niedziela, 16 lipca 2017

Od Darsh'tiana

-----------------------------

Słońce miało tego dnia czelność, by wstać wyjątkowo wcześnie. Jego pierwsze, poranne promienie - drażniąco jasne i pełne energii - przypuściły zbiorowy atak na moje półprzymknięte powieki. Obudziły nie tylko mnie, ale również całą rzeszę ptaków, które zaczęły wyśpiewywać swoje arie. Mruknąłem pod nosem kilka nieprzyjemnych słów pod adresem wielkiej kuli ognia i przewróciłem się na drugi bok, tak, by frontowa część mojego pyska znalazła się w cieniu, a tym samym - w ciemności. Co jak co, ale rannym ptaszkiem nie jestem i lubię sobie dobrze pospać o poranku, by mieć później energię na cały dzień.
Długo jednak nie poleżałem, w ustach miałem bowiem prawdziwą pustynię - inaczej mówiąc, byłem spragniony jak... no, jak smok. Westchnąłem głośno i podniosłem się na cztery łapy, kierowany świadomością, że jeżeli szybko się czegoś nie napiję, mój język prawdopodobnie niedługo wyschnie tak bardzo, że zamieni się w proch i rozsypie, a tego raczej wolałbym uniknąć.
Tego dnia postanowiłem odpuścić sobie poranną gimnastykę; machnąłem jedynie kilka razy ogonem na lewo i prawo, aby jakoś rozbudzić organizm po nocnym wypoczynku. 
Może gdybym nie był tak nieziemsko spragniony, doceniłbym, jak przyjemne warunki pogodowe natura sprawiła światu tamtego poranka - było bowiem ciepło i słonecznie, a przed przegrzaniem chronił leciutki, odświeżający wietrzyk.
Zamiast jednak podziwiać falujący ocean trawy poprzetykany pojedynczymi, kolorowymi kwiatkami, udałem się szybkim krokiem w stronę wodopoju. 
Kiedy po drodze wyczułem zapach zwierzyny - najprawdopodobniej łani, choć wiatr zmienił kierunek zbyt szybko, bym mógł dokładniej wczuć się w tę woń - mój żołądek wyraźnie dał mi do zrozumienia, że pragnienie nie jest jedyną potrzebą, jaką powinienem w tej chwili zaspokoić. Wpisałem więc polowanie na moją mieszczącą się w głowie listę rzeczy do zrobienia, która aktualnie była dość krótka - nie miałem zbyt wielu obowiązków i rozkoszowałem się tym stanem, sytuacja najprawdopodobniej zmieni się bowiem, gdy do V'lon Kiir przybędą nowi członkowie. Teraz postanowiłem jednak skupić się na zapewnieniu mojemu organizmowi odpowiedniego nawodnienia.
Dotarcie do wodopoju na moich długich nogach nie zajęło wiele czasu. Przyspieszyłem dodatkowo kroku, gdy tafla wody zaczęła pobłyskiwać na horyzoncie. Wkrótce stałem już na żwirowatym brzegu, a mój język zanurzony był w chłodnej cieczy, którą chłonąłem łapczywie... jak to smok.
Po wypiciu wody w ilości, która sprawiła, że zrobiło mi się ciężko na żołądku, postanowiłem na chwilę odpocząć na trawie i dokończyć przerwany wcześniej sen - z pełnym brzuchem nie będę przecież polował, a nawet jeśli udałoby mi się coś w tym stanie złapać, nie miałbym gdzie zmieścić skonsumowanej zwierzyny.
Minęło trochę czasu - godzinka, dwie, a może całe przedpołudnie. Obudziłem się i przewróciłem na drugi bok, by poleżeć jeszcze te ostatnie pięć minut. Spostrzegłem wtedy kolejnego smoka (a dokładniej: smoczycę) wylegującego się w słońcu. Wstałem więc od razu i dopiero wtedy poczułem, jak silny jest mój głód. Jak to się dzieje, że woda znika tak szybko po wypiciu?, zapytałem się sam w duchu. Niemożliwym było przecież, bym się zmoczył.
Zostawiając rozmyślanie o zawartości żołądka na później, udałem się w stronę smoczycy.
- Cześć - przywitałem się z szelmowskim uśmiechem. - Jestem Darsh'Tian, a to właściwie tereny mojego stada - oznajmiłem z dumą, ruchem głowy wskazując na całą okolicę. 
Czekałem na odpowiedź, licząc na to, że uda mi się wyciągnąć nieznajomą na wspólne polowanie.

---------------

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zachęcamy do komentowania!