sobota, 29 lipca 2017

Od Neythiri



Podwinęłam pod siebie tylne łapy i oparłam się na przednich, osiągając tym samym całkiem wygodną pozycję. Skrzydła złożyłam wzdłuż boków, aby mi nie przeszkadzały. Spojrzałam z ukosa na Darsh'tiana. Postanowiłam opowiedzieć mu nieco o sobie, najboleśniejsze momenty zachowując dla siebie. 
- Przyszłam na świat dość daleko stąd - zaczęłam, lekko gestykulując i mrużąc oczy - Nie potrafię powiedzieć, gdzie dokładnie, jednak okolica była tam sucha, stepowa - kompletne przeciwieństwo miejsca, w którym znajdujemy się teraz. Dorastałam najpierw pod opieką matki, a potem ojca. Wiesz, szczęśliwe dzieciństwo, i tak dalej - smok pokiwał głową na znak, że doskonale mnie rozumie.
- Ale jak trafiłaś na nasze tereny? - spytał.
- No więc... Pewnego dnia wyruszyłam nad strumyk, aby chwilkę pobyć w samotności. Problem w tym, że... nie byłam sama - westchnęłam cicho - Ni stąd, ni zowąd zaatakowały mnie dwa potwory - urwałam, bo nie byłam pewna, czy warto wspomnieć tu o ich gatunku. Nie miałam bladego pojęcia, czy danie się porwać dwóm mantykorom można zaliczyć do czynów przynoszących ujmę.
- Jakież to? - mój towarzysz nieświadomie, aczkolwiek bezlitośnie dopytał się nawet o taki szczegół. Przez moment zwlekałam z odpowiedzią, ale w końcu wymamrotałam:
- Mantykory.
Darsh'tian spojrzał na mnie, zdziwiony.
- Aż dwie? Rzadko zdarza się, żeby te stwory wytrzymywały ze sobą razem. Niemniej jednak, miałaś sporego fuksa, że wydostałaś się z tarapatów. Jak to się stało?
- Z początku próbowałam się bronić, jednak dość szybko obezwładniły mnie i pozbawiły przytomności. Ocknęłam się w szponach jednej z nich. Zanim zareagowałam, zrzuciła mnie na skały, zagracone kośćmi i szczątkami zwłok. Tym razem walkę podjęłam z uprzednim przemyśleniem sytuacji, co dało mi przewagę, a w końcu zwycięstwo. 
- Musisz być zapalczywą wojowniczką, skoro pokonałaś naraz aż dwie - 'Tian uniósł łeb i przypatrywał mi się uważnie. 
Zaśmiałam się pod nosem.
- O nie, to zupełnie nie tak. Najpierw walczyłam z jedną, w powietrzu, przez co mogłam ją do woli przysmażać w moim ogniu. Po prostu latałam dookoła, śląc w jej stronę płomienie. Potwór odpłacał się tym samym, jednak gruba, smocza łuska jest odporna na ogień - w przeciwieństwie do lwiego futra. Osłabiłam monstrum, które atakowało coraz słabiej, aż w końcu uciekło. Odniosłam niemałe obrażenia, jednak do powrotu drugiej z nich opanowałam najniebezpieczniejsze krwotoki i urazy. Kiedy drugi potwór wrócił, szybko ukryłam się w cieniu. Posiadam pewną zdolność, dzięki której w mroku jestem niewidzialna...
- Ciekawe... - mruknął smok. Uśmiechnęłam się do jego i kontynuowałam.
- W ten sposób zaskoczyłam bestię, jednak potem czekała mnie walka w bliskim kontakcie z mantykorą. W czasie starcia spadliśmy z owych skał, na które mnie zrzucono. Ja wylądowałam twardo, ale łagodnie, natomiast mojego przeciwnika przygniotły skały. Tak więc moje zwycięstwo było dziełem czystego przypadku - zakończyłam.
- A potem, jak zagaduję, trafiłaś tutaj? - upewnił się Darsh'tian.
Skinęłam głową. Nie miałam zamiaru przypominać sobie pomniejszych zdarzeń w drodze do V'lon Kiir.
- A jaka jest twoja historia? - oparłam łeb na łapach i zamarłam w oczekiwaniu. Przeliczyłam się jednak.
- Nie wiem, czy chcesz ją usłyszeć. Powiem tylko, że zostałem uwolniony ze smoczego więzienia, w którym zapadłem w długowieczny sen. Dokonała tego białofutra wadera, którą, być może, już znasz.
- Ferishia? - bardziej stwierdziłam, niż spytałam.
- Właśnie ona - potwierdził smok - Ustalono, że zostanę tu, by zjednoczyć przybyłe smoki. Ot, tyle. 
- A co się działo zanim zapadłeś w sen? - dociekałam.
- Nie warto o tym mówić. Sam nie pamiętam tego zbyt dobrze. - powiedział wymijająco, po czym dźwignął się na cztery, silne łapy. 
- No, idziemy? - ponaglił mnie pytaniem.
Natychmiast wstałam i lekko się przeciągnęłam.
- Jasne! 
Smok wskazał głową w stronę, którą mieliśmy podążać. Kiedy się z nim zrównałam, zaczął iść niespiesznym tempem, do którego łatwo się dostosowałam. 
- Daleko jeszcze? - zapytałam po jakimś kwadransie.
Darsh'tian wzniósł oczy do nieba w żartobliwym geście.
- Nie. To już tutaj. - oznajmił i poprowadził mnie ku gęstym krzakom, po czym odsłonił je przed moim nosem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zachęcamy do komentowania!