wtorek, 25 lipca 2017

Od Neythiri

-----------------------------

Uniosłam lekko głowę i przyjrzałam się nieznajomemu. Wzmianka o stadzie sprawiła, że nastroszyłam lekko kolce na grzbiecie. Postanowiłam obejść się z tym smokiem uprzejmie, a nuż przyjmie mnie do V'lon Kiir?
- Witaj, jestem Neythiri. - przedstawiłam się - Jestem nowa w tych stronach i... - Darsh'tian przekrzywił nieco głowę, a kryształy na jego ciele odbiły nieliczne promienie światła, którym udało się przedostać przez gęste korony drzew. Wiedziałam, że słucha mnie uważnie, mimo znacznej odległości - Mogłabym jakoś zapisać się do stada? - zapytałam.
Przez chwilę smok trwał w bezruchu, ale potem odezwał się głębokim głosem:
- Oczywiście. Każdy u nas jest mile widziany.
W duchu odetchnęłam z ulgą. Nareszcie nastał kres mojej żmudnej i, powiedzmy sobie szczerze, bezsensownej tułaczki.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się, odsłaniając szpetne, aczkolwiek przydatne kły. Uśmiech nie za ładnie wygląda na smoczym pysku, ale cóż ja na to poradzę...
Darsh'tian już chciał mi odpowiedzieć, jednak w tym samym momencie coś musiało przykuć jego uwagę, bo przyjął czujną pozę, a łuski na jego podgardlu nastroszyły się. Gdy zobaczyłam, że jego nozdrza intensywnie pracują, również zaczęłam węszyć. Po chwili uchwyciłam trop, który poczuł smok. Z pewnością chodziło tu o jakąś zwierzynę, jednak nie wyczułam konkretnego gatunku. Mój towarzysz miał chyba jednak lepszy węch, bo wygiął szyję w kierunku woni i rozluźnił spięte dotychczas mięśnie.
- To muszą być dziki, guźce albo co najmniej zdziczałe świnie. - stwierdził z przekonaniem.
Postanowiłam zawierzyć jego zmysłowi powonienia. Zresztą na samą myśl o tłuściutkiej wieprzowinie ślinią ciekła mi do pyska. Taka chuderlawa łania to nic dla smoka moich gabarytów. Pięknie byłoby natrafić na stadko wieprzków.
Z zamyślenie ponownie wyrwał mnie głos Darsh'tiana.
- Co byś powiedziała na małe polowanie? - spytał.
Bez wahania przyjęłam propozycję.
- Chętnie. - odparłam z delikatnym uśmiechem. Perspektywa łowów z wyraźnie bardziej doświadczonym i większym smokiem była niezwykle optymistyczna.
Przywódca V'lon Kiir rozprostował łapy, a z głębi jego gardła wydobył się głęboki pomruk.
- A więc ruszajmy, Neythiri - powiedział i ruszył w stronę, z której dobiegał zapach zwierzyny, stopniowo zwiększając prędkość.
Przez ułamek sekundy poczułam paraliżujący strach. Przecież on biegł niezwykle szybko, a i tak nie osiągnął pewnie swojej pełnej prędkości. Bałam się, że moja łapa zawiedzie w najmniej odpowiednim momencie.
Zaryzykowałam jednak i popędziłam w ślad za smokiem. Dość szybko udał mi się go dogonić, a przy tym zachwiałam się raptem jeden raz. 
Z każdym krokiem woń przybliżała się. Zacisnęłam zęby i wysiliłam się jeszcze trochę. Długi, szybki bieg nie stanowił problemu - sztuką był dla mnie nie ślizgać się po mokrych od rosy kamieniach.
W pewnej chwili Darsh'tian zwolnił, a potem całkiem stanął w miejscu. Poszłam w jego ślady, po czym obydwoje podpełzliśmy powoli do zwalistego dębu, który skutecznie chronił nas przed wzrokiem ofiary.
A raczej - ofiar. Za dębem ujrzeliśmy bowiem stadko dzikich świń. Przypominały dziki, jednak ich szczecina nie była ciemna, lecz bardziej ruda. Mogło być ich około dwunastu, ale nie policzyłam dokładnie - stadko było w ciągłym ruchu.
- Jaką obieramy taktykę? - spytałam szeptem.
Kryszyałołuski powiódł oczami po mnie, a następnie po zwierzynie.
- Potrafiłabyś polecieć o, tam - wskazał na drugą stronę polany, naprzeciwko której się znajdowaliśmy - i zagonić je w moją stronę? 
- Jasne - potwierdziłam. Co jak co, ale na lataniu znałam się całkiem nieźle. 
- Super. To do dzieła. - smok skinął głową i przyczaił się do skoku. 
Ruszyłam na wskazane miejsce, zataczając sporych rozmiarów półkole. Kilka razy pod moimi łapami zaszeleściło poszycie, a świnki przez chwilę stawały się czujne, jednak zaraz wracały do rycia w poszukiwaniu żołędzi, a ja szłam dalej. Wiatr mi sprzyjał - ofiary nie wyczuły mojego zapachu. Kiedy byłam na miejscu, wzbiłam się w powietrze najciszej, jak potrafiłam. Przez chwilkę przyglądałam się zwierzynie, po czym zanurkowałam w ich stronę.
Świnie zaczęły biegać w kółko, kwicząc jak opętane. Cóż za bezrozumne stworzenia! Nie uciekają, a kręcą się w miejscu, jakby to miało je uratować! Zignorowałam ich zachowanie i zaczęłam bić skrzydłami, wzniecając tumany pyłu. Zdezorientowane zwierzęta uciekły prosto w paszczę Darsh'tiana - smok wyskoczył na nie, za jednym razem powalając cztery świnki, a jednej odgryzając łeb. Ja także rzuciłam się ku ofiarom, kąsając dwie z nich, aby zmogła je trucizna. Jedna spróbowała ucieczki, ale posłałam w jej stronę pióropusz ognia. 
Kiedy ogólny zamęt osłabł, spostrzegłam, że upolowaliśmy jedenaście świń - odpowiednio dużo, aby nasycić nas oboje na dzisiejszy dzień. 
- Dobra robota - pochwalił mnie przywódca stada, z zadowoleniem w głosie, po czym zabrał się do jedzenia. Ja także zaczęłam się posilać, rozbryzgując krew na swoje świeżo umyte łuski. To nic - pomyślałam - Warto było. Zjadłam dwie, a mój towarzysz cztery. Smok uprzejmie oddał mi większą część pozostałych, bym mogła schować je w jaskini.
- Masz jakieś plany na dzisiaj? - spytał, gdy byliśmy już syci.


-----------------
Darsh'tian?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zachęcamy do komentowania!