci się krzywda, jesteś potrzebna wilkom z naszej watahy i nie tylko im… - dodałem.
- No nie wiem, czy poradzisz sobie sam – zmartwiła się.
- Spokojnie… Poradzę sobie, mam plan – chciałem ją pocieszyć, choć tak naprawdę nie miałem żadnego planu.
- No dobrze, powodzenia… - rzekła.
- Nie martw się, będzie dobrze – puściłem oczko .
- Może tak mi pomożesz?! – krzyknął lepor, który był już zmęczony uciekaniem przed stworem.
- Dobra, muszę iść – stwierdziłem – znajdź jakieś bezpieczne miejsce – dodałem i pobiegłem w stronę przeciwnika.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- Angel! Odpocznij gdzieś, przydasz mi się jeszcze! – krzyknąłem do niego zwracając przez to uwagę humanoida, który zbliżał się w moją stronę.
- A więc zostałeś tylko ty i ja – powiedziałem przez kły do bestii.
Wiedziałem, gdzie jest jego słaby punkt… Wiedziałem, ile ma siły… Na co go stać… A mimo to nie miałem pojęcia jak mogę go pokonać. Rozejrzałem się trochę dookoła i zauważyłem kamienie, łańcuchy, zbroje jak i kości wilków… Trochę mnie to zmartwiło nie powiem, ale gorsze widoki widziałem. Zacząłem rzucać w niego kamieniami, żeby zaczął mnie gonić, chciałem go trochę zmęczyć. I to nawet się udało. Gdy zauważyłem, że opadł z sił, zbliżyłem się do niego, zachodząc go od tyłu i zrobiłem podobny atak do Feri. Chociaż przypuszczam, że mam trochę więcej siły w szczęce, próbowałem zmiażdżyć drewno tylko w miejscu szyi, no ale niestety… Okazało się ono twardsze niż przypuszczałem, a humanoid, cofając się ze mną do tyłu, przycisnął mnie do jednej ze skał. Zacząłem się wyrywać na daremno, wiedziałem, co chciał zrobić bo zaczął napierać z coraz większą siłą, najprawdopodobniej próbował zmiażdżyć mi żebra… Mój oddech stawał się coraz płytszy, jedyne co przyszło mi wtedy do głowy to zawołanie lepora.
- Angel! – krzyknąłem ostatkiem sił.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przez chwilę prawdopodobnie byłem nieprzytomny… Stwór odchodził ode mnie w stronę Angela i Feri… - Feri?! – A ty skąd się wzięłaś? – pomyślałem. Aczkolwiek ucieszyłem się na jej widok. Wstałem chwilę później znowu gotowy do ataku. Widziałem, że Feri trochę kuleje, ale mimo to dawała radę bronić się przed atakami. – Dobra Dew, myśl – powiedziałem sam do siebie i znowu zacząłem się rozglądać. I wtedy wpadłem na pomysł…
Wziąłem jeden z łańcuchów, które leżały na ziemi i ruszyłem w kierunku walki. Niezauważony przez przeciwnika zarzuciłem łańcuch na niego, po czym zacząłem go obchodzić dookoła żeby zacisnąć go mocniej . Zaczął się szarpać , lecz było już za późno. Moje szczęki zacisnęły się na łańcuchu tak samo mocno jak łańcuch na nim, który uniemożliwił mu jakikolwiek ruch. Zacząłem biec w kierunku skały, ciągnąc go za sobą. Po czym zatrzymałem się tuż przed nią i zamachnąłem się z całej siły w jej kierunku, ciągnąc w ten sposób humanoida na nią… Tak mocne uderzenie sprawiło, że rozleciał się po prostu na części… Zdyszany spojrzałem na Feri i Angela, którzy byli chyba trochę zdezorientowani…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zachęcamy do komentowania!