Przekręciłam się z boku na bok, nie mogąc zasnąć, znowu... Wybudziłam się z ostatniego koszmaru i teraz nie mogłam oddać się w objęcia Morfeusza. Ciemne niebo przeszyła błyskawica, po chwili usłyszałam też grzmot.
-Świetnie... - burknęłam i podkurczyłam pod siebie łapy, krople wody rozpędzały się i zwiększały swoją ilość z każdą sekundą. Wreszcie widoczność ograniczona była do kilku metrów. Widać było już wschód słońca, więc niedługo będę musiała wstać i ruszać w dalszą podróż. Postanowiłam spotkać się z moją wcześniejszą towarzyszką, Ferishią. Nie planowałam dołączać, ale brakowało mi jej towarzystwa. Samotność jest przyjemna, ale czyjaś obecność była jakkolwiek kojąca. Poddałam się, jeżeli chodzi o próbę zaśnięcia więc gdy byłam już doszczętnie przemoczona, wstałam i ruszyłam powoli w stronę Drzewa Życia, w nadziei na spotkanie białej wilczycy.
- Ciekawe, czy jej wataha się rozrosła -zapytałam sama siebie, chociaż pewnie było to pytanie retoryczne.
***
'Trafi mnie coś...' pomyślałam, gdy kolejny raz zgubiłam drogę do Drzewa. Chwilę potem rozległ się grzmot i po niebie przemknęła kolejna błyskawica. Skuliłam uszy, nie przepadałam za podróżowaniem w burzy. Zwolniłam trochę kroku, aż w końcu się zatrzymałam, rozejrzałam się wokoło. Nigdzie nie było widać zarysów Drzewa,
ale za to w oczy rzuciła mi się ścieżka którą kojarzyłam. Odwróciłam się i podążyłam nią, ciszę przerywały grzmoty, słychać było też plaskanie moich łap o błoto. Powoli zaczynało się rozjaśniać, więc pozwoliłam sobie na trucht i w niektórych momentach nawet bieg. Wreszcie zauważyłam zarysy Drzewa. Uśmiechnęłam się pod nosem, minął jakiś tydzień od mojego opuszczenia tego miejsca. Otrzepałam się z błota i wody jeszcze przed wejściem, ale moje łapy były jeszcze trochę zabłocone.
***
Weszłam z uśmiechem, spodziewając się że o tej porze wilki będą spożywać śniadanie lub obiad. Moje przypuszczenia się sprawdziły, bo usłyszałam śmiechy i głosy dobiegające z jadalni. Poczułam jednak lekki ścisk w gardle, znała mnie tylko Ferishia i jej mali pomocnicy. Reszta mogła zareagować całkiem inaczej, zaczekałam, aż skończą posiłek.
W oczy rzucił mi się basior, o mocno pomarańczowych skrzydłach, był biały, z czarnymi pończochami. Złote końcówki uszu wyglądały nawet ciekawie w tym połączeniu kolorów. Na większość zaczepek odpowiadał ripostami lub gburowato, ale i tak wyglądał na ciekawego wilka. Przyglądałam mu się przez dłuższą chwilę, wreszcie zdecydował się wstać od stołu i wyjść z pomieszczenia. Wstrzymałam oddech, poczułam nieprzyjemny ścisk w żołądku.
- Co tu robisz? - zapytał mnie. Wbiłam wzrok w jego jaskrawe, zielone oczy. Jak żyję, nigdy takich nie widziałam.
- Na pewno nie szpieguję. A wiem że mógłbyś uznać że to robię. -odparłam, wciąż wpatrując się w jego oczy. To co właśnie powiedziałam, zabrzmiało bardzo chaotycznie, ale liczyłam że się domyśli...
---------------------------------
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zachęcamy do komentowania!